Ta wersja przygód dziecka Bhaala jest dość zgodna z oryginalną wersją gry. Oczywiście postacie nie należą do mnie. Co więcej, wiele dialogów czy wątków romansowych jest wziętych z podstawowej wersji gry oraz genialnych modów do gry stworzonych przez fanów, zwłaszcza z BG1 NPC Project.
Miała sen. Sen z gatunku snów pozostawiających ssący, dręczący niepokój długo po przebudzeniu, zatruwający myśli, niepozwalający się skupić na jakiejkolwiek czynności. A, co bardziej frustrujące, jak zwykle nie pamiętała jego treści. W ostatnim czasie miała wiele takich snów. Na początku próbowała o nich rozmawiać z ojcem, Gorionem. Ale ojciec, zwykle chętny do wyjaśnień, jeśli chodziło o formułę zaklęcia czy skomplikowany traktat historyczny, marszczył z niepokojem czoło i mówił, że niepotrzebnie się martwi, że koszmary w ten czy inny sposób spotykają każdego i nie ma co się nad nimi zastanawiać. A że Imoen nie ma takich snów?
„Cóż, każdy jest inny, a Ty, dziecko, jesteś i elfką, i czarodziejką. A elfy i czarodzieje przez połączenie ze Splotem są wrażliwi na delikatne zmiany w otaczającej je istocie magii." mówiąc to, patrzył gdzieś daleko ponad jej ramieniem, a ona wiedziała, że nie mówi jej całej prawdy. Taki sam wyraz twarzy miał, jak pytała o matkę. Albo o prawdziwego ojca. Albo o powód, dlaczego samotne elfie dziecko wychowuje się w zamkniętej przed światem ludzkiej bibliotece.
„Nie pytaj mnie o to, dziecko. Matka twoja nie żyje. Nie wiem, kto był twoim ojcem. Ja ciebie znalazłem i przygarnąłem. Mury Candlekeep zapewniają nam obojgu bezpieczeństwo. Niedługo dowiesz się więcej. Obiecuję ci. Dowiesz się..." za każdym razem słyszała to samo. W końcu przestała pytać. Ufała swemu przybranemu ojcu. Ale nawet zaufanie nie mogło jej powstrzymać przed uporczywym, obsesyjnym niemal rozmyślaniem nad własnym pochodzeniem. Zdawała sobie sprawę, że nawet o elfach nie wie prawie nic. Ci z jej pobratymców, którzy odwiedzali twierdzę, przychodzili i odchodzili, jej samej nie poświęcając żadnej uwagi. Swoją wiedzę czerpała więc z książek. Zakurzone regały biblioteczne Candlekeep stały się jej przyjaciółmi, rozpadające się zwoje braćmi, a pokryte pajęczynami okute tomy towarzyszami wędrówek po wyimaginowanych górach, nad wyśnionymi rzekami, przez utęsknione lasy.
„Zobaczysz Imoen," mówiła do swojej przybranej siostry. „Kiedyś obie opuścimy Candlekeep, ruszymy do samej Doliny Lodowego Wichru, a potem na wschód, przez Cormyr do Morza Spadających Gwiazd. Zobaczymy szumiące lasy Tethyru, odwiedzimy najpiękniejsze elfie miasta w Everesce, może zawędrujemy nawet do sal Mithrilowej Hali?" Na te słowa Imoen zawsze wybuchała śmiechem. „Znając ciebie, siostrzyczko, będą to Doliny Starych Półek, Morza Zapleśniałych Zwojów i Lasy Rozpadających Się Regałów." I szczerząc zęby dziewczyna umykała przed rzuconym w irytacji przez starszą siostrę tomem „Tajemnic magii".
Imoen również nie znała swoich rodziców. Pewnego dnia, gdy Lenaia była jeszcze mała, przywiózł ją z wyprawy kupieckiej Winthrop, dobry, starszy, jowialny mężczyzna prowadzący miejscową gospodę. Znalazł ją głodną i brudną, błąkającą się po Wrotach Baldura, gdy próbowała mu ukraść parę miedziaków z sakiewki. A przynajmniej tak twierdził, bo z Winthropem nigdy nie można było być pewnym, czy mówi poważnie. A Imoen z tego okresu bardzo niewiele pamiętała.
„Len?" Głos siostry wyrwał ją z zamyślenia. „Twój ojciec chce z tobą rozmawiać." Nienaturalny głos Imoen zwrócił uwagę elfki. Przyjrzała się siostrze - na jej piegowatej, zwykle wesołej twarzy, gościła niespotykana powaga.
„Co się stało?"
„Przyszły jakieś listy. Gorion pewnie powie ci więcej."
„Albo i nie." Lenaia nawet nie starała się ukryć goryczy brzmiącej w jej głosie.
Ojca znalazła na schodach zewnętrznych prowadzących do wnętrza twierdzy. Wyglądał na zmęczonego, jak człowiek, który nie przespał ani godziny w ciągu nocy.
„Ojcze? Imoen powiedziała, że mnie szukasz."
„Tak... Weź te pieniądze." Podał jej niewielki brzęczący mieszek, prawie na nią nie patrząc. „Idź do Wintropa, kup rzeczy niezbędne do podróży. Wieczorem opuszczamy Candlekeep."
Elfkę wbiło niemal w schody. Zaschło jej w gardle.
„Opu..szczamy Candle...keep?" Zdołała wykrztusić. Gorion spojrzał na nią. W jego otoczonych zmarszczkami oczach zobaczyła coś, czego nigdy nie spodziewała się ujrzeć: strach.
„Nie mów nikomu. Zaszły pewne okoliczności... Więcej powiem ci, jak wyruszymy. Na teraz wiedz, że Candlekeep przestało być bezpieczne dla ciebie. Zrób o co cię proszę... córko." Dodał po chwili wahania.
Wzięła mieszek trzęsącymi się rękoma i wbiegła do twierdzy. Przebiegła pędem po schodach, przyciągając poirytowane spojrzenia mnichów przepisujących zwoje na pierwszym piętrze. Wpadła jak wicher do swojej komnatki, rzucając w pędzie mieszek na niepościelone po nocy łóżko. Mnisi może i byli surowi, ale nie zdołali nauczyć dziewczyny utrzymywania swoich rzeczy w nienagannym porządku.
Strach ojca wstrząsnął nią bardziej, niż byłaby skłonna przyznać się komukolwiek. Gorion był potężnym magiem i uważała, że potrafi absolutnie wszystko. Hull, jeden ze strażników strzegących Candlekeep, wygadał jej raz przy piwie w gospodzie, że jej ojciec był kiedyś poszukiwaczem przygód. Że zawędrował do samego Podmroku i walczył ze smokami. Wierzyła, że nie ma mocy, które zdołałyby go złamać i pokonać.
Wzięła kilka głębokich oddechów. Uspokoiła myśli, wyciszyła emocje, jak uczyli ją mnisi. Wstała i podeszła do kufrów. Dwa kwadranse zajęło jej spakowanie podróżnej torby. Potem wzięła pieniądze, które dostała od Goriona i dokończyła sprawunki w gospodzie.
Winthrop spojrzał na nią bystro.
„Co tam słychać dzieciaku? Wyjeżdżasz gdzieś?"
„Wybacz Winthrop. Polecenie ojca. Nie mogę ci powiedzieć."
„W porządku." Wzruszył ramionami. „Zawsze wiedziałem, że nadejdzie dzień, w którym mury Candlekeep staną się dla ciebie za ciasne. Trzymaj się dzieciaku. Skop w moim imieniu kilka tyłków." Uśmiechnął się. „Tylko uważaj, żeby cię jakiś włóczęga nie zbałamucił. Elfie panny są teraz w cenie."
Prychnęła. Słabość Winthropa do elfek była częstym obiektem żartów.
„Do zobaczenia, przyjacielu." Powiedziała i wyszła z gospody.
Początkowe obawy przed opuszczeniem Candlekeep zaczęła powoli zastępować rozpierająca radość. Oto wreszcie wyrusza zobaczyć świat znajdujący się poza murami twierdzy. Wreszcie dotychczas papierowe lasy i drogi staną się czymś realnym i namacalnym. Przed oczyma zaczęły jej przesuwać się wizje wspaniałych czynów jakich dokona, ludzi, elfów i krasnoludów, jakich pozna, miejsc, które zobaczy! Lekkim krokiem wróciła do twierdzy i zostawiła bagaże. Tajemnica tajemnicą, ale nie mogła opuścić zamku, nie żegnając się z siostrą.
Imoen znalazła na parterze, w rozległej sali pełniącej rolę jadalni. Dziewczyna siedziała przy najdalszej ławie, zapatrzona przed siebie, bezwiednie grzebiąc widelcem w talerzu. Gdy Lenaia weszła, nawet nie podniosła wzroku.
„Imoen?" Dziewczyna drgnęła i spojrzała na siostrę. W jej brązowych, psotnych oczach gościł smutek.
„A więc odchodzisz, tak? Zostawiasz mnie?"
Elfka usiadła obok siostry na ławie i objęła ją wokół ramion. Poczuła, jak siostra zadrżała, a jej ciałem wstrząsnął szloch.
„Będziesz podróżować z ojcem, zobaczysz szeroki świat. Poznasz jakiegoś miłego elfa i zakochasz się. I może kiedyś wrócisz do Candlekeep, kiedy już będę stara i zgrzybiała, jak tutejsi mnisi." Dziewczyna wyrzuciła z siebie słowa na jednym wydechu.
„Może zapytam ojca, czy pozwoli ci pójść z nami?"
„Nie bądź głupia, wiesz, że tego nie zrobi." Imoen przełknęła łzę, spływającą jej po policzku.
„Ojciec uważa, że nie jesteśmy tutaj bezpieczni. To bardziej ucieczka niż podróż." Lenaia bezradnie starała się pocieszyć siostrę. Wiedziała, że to daremna próba. Objęła Imoen mocniej, przytulając policzek do jej sterczących na wszystkie strony rudych włosów. Niespecjalnie wychodziło jej mówienie o uczuciach.
„Idź już, siostrzyczko. I uważaj na siebie." Powiedziała Imoen.
„Obiecuję."
Wyruszyli na godzinę przed zmierzchem. Lenaia trochę się dziwiła, że zamierzają podróżować nocą, jednak Gorion uznał, że w ten sposób łatwiej unikną niepożądanej uwagi. Mag zamienił kilka słów ze strażnikiem przy bramie i ten otworzył przed nimi podwójne, masywne, okute żelazem wrota. Wyszli na zewnątrz i ruszyli przed siebie traktem. Lenaia poczuła się dziwnie. Wrócił do niej niepokój, który odczuwała rankiem, wywołany przez sny. A może po prostu był to lęk przed nieznanym, które było teraz na wyciągnięcie ręki. Weź się w garść. - pomyślała. Spojrzała na ojca. Szedł skupiony, z wzrokiem skierowanym przed siebie. Gdy nagle się zatrzymał, prawie się z nim zderzyła.
„Posłuchaj mnie, Len. To bardzo ważne. Jeśli coś nas rozdzieli, to spotkamy się w gospodzie „Pod Pomocną Dłonią". Znajdziesz ją na północny wschód stąd, prosto traktem konnym. Czekają tam na nas moi przyjaciele, Khalid i Jaheira."
„„Pod Pomocną Dłonią", będę pamiętać." Pokiwała głową.
Gorion zawahał się.
„I jeszcze jedno. Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie, będziesz słuchać moich poleceń. Jeśli, na przykład, każę ci zostawić mnie i uciekać, zrobisz to."
„Ale.."
„Lenaia... Proszę." Spojrzała na niego. Wyglądał na zdeterminowanego jeszcze bardziej niż zwykle.
„Dobrze. Obiecuję." Powiedziała i przyszło jej do głowy, że tego dnia złożyła więcej obietnic, niż w ciągu całego swojego życia.
Ruszyli dalej. Gorion wyraźnie się odprężył, wyprostował, wyglądał, jakby ubyło mu z dziesięć lat. Szedł spokojnie, uśmiechając się pod nosem i od czasu do czasu coś do siebie mrucząc. Lenaia pogrążyła się w rozmyślaniach. Gorion kilka razy zabierał ją na wyprawy poza miasto, ale teraz było inaczej. Nie była to prosta wycieczka czy misja dla klasztoru. Teraz chodziło o coś osobistego. Jakaś groźba wisiała w powietrzu, czuła ją przez skórę i bała się jej. Ale cichy, spokojny odgłos kroków ojca przynosił ukojenie i odpędzał lęk.
Wkrótce zapadł zmierzch. Na niebo wpełzły ciemnoszare chmury i niedługo potem zaczął padać niemrawy deszcz. Zrobiło się zimno. Gorion wyszeptał zaklęcie i drogę oświetlił im migoczący, jasnożółty ognik.
„Nic nam nie pomoże ukrywanie się, jeśli rozbiję sobie głowę o gałęzie drzew."
Magicznie światło rzucało chybotliwe, upiorne cienie na okolicę. Lenaia wydawało się, że dostrzega tu i ówdzie świecące oczy zwierząt pomiędzy gęstwinami krzewów. Raz czy dwa spod ich nóg umknęła spłoszona jaszczurka. Dziewczyna zadrżała i naciągnęła mocniej kaptur, aby ochronić twarz przed spadającymi kroplami deszczu. Nie pomogło i wkrótce ciemne kosmyki włosów przykleiły jej się do twarzy. Zaklęła pod nosem.
Jakby w odpowiedzi Gorion nagle się zatrzymał. Wyczarowany przez niego ognik gwałtownie zgasł. Otoczyła ich taka ciemność, że przez chwilę, nim oczy nie dostosowały się do niej, nie widziała nic dalej niż na wyciągnięcie ręki. Otworzyła usta, by zaprotestować, ale ojciec gestem nakazał milczenie.
Wtem przed nimi zapłonęła pochodnia. Lenaia i bez tego zdążyła już dostrzec cztery postacie stojące na drodze. Dwoje z nich niewątpliwie nie było ludźmi. Były potężne, ubrane w niepasujące do siebie kawałki skóry, w ogromnych dłoniach dzierżyły nabijane gwoździami maczugi. Miały płaskie nosy, długie na cal wystające kły i skołtunione włosy. Elfka bez problemu rozpoznała w nich ogry, które dotychczas widziała jedynie na rysunkach w książkach w bibliotece. Trzecia z postaci była człowiekiem niewielkiego wzrostu, chyba kobietą. Miała na sobie ciemną, połyskującą zbroję, a jej twarz zakrywał częściowo stalowy hełm. W jednej dłoni trzymała pochodnię, w drugiej długi, zakrzywiony miecz, używany czasem przez wojowników ze wschodu Faerunu. Kim lub czym była czwarta postać, Lenaia nie wiedziała. Sądząc z rozmiaru był to mężczyzna, wysoki i potężnie zbudowany. Nosił masywną zbroję zabarwioną na prawie czarny kolor, ozdobioną po bokach potężnymi kolcami, i taki sam hełm. Jedną dłoń oparł na rękojeści oburęcznego miecza, który opierał o ziemię. Wtem chwycił miecz i zrobił krok do przodu. Jego oczy, widoczne pomiędzy szczelinami hełmu, zalśniły żółtym blaskiem.
„Jesteś bystry, jak na starca." Powiedział niskim, zachrypniętym głosem. „Wiesz, dlaczego tu jestem. Oddaj mi swoją córkę, a nikomu nie stanie się krzywda. Opór wam nie pomoże."
„Durniem jesteś, jeśli mniemasz, że dam się zwieść twoim obietnicom." Warknął Gorion i przesunął się tak, jakby chciał zasłonić Lenaię przez wzrokiem bandytów. „Odstąp, to wam krzywda się nie stanie."
„Przykro mi starcze, że tak to odbierasz." Odpowiedział mężczyzna, a elfkę przeszedł dreszcz, gdy z łatwością podniósł jedną ręką swój ogromy oręż, co do którego była pewna, że normalny człowiek i obu rękoma miałby problem, aby powtórzyć ten wyczyn.
Gorion spojrzał na nią.
„Pamiętaj, co ci mówiłem. Uciekaj."
Lenaia spojrzała na niego, jakby nie zrozumiała jego słów.
„Uciekaj, mówię!" Krzyknął, po czym wypowiedział zaklęcie i z jego rąk trysnął strumień żółtego ognia. Oba ogry zapłonęły w akompaniamencie ryku i w chwilę później na mokrej trawie leżały ich zwęglone zwłoki. Jednak potężny człowiek i kobieta musieli być chronieni przed magią, bo zrobili kilka kroków w ich stronę. Gorion wyszeptał kolejne zaklęcie i kobieta padła na ziemię, jak podcięta kosą. Mężczyzna jednak nawet się nie obejrzał i zbliżał się do nich nieubłaganie. Lenaia patrzyła jak zahipnotyzowana, gdy po raz trzeci krzyk Goriona przywrócił jej zdolność myślenia. Rzuciła się do ucieczki w kierunku najbliższej kępy drzew. Spomiędzy nich obejrzała się przez ramię. Dokładnie w chwili, kiedy mężczyzna w zbroi wbijał swój potężny miecz w pierś jej ojca, a na jego czarną zbroję trysnęła parująca krew. Elfka nie zdawała sobie sprawy, że krzyczy. Zakuty w stal potwór podniósł głowę, spojrzał na nią i ruszył w jej stronę. Strach wypłoszył jej z głowy wszelkie myśli. Ponownie odwróciła się i pobiegła w las. Stopy ślizgały jej się po mokrej trawie, kilka razy gałęzie chlasnęły twarz i ręce. Tylko dzięki szczęściu, a może i instynktowi, który mają w lesie wszystkie elfy, nie rozbiła sobie głowy o wystające konary drzew. Szybko jednak opadła z sił i z jękiem osunęła się w wilgotną murawę. Po jej twarzy spływały łzy. Nie pamiętała, jak długo leżała. W końcu nadszedł świt, mglisty i nieprzyjazny. Była przemoczona i zziębnięta, jednak nie dokuczało jej to aż tak bardzo, jak dojmujące uczucie bezradności i winy. Na jej oczach zabito ojca, a fakt, że kazał jej uciekać, był mizernym pocieczeniem. „Oddaj mi swoją córkę". - powiedział napastnik. A więc to o nią mu chodziło, to ją chciał dostać. Ojciec zginął w jej obronie. Ta myśl zmusiła ją do podniesienia się. Stanęła na chwiejących się nogach. Nie może pozwolić, aby ojciec zginął na próżno. Nie da się zabić w tym lesie. Ruszyła ostrożnie w drogę powrotną. Nie padało już, a przez korony drzew zaczęło docierać nieśmiało słońce. Wydarzenia z nocy wydały się jej nagle nierzeczywiste. Musiała zobaczyć pole bitwy ponownie w świetle dnia. Szybko dotarła do gościńca. Tak szybko, że aż ją to zdumiało. Nie szukali jej więc, bo inaczej bardzo szybko by znaleźli. Widocznie uznali, że sama nie przeżyje zbyt długo. Ta myśl obudziła w niej ogień sprzeciwu. Znajdę ich, dowiem się kim są, a potem ich zabiję. Sto metrów dalej znalazła zwłoki ojca. Osunęła się na kolana. Leżał z rozrzuconymi rękoma, jakby chciał objąć ich prześladowcę. Oczy miał zamknięte, można by uznać, że śpi, gdyby nie ziejąca dziura w miejscu, gdzie było jego serce. Widok sprawił, że wszystkie dotychczasowe emocje odpłynęły jak zmyte deszczem nocy. Nawet łzy na jej twarzy wyschły. Zastygła.
Nagły szelest obudził ją z odrętwienia. Uniosła głowę i zobaczyła jakąś niewielką postać stojącą niedaleko. Znajomą. Imoen. Młodsza siostra podbiegła do starszej i objęła ją.
„Lenaia, tak mi przykro."
„Imoen? Co tu robisz?"
„Ruszyłam waszym śladem. Przepraszam cię strasznie, ale nie mogłam znieść myśli, że zostanę sama z tymi nudnymi mnichami. Siostrzyczko, tak strasznie mi przykro." Powtórzyła i jeszcze mocniej uścisnęła ramiona elfki.
„Winthrop wie?"
„Zostawiłam mu list. Nie będzie się gniewał." Zawahała się i wypuściła siostrę z objęć, przyglądając się jej. „Co zamierzasz zrobić?"
Elfka spojrzała na zwłoki ojca. Potem na młodszą siostrę. Zacisnęła z determinacją usta.
„To, czego chciał Gorion. Pójdę do gospody „Pod Pomocną Dłonią", znajdę jego przyjaciół. I znajdę tego, kto go zabił."
„Lenaia... Pozwól mi iść z tobą. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i wiesz, że możesz na mnie liczyć. Wiesz, że wiele rzeczy umiem. Nie będę dla ciebie ciężarem, przysięgam."
Elfka spojrzała na rozgorączkowaną twarz siostry. Wiedziała, że Imoen mówi prawdę. Rudowłosa dziewczyna umiała posługiwać się nożem i łukiem, a także potrafiła zręcznie i szybko otwierać zamknięte zamki czy kieszenie. Trudne dzieciństwo pozostawiło jej kilka blizn, ale i też przydatnych umiejętności. Kiwnęła głową. Imoen uśmiechnęła się blado, a następnie wstała i obeszła zwłoki Goriona. Kilka metrów dalej leżała jego torba podróżna. Nachyliła się i zajrzała do środka, po czym wyjęła z niej kilka mikstur, paczkę żywności, księgę zaklęć, mieszek pełen monet oraz zwinięty list. Schowała wszystko do swojego plecaka, tylko list podała siostrze. Lenaia również wstała i przebiegła go oczyma. Był sygnowany literą „E", a zalecał Gorionowi szybkie opuszczenie Candlekeep, bo „stało się to, czego się obaj obawiali". Nie miała sił, żeby się teraz nad tym zastanawiać. Poza tym musiały iść. Lenaia zawahała się przez chwilę, czując, że może powinna ojcu wyprawić jakiś pochówek, ale zwyciężył rozsądek. Nie było bezpiecznie na trakcie i nie powinny dłużej zwlekać. Ruszyły w drogę przez las. Z początku niepewnie, często oglądając się za siebie. Kierunek jednak mniej więcej znały, a elfka miała dobrą orientację w przestrzeni i nigdy się nie gubiła. I nie robiło jej różnicy, czy idzie przez dawno nie używane zamkowe korytarze, czy zielone gęstwiny lasu. Przedzierały się przez chaszcze, przeskakiwały nad dołami wykopanymi przez dziką zwierzynę, a ich stopy prawie nie zostawiały śladu na wilgotnej murawie. Nie mówiły wiele. Elfka, wcześniej jak jej ojciec, utkwiła spojrzenie przed siebie, od czasu do czasu tylko omiatając wzrokiem okolicę w poszukiwaniu najlepszej drogi. Imoen za to rozglądała się na wszystkie strony, jakby z każdym krokiem spodziewając się kolejnej zasadzki.
