Ciszę panującą na pustyni zmącił odgłos otwierającej się Garganty, która rozerwała ciemne niebo niczym płat tkaniny. Postać w poszarpanej pelerynie, która z niej wyskoczyła, poprawiła miecz przy swoim boku, a przejście zniknęło równie nagle, jak się pojawiło.
Postać w pelerynie szybkim ruchem zarzuciła sobie kaptur na głowę, skrywając swoją twarz w mroku. Uważnie rozejrzała się po szarym i pustym krajobrazie Hueco Mundo, po czym pewnym krokiem ruszyła w stronę kilku majaczących na horyzoncie jaskiń.
Przez tych cholernych Quincy całe Hueco Mundo zamieniło się w jeden wielki rozpierdolnik.
Postać podążała tropem drżącego niczym skrzydła ważki, prawie wyczerpanego już Reiatsu. Osoba, do której należało, była wyczerpana, zraniona, zmęczona po wielu wymagających bitwach.
Niegdyś tak silne, teraz niewiele silniejsze od Reiatsu zwykłego śmiertelnika...
Osoba w pelerynie wyminęła leżące przed jaskinią truchło jakiegoś Quincy bez głowy i powoli weszła do ciemnej pieczary. Śmierdziało śmiercią. Odstraszająca woń, która instynktownie zmuszała do ucieczki. Postać strzeliła palcami i w powietrzu pojawiła się jasna kula światła wielkości piłki nożnej, która poleciała w przód i po chwili zawisnęła nad czymś, co leżało kilka metrów dalej wgłąb jaskini.
Postać podeszła do ciała leżącego na piasku, w kałuży szkarłatnej krwi, przykrytego poszarpanym, zakrwawionym materiałem. Przyklękneła i odłożyła miecz na bok, po czym ostrożnie odkryła twarz leżącego. Delikatnie przejechała opuszkiem palca od brody, poprzez policzek, aż do ucha, a potem wzięła w dłoń pasemko pokołtunionych, niebieskich włosów. Spojrzała z uczuciem na twarz leżącej osoby, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
- Król nie może upaść, Grimmjow. - Powiedziała czule kobieta.