Tik tak, tik tak.

Wolno odmierzał czas. Wydawał się drwić z niej. Z niej i z jej bezgranicznej wiary w to, że dobro zawsze zwycięża. On drwił, a ona czekała. Pamiętała chwilę, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Chyba każdy pamiętał ten dzień. Niezapomniany.

Tik tak, tik tak.

Perfekcyjny, od razu zrobił na niej wrażenie. Jakby nikt, ani nic, nie było go w stanie powstrzymać. Niepowstrzymany.

Tik tak, tik tak.

Wszystko w życiu się zmienia. Ale on wciąż był taki sam. Cokolwiek się nie działo, zmierzał do celu. Niepokonany.

Tik tak, tik tak.

Ludzie mówili, że jest brzydki. Według niej był wspaniały, piękny. Niepowtarzalny.

Tik tak, tik tak.

Był jej ostoją. Tym na co zawsze mogła liczyć. Tylko on zawsze zachowywał spokój, gdy inni wpadali w panikę. Zawsze taki sam. Nie ulegał presji. Nieustraszony.

Tik tak, tik tak.

Ludzie krzywili się na jego widok. Wywoływał u nich negatywne emocje. Ale oni widzieli tylko to, co widzieć chcieli. Przelatywali wzrokiem zamiast patrzeć. Niezrozumiany.

Tik tak, tik tak.

Nie docieniali tego co robił. Dostrzegali tylko to co im opowiadało. Niewygodną część zostawiając gdzieś za sobą, zapomnianą. Niedoceniony.

Tik tak, tik tak.

Poczuła ciepłą, krótką dłoń na ramieniu. Nawet nie drgnęła, wciąż wpatrując się w zegar, który swym zwyczajem miarowo poruszał wskazówkami, drwiąc z niej, jakby uśmiechając się... złośliwie.

-On już nie wróci. Jego już nie ma.

-Och nie, zaraz będzie z powrotem. Wyszedł tylko do sklepu. Powiedział, że to tylko na chwilę. Papierosy się skończyły.

Nieodżałowany.

Tik tak, tik tak.

Pyk!

Nieżywy.