Nie moje. Ja tu tylko marnuję czas, nie zarabiam.
To są w sumie dwa aspekty jednego opowiadania, bardzo blisko powiązane, jakby dwie części jednej historii - obie komiczne, ale pierwsza klasycznie, druga zaś specyficzną odmianą czarnego humoru.
Rzecz napisana dla znajomej, która chciała, by "księgowość (w osobie Tatsumiego) uratowała świat, a przynajmniej spróbowała". Pierwsza część bardziej w tym duchu niż druga.
T tak na wszelki wypadek, bo Muraki, bo gadanie o przemocy, bo ironia i ociupinka cynizmu. Nic, czego pięciolatek nie mógłby przeczytać, ale to jest ffnet, więc będziemy przeczuleni. ;- )
Dla Aneczki.
Darjeeling, Earl&Blue (eyes)
Pieniądz – środek do pozbywania się zobowiązań.
— Nie ma mowy — głos dobiegał z powietrza; Hrabia nie kłopotał się zakładaniem maski i rękawiczek w towarzystwie Tatsumiego, głównego księgowego Meifu. Temu, który panował nad cieniami, nie były potrzebne podpowiedzi, doskonale wiedział, gdzie znajduje się niewidzialny gospodarz.
Siedzieli w jednym z licznych pałacowych gabinetów, jednym z nielicznych, a może nawet jedynym niewypełnionym wizerunkami Tsuzukiego. Hrabia prawdopodobnie miał nadzieję, że gest zostanie uznany za uprzejmy, ale shinigami zinterpretował go raczej jako wyraz wynikającej z niepokoju ostrożności. „O tak, Wasza Hrabiowska Mość ma powody do obaw" pomyślał, rozpierając się wygodniej w fotelu. Strażnik świec kontynuował tymczasem
— ...więc, jeśli ta, ekhm, niestosowna prośba – udam że jej nie słyszałem, nawiasem mówiąc, nie doniosę nikomu, nie przejmuj się – jest jedynym, co miałeś mi do przekazania, to część służbowa naszego spotkania właśnie się zakończyła. Chodźmy do jadalni, wczoraj dostarczono mi fantastycznego darjeelinga, pierwsze zbiory, lotniczy... —zaczął wstawać z krzesła, ale Tatsumi nawet nie drgnął, chociaż jego spojrzenie, z każdą chwilą ostrzejsze, twardsze, podążyło za gospodarzem.
— Nie zrozumiałeś mnie — głos księgowego był całkowicie spokojny — nie przyszedłem tutaj pytać cię o zdanie, przyszedłem tutaj po zapewnienie o twojej kooperacji. Nie wyjdę, póki go nie dostanę i — pozwolił sobie na cień uśmiechu — uwierz, lepiej będzie, jeśli nie zmusisz mnie do przytaczania dalszych argumentów.
Z satysfakcją stwierdził, iż szczęka Hrabiego znalazła się w okolicach parkietu. „Żeby go tylko nie uszkodził, kosztował kilka tysięcy za metr" przemknęło mu przez głowę; musiał użyć całej wyuczonej kurtuazji, żeby nie wypowiedzieć swoich myśli na głos. W międzyczasie jego rozmówca doszedł do siebie i natychmiast przeszedł do kontrataku.
— Jak śmiesz? Strzegę świec, czyli ludzkich dusz, to dzięki mnie wiadomo, która zgasła przedwcześnie albo płonie ponad wyznaczoną jej miarę... Tylko dzięki mnie masz pracę, strażniku cyfr. — Ostatnie słowa miały być obrazą, zostały jednak zbyte wzruszeniem ramion oraz ironicznym grymasem.
— Och, jako księgowy doskonale wiem, ile razy w ciągu roku popełniasz omyłki, ba, wiem nawet, ile nas kosztują. Nie ma miesiąca, żebyś nie podjął kilku niewłaściwych decyzji – oczywiście, to absolutnie zrozumiałe, masz tysiące płomyków do nadzorowania – tym bardziej nie rozumiem twojego uporu. Proszę w końcu jedynie o... asekurację moich działań i ewentualne zagaszenie dosłownie paru świeczek trochę przed czasem. Takie rzeczy się zdarzają, trudno, nikt nie pomyśli o pretensjach ani obcięciach pensji... Mogę za to rozważyć tę drugą opcję, jeżeli nadal będziesz głupio trwał przy swoim.
W takich chwilach Hrabia pragnął być człowiekiem, by czuć jakiekolwiek fizyczne symptomy strachu. Suchość w gardle, zimny pot, kołatanie serca skręcanie żołądka – cokolwiek, byleby odwróciło jego uwagę od psychicznego napięcia. Prowadził wystawny tryb życia i był do niego głęboko przywiązany, groźba Tatsumiego trafiała w dziesiątkę. Nie było sensu powoływać się na wpływy na dworze, Enma lubił byty obdarzone potęgą, a Mistrz Cieni zdecydowanie do takich należał. Gospodarz uznał, że musi spróbować negocjacji.
— Chciałbym móc ci pomóc, przecież wiesz... Sam szaleję z niepokoju o Tsuzukiego, z największą ochotą ujrzałbym Murakiego martwym, ale nie mogę łamać przepisów, zwłaszcza tak istotnych. To dość młody człowiek, zażywa dużo ruchu, jada zdrowo, regularnie robi badania – nie ma powodu, aby go gasić w ciągu najbliższego pół wieku, o ile nie wpadnie pod samochód, a nie za bardzo wierzę, żeby komuś o jego zdolnościach to groziło.
— Pali — rzucił w przestrzeń bóg śmierci — palenie powoduje raka i choroby płuc. Poza tym zwiększa szansę na miażdżycę.
— Tudzież zaburzenia erekcji — zauważył kwaśno Hrabia — czy muszę dodawać, że nie ma objawów żadnej z tych przypadłości?
— Och, nowotwory postępują czasem tak szybko... Zupełnie jakby cienie dostały się do płuc, zabierając oddech — księgowy Meifu pozwolił sobie na uśmiech, wyglądający jak beztroski. — Metaforyczne rzecz ujmując, oczywiście.
— Oczywiście — przytaknął Strażnik Zamku Świec — czasami tak bywa. Kiedy tylko dojdzie do takiej sytuacji jego świeca zgaśnie sama, w najzupełniej normalny sposób, a ja odnotuję ten najzupełniej normalny fakt w najzupełniej normalnym protokole. Nie sądzę wszakże, aby nastąpiło to szybko.
— Na litość Enmy — w zwykle spokojnym głosie Tatsumiego zaczynał pobrzmiewać gniew — normalnie ten człowiek, nie, przepraszam, oszalały demon, powinien zginąć w Kioto! Nie mam pojęcia, jakie siły wyciągnęły go z płomieni i uleczyły, ale z całą pewnością nienaturalne!
— Rzeczywiście, jego płomień zachwiał się wtedy... Jednak ostatecznie przetrwał, a ja nie dostałem polecenia sztucznego zagaszenia życia Murakiego. Przykro mi, bardzo mi przykro, lecz muszę odmówić twojej prośbie... Cokolwiek o niego dba, ma po swojej stronie Prawo...
Mistrz Cieni przerwał mu:
— Próbujesz wmówić mnie, Księgowemu Meifu, że nigdy, przenigdy nie złamałeś przepisów? Nie zdefraudowałeś ani grosza z pieniędzy administracji na swoje przyjęcia, herbatki, przebrania, na kolejne remonty Zamku Świec – bo przecież moda zmienną jest – wszystko pod hasłem „wydatków reprezentacyjnych"? Nie masz ni jednego, malusieńkiego tajnego konta? Nie przeputałeś milionów na system podglądania Tsuzukiego oraz jego liczne podobizny? Ciekawe, bo moja pamięć oraz księgi rachunkowe...
Hrabia wydobył z siebie słaby jęk protestu.
— To naprawdę są wydatki reprezentacyjne! Jesteśmy członkami Niebiańskiego Urzędu, nie możemy wyglądać na obszarpańców!
— Między „obszarpańcem" a „zakupoholikiem" jest jeszcze sporo innych opcji — trzeźwo skonstatował shinigami. — Kończmy tę bezprzedmiotową dyskusję. Podpisujesz oświadczenie lub po prostu uroczyście przysięgasz współpracę albo drastycznie obetnę twój budżet. Skończą się herbaty, uczty, maskarady, zakupy, ba, każę nawet zwolnić Wilsona i zatrudnić na jego miejsce pokojówkę – dochodzącą!
Strażnik miał wrażenie, że za chwilę zemdleje.
— Tylko nie Wilson — jęknął. — Pokojówka w Zamku Świec? Nie przeżyję takiej degradacji!
— Nie melodramatyzuj — w tonie Tatsumiego dźwięczała stal. — Skądś będę musiał wziąć pieniądze na łapówki, wynajęcie kilku oddziałów, przygotowanie akcji militarnej, może jakaś mała wojna między gangami, w trakcie której przypadkowa, zabłąkana kula dosięgnie znanego, powszechnie szanowanego tokijskiego chirurga. Akurat w ekskluzywnym domu schadzek w Kioto! — Potrząsnął teatralnie głową. — Niezbadane są wyroki opatrzności.
W pokoju zapadła cisza. Gospodarz analizował swoją pozycję i powoli godził się z nieuniknionym. Gość sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach. „Liczy, sprawdza, rachuje, szuka oszczędności!" uznał zrozpaczony Hrabia. Jakby na potwierdzenie jego przeczuć, księgowy zaczął planować kolejne ekonomiczne posunięcia teatralnym szeptem:
— Jeśli przeniesiemy majątek prywatny do publicznego, zaanektujemy lasy oraz parki, zabytki też, jasna sprawa, jeszcze osobiste kolekcje... Zaczniemy wciągać na listę przychodów kilka procent od masy spadkowej po osobach, którym pomogliśmy, zaczniemy uwzględniać spodziewane dochody z wynalazków Watariego, dochody olbrzymie, przy założeniu, że nie wysadzi znowu laboratorium, które to założenie przyjmiemy... Wliczmy w wartość spółki Gushoshiny, jako ruchomości, plus rzeczy osobiste zatrudnionych ahinigami... Tak, wtedy będziemy mogli spokojnie wejść na giełdę, w ten sposób zdobyć kapitał na otworzenie fundacji zajmującej się nieuleczalnie chorymi tudzież założenie organizacji zawodowych zabójców... Może jeszcze przerzuty do Szwajcarii i Holandii? W końcu obecność bogów śmierci gwarantuje ukojenie przy końcu drogi – za dodatkową opłatą oferowalibyśmy preferencyjne wyroki, odpuszczenie win itp. Niewykluczone, że moglibyśmy sprzedać prawa do naszych historii jakiemuś producentowi i dorobić się własnej mangi, anime, fanklubów – to chyba też bywa opłacalne, zbieralibyśmy datki na ciastka dla Tsuzukiego, nikt nie wygra z jego miną zbitego psa...
— O czym ty mówisz? To wbrew wszelkiemu Prawu! — Drżącymi wargami wyszeptał nadzorca świec. — Czy Jego Wysokość wie o twoich planach?
— Och, jeszcze nie. — Tatsumi był uosobieniem beztroski. — Powiem mu, oczywiście, może nawet dzisiaj. Powiem mu, że wydatki reprezentacyjne jednego z pracowników doprowadziły do zadłużenia wydziału, musimy więc użyć drastycznych środków. Myślę, że trochę go to zdenerwuje, ale trudno, mus to mus... — zawiesił dramatycznie głos.
— Nie! Podpiszę, co tylko chcesz, zatuszuję wszystkie twoje morde... działania, obiecuję!
Twarz Mistrza Cieni natychmiast się rozjaśniła. W myślach pogratulował sobie znajomości psychologii duchów tudzież innych pomniejszych bytów wyższych – Hrabiemu nie przyszło nawet do głowy, że wszystkie wymienione kroki, łącznie ze sprzedaniem praw do mangi i serialu w TV, zostały już dawno podjęte, przy pełnej aprobacie króla Enmy, który przecież także lubił wieść życie na odpowiednio komfortowym poziomie.
— Świetnie! Wiedziałem, że dojdziemy do porozumienia! Podpisz tutaj — strażnik wypisał swoje nazwisko, nawet nie patrząc na treść umowy – shinigami z trudem stłumił pobłażliwe westchnienie. „Jak dzieci" pomyślał „co oni by beze mnie zrobili?" — Nie przejmuj się konsekwencjami. Jeśli Jego Wysokość obetnie ci za to pensję, a nic innego nie uczyni, to dopłacę różnicę z pieniędzy przechowywanych na kontach do zadań specjalnych. Uwierzyłbyś, że jedno z nich istnieje tylko po to, aby pokrywać wydatki Tsuzukiego? Trzymam to w sekrecie, żeby inni nie poczuli się zachęceni do przepuszczania bajońskich fortun w lokalach gastronomicznych.
— Jego Wysokość wie o tych tajnych rachunkach? — Zainteresował się nagle nadzorca zamku. Prawdopodobnie szukał okazji do zerwania umowy, może nawet szantażu. Na jego nieszczęście odpowiedź brzmiała:
— Ależ oczywiście! Rzecz jasna, pieniądze dla ciebie wezmę ze swojego prywatnego konta, mam takie na uboczu... Inaczej Jego Wysokość z pewnością zauważyłby coś dziwnego.
— O twoim osobistym tajnym rachunku także wiedzą nasi przełożeni, tak? — W głosie Hrabiego nie było zbyt wiele nadziei.
— Usłyszałem pozwolenie z ust samego króla; pewnie, że wie. — „Przynajmniej o tym jednym, o pozostałych chyba zapomniałem mu powiedzieć – znaczy, nie chciałem zawracać królowi głowy takimi drobiazgami" dodał w myśli księgowy. — Chodźmy do jadalni, napijemy się czegoś, aby uczcić nasz mały układ – i rychłe zwycięstwo sprawiedliwości! Podobno masz jakiegoś wspaniałego darjeelinga? Z pierwszego zbioru najdelikatniejszych liści...
