Tytuł: Azalea E Potter: Złodziej pioruna

Tytuł oryginału: Azalea E Potter: The Lightning Thief (link w moim profilu)

Autor: ImposterInDisguise (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki.


oOoOo

Nie wliczając jednej osoby, Private Drive było zwyczajnym miejscem pełnym zwyczajnych ludzi. Mała dziewczynka, znana jako Azalea Elizabeth Potter, była właśnie tym jednym wyjątkiem. Mimo, że była ona siostrzenicą Petunii i Vernona Dursley'ów, nie było to dla nich powodem do dumy. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.

Azalea Potter miała zaledwie cztery lata i nigdy nie zaznała ciepła rodzinnego. Mieszkała w komórce pod schodami, w której znajdował się mały materac i wiele pająków. Ciotka i Wuj nigdy nie używali jej imienia, preferując w zamian nazywać ją dziwadłem lub dziewczyną i zachęcali ich ukochanego syna Dudleya, aby robił to samo. Przez przypadek poznała swoje imię. Gdyby nie siedziała zawsze blisko kuzyna, gdy Vernon próbował nauczyć go czytać, co było bezużytecznym wysiłkiem, to nigdy nie nauczyła by się tego dzięki stanowczej upartości.

I gdyby nie fakt, że jedynym nakryciem jakie posiadała na swój materac był jej dziecięcy kocyk, który o dziwo wciąż wyglądał na nowy, to nigdy by go nie poznała. Bo właśnie w rogu kocyka wydziergane było imię Azalea E. Potter.

Czytanie było wielkim wyzwaniem nie tylko biorąc pod uwagę to, że nie miała nikogo do pomocy kiedy utknęła, ale też dlatego, że czasami słowa zaczynały zmieniać swoje miejsca lub znikały ze strony. Wiedziała, że to nie było normalne i postanowiła nie mówić o tym Dursley'om, ponieważ pomyśleli by, że to kolejne z jej dziwactw, wiec postanowiła rozwiązać ten problem sama nie chcąc być ukaraną.

Wiele razy była karana za niemożliwość usiedzenia w jednym miejscu. To sprawiło, że nauczyła kontrolować swoje wiercenie. Wciąż czuła potrzebę poruszania się i energię rozpierającą jej ciało, która sprawiała, że chciała zacząć biec jak najszybciej, aby zużyć część tej energii, ale powstrzymywała się. Była w tym dobra i nauczyła się w zamian jak obserwować środowisko i ludzi, aby czymś siebie zająć.

W przeciwieństwie do Dudleya, Azalea miała do wykonania obowiązki domowe, których różnorodność po części zależały od jej wieku. Jak na czterolatkę była nawet dobrym kucharzem i to było jedno z zadań, oprócz ogrodnictwa, które sprawiało jej przyjemność, choć rzadko kiedy musiała to robić, aby sąsiedzi nie zaczęli gadać.

Jednak pracą za którą najbardziej przepadała było sprzątanie strychu. Nie często musiała to robić, ale gdy tam była zawsze znajdowała coś ciekawego. Petunia nie wykazywała chęci chodzenia tam z nią, aby jej pilnować. Dla Ciotki to pomieszczenie było zbyt gorące i zakurzone.

Sprzątanie pudeł i ich organizowanie było interesujące. Zapominane pudła były pełne wspomnień i niespodzianek. Znajdowało się tu wiele różnych rzeczy: stare ubrania, zepsute zabawki, naczynia, dekoracje, zakurzone książki i wiele innych rupieci. Pośród tego był jeden przedmiot, który sprawił, w dniu w którym go znalazła, że jej serce zatrzymało się.

Był to album ze zdjęciami.

W środku znajdowały się wyblakłe zdjęcia obcych ludzi, których nigdy nie spotkała i nigdy nie spotka. Aczkolwiek jedno zdjęcie wpadło jej w oko. Przedstawiało ono trzy młode dziewczyny mające prawdopodobnie około 15 lat. Ta najbardziej na prawo wyglądała jak młodsza wersja ciotki Petunii, natomiast najbardziej na lewo była dziewczyna zupełnie nie podobna do dwóch pozostałych, mająca czarne włosy, serdeczny uśmiech i niebieskie oczy.

Ale…

Ta w środku wydawała się jej znajoma. Twarz którą Elizabeth widziała wiele razy w odbiciu lustra. Jedynymi, prawdziwymi różnicami były włosy, które w przeciwieństwie do jej hebanowo czarnych były ogniście czerwone i oczy, choć to było trudno zobaczyć. Oczy dziewczyny były jasno zielone podczas gdy Azalea miała oczy w odcieniu morskiej zieleni, chociaż bywały momenty gdy zmieniały one kolor w zależności od jej emocji, jeśli te były dość silne.

Na odwrocie było napisane „Petunia i Lily Evans z Sally Jackson". To była jej mama. Jedną z rzeczy, których wyjaśniła jej Petunia było to że jej matka i ojciec, Lily i James Potter, byli nic nie znaczącymi alkoholikami, którzy zginęli w wypadku samochodowym, zostawiając ją jako obciążenie dla Dursley'ów. To było niesamowite, móc zobaczyć swoją mamę po raz pierwszy w życiu. Gdy tylko chciała zobaczyć to zdjęcie, wystarczyło tylko wyciągnąć je z książki.

To zdjęcia miało jeszcze jeden wielki plus. Od kiedy była wystarczająco duża, aby zrozumieć intencje i uczucia za czynami Dursley'ów, miała nadzieję że ktoś się pojawi i ją stąd zabierze. Spoglądanie na tą inną osobę na zdjęciu wzmacniało to uczucie. Może któregoś dnia Sally się pojawi i zabierze ją razem ze sobą.

Minęło kilka dni kiedy TO się zdarzyło. Zdjęcie znajdowało się schowane w przydużych spodniach Dudleya, które miała na sobie dziewczynka, a jej myśli o ucieczce były zapomniane na moment.

To był wypadek, naprawdę. Błąd, który popełniła podczas odkurzania salonu podczas gdy Dursley'owie siedzieli i oglądali telewizję. Czyściła bardzo drogi wazon, stojący na salonowym stole. Jej ręka omsknęła się.

Z głośnym trzaskiem roztrzaskała się ona na podłodze na miliony kawałków.

Cisza, która nastąpiła po hałasie była przerażająca. Jedynym źródłem dźwięku był monotonny głos dochodzący z telewizora. Wtedy nastąpiła jakby eksplozja bomby atomowej, która przerwała ciszę.

– DZIEWUCHO! – zagrzmiał wuj Vernon zrywając się na równe nogi. Jego twarz była fioletowa od wściekłości. – PRZEDOBRZYŁAŚ TYM RAZEM! – i z tymi słowami zaczął się poruszać tak szybko, jak tylko pozwalała mu na to jego wielka postura, w jej kierunku.

Azalea nie była głupia, gdyby była to już dawno umarłaby z głodu biorąc pod uwagę, że dostawiała jeden kawałek chleba jako posiłek. Jej instynkty przetrwania były wyjątkowo rozwinięte jak na kogoś w jej wieku, tak samo jak jej inteligencja. Więc kiedy widziała jak wuj Vernon ociężale zmierza w jej stronę wiedziała, że musi uciekać. Vernon karał ją cały czas nawet za rzeczy, które, według niej, nie były jej winą lub gdy robił to, aby pozbyć się TEGO z niej. Czymkolwiek TO było. Wiedziała, że jeśli złapie ją tym razem, była duża szansa na to, że tego nie przeżyje.

Słysząc głośne dudnienie swojego serca w uszach użyła całą stłumioną w sobie energię, aby pobiec. Biegła z całych sił. Vernon z łatwością znalazł się w tyle, podczas gdy ona nienaturalnie szybko wystrzeliła z salonu do korytarza. Podbiegła do frontowych drzwi, otworzyła zamek i pociągnęła lecz drzwi zatrzymały się gwałtownie. Spoglądając do góry mogła zobaczyć zasuwę, która była poza jej zasięgiem. Przestrzeń między drzwiami i ścianą była zbyt mała, aby mogła się przez nią przecisnąć.

– WRACAJ TUTAJ TY NIEWDZIĘCZNE DZIWADŁO! – za niej dobiegł ją krzyk. Przekręcając się i zobaczyła wuja Vernona w wejściu do salonu. Okropny, szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy tylko ją zobaczył.

– Jesteś uwięziona i wygląda na to, że nie masz dokąd uciec co dziewczyno, teraz cię mam.

Ignorując go szukała innej drogi ucieczki. Ryzyko przebiegnięcia koło niego było zbyt wysokie, więc pozostała tylko jedna szansa. Z tą myślą rzuciła się w kierunku schodów, przeskakując co drugi stopień. Poruszała się tak szybko, że aż przewróciła się na nich uderzając brodą i łokciem w twarde drewno.

Vernon zaśmiał się triumfująco i rzucił się na nią. Czuła jak jego dłoń zaczyna otaczać jej kostkę i bez zastanowienia zaczęła gwałtownie ją kopać. Solidne uderzenie jej stopy o bok ręki sprawił, że Vernon stracił równowagę. Wymachując szeroko ramionami i nie mając możliwości, aby zatrzymać swoje wielkie ciało, upadł. Z głośnymi hukami stoczył się w dół schodów zatrzymując się dopiero na samym dole.

Wspinając się po stopniach na rękach i kolanach, ignorowała pulsowanie w jej szczęce i łokciu, na których na pewno pozostanie siniak, dotarła na sam szczyt. Pobiegła korytarzem, aż do łańcucha wiszącego z sufitu, który otwierał przejście na strych.

Podskakując złapała go, trzymając go, aż grawitacja pociągnęła go w dół wraz z jej ciałem. Schody zsunęły się płynnie prowadząc do drzwiczek dokładnie w chwili, gdy Vernon doczołgał się na ostatni stopień.

– NIECH TYLKO DOSTANĘ CIĘ W MOJE RĘCE! – krzyknął Vernon kuśtykając wzdłuż korytarza.

Azalea z spanikowanym sapnięciem wbiegła po schodkach, otworzyła drzwiczki i weszła do środka. Zaczęła wciągać drabinkę, ta nagle zatrzymała się. Gruba, mięsista ręka zaczęła ciągnąć je w dół.

Nie będąc w stanie ich utrzymać puściła je. Wuj krzyknął gniewnie przewracając się, gdy schody nagle przestały stawiać opór. Zamknęła klapę drzwiczek i zaczęła przesuwać na nią pudła w nadziei, że nie pozwolą one dostać się tu wujowi Vernonowi.

Gramoląc się do kąta strychu, usiadła tam z kolanami przyciągniętymi do jej tułowia i jej rękami owiniętymi wokół nich. Pozostało jej jedynie przyglądać się trzęsącym się na klapie pudłom.

– DZIEWUCHO OTWÓRZ TO NATYCHMIAST! TYLKO POCZEKAJ, AŻ DOSTANIĘ CIĘ W MOJE RĘCE! BĘDZIESZ ŻAŁOWAĆ TEGO, ŻE SIĘ URODZIŁAŚ DZIWADŁO!

Powoli pudełka zaczęły spadać, pozwalając klapie otwierać się coraz szerzej za każdym uderzeniem. Azalea wydała z siebie przerażony szloch myśląc o karze jaka ją czekała, gdy tylko on się w końcu tutaj dostanie.

Wyciągnęła z kieszeni zdjęcie swojej matki, trzymając je blisko jakby gdyby mogło ją osłonić przed gniewem Wuja. Spoglądała na uśmiechającą się twarz mamy podczas, gdy łzy zaczęły spadać na fotografię. Kierując swój wzrok na Sally, nieznajomą na zdjęciu, zapragnęła całą sobą tego, aby mogła być z miło wyglądającą kobietą i daleko od jej Wuja i Ciotki.

Z łomotem Vernon zrzucił wszystkie przedmioty z klapy sprawiając, że ich zawartości rozsypały się po podłodze. Warcząc wściekle wspiął się na strych i zaczął utykać w kierunku dziewczynki.

– Nie masz dokąd teraz iść – warknął sięgając w jej kierunku. Azalea zamknęła oczy i zwinęła się jeszcze bardziej przyciskając zdjęcie do piersi. Łzy spływały po jej twarzy. Zaczęła łkać.

– Nie…nienienienienie proszę. Przepraszam… nie.

Choć ten jeden raz chciała być bezpieczna z kimś kto nie nienawidził jej za to, że się urodziła. Czy prosiła o zbyt wiele? Myśląc o kobiecie ze zdjęcia nie mogła powstrzymać się od myśli jak bardzo chciałaby być z nią.

– Sally… Chciałabym być z Sally.

Z delikatnym pyknięciem Azalea Potter zniknęła ze strychu na Private Drive 4 pozostawiając rozwścieczonego Vernona, który mógł tylko krzyczeć wściekle, gdy jego ręka zamknęła się na pustym powietrzu. Daleko stąd, za oceanem i w małym apartamencie w Nowym Jorku w Ameryce młoda dziewczynka pojawiła na kanapie tuż przy niejakiej Sally Jackson.


oOoOo

Pierwszy rozdział skończony :)

Tak więc poszukuję chętnej Bety - osoby, która przeczyta rozdział przed jego wstawieniem i sprawdzi czy wszystko gra. Chętnych proszę o jak najszybszy kontakt.