Chociaż minęło już prawie trzynaście lat to wciąż boli tak samo, jak przed laty, wiesz? Każdego ranka, gdy patrzę na wschód słońca, ból wypełnia me serce, by towarzyszyć mi przez resztę dnia, bo – choć zdążyłam się już powoli przyzwyczaić do jego widoku – to nie jest słońce, świecące w mym domu. Spoglądam na gwiazdy i nie widzę, tak dobrze znanych mi z dzieciństwa gwiazdozbiorów. Rzucam przelotne spojrzenie ludziom mijanym na ulicach i z trudem powstrzymuję łzy, tak bardzo różnią się od tych, których miałam okazję widzieć, jako dziecko. Codziennie, gdy przeglądam się w lustrze, nie wiem na kogo, tak właściwie, patrzę. Dziewczyna, która przede mną stoi to nie ja. Co się stało z mymi uszami, oczami, a nawet włosami? Gdzie się podziały charakterystyczne dla mej rasy rysy? To nie jestem ja. Zawsze, gdziekolwiek bym nie była, towarzyszy mi uczucie, że tu nie pasuję. To nie jest mój świat. Gdziekolwiek się nie rozejrzę otaczają mnie szarzy, zabiegani ludzie, którzy są wobec siebie obojętni, wszędzie unoszą się spaliny samochodów i autobusów, a zielonych terenów jest tak mało… To wszystko tak bardzo różni się od mojego ojczystego domu. Tak bardzo.
Chociaż minęło już prawie trzynaście lat, ja wciąż cierpię, wiesz? Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak, jako mała, ośmioletnia dziewczynka obudziłam się w białym, szpitalnym łóżku, w sali tak nieprzyjemnej, że, gdy ją wspominam ciarki przechodzą mi po plecach, bez pamięci. Obok mojego łóżka siedziała dwójka ludzi, podających się za mych rodziców. Uwierzyłam im, chociaż czułam, że coś tu jest nie tak. Stwierdzili, że podczas zabawy w ganianego z siostrą, Petunią, nagle znalazłam się na dachu i z niego spadłam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o budzącej się we mnie mocy, byłam taka naiwna. Jednak ta sielanka nie trwała długo. Wspomnienia powoli zaczęły powracać, a ja musiałam z każdym dniem coraz bardziej uważać, by wydać tego, kim naprawdę jestem. Z każdym dniem rozumiałam coraz więcej rzeczy, które dla innych wydawały się nie mieć sensu. Dla mnie jednak wydawały się one tak oczywiste, a zarazem tak odległe od tego świata, jak ta ziemia od tego słońca. Stawałam się również świadoma mocy, która we mnie drzemała i zaczęłam sama uczyć się ją poskramiać. Podczas jednej z prób opanowania tej siły, straciłam miłość przybranej siostry, jednak, na pewien czas, zyskałam przyjaciela.
Severus Snape był inny niż wszyscy. Cichy, stroniący od ludzi chłopak, z trudną sytuacją domową szybko zyskał mą sympatię. Naprawdę go lubiłam, a on zdawał się odwzajemniać moje uczucia. To właśnie Severus, jako pierwszy, opowiedział mi o magii, Hogwarcie i społeczności czarodziejów, która się znajdowała w tym świecie, a ja z wypiekami na twarzy chłonęłam nową wiedzę. Jak niewiele wystarczyło bym przestała się martwić! Obietnica pójścia do szkoły magii i poznania jej sekretów była aż nazbyt kusząca, a ja zbytnio przejęta, by przejmować się konsekwencjami. Moje jedenaste urodziny nadeszły szybko, a już dwa miesiące później siedziałam w pociągu, zmierzając w stronę nowej szkoły. Szybko, jednak, przekonałam się, że czarodzieje tego świata, znacznie różnią się od tych, z którymi miałam okazję mieć do czynienia. Jedyną pozytywną osobą był Severus.
Na piątym roku nauki wszystko zaczęło się psuć. Straciłam najlepszego przyjaciela, a w moim życiu pojawił się James Potter i pozostała zgraja Huncwotów. Chociaż na początku nienawidziłam tego bezczelnego okularnika, wkrótce odkryłam, że zajmuje on szczególne miejsce w moim sercu. Niewiele potrzebowaliśmy czasu, by się w sobie zakochać. Skończyliśmy szkołę, wzięliśmy ślub, a ja zaszłam w ciążę, która sprawiła, że wspomnienia powróciły… Niedługo potem na świat przyszło mój mały aniołek, Harry James Potter. Byłam taka szczęśliwa! A potem na świat wyszła sprawa z przepowiednią. Pomimo tego, co mówią pozostali, ja dalej się boję, wiesz? Każdego dnia budzę się przerażona, z myślą, że to może być nasz koniec, że Voldemort zaatakuje dzisiaj. Nie martwię się o siebie, ale o Jamesa i naszego Harry'ego. Nie zamierzam stać bezczynnie, ale czy mój aniołek da sobie sam radę? Niedawno odkryłam powód mojej obecności w tym świecie. Wiem, że kiedy umrę mój syn wróci do miejsca, z którego pochodzę. Wiem, że czeka go ciężki los, pełen prób i cierpienia. I wiem, że…
Odwracam się w stronę drzwi, wyrwana z zamyślenia przez Jamesa. Widzę przerażenie na jego twarzy i nie potrzebuję słów, by wiedzieć, co się stało. Zrywam się na równe nogi, składając ostatni pocałunek na wargach ukochanego, chwytam Harry'ego i biegnę do dziecięcego pokoju. Wkładam syna do kołyski i szepczę ostatnie pożegnanie. Zaczynam zaklęcie. Słyszę wyraźnie to, co się dzieje na dole, ale nie przerywam, chociaż mam ochotę płakać z bezsilności. Recytuję znaną mi formułkę, nawet, gdy słyszę kroki na schodach. Harry musi przeżyć.
Zamykam oczy.
Nazywam się Lasaira. Mam dwadzieścia jeden lat i jestem leśną elfką. Moim prawdziwym domem jest Lórien. Chociaż zostałam stamtąd zabrana jako dziecko, nigdy o tym w pełni nie zapomniałam.
Niech Valarowie mnie chronią.
