Nie bierzcie tego na serio, sama nie wiem, jakim cudem tak się to rozwinęło.
Pisane dla Sa-chin. Kocham Cię, dałnie.
Dla ułatwienia - występują tutaj dwie OC, Shiori Kazuki i Shiori Kyoko. Bliźniaki. Ach, no i ich mamuśka.
A Kuroko i Kise tak bardzo ooc.
Byłem naprawdę cierpliwy - nawet prawie mi się udało zignorować mizdrzące się blondynki (nie wierzcie mojej siostrze, ona od zawsze mentalnie należała do tych, którym blond wżarł się w mózg), a to było bardzo trudne, kiedy robiły to tuż obok. Kolejny dowód mojej zajebistości!
Ale, jak już wspomniałem, PRAWIE mi się to udało. W pewnym momencie po prostu musiałem uderzyć tę kretynkę w jej pseudocycki - serio, takiego push-up'a to ja już dawno nie macałem - by w końcu odeszła z gejem trochę dalej. A jakaż to była ulga dla moich wspaniałych, tak jak każda inna część ciała, każda, uszu! Wreszcie pozbyłem się jazgotu potocznie zwanego rozmową dwóch bab, dlatego w momencie, w którym uczniowie zaczęli powoli wychodzić z liceum, opierałem się swobodnie o mur. Próbowałem w tym zwiększającym się z każdą chwilą tłumie odnaleźć błękitną czuprynę Tetsu-chana. Jego wzrost wcale mi nie pomagał - nie to, żebym narzekał, że jest taki niski, a przy tym maksymalnie słodziaśny i przytulaśny, i...
- Witaj, Shiori-kun - usłyszałem za sobą, ale nawet nie drgnąłem! Mimo że w środku przeżywałem zawał, tachykardię i inne skomplikowane, nagłe przypadki! Taki jestem super!
- Tetsu-chaaan! - Od razu się na niego rzuciłem, nie zwracając uwagi na to, że jestem trochę większy od tego chucherka i może się wywalić. Nie wywalił! Jest prawie tak super jak ja!... No dobra, bez przesady. - Tak dawno się nie widzieliśmy, tęskniłem!
- Shiori-kun, wczoraj byliśmy razem na mieście. Do tego dzisiaj rano odprowadziliście mnie do szkoły.
- Dla mnie każda minuta bez ciebie jest wiecznością, kotku! Może tak całus na powitanie, hm? - zapytałem, zerkając kątem oka na wciąż kłócących się Kyoko i Kise. Cioty.
- Wiesz, Shiori-kun, nie sądzę, aby to był do-
No i nie dowiedziałem się, co dokładnie sądził, bo, dosłownie, zaatakowałem jego małe, blade usta. A jakie miękkie! I słodkie! I język też sprawny... Chwila, co się dzieje, przecież ja jeszcze nic więcej nie zrobiłem. Nie mówię, że nie zamierzałem... Aż się pogubiłem w mojej zajebistości - tak, nawet mi się do zdarza.
Szybko przejąłem kontrolę (to był tylko chwilowy jej zanik! Jestem za fajny, żeby być tym pasywnym) nad pocałunkiem; plus był taki, że nie musiałem go pogłębiać, bo Tetsu-chan zrobił to za mnie. Wsunąłem dłoń - nie, jeszcze nie do jego spodni, a szkoda - w błękitne, aksamitne kosmyki, ale po chwili ręka, jakby sama myśląc, upodobała sobie policzek Kuroko. Był dziwnie chłodny, chociaż pogoda dopisywała. I w sumie więcej z tego spotkania bliskiego stopnia nie zapamiętałem; chyba że mowa o ataku, który nastąpił zaraz po nim - to pamiętam doskonale!
Tylko nie jestem pewien czy gorszy był kopniak w kostkę, szarpnięcie za moją misterną fryzurę, czy cios w żebra.
- Ja wiedziałam, że to ty otrzymałeś te gorsze geny, ale bez przesady - nie możesz być aż takim inwalidą umysłowym, Kazuki!
- A weź, idź sobie popraw te sztuczne cycki czy coś. Jestem zbyt zajebisty na twoje kazania z dupy.
Mniej więcej tak wyglądało nasze ostatnie... pięć godzin? Po prostu cudownie. Cały dzień prawie spierdolony; ratowała go jeszcze obecność Tetsu-chana i jego ciągłe spojrzenia w moją stronę. Poczułem się naprawdę doceniony. Nie to, co te niewdzięczne, parszywe gnidy.
- Naprawdę, czy my serio jesteśmy rodzeństwem? W sumie nie mamy w domu żadnych zdjęć z dzieciństwa, może rzeczywiście zostałeś podrzucony mamie...
Aż mi brew zadrżała, gdy usłyszałem powstrzymywany chichot cizi. Jak swoje odbicie kocham, kiedyś go zapierdolę!
- O co się spinasz, paskudo? - Prychnęła tylko na przytyk. Rozłożyłem bezradnie ręce, zaprzestając masowania wciąż obolałych miejsc. - To, że nie jesteś na tyle fajna, by robić to, co chcesz, jest winą tylko i wyłącznie twojej głupoty. Na mnie się nie wyżywaj! - Na przekór temu, co właśnie powiedziałem, uderzyła mnie w ramię, a ten spedalony pedał poprawił w drugie. Tak więc, jak to przystało na tak wspaniałego spedalonego pedała, jakim jestem ja, oddałem mu z liścia.
A niech wie, że ze mną się nie zadziera.
- Shioricchi, Shioricchi mnie uderzył!
- Przestań, jesteś facetem! Nie zachowuj się jak ciota, bo jeszcze pomyślę, że Kazuki jest bardziej męski od ciebie, a to MÓJ BRAT.
Nie wiedziałem czy miałem się śmiać z płaczliwej miny Kise i mu pocisnąć, czy oburzyć się na Kyoko i to ją uraczyć jakąś błyskotliwą - jak to ja - ripostą. Nawet uniosłem już palec i otworzyłem usta...
Tylko że Tetsu-chan jak zwykle pojawił się znikąd.
- Naprawdę, do tej pory przymykałem oko na wasze infantylne zachowanie, Shiori-san, Kise-kun, ale pragnę wam przypomnieć, że nie jestem waszą własnością - powiedział, patrząc im prosto w oczy. Sam się wzdrygnąłem, widząc to spojrzenie bez wyrazu, a jednocześnie jakieś takie... wkurzone. - Poza tym, Shiori-san, uważam, że nie jesteś odpowiednią osobą do ocenienia czyjejś męskości. Zwłaszcza, że, jak wiele razy mi mówiłaś, mnie uważasz za jej ideał.
Chichrałem się jak głupi, wlepiając się w osłupiałe miny obu (przynajmniej mentalnych!) blondynek, przez co na nowo rozbolały mnie żebra. Potem dołączyła do nich głowa, bo zaczęły się ryki typu "Kurokocchi mnie skarcił!", "Nasz Kuroko-kun, czemu?!", nie mogłem jednak w spokoju poddać się kontemplacji skali bólu; oczywiście powodem była moja siostra, która ten moment uważała za akuratny do założenia mi Nelsona w dziwny (i nadal mi niewiadomy) sposób połączonego z dźwignią na rękę.
- JUŻ, NA KOLANA I PRZEPRASZAJ KUROKO-KUNA ZA SWOJE HANIEBNE ZACHOWANIE!
Borze szumiący, z kim ja żyję, pomyślałem, ale padłem na kolana.
- Shiori-san, nie uważasz, że jest to zbytnia egzaltacja?
Chwila ciszy. Kyoko nawet zaprzestała parcia na bolącą rękę.
- A co to egzaltacja? - spytaliśmy w końcu chórkiem; chociaż w moim przypadku to trochę za dużo powiedziane - ja to wychrypiałem resztą sił. Kuroko natomiast w końcu lekko się uśmiechnął.
- Nie mam bladego pojęcia, ale zawsze chciałem użyć w waszym towarzystwie tak trudnego słowa.
Nie wiem, czy taki był jego zamiar, czy może po prostu chciał z nas zrobić debili, ale udało mu się sprawić, że siostra mnie puściła. I tak, udało mu się do tego zrobić z nas debili. Tetsu-chan się tym jednak nie przejął, tylko podszedł do mnie i mnie...
Przytulił.
- Jezus Maria, ja pierdolę, chyba już mam omamy... - wymamrotałem oszołomiony natłokiem wrażeń. Pomyślałem, że to sen. To było tak głupie i nie do opisania, że to musiał być sen. Inaczej nie zrobiłbym jeszcze głupszej rzeczy.
Zarzuciłem sobie Kuroko przez ramię, wbiegłem na kanapę, po czym - jak ten prawdziwy władca dżungli - zacząłem się drzeć.
- NIE BĘDZIE NIEMIEC PLUŁ NAM W TWARZ! NI DZIECI NAM GERMAAAAAAANIIIIIIŁ! - Zerknąłem sugestywnie na Tetsuyę. - ORĘŻNY STANIE HUFIEC NASZ, DUCH BĘDZIE NAM HETMAAAAAAANIIIIIIŁ!
Wymiana spojrzeń między Kyoko i Kise, skinięcie głowami i chwilę później już leżałem na podłodze. I na Kuroko, co było najlepszą chwilą w moim życiu.
- Tetsu-chaaan, proszę, powiedz mi, że się nie gniewasz! Nie działałem wtedy racjonalnie, ja ci to wszystko wyjaśnię, kotku!
- Chcę wiedzieć tylko jedno, Shiori- kun... Skąd znasz Rotę? Przecież, nie owijając w bawełnę, jesteś kretynem i nie masz nawet pojęcia, z jakiego kraju pochodzi.
- ... W internecie jest wszystko.
A potem trafiłem do piekła iście z relacji Dantego... Czyli do pokoju mojej siostry.
Od razu zacząłem się zastanawiać, jak pomieściliśmy się tam we czwórkę. Przez wszystkie graty tej idiotki odnosiło się wrażenie, że pomieszczenie jest co najwyżej rozmiarów kanciapy woźnego w naszej szkole...
A i tak wszyscy siedzieli na podłodze. Fuck logic.
Kise wstał i odchrząknął, po czym założył ręce na tors.
- Zebraliśmy się tu w bardzo ważnej sprawie...
- WALIĆ TO, MASZ PRZEPROSIĆ KUROKO-KUNA!
- Już to zrobił, Shiori-san - wtrącił Tetsu, wyglądając jakby był lekko wyprowadzony z równowagi, a jednocześnie znudzony. - Poza tym, nie musiał. Nie przeszkadzało mi to, a nawet przeciwnie - nie miałem nic przeciwko.
- Tetsu-chaaan! - krzyknąłem, uwieszając się na jego szyi. Do tego mnie przytulił! Znowu! - Co powiesz na rendez-vous?
Chwila ciszy.
- NIE ZGADZAM SIĘ, KUROKO-KUN!
- PROTESTUJĘ, KUROKOCCHI!
- Bardzo chętnie, Shiori-kun.
Nie wierzyłem, że to się działo naprawdę, ale Kyoko NAPRAWDĘ wciągnęła do tego naszą matkę. Naszą cholernie zapatrzoną w córeczkę matkę, która nawet nie brała pod uwagę, że kiedykolwiek mogę mieć rację. Po prostu...
- Paranoja - dokończył za mnie szeptem Kuroko. Popatrzyłem na niego wzrokiem, jakim nie pogardziłby skazaniec w ostatnich chwilach życia. A potem weszła ona. Pani Kyoko-trzy-razy-starsza-ale-przy-tym-ładniejsza-i-z-prawdziwymi-cyckami. W skrócie pani KTRSAPTŁIZPC. A tak naprawdę to Haruka.
Nawet nie usiadła, tylko stała w tych swoich szpilkach i - pewnie musiała przerwać spotkanie z psiapsiółami - patrzyła na mnie, jakbym był małym kotkiem.
Nienawidziła kotków.
- Więc? Powiesz mi w koń-
- Nie zaczyna się zdania od więc! - rzuciłem najszybciej, jak potrafiłem. Przez to tylko swoim wzrokiem wgniotła mnie bardziej w kanapę.
- WIĘC, gadajże wreszcie. Nie mam czasu na wasze zabawy. - Zaczęła wystukiwać coś na swoim słitaśnym telefonie.
A była taka fajna, kiedy byłem mały.
- No bo Kyoko...-chan - dodałem, znów pozyskując ten wzrok - ma coś do tego, że spotykam się z Tetsu-chanem!
- Tetsu-chanem? W sensie, że z nim? - Kiwnęła głową w stronę Kuroko. Przytaknąłem. - Zaraz wracam.
I rzeczywiście wróciła. Po piętnastu minutach. Z siatką z apteki.
- Myślałam, że nic z ciebie już nie będzie, Kazu-chan, ale skoro jeszcze masz na tyle rozumu, by łapać się za takie partie... - Szukała czegoś w siatce; zauważyłem tam podpaski, leki przeciwbólowe na ten czas i przeciwko wzdęciom.
To dlatego miała taki zły humor. Miała wzdęcia.
Wreszcie wyciągnęła jakieś pudełko i wcisnęła mi je w dłoń. Zerknąłem na to i dosłownie poczułem czerwień mojej twarzy.
- Skoro łapiesz się za takie partie, to nie mam nic przeciwko! Bawcie się dobrze, nie będzie nas do północy! - I wybiegła jak głupia. Ja za to odrzuciłem pudełko gumek i schowałem twarz w dużą bluzę Tetsu.
- Przecież byliśmy dopiero na dwóch randkach - wymamrotałem w materiał.
Nienawidzę tej rodziny.
Ave Kazuki!
