w całości betowała kochana okularnicaM :*
Steve wbrew temu co sądził Danny nie lubił wybuchów. One się po prostu zdarzały. I kiedy słyszał granat wywołujący całe to zamieszanie czuł się odrobinę lepiej, ponieważ to oznaczało, że panował nad sytuacją. Źli nie wiedzieli, że zostaną ogłuszeni, więc mogli wchodzić spokojnie do magazynu z bronią w rękach. Danny zawsze wyglądał zabawnie z karabinem szturmowym i tych swoich ciemnych rękawiczkach, które miały zapewniać mu dobry chwyt.
Pył opadał i Kono zaczęła wyprowadzać dupków na zewnątrz. Nadal się dusili i wyglądali na kompletnie przerażonych. Mogli zareagować, kiedy Danny poinformował ich o tym, że są Five O. Przecież oczywistym było, że wejdą do środka. A tymczasem zachowywali się, jakby to była pierwsza melina, do której Steve postanowił się dostać jak do konserwy.
Chin skuwał kolejnego dzieciaka i Steve pamiętał jedynie tyle, że wydawało mu się to podejrzane. Nie spodziewali się nastolatków, a przynajmniej nie tylko. Ktoś musiał panować nad tym narkotykowym biznesem, a żaden z tych dzieciaków nie wyglądał na kogoś z finezją czy polotem. Odlotem może – w końcu wgapiali się w nich, jakby nie wiedzieli, co Five O robiło w środku. A przecież lojalnie uprzedzał, że wchodzą.
W chwilę później pojedyncza kula śmignęła obok niego, chybiając. Strzelił w stronę zdezelowanej łazienki kilkukrotnie, nie dając napastnikowi szans i niedługo potem usłyszał krzyk. Kiedy odwrócił się, aby sprawdzić czy wszyscy są cali, z zaskoczeniem dostrzegł Danny'ego na podłodze cholernego magazynu.
- Bierz tamtego! – polecił Chinowi. – Kono pogotowie! – dodał, wiedząc, że znowu weszli bez SWAT, a to oznaczało, że karetki są daleko za nimi.
Danny leżał na plecach z rozrzuconymi rękami i Steve w przerażeniu obserwował powiększającą się plamę krwi na podłodze. Większość musiał wchłonąć materiał spodni i jego umysł pracował na najwyższych obrotach. To mogło być wszystko począwszy od pękniętej nerki po uszkodzoną tętnicę udową. Widział jak budynek zawalił się na Danny'ego, a ten pozostał przytomny, co przerażało go tylko bardziej, bo w tej chwili z Williamsem nie było kontaktu.
Niewiele się namyślając rozpiął kamizelkę kuloodporną Danny'ego i wyciągnął koszulę z jego spodni. Musiał sprawdzić gdzie znajdowała się rana i uciskać jak najdłużej. Przynajmniej do przyjazdu pogotowia. Zsunął z niego spodnie, drgając lekko na widok krwi na materiale bielizny. A potem jego uwagę przyciągnął wzór tatuażu, którego nigdy by się nie spodziewał. Utrzymane w klasycznej tonacji czerni i bieli koło, przypominało mu początkowo siły Ying i Yang, ale znak nie był przedzielony na pół. Trzy poskręcane linie zamieszone w kole, spotykały się dopiero w środku. I triumwirat miał wiele znaczeń w wielu religiach, ale Danny był katolikiem, a to nie bardzo krzyczało Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Nikt nie robiłby sobie chyba czegoś takiego na biodrze. I trochę zaskoczony dostrzegł niewielką ranę tuż poniżej, krwawiącą jak jasna cholera, ponieważ żyły w tym miejscu były bardzo dobrze ukrwione.
Miał prawie ochotę zapłakać z radości, bo to nie była żadna główna arteria, a kula nie przeszła na wylot. Trzy szwy załatwiłyby sprawę, więc po prostu docisnął do uda Danny'ego kawałek jego własnej koszuli, z radością wsłuchując się w jęk nadjeżdżającego ambulansu.
ooo
Danny wyglądał na wściekłego, kiedy wpakowali go do szpitala z wstrząśnieniem. Okazało się, że rana na udzie była najmniej problematyczna. Williams stracił przytomność przez upadek na beton, który wylano na podłodze magazynu. Steve nawet pierwszego dnia odwiedzin odpuścił sobie żarty na ten temat. Nadal był trochę przerażony ze świeżym wspomnieniem Danny'ego leżącego bez słowa z raną postrzałową.
- Nie patrz tak na mnie, Steven – warknął Williams. – Czy ty zjadłeś moją galaretkę? – zdziwił się.
- Wyrzuciłem. W piątki dają czerwoną. Nie lubisz czerwonej galaretki – poinformował go ze stoickim spokojem.
Danny spojrzał na niego spode łba i podrapał się po nosie, nie znajdując najwyraźniej dobrego argumentu do zaprzeczenia. Faktycznie nie lubił czerwonej galaretki i Steve wiedział o tym doskonale. Za każdym razem kiedy zostawał w szpitalu, Danny wyjadał mu deser, ale nigdy nie ruszał piątkowej czerwonej galaretki.
- Jest coś smutnego w tym, że znasz tutejszy jadłospis na pamięć – stwierdził Williams.
ooo
Danny pojawił się w pracy już w następnym tygodniu i wszystko wróciłoby do normy, gdyby Steve mógł zapomnieć o tatuażu na biodrze Williamsa. Nie miał pojęcia dlaczego Danny nie powiedział mu o tym. Sam miał całą kolekcję, więc to nie tak, że uważał posiadanie tatuaży za naganne. Może w Newark mieli inne standardy. W końcu Danny chodził ubrany tak bardzo profesjonalnie, że niektórzy początkowo sądzili, że był sekretarką Five O ku uciesze Kono.
Steve lubił wiedzieć i na tym trochę polegał jego problem. Wiedział, że Danny nienawidził, kiedy Steve wtrącał nos w nie swoje sprawy, a tatuaż na biodrze – wiecznie zakryty i tajny przyzywał go do siebie, ponieważ nie był przeznaczony dla jego oczu. A on lubił wiedzieć wszystko o Williamsie. Powinien wiedzieć wszystko, ponieważ byli partnerami i nie miał przed nim tajemnic prócz tych, które wymuszała na nim dawno temu złożona przysięga.
Nie starał się specjalnie szukać znaczenia symboli. Nazwa wpadła mu w ręce przypadkowo, gdy po kilku godzinach przeglądania symboli celtyckich, znalazł coś podobnego. Czuł się trochę zawiedziony tym, że z tatuażem nie wiązała się żadna tajemnica. Prawie sądził, że w środku zakodowana była data urodzin Grace. Coś takiego Danny mógłby wytatuować na sobie. Chyba mieli jednak zbyt wiele spraw związanych z magią i tajemnymi stowarzyszeniami ostatnimi czasy, bo zaczynało mu odbijać i rzucał się na każdy strzępek informacji, jakby ten miał zmienić jego spojrzenie na świat.
Tatuaż jednak nie chciał wyjść z jego głowy, więc zerknął ponad monitorem, upewniając się, że Danny nadal narzekał do Kono na swoją nogę, która – Steve mógł się założyć – była stuprocentowo sprawna, ale swędziała jak diabli przy gojeniu. Na Hawajach czy tych temperaturach wszystko swędziało i szczypało. Williams miał szczęście, że niczego nie złamał, ponieważ tortury zaczęłyby się dopiero wtedy. I nikt nie chciał podrapać Steve'a pod gipsem, chociaż naprawdę ładnie prosił.
Wpisał frazę w wyszukiwarkę i zamarł, ponieważ nie spodziewał się, że internet podaruje mu cokolwiek. Spodziewał się nudnej historii o wiecznej miłości. Danny w końcu był romantykiem. Jednak bogowie złośliwości postanowili zakpić z niego podsyłając mu ścieżkę do takich zakamarków sieci, że cieszył się, że wyłączył dźwięk w laptopie. I każda z tych stron była opatrzona jeśli nie symbolem, który Danny wytatuował na biodrze, to chociaż wariacją na jego temat.
Steve zerknął jeszcze raz na Williamsa, który akurat przestał utyskiwać. Danny spojrzał na niego, jakby wiedział, że coś się święci i wgapiali się przez kilka długich chwil na siebie przez cienką szybę jego biura. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, a jednocześnie czuł iskierki paniki, że został przyłapany znowu na gorącym uczynku. Nic do siebie nie pasowało, ponieważ Danny nie mógł nosić na sobie tatuażu, który symbolizował tak wiele. Danny – ojciec Grace i według przynajmniej Steve'a facet doskonały. Nie wiedział dlaczego Rachel odeszła, ale to musiało mieć więcej wspólnego ze Stanem niż z jego przyjacielem, ponieważ nikt tak nie kochał jak Williams.
Uciekł wzrokiem, ponieważ to było śmieszne. Danny zapewne ukrywał przed nim tatuaż, bo był efektem pijackiej nocy. I może Williams nie wiedział nawet co oznacza ten symbol. Po prostu wybrał pierwszą rzecz, która mu się spodobała. A on nabudował sobie teorię, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.
Prawie miał ochotę się z siebie śmiać. Kiedy jednak znowu zerknął przez szybę, Danny wpatrywał się w niego dalej z tą charakterystyczną zmarszczką między brwiami.
ooo
Wszystko w zasadzie wróciło do normy, gdy przekonał swój umysł, że jego teorie są błędne. Danny co prawda dalej zerkał na niego, jakby chciał zapytać, ale Steve usilnie starał się udawać, że tego nie widzi i obaj doskonale unikali tematu, który w zasadzie nie istniał. Był doskonały w te gierki i cieszył się, że ten jeden raz Williams mu na to pozwalał. Przeważnie zaczynał o anewryzmie na jego twarzy, a potem ciągnął z niego tak długo, że Steve wyjawiał przed nim jakieś cholerne tajemnice bez otwierania ust. Danny doskonale przesłuchiwał go, nie dopuszczając go nawet do głosu. Wysnuwał teorię, strzelał na ślepo, a potem wydawał się zadowolony, gdy trafiał. A co najgorsze naprawdę go rozgryzał i chociaż Steve nie musiał mówić o uczuciach, wytrącało go trochę z równowagi to jak wiele Danny o nim wiedział.
I to nie było tak, że Williams się nie dzielił. Steve znał problemy każdego jednego jego dnia. Treści rozmów z Rachel i postępy w ich relacji. Wiedział kiedy królik Grace chorował oraz jak bardzo Danny chciał skręcić kark zwierzakowi. Oraz wiele powodów, dla których nie mógł tego zrobić. I to były małe czasem nic nieznaczące rzeczy, ale Steve jeszcze nigdy nie koegzystował z nikim, kto dzieliłby się z nim swoim życiem dobrowolnie. Może dlatego nie potrafił odpuścić sobie sprawy tatuażu.
I kiedy siedzieli na jego lanai z piwami w dłoniach, Steve oparł się wygodniej, wgapiając w ocean, na który Danny nie narzekał od dwóch tygodni. To było prawie tak jakby, Williams pokochał Hawaje.
- Czasem się zastanawiam czy tatuaże Mary Ann nie były robione po pijaku – przyznał ostrożnie.
I to była prawda. Jego siostra ukrywała pod koszulką jakieś dziwne linie, które nie miały sensu. Nieszczęśliwie plaże zmuszały do odsłonięcia wszystkiego i widział jak bardzo przeszkadzał jej tatuaż na żebrach.
- Ludzie robią czasem głupoty, których żałują – odparł Danny, ale nie dodał nic więcej.
Steve spodziewał się znowu jakiegoś wykładu, ale Williams usilnie milczał jak nigdy. Jakby nie miał nic do dodania od siebie.
- Moje tatuaże mają znaczenie – powiedział więc, rzucając kolejną przynętę.
- Wiem – odparł Danny spokojnie.
- Ludzie nie powinni zostawiać na skórze śladu, którego nie znają – ciągnął dalej.
Danny zamiast odpowiedzi uniósł się na łokciach i spojrzał na niego, uśmiechając się krzywo.
- Czy to jest moment, w którym mi wyznasz, że po pijaku wytatuowałeś sobie motylka na tyłku? – spytał Williams, kompletnie go szokując.
Steve zaśmiał się krótko i potrząsnął głową. A potem zamarł, ponieważ jeśli Danny nijak nie kojarzył swojego tatuażu z błędem, musiał być całkiem świadom jego znaczenia. I Steve nie był na tyle naiwny, aby sądzić, że dorosły mężczyzna nie wiedział czym jest seks. Każdy raz na jakiś czas marzył o czymś ostrzejszym. Danny wyglądał po prostu na takiego, który wracał grzecznie do swojej żony wieczorem, całując czule jej ramiona i szepcząc głupotki do ucha. Oczywiście w tej chwili był sam. Gabby wyjechała na kontynent na jakieś pół roku i Steve miał wrażenie, że to koniec. Jakoś nie wyobrażał sobie również doktor Asano w strojach jak tamte kobiety. Miała w sobie jakąś dziwną delikatność, prawie że świętość.
Steve bałby się zaprosić ją na kolację – jego świat był pełen broni. Nie trzymałby jej dłoni podczas spaceru plażą. Przynajmniej nie tak naturalnie jak Danny, który po prostu obejmował ludzi swoją opieką i nie zostawiał ich nawet w najgorszych sytuacjach w ich życiu. Wydostał Steve'a z Korei, chociaż miał Grace, a z tej misji mogli nie wrócić.
Spojrzał jeszcze raz na Williamsa i wszystko było tak bardzo nie tak, że wziął kolejny łyk piwa, zastanawiając się co dalej.
ooo
Nigdy nie przeprowadzał wywiadu. To była rola Cath, ale jakoś nie wyobrażał sobie prosić ją o coś takiego. Przede wszystkim stalkowanie współpracowników było niezdrowe. Zdawał sobie z tego sprawę, ale Danny miał przed nim sekrety. A to nie było normalne. Przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Nie był na tyle idiotą, aby uwierzyć, że strony pornograficzne wiedziały cokolwiek o praktykach BDSM, ale jednak obejrzał kilka filmów, żeby mieć ogólne rozeznanie. I nie widział jeszcze nigdy, aby ludzie tak bardzo po sobie pluli. Może panował deficyt lubrykantu. Nie miał pojęcia co nawiedziło branżę porno, ale ślina nie stanowiła dobrego nawilżacza. Znał też ludzkie ciało, więc wiedział również, że pewne rzeczy po prostu nie były przyjemne. Sztuczne jęki i westchnienia przyprawiały go o mdłości jak zawsze. Dlatego trzymał się z dala od filmów tego typu, ponieważ jedynym realnym był dźwięk ud tamtego faceta obijających się o tyłek tamtej związanej kobiety, która zresztą mogłaby się z łatwością uwolnić, gdyby wygięła lekko bark. A mogłaby – Steve widział do czego zdolne było jej ciało.
Nie widział w tym nic pociągającego, ale z drugiej strony nic tak również nie zniechęcało go jak normalna pornografia pełna podejrzanych trójkątów ludzi w połowie tylko zainteresowanych. Czasami chodził z równą chęcią do pracy, gdy akurat nie mieli sprawy i wiedział, że cały dzień spędzi nad raportami. Może oni właśnie zastanawiali się jak wyjaśnić swojemu urzędowi podatkowemu nagły przypływ gotówki, z której nie chcieli się rozliczać.
Nie był dobry w prowadzeniu badań. Kiedy interesował go jakiś przedmiot miał potrzebę oceny, a ona wypadała słabo. I jednocześnie łączył to nieodłącznie z Dannym, nie wiedząc do końca czy Williams byłby tą stroną wiązaną czy wiążącą. Williams zaskoczył go już raz i postanowił podejść do całej sprawy ze świeżym umysłem. Jednak jego myśli błądziły i nie do końca podobały mu się te tory. Danny po prostu nie wyglądał na faceta, który mógłby być zainteresowany czymś podobnym. I może to psuło mu całą wizję.
Nie do końca widział sens podobnych praktyk. Rozpisywano się o różnych rodzajach scen, bezpieczeństwie w tym wszystkim, ale oddawanie kontroli nad swoim życiem w ten sposób wydawało się po prostu złe. Wiedział dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć mieć nad kimś władzę, ale oddanie jej dobrowolne potrzebowało czynnika zaufania, którego rozmiaru sobie nie wyobrażał. Cath od czasu do czasu pozwalała mu wziąć się od tyłu, gdy wykręcał jej rękę. To była miła odmiana, ten skok adrenaliny, ale sypiali z sobą od lat, byli przyjaciółmi. I Cath mogłaby go zabić drugą ręką, gdyby chciała.
ooo
Danny wszedł do jego biura bez pukania i Steve prawie strącił komputer z biurka. Williams spojrzał na niego tak, jakby to tylko coś potwierdzało.
- Co? – spytał, nie starając się być nawet uprzejmym.
Nie przyznałby się do tego, że został nastraszony prawie na śmierć. W końcu zawsze był czujny, ale zaczytał się i tym razem. I nie mógł nic poradzić na to, że jego umysł balansował od Danny'ego w tych jego skórzanych rękawiczkach, w których strzelał – do Williamsa związanego jak szynka na cudzej łasce.
- Ja pytam co? – odparł Danny, marszcząc brwi. – Wiesz kiedy ostatnio wypiliśmy razem piwo?
Steve otworzył usta, ale w zasadzie nie pamiętał dobrze.
- Czy to jest jedna z tych sytuacji, gdy nie będziemy rozmawiać o uczuciach, Steven? – spytał wprost Danny. – Przywiązałeś się do mnie za bardzo i nie chcesz mnie tracić? Nigdzie nie odchodzę. To nie jest twoja wina, że mnie postrzelono – powiedział, zaskakując go trochę.
- To zawsze była moja wina, gdy do ciebie strzelano – odparł.
Danny wypuścił długie westchnienie.
- Nie, nie zawsze. Nie mówię, że zawsze jesteś bez winy, ale tym razem nie mogłeś przewidzieć, że teren nie jest czysty. Byliśmy tam we czwórkę, więc każdy mógł zauważyć faceta w kiblu, który nie był ogłuszony, ale nie zauważyliśmy. Zdarza się. Nic się nie stało – poinformował go Danny. – Nie musisz… - zaczął mężczyzna i urwał. – Wiem, że masz problem z wyrażaniem swoich uczuć i ten anewryzm na twarzy, który masz od dwóch tygodni nie dodaje ci uroku. Nie musisz się martwić, bo nic się nie stało. Ja też nie chcę, żeby ci się stała krzywda, kiedy jesteśmy w akcji. To normalne. Jesteś moim przyjacielem – rzucił Williams kompletnie go szokując.
I ta sytuacja zaczynała się wyrywać spod jego kontroli tak jak zawsze, gdy Danny otwierał usta. Nigdy nie miał szans z Williamsem może dlatego, że mężczyzna przeskakiwał od wniosku do wniosku tak płynnie, że Steve nie wiedział nawet kiedy powstrzymać to szaleństwo.
- Widziałem twój tatuaż, kiedy ściągnąłem twoje spodnie – powiedział pospiesznie, korzystając z kilku sekund ciszy.
