Na początku jest ciemność i cisza. Cisza ta trwa i trwa, jednak ciemność z każdą minutą zdaje się pogłębiać, wchodzić w każdy zakamarek pomieszczenia i zajmować nawet te obszary, w których słońce zwykle bywało częstszym gościem niż sama ciemność.
Mimo to Akashi akceptował jej obecność, nawet przez chwilę nie myśląc o podniesieniu się z łóżka i zapaleniu lampki. Po części była to zasługa swoistego lenistwa, które występowało w jego słowniku ledwie raz w miesiącu i trwało niecałe trzy godziny, kiedy znajdował czas na złożenie swoich członków na kanapie i trwanie w bezruchu. Odnajdywał w tej czynności przyjemność, a żeby ta była równa za pierwszym i za drugim razem, decydował się na nią rzadko, większość swojego czasu poświęcając na pracę i rozwijanie swojej osobowości.
Westchnął bezgłośnie i ułożył się wygodniej, gniotąc zwykle nienagannie wyprasowaną koszulę. Dzisiaj był ten dzień, więc nawet nie pokusił się o zdjęcie ubrania, nim wszedł do łóżka. Ten dzień, choć jedyny w miesiącu, w jego opinii w pełni wynagradzał mu cały trud życia w ciągłym biegu i traktował te trzy godziny wyjątkowo, z niezwykłą przyjemnością odrzucając wszelkie nawyki wywodzące się z wychowania w "dobrym domu".
Był wtedy kompletnie bezbronny. Bezbronny i obojętny, a w tej obojętności nawet był skłonny stwierdzić, że gdyby ktoś próbował wtargnąć do jego domu, nie kiwnąłby palcem, żeby temu zapobiec. A takie sytuacje zdarzały się dość często, zwłaszcza w ten dzień...
Niedługo po pierwszej godzinie, drzwi pokoju otworzyły i zamknęły się bezszelestnie, a atmosfera w pomieszczeniu zagęściła się. Oczy Akashiego wciąż były zamknięte, jednak jego ciało i zmysły, wyjątkowo wyczulone w ciemnościach, zdawały się traktować przybysza pobłażliwie, wręcz lekceważąco; leżał w tej samej pozycji, pozwalając mu na swobodne wtargnięcie na jego teren. Osobnik odważnie, acz z wyjątkową ostrożnością, wdzierał się głębiej, docierając do najważniejszego obiektu w pomieszczeniu.
Intensywność, z jaką czyjeś spojrzenie pochłaniało go i przewiercało na wylot, poraziła jego nerwy i oddech, czyniąc ciało ciężkim i niezdolnym do jakiejkolwiek reakcji, a usta do wzięcia głębszego oddechu. Ta niezręczność przeszła na inny stopień w dość krótkim czasie, materac ugiął się nieznacznie pod niezidentyfikowanym ciężarem, a na jego klatce piersiowej osiadł chłód, podobny do chłodu dobrze znanych mu dłoni. Materiał wokół szyi rozluźnił się, uwalniając pieczołowicie związany krawat.
- Tetsuya?
Odważył się zapytać, czując coraz odważniejsze ruchy w okolicach paska od spodni. Cień nie odpowiedział, ale wyraźnie się zawahał, podsycając jego ciekawość. Akashi wyciągnął dłoń przed siebie i natrafił nią na coś miękkiego. Powoli, zmysłowo, musnął opuszkami nos, powieki, usta i przejechał palcami po żuchwie, dopasowując dłoń do kształtu twarzy. Czuł przyspieszony oddech na swoich ustach.
- Nigdy nie sądziłem, że możesz być aż tak uległy, Akashi-kun...
Wyraźnie onieśmielony, cofnął się tuż przed zetknięciem ich ust.
- Uległy? - zapytał rozbawiony, również sprowadzając swój ton do szeptu. - Z kolei taka stanowczość zaskakująco do ciebie pasuje, Tetsuya...
Z satysfakcją przyjął odpowiedź na te słowa, witając go w swoich ramionach. Czuł ciepły uśmiech na swoich wargach i już wiedział, że tej nocy będzie musiał odpuścić.
