Mój pierwszy opublikowany fanfick. Mam nadzieję, że się spodoba. :)


Szanowny panie Dursley,

Pragniemy poinformować o odkrytych u Pana oraz u Pańskiej matki zdolnościach półmagicznych. Pragniemy także przeprosić za pominięcie Państwa przy zapisach do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w roku 1969 u Pani Petuni Dursley i 1991 w przypadku Pana. Jako zadośćuczynienie chcielibyśmy zaproponować wakacyjny kurs magii w dowolnej uczelni. Broszurki szkół są załączone do listu.

Z poważaniem,

Filius Flitwick

Wicedyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Twarz Dudleya, od długich, jasnych kłaków po szczątki drugiego podbródka, można było stawać za przykład zgorszeniu i złości. Zmiął list i rzucił go pod nogi starszej kobiety.

- I jeszcze mają czelność… - wycedził. Stojąca w drzwiach Arabella Figg spojrzała na niego jak na wyjątkowo niegrzecznego kota i uderzyła parasolką. Sowa siedząca na jej ramieniu zahukała.

- Nie zachowuj się tak przy starszej damie – fuknęła. – Tylko mów, co o tym myślisz, bo drugiej takiej szansy nie będzie. A jak nie rozumiesz czegoś w liście, to pytaj.

Dudley zmarszczył brwi.

- Co to „zdolności półmagiczne"?

- Poprawne politycznie określenie charłaka – prychnęła – To czarodziej o szczątkowej ilości magii. Widocznie nie tylko Lily, ale i Petunia miała zdolności magiczne. Oczywiście o wiele mniejsze, dlatego ich nie wykryto. Ale najważniejsze jest to, że ty – dźgnęła go palcem - je odziedziczyłeś.

- Skąd pani niby wie w ogóle o magii?

- Bo sama jestem charłaczką, idioto. Nie jest nas wielu, ale trzymamy się razem. Podejrzewam że ten list wymusił na dyrekcji Argus Filch, też charłak. Ten sadysta mści się za brak mocy na uczniach, więc będziesz pierwszym uczniem, którego lubi woźny Hogwartu – zachichotała, pokazując zżółkłe zęby.

Do wpojonego Dursley'owi światopoglądu zaczęły wkradać się obce myśli. Chodzi o siłę. Zawsze pragnąłeś siły – szeptały. To prawda – odpowiedział. Uwielbiał to uczucie, kiedy panował nad ofiarą, nad przeciwnikiem. Do czasu, kiedy przekonał się, że niemal każdy dziwoląg może go skopać. Nie mógł się obronić nawet przed tym… no jak mu tam… dementorem! Czyżby to naprawdę była…

- Nie będę szedł do żadnej szkoły wariatów! –wykrzyknął. Jednak do jego oczu wkradła się niepewność i staruszka to zauważyła.

- Pomyśl o sobie, a nie o swoich rodzicach. To twój wybór. Tylko ty możesz go zrobić. Nie zwracaj uwagi na to, co wpajali ci inni. Masz dar. Wykorzystaj go!

… była szansa, na wyrwanie się stąd, zdobycie tego dziwnego, niedostępnego dotychczas rodzaju siły, która pozwoli zacząć własne życie? Z dala od szantażu psychicznego matki („Przecież nie zostawisz biednej, schorowanej mamusi samej, Dudziaczku!"), od autorytarnych rządów ojca?

W tej chwili do przedpokoju wszedł Vernon Dursley. Palnął syna zabytkowym smeltingiem, bezceremonialnie zatrzasnął drzwi i tym samym zakończył dyskusję.