tytuł: Lotne piaski
autor: euphoria
Betowała wspaniała okularnicaM:*
fandom: Hawaii 5-O
pairing: McDanno / Steve McGarrettt/ Danny ' Danno' Williams
info: dla Piach wam w oczy! oraz kogoś kto podarował (zmusił mnie) garść promptów, uprzejmie prosząc (zmuszono mnie! nie miejsce złudzeń) o napisanie tego cudownego opowiadania
tagi, których użyłabym: Danny!aktor, fotograf!Steve, Pudelek AU, klękajcie narody!
Kiedy spotkał Danny'ego Williamsa po raz pierwszy, facet był zakopany w piasku po kostki i starał się jak mógł nie ruszać. Steve pomyślałby, że to część jego roli, ale mężczyzna wyglądał na spiętego, ilekroć ktokolwiek pojawił się blisko niego. Uśmiechnął się dopiero, gdy niewysoka brunetka do niego podeszła z butelką wody w ręce.
- Nie przesadzasz? – spytała kobieta.
Steve słyszał ich wyraźnie, ale nie był nadal pewien czy chce robić zdjęcia.
Williams nie był oskarowym aktorem, ale grał w serialach i od niedawna zaczął film akcji, gdzie wcielał się w głównego bohatera. Popyt na niego wzrósł, chociaż Steve uważał, że Danny Williams z całym sobą nie prezentował hollywoodzkiego blichtru. Facet musiał być sporo niższy od niego. Oczywiście był przyjemnie umięśniony, a wystylizowane włosy nadawały mu tego swoistego uroku. Jednak dla Steve'a wyglądał śmiesznie. Żaden szanujący się surfer nie wyszedłby ubrany w ten sposób na plażę.
- Widzisz?! – powiedział nagle Williams. – Nawet paparazzi się ze mnie śmieje –dodał i wyglądało na to, że faktycznie jest zrozpaczony. – Do twojej wiadomości! Nie cierpię piasku! – krzyknął na tyle głośno, żeby najwyraźniej Steve usłyszał wyraźnie.
Jakby poranna bryza nie niosła wszystkiego.
- Może jakieś zdjęcie? – spytał zatem podchodząc bliżej i nie spodziewał się, że mężczyzna zacznie się śmiać jak opętany.
- Wiesz, że wykonujesz fatalną robotę, prawda? Pytasz o zdjęcie? Nie powinieneś wisieć na drzewie jak jakiś neandertalczyk? – zaczął Williams i najwyraźniej go to przednio bawiło. – Paparazzi pyta mnie o zgodę na zrobienie zdjęcia – prychnął w stronę kobiety, jakby sam w to nie wierzył. – Jesteś nowy, prawda?
Steve zbił usta w wąską kreskę. Miał na końcu języka, że przeważnie strzelał do ludzi z broni innego kalibru, ale z drugiej strony Danny tylko żartował. No i była szósta rano.
- Okej, ale nie rób zdjęć mojej żonie – poprosił nagle aktor, spoglądając sugestywnie na kobietę.
- To byłoby bardzo miłe z twojej strony – dodała z uśmiechem, który zapewne miał go przekonać.
Faktem było, że Steve naprawdę nie musiał pytać, ale coś mówiło mu, że zaprzyjaźnienie się z tymi ludźmi byłoby lepsze niż zadzieranie z kimś takim jak Danny Williams. Mówiono, że facet chodzi z sercem na dłoni – do momentu jak go wkurzysz. Williams był na tyle niski, że pewnie łatwo mu się znikało w tłumie. Nie, żeby Steve już planował za nim podążyć. Znał adres hotelu, w którym zatrzymała się ekipa na dwa dni zdjęć, które kręcili na plażach Miami. Osobiście uważał, że Hawaje miały lepsze fale.
- Jak ci się surfowało? – spytał, unosząc aparat do góry.
Williams nawet nie drgnął, jakby przywarł do piasku w miejscu, w którym go zostawiono.
- Nienawidzę surfować – powiedział Danny, niczym smerf maruda.
Steve nie mógł nie parsknąć.
- Wiesz, że to mało profesjonalne śmiać się z kogoś kogo fotografujesz? – zakpił Danny i w jego oczach pojawiło się coś zadziornego.
Steve spojrzał na niego znad aparatu, zastanawiając się ile może zaryzykować. Nigdy nie był dobry w kontaktach z ludźmi. Nikt jednak nie powiedział, że McGarrett ustąpił pola bitwy.
- Och, zamknij się – odparł zatem i dostrzegł, że uśmiech Danny'ego poszerza się.
Williams zatem był jednym z tych lekko dupkowatych ludzi. Mówiono, że ukończył akademię policyjną i odkryto go przez przypadek. Nie mógł być zatem jednym z tych pacykowatych modeli, z którymi ciężko było pracować. Steve rozumiał również fakt, że facet miał zasady. Takie jak chronić rodzinę. Zerknął na wpółświadomie na kobietę stojąca nieopodal.
- Hej, hej! Oczy na mnie – powiedział Williams.
- Nie jesteś czasem zbyt rządny uwagi? – zakpił Steve.
Nacisnął spust, czując znajomą adrenalinę wtłaczaną do jego żył. Danny nie był jego celem, ale jednak to się wydawało tak podobne. Prawie oczekiwał, że ten roześmiany mężczyzna upadnie. I to było chore. Były powody, dla których przeniósł się do rezerwy.
- Niestety nie zapozuję – podjął Danny. – Staram się nie drażnić piasku z nadzieją, że piasek wykaże się podobną uprzejmością w stosunku do mnie – wyjaśnił. – Czy widziałeś jeszcze jakiegoś neandertalczyka skaczącego po drzewach?
- Nie wlazłem na drzewo – poinformował go sucho Steve. – Neandertalczycy się również na nie nie wspinali. Mylisz ich z makakami.
- Makaki! Słyszałaś, Rachel? – spytał i obrócił się, ale kobieta ukryła się już w przyczepie. – Dobre – odparł. – Rozumiem, że też zabijasz czas na Animal Planet, gdy czekasz, aż któreś z nas wyściubi nos.
Steve nie odpowiedział, bo to nie było pytanie.
- Wyobrażam sobie, że to musi być okropne. Czekanie, aż ktoś zrobi coś ciekawego. Kiedy jesteśmy takimi normalnymi ludźmi! – ciągnął dalej Wiliams. – Chociaż sfotografowanie Travolty z papierem toaletowym było mistrzostwem. W życiu nie czytałem większej głupoty o niczym – powiedział i Steve musiał się z nim zgodzić.
Jakby do cholery cały świat nie korzystał z toalet. Nawet dobrze, jeśli korzystali. Cholerny ocean i tak był za bardzo zanieczyszczony.
- Jak zatytułujesz ten artykuł? – spytał Danny.
- Williams i jego niechęć do piasku i plaży. W środku znajdzie się tekst, że pożywiasz się małymi fokami i twoim hobby jest straszenie na śmierć mały dzieci – zażartował Steve i Danny zamarł.
Było to o tyle dziwne, że nie zdawał sobie sprawy nawet, że mężczyzna tak wiele się wcześniej ruszał. Jego ramiona pracowały cały czas. Rozmawiał rękami, więc każde zdjęcie było unikalne. I nie musiał pozować. Po prostu im mniej się starał – tym lepiej wyglądał.
- Żartujesz, prawda? – upewnił się Williams i Steve zrozumiał, że przekroczył pewną granicę.
Możliwe, że jakiś idiota faktycznie stworzyłby coś podobnego wyssanego z palca dla taniej sensacji. Mógł nawet podać alfabetycznie całą listę nazwisk podobnych idiotów.
- Tak, Danny – powiedział po prostu, odkładając aparat. – Będzie krótki nagłówek o tym, że nie cierpisz piasku – dodał.
Williams wydawał się rozluźnić w jednej chwili, jakby mu kompletnie ulżyło.
- Paparazzi nie autoryzują – powiedział Danny bardziej do siebie i Steve nie odparł nic.
Obaj wiedzieli jakie są reguły gry, więc wziął głębszy wdech, wiedząc doskonale, że tego też nie powinien mówić.
- Ukryjecie ciążę lepiej, jeśli będzie chodzić w normalnych ubraniach przez pierwsze tygodnie. Te luźne przyciągają uwagę – podjął i zobaczył jak Williams znowu się spina. – Taka rada – dodał, zabierając aparat.
- Czekaj! – usłyszał za sobą i odwrócił się tylko po to, aby zobaczyć, że Danny w końcu zaczął robić ostrożne kroki w piasku.
Wyglądało to, jakby nowo narodzony cielak uczył się chodzić.
- Jak się nazywasz? – spytał Williams, podchodząc do niego bliżej.
- Kom… - urwał i zagryzł wargę. – Steve McGarrett – powiedział tylko.
I jeśli Danny zauważył jego przejęzyczenie, nie powiedział ani słowa.
- Dzięki, Steve – powiedział tylko Williams z czymś dziwnym w głosie.
Potrafił zrozumieć potrzebę ochrony rodziny i Danny w tym zwariowanym świecie najbardziej przypominał mu o domu. O zasadach, które powinny panować w życiu. Nie rozumiał dlaczego mężczyzna miałby być za to karany.
Kiedy odchodził, przed jego oczami pojawiła się twarz żony prominentnego arabskiego szejka, którą odbijał, gdy okazało się, że kobieta zaczyna bać się o swoje życie. Gdyby nie jej amerykańskie obywatelstwo, pewnie nadal byłaby gwałcona w zaciszu własnej małżeńskiej sypialni. Steve z przerażeniem zrozumiał, że kobieta jest w ciąży, gdy tylko wydostali się z budynku. Nie mogła biec i musiała ukrywać swój stan przez ostatnie tygodnie.
ooo
Fotografował Danny'ego częściej niż rzadziej. W zasadzie widywali się na tyle często, że został specjalistą od zdjęć Williamsa, a to wiele w tym świecie mówiło. Danny nie przepadał za skandalami i miał opinię cudownego męża. Swoją żonę poznał w końcu jeszcze przed tym całym zamieszaniem i światek aktorski czekał, aż znudzi go ta niepozornie wyglądająca kobieta. Byli krasnalami w świecie Hollywood.
Danny zawsze obejmował ją ramieniem, gdy wychodzili z domu. Otwierał przed nią drzwi, żartował, próbując odwrócić jej uwagę od błyskających fleszów. Jeśli się przy tym irytował to tylko wtedy, gdy nie miał jak przejść. I Steve'owi coś mówiło, że ten niewysoki mężczyzna mógłby użyć swoich ramion jako tarana, ale nikt tego nie chciał w najbliższej przyszłości, więc on zostawiał mu na tyle miejsca, by wszyscy mogli egzystować.
I Danny zawsze to dostrzegał. Może mieli podobne wyszkolenie na pewnym poziomie. Jeśli chodzi o przestrzeń osobistą. W końcu Danny poruszał się z pewnością człowieka, który wie, że poradzi sobie ze wszystkim na co natrafi.
Brzuch Rachel powiększał się. Steve nadal robił im ostrożne zdjęcia, zastanawiając się jakim cudem pozostali nie zauważają zmieniających się kształtów kobiety. Może fakt, że Williams ich wyśmiał wszystkie te razy, gdy Rachel po prostu przytyła – i oficjalnie powiedział, iż jego żona ma prawo ważyć ile chce i on będzie ją dalej kochał – sprawił, że uznali, iż pani Williams zapewne znowu przestała stosować jedną z tych chorych diet. Nigdy zresztą nie wyglądali idealnie na czerwonym dywanie. Rachel nie miała nóg Angeliny Jolie, a Danny po prostu był zbyt niski. Facet nadrabiał głośnością. Już z oddali dało się słyszeć jego czysty śmiech, gdy żartował z kimś.
Steve czasem zastanawiał się po jaką cholerę żyje życiem innych. W zasadzie znał Williamsa od podszewki. Wiedział kiedy nawet mężczyzna chodził do dentysty i, że zwichnął kostkę na planie filmu i nie przerwano kręcenia. Kazał się opatrzyć i ruszył dalej, twierdząc, że nie ma czasu spędzić w Miami ani dnia dłużej. Rachel została sama w Los Angeles.
Williams chronił swoją prywatność, dlatego Steve prawie dostał zawału, gdy w jego słuchawce odezwał się całkiem znajomy głos.
- Steven? – spytał Danny, gdy nie powiedział ani słowa.
- Cześć – odparł w końcu, patrząc przed siebie, na dziesiątki wywołanych zdjęć. – Powinienem spytać skąd masz mój numer?
- Istnieje takie medium jak internet. Tam mają wszystko – prychnął Danny, jakby to było oczywiste.
- Wziąłeś mój numer z internetu? – upewnił się Steve.
Na pewno nie rozumiał tego poprawnie.
- Paparazzi na życzenie 'com'. Jest taka strona. Gdyby mi się nudziło i smutno byłoby mi bez ludzi zaglądających mi przez płot do domu, mógłbym sobie zamówić jednego. Nawet na wynos – poinformował go Danny tak poważnym głosem, że Steve prawie w to uwierzył.
I nic dziwnego, że facet był takim świetnym aktorem. Co nie zmieniało faktu, że jego sarkazm wypływał w najdziwniejszych momentach.
- No więc… - zaczął Williams i pierwszy raz wydawał się mniej pewny. – Jutro ogłosimy z Rachel, że jesteśmy w ciąży. Znaczy ona jest w ciąży – poprawił się niemal natychmiast. – Ze mną… z dzieckiem – powiedział pospiesznie i Steve nie mógł nie zaśmiać się do słuchawki.
- Jeszcze się nie oswoiłeś? – prychnął, nie mogąc się powstrzymać.
- Och, zamknij się – powiedział Danny, ale nie było w tym jadu. – Pomyślałem, że… Słuchaj, wiem, że masz zdjęcia moje i Rachel. Jeśli chcesz wykorzystać te, na których widać… - urwał.
- Brzuch – podpowiedział mu Steve.
- Jeśli chcesz, to jest dobry moment, który nie sprawi, że moi prawnicy rozszarpią ci gardło. Z drugiej strony bardziej na twoim miejscu bałbym się mojej matki. Jest jeszcze bardziej opiekuńcza w stosunku do dziecka niż ja, a to chyba wiele mówi – odparł Danny i Steve po prostu widział jak między brwiami mężczyzny pojawia się zmarszczka.
Znał każdy wyraz twarzy tego faceta. I po prostu wiedział jak wygląda Williams, który sobie coś zaskakującego uświadamiał.
- Nosi nunchaku – odgadł Steve i usłyszał w słuchawce charakterystyczny śmiech. – No co? Ty nosisz torbę z podstawowymi rzeczami na wypadek porodu, a to dopiero czwarty miesiąc – powiedział.
- O Boże – jęknął Danny. – Jesteś zbyt spostrzegawczy. Skąd do licha wiesz?
- Cały czas ta sama torba. Macie po jednej identycznej w każdym samochodzie – wyjaśnił Steve. – Co wszędzie i zawsze potrzebuje facet, którego żona spodziewa się dziecka? To całkiem logiczne.
- O Boże – powtórzył Danny.
- I będę musiał o tym wspomnieć – dodał lojalnie Steve. – Może zrobi to z ciebie wariata, ale też cholernie dobrego ojca – zakończył i nie wiedział nawet dlaczego to powiedział.
Sądził, że znowu przekroczył jakąś cholerną granicę, ale Danny westchnął w tak charakterystyczny sposób, jakby jakiś ciężar spadł mu z ramion.
- Oczywiście, że będę fantastycznym ojcem – poinformował Steve'a ze sztuczną pewnością siebie.
Brawura nie pasowała mu aż tak bardzo w tym wypadku. Steve żył z obserwowania go i wiedział kiedy facet kłamie. Może jednak nie należało go o tym informować, skoro już wiedział tak wiele na temat wyposażenia ich aut. Nie chciał, aby Danny czuł się osaczony. Facet był trochę jak zwierzę w pułapce. Rozwijanie u niego paranoi nie mogło się skończyć niczym dobrym. A Steve wiedział, że Williams ma nadal czynne pozwolenie na broń. W końcu miał być gliną.
- Dzięki za informacje – powiedział Steve całkiem szczerze.
- Jesteś najgorszym paparazzi na świecie – poinformował go Danny z wyraźnym rozbawieniem.
Mężczyzna rozłączył się, zanim Steve zdążył się pożegnać, ale w z zasadzie ostatnim czego chciał to to, aby jakiś sprytny namierzył rozmowę. Bywały gwiazdy, które umawiały się z paparazzi, ale Williams do nich nie należał. I wiedział też, że pewnie przygotowali dom tak, aby Rachel mogła swobodnie się poruszać po nim w zaawansowanej ciąży i nie bać się, że zostanie zobaczona. Ekipa remontowa przychodziła i wychodziła, i podejrzewał, że kupił im trochę czasu. Może strzelanie fotek będzie trudniejsze, ale on lubił wyzwania.
Chciał też zobaczyć minę Danny'ego, gdy mężczyzna zorientuje się, że Steve faktycznie potrafi wspinać się na drzewa.
