Historia rozmowy Pułkownika Roy'a Mustanga i pani Podpułkownik Rizy Hawkeye dotyczącej nikogo innego, jak młodocianego wojskowego - Edwarda Elrica.

Liczę na to, że przypadnie wam do gustu w jakiś sposób. Nie wiem, czy za opisy, rozmowę... Za narzekanie czy cokolwiek! Ale jednak, zawsze mam nadzieję, że to co piszę komuś się podoba.

Sakuja


POWODY

- Pułkowniku Mustang - odezwała się cicho, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Może to pytanie, które chciała zadać, w jakiś sposób sprawiało, że czuła się niespokojna. Alchemik. Roy Mustang chciał, aby Państwowym Alchemikiem został chłopiec. Dziecko. – Dlaczego chcesz go w armii? Dlaczego Go wybrałeś?

Przez chwilę milczał. Wydawał się zatopiony w głębokich, nieosiągalnych dla niej studniach myśli. Miała nawet przeczucie, że jej nie usłyszał, ale po chwili poruszył się i spojrzał jej głęboko w oczy. Wiedziała, że ma zamiar bez ogródek powiedzieć prawdę; chociażby miała go za to chcieć wypchnąć z auta i patrzeć, jak coś ciężkiego zamienia jego ciało w bezkształtną, krwawą breję. Chociażby miała na miejscu unieść broń i strzelić w ten jego pusty łeb.

-Jego oczy – powiedział powoli, jakby chciał być pewien, że nie weźmie go za większego szaleńca, niż w rzeczywistości. – Oczy dziecka, całkiem pozbawione wyrazu; zwierciadła, wskazujące duszę, która odrzuciła chęć życia – mówił, a jego usta zaczął wykrzywiać uśmiech. – Widziałem ten blask. W jego oczach czaił się płomień.

Nie do końca rozumiała. Nie widziała tego, co on. Kiedy tam weszła, spodziewała się kogoś starszego. A tam… Tam stała wielka zbroja, przed nią wózek. Chłopak bez ręki i nogi; dzieciak, którego spojrzenie było tak żałosne i puste, jakby wpatrywała się w samotną wyrwę w wymiarze, prowadzącą wprost do śmierci..
Nie widziała tam ognia. Widziała tam cierpienie i ból – dokładnie takie same, jak w oczach tamtych bezbronnych ludzi na wojnie, w Ishval'u.
Poczucie winy. Bezradność. Nienawiść… Kiedy ona patrzyła w te oczy, gdzie był ten cały płomień, który widział Roy?

-Dzięki zostaniu Państwowym Alchemikiem, może mieć szansę na odzyskanie ciała brata i swojego – kontynuował, a ona powoli zaczynała się gubić. – Nie zmarnowałby takiej szansy. Będzie mógł prowadzić badania, które zaprowadzą go do celu. Jestem tego pewien.

Chciała mu przerwać i zrobić krzywdę. Była podporucznikiem… Nie miała dzieci; ale to nie czyniło z niej nieczułej. Była kobietą i miała swój instynkt. Zdawała sobie sprawę z tego, że chłopcy mają szansę w armii prowadzić dalsze badania nad transmutowaniem ludzi i duszy, a dzięki temu może naprawdę kiedyś będą w stanie odzyskać ciała. Rozumiała, że na pewno zostanie Państwowymi Alchemikami otworzy im wiele drzwi i da nowe szansy.
Ale… to wciąż były tylko dzieci. Dwaj chłopcy, którzy nie powinni jeszcze zaznać tego, co zaznali. Alphonse w prawdzie był zbroją, ale była pewna, że gdyby miał ludzkie ciało, jego wzrok byłby taki sam, jak wzrok starszego brata.
Edward…
Młodzieniec, którego nie potrafiła zakwalifikować nigdzie. Czuła, że to piekło, jakie poznał, już nigdy nie opuści jego nocnych koszmarów i serca, ale to nie sprawiało, że widziała blask w jego oczach.
Roy musiał być szalony.
Po tylu latach. Po wojnie w Ishval'u. Służba. Walka. Kompani, którzy stanęli przeciwko niemu, chcąc zniszczyć świat, o który sam walczył…
Musiał w końcu postradać rozum.

-Jaki jest twój prawdziwy powód? – zapytała cicho. Wpatrywała się w niego uważnie, całkowicie opanowana na zewnątrz, ale z żądzą dokonania brutalnego mordu wewnątrz.

-Jego oczy – powtórzył i usiadł wygodniej. Czarne kosmyki lekko zaszeleściły na wietrze, kiedy świadom jej wewnętrznych odczuć, wciąż był rozluźniony i uśmiechał się nawet jakby promiennie… Heh. Dobre sobie. Promienny, Płomienny Alchemik… Pokręciła głową i wbiła w niego natarczywe spojrzenie, przymykając powieki wystawiał twarz do słońca. Myślałby ktoś, że mu to cokolwiek pomoże. – Naprawdę, moja droga. Chodzi mi tylko o oczy.