SUBIEKTYWNIEZnajome
piknięcie zatwierdzające zgodność identyfikatora przez czytnik
oraz kroki, które rozpoznałabym wszędzie, zakłóciły ciszę jaka
panowała dookoła mnie. Nie musiałam nawet podnosić wzroku znad
kości piszczelowej, którą właśnie badałam.
- Jeszcze nie
znam tożsamości ofiary, Booth – powiedziałam uprzedzając jego
pytanie.
- A skąd wiesz, że akurat oto mi chodziło? -
usłyszałam za plecami.
- A co innego mogłoby Cię sprowadzić
do Instytutu? - zapytałam i odwróciłam się w jego stronę. Moim
oczom ukazał się widok, na który nie byłam przygotowana –
Booth, co się stało? - podeszłam bliżej, by przyjrzeć się
dokładniej twarzy mojego partnera. Otarcia, zasiniony policzek i
szew na skroni szpeciły oblicze, które już od kilku lat miałam
okazję widywać prawie codziennie.
- To nic takiego – Seeley
obruszył się i odwrócił głowę.
- Booth, to nie jest nic.
Przecież wczoraj nie wyglądałeś... - zaczęłam, ale nie
wiedziałam jak dokończyć. Żadne antropologiczne określenie nie
pasowało do jego stanu – Powiedz co się stało...
- Agent
Booth pobił się ze swoim bratem – usłyszałam głos Sweets'a i
chwilę potem zobaczyłam naszego terapeutę wchodzącego na
platformę.
- Mógłbyś się nie wtrącać Swests, prosiłem
przecież by... - ostry ton głosu mojego partnera zdradził jego
zdenerwowanie, które nawet ja zauważyłam mimo tego iż nie znam
się na emocjach tak dobrze jak Booth.
- Przykro mi agencie Booth,
doktor Brennan jest pańską partnerką i powinna...
- Sweets –
przerwałam mu, po czym spojrzałam na Seeley'a – To prawda? To
Jared jest sprawcą tych blizn? - zapytałam, ale już wiedziałam
jaka była odpowiedź. Milczenie Booth'a potwierdzało moje
przypuszczenia – Mam tylko nadzieję, że On wygląda dużo gorzej
– powiedziałam z całkowitą świadomością.
- A żebyś
wiedziała – w głosie Seeley'a usłyszałam satysfakcję?...
-
A dowiem się o co poszło? - chciałam zgłębić swoją wiedzę na
ten temat, ale domyślałam się, że mogą wyniknąć pewne
problemy. Booth nie należał do osób chętnie opowiadających o
sobie, a dodatkowa obecność Słodkiego nie stwarzała warunków do
zwierzeń. Seeley chyba pomyślał o tym samym bo spojrzał z
niechęcią na doktora. Jeżeli chciałam poznać szczegóły,
musiałam zostać sama z Booth'em. Zdjęłam więc lateksowe
rękawiczki będące nieodłącznym atrybutem pracy przy kościach i
wrzuciłam je do kosza na odpady biologiczne.
- Chodź –
powiedziałam do Seeley'a i skierowałam się w stronę zejścia z
platformy. Nie musiałam się odwracać, by być świadomą tego, że
mój partner podąża za mną. Ruszyłam do swojego gabinetu i w
progu postanowiłam zaczekać na agenta. Dopiero kiedy wszedł do
środka zamknęłam za nim drzwi. Stał na środku środku
pomieszczenia zwrócony do mnie plecami.
- Czy teraz dowiem się
jaki to ważny powód skłonił Cię do bójki z Jaredem? - zapytałam
i zaczęłam oczekiwać na odpowiedź.
***
Odkąd
zacząłem pracę w FBI, a potem współpracę z Instytutem
Jeffersona moje doświadczenie zawodowe niezaprzeczalnie wzrosło.
Poznałem tyle różnych osobowości i odmiennych charakterów, że o
takiej obserwacji mógłbym tylko marzyć w nudnej poradni.
Wszedłem
do Instytutu i od razu skierowałem się w stronę platformy –
miejsca pracy, plotek, spostrzeżeń, informacji... Czego tu nie
można było usłyszeć.
Spodziewałem się zastać tam moich
pacjentów i nie pomyliłem się. Ich głosy niosły się echem po
laboratorium.
- To nic takiegi – donośny głos agenta Booth'a
rozbrzmiał w moich uszach.
- Booth, to nie jest nic. Przecież
wczoraj nie wyglądałeś... Powiedz co się stało – głos doktor
Brennan wypełniała troska. Mogłem się domyślać, że jej pewnie
o ślady jakie zostawił wczorajszy incydent, którego niechcący
byłem świadkiem. Ciekawe czy Booth się przyzna? Raczej nie, skoro
On tego nie zamierza zrobić, trudno, uczynię to za niego.
-
Agent Booth pobił się ze swoim bratem – powiedziałem i
przeciągnąłem swój identyfikator przez czytnik. Chwilę potem
stałem już na platformie i mogłem zobaczyć zdezorientowany wzrok
doktor Brennan oraz gniewne spojrzenie jej partnera, do którego
doszedł jeszcze komentarz wypowiedziany złowrogim tonem:
-
Mógłbyś się nie wtrącać Sweets, prosiłem przecież by... -
owszem, o coś tam prosił, ale z psychologicznego punktu widzenia,
grzechem byłoby tłumienie takiej dawki emocji.
- Przykro mi
agencie Booth, doktor Brennan jest pańską partnerką i powinna...
-
Sweets – przerwała mi antropolog tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Widać było, że się przejęła tym co się stało z jej partnerem
– To prawda? To Jared jest sprawcą tych blizn? - zapytała, a
potem dodała coś co wprawiło mnie w zdziwienie – Mam tylko
nadzieję, że On wygląda gorzej.
No proszę, nie okazująca
emocji doktor Brennan alias Bones z satysfakcją oczekiwała
twierdzącej odpowiedzi.
- A żebyś wiedziała – jej
oczekiwanie zostało spełnione, nawet nie zdawała sobie sprawy w
jakim stopniu. Nie jestem fanem boksu, ale ten prosty sierpowy w
wykonaniu Booth'a to było coś!
- A dowiem się o co poszło? -
antropolog najwidoczniej nie zamierzała przestać. No cóż, jej
wnikliwość, czasami wręcz bezceremonialna mogła innych deprymować
bądź onieśmielać, ale nie jej partnera. Podczas sesji
terapeutycznych miałem wiele okazji, by dogłębnie przeanalizować
ich zachowanie, dlatego nie zdziwiło mnie, że w tej chwili
rozumieli się bez słów. Booth zerknął na m nie z niechęcią.
Mogłem się tylko domyślać, że nie chce się zwierzać przy mnie.
Doktor Brennan chyba też pomyślała o tym samym bo po chwili
ściągnęła lateksowe rękawiczki i zwróciła się do swojego
partnera:
- Chodź – powiedziała i zaczęła schodzić z
platformy. Nawet nie odwróciła się, by zobaczyć czy agent podąża
za nią. Ta pewność w ich partnerstwie do tej pory mnie
zastanawiała i zadziwiała. Agent Booth oczywiście ruszył za nią.
Wychyliłem się z platformy, by poznać cel ich wędrówki. Doktor
Brenna weszła do swojego gabinetu, przystanęła na progu i
poczekała aż dołączy do niej jej partner. Dopiero wtedy zamknęła
drzwi.
Właśnie pozwoliłem odejść ciekawym obiektom badawczym,
ale cóż... Odbiję to sobie następnym razem.
***
No
to się wpakowałem. Bystre spojrzenie Bones przeszywało mnie na
wylot. Stała i świdrowała mnie wzrokiem jakby sądziła, że nic
się przed nią nie ukryje. I miała rację. Ale nie chciałem, by
moich zwierzeń słuchał Sweets. I tak już zrobił za dużo mówiąc
Brennan, że pobiłem się z Jaredem. Grrr... kretyni. Jeden gorszy
od drugiego. Z niechęcią spojrzałem na tego terapeutę od siedmiu
boleści. Temperance chyba wyczuła mój stan, swoją drogą coś za
często się jej to zdarza, bo pozbyła się tych swoich gumowych
rękawiczek i powiedziała:
- Chodź – nie musiała nawet mówić
mojego nazwiska, dobrze wiedziałem że ma mnie na myśli. Nie miałem
wyboru, posłusznie poszedłem za nią. Nie odwróciła się aż do
swojego gabinetu. Poczekała w progu aż wszedłem do środka.
Stanąłem na środku pomieszczenia odwrócony do niej plecami. Do
moich uszu dotarł szczęk zamykanych drzwi, a potem jej kroki.
-
Czy teraz się dowiem jaki to ważny powód skłonił Cię do bójki
z Jaredem? - usłyszałem jej cichy głos. Najwidoczniej moja
partnerka nie zamierzała dać sobie spokoju. Gdyby chodziło tylko o
mnie, jej ciekawość musiałaby zostać niezaspokojona, ale prawdy
mogła się też dowiedzieć od Słodkiego lub co gorsza od Jareda.
Jak nic musiałem powiedzieć wszystko sam.
Westchnąłem i
odwróciłem się. Staliśmy teraz twarzą w twarz, a jej
szaroniebieskie oczy spoglądały na mnie wyczekująco. Dobra Booth,
powiedz i będzie po sprawie.
- Aż tak bardzo chcesz wiedzieć? -
zapytałem.
- Tak, chcę znać powód. Wiem, że Twój brat nie
należy do osób o prostolinijnym charakterze, ale też nigdy nie
zdenerwował Cię tak bardzo, byś musiał użyć pięści. Więc
słucham – odpowiedziała Bones – Podaj mi logiczny powód. Chcę
wiedzieć co sprawiło, że Twoja twarz wygląda teraz tak jak
wygląda.
Szkoda, że nie widziała mnie wczoraj – paczka
mrożonek na twarzy. Żałosne.
- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć
– zacząłem, równocześnie siląc się na to, by mój głos nie
drżał – to Ty jesteś powodem. Ty Bones.
W następnej chwili
mogłem zaobserwować jak determinacja na twarzy Temperance zmienia
się w zdziwienie.
- Ja? - zapytała w końcu.
Chciałem
krzyczeć, że przecież to oczywiste. Czy Ona naprawdę nie zdaje
sobie sprawy jak mi na niej zależy? Jak staram się ją chronić od
wszystkiego co złe...
- Booth, dlaczego? Co... - wiedziałem, że
w tej chwili jej szare komórki pracują jak szalone starając się
wyszukać jakieś racjonalne wytłumaczenie, ale takiego nie było.
No cóż, trochę pomogę.
- Jared powiedział, że... że Cię
pocałował, a ja nie wytrzymałem. Wiem, że On jest śmielszy,
ryzykuje kiedy tylko może... Zawsze lubił ze mną rywalizować i
najwidoczniej tak też było i tym razem. Znam swoje miejsce
Temperance. Nie chcę byś pomyślała, że zabraniam Ci czegoś.
Nie. Chcę tylko abyś była szczęśliwa, ale mój brat to nie
mężczyzna dla Ciebie. Znam go lepiej niż ktokolwiek i jestem
przekonany, że pocałował Cię tylko dlatego bo...
Przerwałem,
co miałem jej powiedzieć? Że mi na niej cholernie zależy, że ją
kocham?!
Zastanawiałem się jak sprytnie wybrnąć z sytuacji,
kiedy to Bones mnie zaskoczyła.
- Bo zależy Ci na mnie? -
zapytała, a pode mną ugięły się nogi – Bo nie chcesz przyznać
przed samym sobą, że przekroczyłeś linię, że oboje ją
przekroczyliśmy...
Moje serce biło jak oszalałe. Moja partnerka
trafiła w samo sedno. Jak zatem miałem przyznać jej rację?
Przytaknąć? Zrobiłem coś o wiele lepszego, ale i bardziej
ryzykownego.***
Odkąd
zamknęłam za nami drzwi mojego gabinetu minęło może 5 minut.
Booth właśnie zdradzał mi powód dla którego pobił się z
Jaredem. To ja nim byłam. Ja sprawiłam, że Seeley użył siły
swoich mięśni, by opanować swojego brata. Ja i ten nic nie
znaczący pocałunek na przyjęciu.
- (...) Znam go lepiej niż
ktokolwiek i jestem przekonany, że pocałował Cię tylko dlatego
bo... - przerwał kiedy miał dojść do meritum. To typowe dla
mojego partnera, pozostawanie w cieniu, by innym było dobrze. Ale ja
już nie chciałam, by było tak dalej. Dobrze wiedziałam, czego mi
teraz nie powiedział i postanowiłam zrobić to za niego.
- Bo
zależy Ci na mnie? - zapytałam i zobaczyłam zdziwienie w jego
czekoladowych oczach, a może też ulgę, chociaż nigdy nie byłam
dobra w rozpoznawaniu uczuć. Kontynuowałam więc dalej – Bo nie
chcesz się przyznać przed samym sobą, że przekroczyłeś linię,
że oboje ją przekroczyliśmy...
To była prawda. Tak granica w
naszym przypadku przestała istnieć już dawno. Chyba nawet nigdy
jej nie było.
Teraz to ja stałam i czekałam na jego reakcję.
Chciałam, by przyznał, że mam rację. Ale zrobił coś o wiele
lepszego.
Pocałował mnie.
Już po chwili całowałam go z
pasją. Oddawałam pocałunki chcąc dostać więcej. Byłam blisko
niego – nareszcie.
Jego pocałunek był tym czego potrzebowałam,
zapewnieniem, że czekał na mnie całe życie. A ja czekałam na
niego.
Koniec
