Siadłam pod oknem. Z kanapy na parapet. Wyjrzałam na dwór. Słońce grzało niemiłosiernie, chyląc się ku zachodowi. Świat ogarnął spokój. Pyłki kurzu tańczyły dookoła w promieniach słońca. Nigdzie się nie śpieszyły.

Kiedy jest się zapracowanym, wszystko wydaje się piękne. Rozkoszowałam się chwilą spokoju. Zerknęłam na samochody na podwórku. Odbijające się od nich światło poraziło moje oczy, jednak nie odwróciłam wzroku. Delikatnie przysłoniłam oczy dłonią, odcinając uporczywe promienie.

Robotnik przeszedł ulicą przed mym domem. Wszedł na posesję sąsiada i zniknął między pędami winorośli. Gdzieś w oddali przejechał samochód, połyskując wypucowaną karoserią.

Świat tak nagle zwolnił.

Niedługo się zatrzyma.


Miałam wtedy prawie szesnaście lat. Właśnie zaczynałam naukę w liceum. A tak właściwie to miałam zacząć już po wakacjach. Od trzech lat mieszkałam w Polsce razem ze starszym bratem i siostrą. Nie byliśmy stąd i często nam to wypominano. To znaczy MNIE wypominano. Gimnazjum nie jest najprzyjaźniejszym miejscem na ziemi. Dlatego cieszyłam się ukończeniem go. Miałam dobre oceny. Nie byłam może najlepsza, ale siostra zawsze dumnie wracała z wywiadówek. Równie dumnie wystąpiła na koniec roku na środek by odebrać gratulacje od mojej wychowawczyni za wzorowe wyniki.

-Nasza mała Nataszka jest taka mądra, Wania!- zachwycała się już będąc w domu.- Bez trudu dostanie się do dobrego liceum!

-Nata, kim chcesz być w przyszłości?- Ivan uniósł wzrok znad swojego talerza, by spojrzeć na mnie.

-Nie wiem.- wybełkotałam cicho. Wcale nie kłamałam. Nie miałam pojęcia kim chcę być, jaki wybrać profil klasy i na czym skupić uwagę.

-Coo? Nataszko! Musisz szybko się zastanowić! Jak zaznaczyłaś w podaniu?- przeraziła się Katja.

-Informatyczną. Toris tam idzie. Przynajmniej będę mieć towarzystwo.- odpowiedziałam szybko.

Nie byłam w stanie spojrzeć jej w oczy. Oboje z Ivanem bardzo lubili Torisa. Jako jedyny nas rozumiał. Jego rodzina także nie była stąd. Ale nie o to chodziło. Katja uparcie powtarzała, że się w nim zakochałam. To niedorzeczne! On był jedynie przyjacielem. A przynajmniej ja tak odbierałam nasze relacje.

I tym razem nie obyło się bez tego uśmiechu i mrugnięcia okiem. Wlepiłam wzrok w talerz.

-Oj, Nata! Umów się z kimś w końcu! Masz szesnaście lat!- wtrącił Ivan.- A jeśli się z jakimś widujesz to powiedz nam! Przecież nie będziemy się śmiać!

-Wania!- krzyknęłam, mimo że tego nie chciałam.- Jedynym mężczyzną jakiego kocham jesteś ty! I to się nie zmieni przez parę najbliższych lat, to mogę ci obiecać!

Mój braciszek się widocznie zawahał.

-Ty chyba nie…- zaczął, ale Katja szybko mu przerwała.

-Uważaj na słowa, siostrzyczko. Miłość przychodzi nagle i szybko. Nawet się nie zorientujesz…

Urwała. Spojrzałam na nią zaciekawiona. Zdawało mi się, że dostrzegłam dziwny błysk w jej oku. Już miałam drążyć temat, gdy…

-Musimy się przeprowadzić.- rzucił nagle Ivan.

Obie z siostrą natychmiast na niego spojrzałyśmy. To nie było wyznanie, które zazwyczaj rzuca brat by obiedzie. To na pewno nie było tego typu beztroskie wyznanie.

-Że co?

-Dostałem przeniesienie na uniwersytet, który będę miał za darmo. Mają tam też posadę dla ciebie, Katja. Dobrze płatna. I obiecali załatwić Natalii przeniesienie. I ja także mógłbym zarabiać na pół etetu…- Ivan wyrzucał z siebie szybko słowa, uśmiechając się szeroko.- Myślę, że to dobry pomysł. Szczególnie po tym, co Natalię spotkało w gimnazjum.

-Gdzie niby chciałbyś się przenieść?- zapytała Katja.- Dopiero co ułożyliśmy sobie życie tutaj. Myślisz, że tam będzie lepiej, braciszku? Znów ci nowi.

-Katja… Ja WIEM, że tam będzie lepiej!

-Wania! Gdzie?!- przerwała mu lekko podenerwowana Ukrainka.

-Berlin.- rzekł Ivan nawet nie mrugając.

Akurat piłam sok, więc ściana naprzeciw mnie została tragicznie opluta. Jednak nie byłam pierwszą która krzyknęła.

-BERLIN?! OSZALAŁEŚ?! Wania! Przecież to inne państwo!

-Wiem Katja… Ale to okazja nie do odrzucenia…

-Ale co z Nataszką? Ona nie zna języka!

Oczy obojga skierowały się na mnie. Chciałam zapaść się pod ziemię. Oboje potrafili niemiecki. Ja uczyłam się go dopiero trzy lata i szczerze mówiąc nawet dobrze się przedstawić nie potrafiłam mimo piątki na świadectwie.

-Nata? Zgadzasz się?

„Oczywiście, że nie!" chciałam krzyknąć. Jednak nie mogłam. Ivan robił dla mnie wszystko. Byłam mu coś winna. Mogłam przetrwać przeprowadzkę do Polski to przetrwam naukę Niemieckiego. Nic mnie tam nie trzymało. Jedynie Toris jakoś by się może przejął. Ale oprócz niego…

-Tak. Oczywiście.- odparłam. Mój głos był wyprany ze wszelkich emocji, jednak ani Ivan ani Katja nie zwracali już na to uwagi.

-Cudownie!- uśmiechnął się szeroko Ivan.- Załatwimy ci jakiś przyśpieszony kurs, na miejscu dostaniesz zajęcia z tłumaczem i jakoś pójdzie, da?

-Da, Brat.- wybełkotałam, wbijając wzrok w czubki palców u nóg.

-Wania, nie jestem pewna, czy…- Katja zaczerwieniła się lekko, jak to zawsze robiła, kiedy nie była czegoś pewna. Nawet przy półce z makaronem w Lidlu potrafiła spalić buraka, nie mogąc zdecydować się czy spaghetti czy świrki.

-Spokojnie. Jakoś to będzie. A teraz wróćmy do świętowania końca roku szkolnego! Chodź, Nata. Po obiedzie idziemy na ciastko!


I właśnie tak moje wakacje skończyły się na codziennej wielogodzinnej nauce języka niemieckiego. Nie lubię go. Jest twardy krzykliwy. Często przeklinałam los.

-Czemu akurat Niemcy?- pytałam samą siebie.- Nie mogła to być Francja? Albo Rosja?

Oczywiście rosyjski już znałam. Mój braciszek pochodził z Rosji, mój ojciec był Rosjaninem… W sumie to mało go pamiętam. Jedynie urywki. Odszedł, gdy miałam trzy lata. Nie dziwię mu się. Jednak zawsze kazał do siebie mówić po rosyjsku. Matka za to wymagała nauki polskiego. I tak w domu nikt nigdy nie wiedział po jakiemu mówić. Kiedy więc przyjechaliśmy do Polski, ustaliliśmy, że będziemy rozmawiać po polsku, a myśleć po rosyjsku. Ten układ wydawał mi się trochę dziwny, ale szybko wszedł w nawyk.

Pod koniec wakacji szprechałam już całkiem całkiem. Jednak najtrudniejsze zostało przede mną.

-Natalija! Tutaj!

Toris jak zwykle zachowywał się nadzwyczaj… Torisowato. Powoli ruszyłam w jego stronę, obserwując jak macha teczką na swoje papierzyska. Nigdzie się bez niej nie ruszał.

-Cześć, Taurys.- rzekłam, próbując zajrzeć do tej teczuszki. Nie mogę zaprzeczyć, że zawsze mnie interesowała jej zawartość.

-Nat! Patrz co znalazłem!- Toris podsunął mi pod nos kartkę z jakimś tekstem, gęsto pozakreślanym markerami.

-Em… Kółko teatralne?- zmrużyłam oczy, by odczytać literki.

-Tak! W naszej nowej szkole! Może się zgłosimy? Często wystawiają sztuki w teatrze, a my już przecież chodziliśmy na takie zajęcia…

-Tylko dlatego, że nie umiesz rysować i śpiewać…- wybełkotałam, ale on zdawał się mnie nie słuchać.

-Będzie cudownie! Może uda nam się zdobyć główne role? Przecież jesteśmy całkiem dobrzy w tym! W kolejnym roku mają przygotować Romea i Julię z okazji rocznicy… Byłoby cudownie, nie sądzisz?

Czułam jego świdrujące spojrzenie. Romeo i Julia? Jedna z nudniejszych książek. Chociaż zagranie Julii nie byłoby złe… Mogłabym się dźgnąć sztyletem. Podobała mi się ta wizja.

-Taurysie… Muszę ci coś powiedzieć.

-Jesteś drugą osobą na tym świecie, która odmienia moje imię. Naprawdę! Miałem takiego kolegę w podstawówce, ale jego wujek zabrał go do Niemiec. Szczerze mówiąc to chyba go nawet nie lubiłem… Może właśnie dlatego, że wiecznie odmieniał moje imię. Ale jak ty to mówisz to jest pięknie. Taki Toris nagle zamienia się w poważnego Taurysa…

-ZAMKNIJ SIĘ NA CHWILĘ!- krzyknęłam. Miałam już dość jego paplania. W cale nie ułatwiał powiedzenia mu tego co musiałam.

Torisa zatkało. Stał jak zamrożony z lekko uchylonymi ustami i wbijał we mnie wzrok. Odetchnęłam głęboko.

-Przepraszam, Taurys. Ale nie będę mogła dołączyć do kółka, bo… Bo nie będę chodzić z tobą do szkoły.

-J-jak to? Zawsze marzyłaś o tym ogólniaku! Nie pamiętasz już jak byliśmy na dniu otwartym? Może się mylę, bo ty zawsze masz taki wyraz twarzy… No taki… Ale wiesz, że można wszystko wyczytać z oczu? Kochasz tę szkołę.

-Nie chodzi o szkołę…

-Jeśli chodzi ci o Konrada to obiecuję, że już nigdy więcej nie będzie ci dokuczał! Przywalę mu jeśli będzie trzeba!

-Taurys… Posłuchaj… Ja… Ja przeprowadzam się z Katją i Wanią do Berlina.- wyrzuciłam z siebie szybko. Może i Toris mnie denerwował. Może nie był najlepszym kolegą, ale był moim jedynym kolegą, więc mimo wszystko, powiedzenie tego nie było proste.

Widziałam jak powoli przestaje się uśmiechać. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, złapał mnie za ramiona i trochę się schylił.

-Nie możesz! Nie możesz wyjechać! Nie możesz mnie zostawić tu samego! Może… Może mogłabyś zamieszkać u mnie! Mam wolny pokój. Trochę bym go odgracił… Mama i tata na pewno by się zgodzili! Lubią cię! Nie mów, że chcesz tam jechać! Proszę… Natalija…

-Taurys! Nie znam litewskiego, a nie chcę zmuszać twojej rodziny do mówienia po polsku całe dnie… Pozatym nie chciałabym zawracać wam głowy. I… Nie mogłabym zostawić rodzeństwa. To nie jest dobry pomysł! Będę do ciebie dzwonić na skypie. Nie martw się. Znajdziesz sobie nowych znajomych…

-Nie! Nie chcę! Natalija…

-Toris…

-Już jestem Toris? A gdzie Taurys? Widzisz… Już zaczynasz być inna…

-Przesadzasz…

-Nie, nie przesadzam!- krzyknął tak, że wszyscy dookoła się na nas obejrzeli. Wtedy odetchnął głęboko i spojrzał na teczkę.- Jeszcze nie jest skończone, ale skoro wyjeżdżasz… Masz… Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz tam, w Berlinie.

Szybko wcisnął mi w dłonie teczkę i odszedł w drugą stronę. Chciałam za nim krzyknąć, ale od razu wsiadł do autobusu i odjechał. Zostałam sama z teczką i ciężarem na sercu.


Nienawidzę długiej jazdy. Nie ważne czy to autobus czy samochód…Siedzenie w miejscu, przypiętą do fotela jest wręcz irytujące. Dlatego ucieszyłam się, kiedy wreszcie zajechaliśmy pod blok w którym znajdowało się nasze nowe mieszkanie. Powoli wtargaliśmy na górę wszelkie ubrania i rzeczy, które zabraliśmy ze sobą. Na szczęście winda działała, bo niesienie tych wszystkich walizek na 10 piętro byłoby okropne.

Resztę dnia czekaliśmy na ciężarówkę z meblami, które wieczorem w końcu poustawialiśmy. Byłam tak zmęczona, że padłam na materac mojego łóżka i zasnęłam w dwie sekundy.

Obudziłam się następnego dnia rano. Słyszałam auta przejeżdżające ulicą pod blokiem. Przed okno wpadały promienie prosto na moje oczy. Możecie sobie tylko wyobrazić jak bardzo byłam zła. Mimo wszystko zrezygnowałam z dalszego snu i poszłam do kuchni coś zjeść. Stała tam już Katja, robiąc kanapki.

-Dzień dobry! Jak się spało?- zapytała śpiewnym głosem.

-Cudownie.- odparłam beznamiętnie.- Kocham być budzona przez słońce.

-Cudownie! Masz. Wcinaj.- Katja posunęła mi talerz z kanapkami i siadła obok mnie.- Jutro musisz iść do szkoły. Minął już tydzień od rozpoczęcia. Powiadomiłam dyrekcję o naszym problemie, więc przymknie na to oko.

-Tydzień? Ale dziś jest dopiero pierwszy!- zdziwiłam się, gryząc chleb.

-No tutaj to trochę inaczej działa, kochana. Wybierz co chcesz założyć to wyprasuję. Musisz jutro dobrze wypaść. Ach! I rano przyszła paczka z książkami. Dzwoniłam też po plan lekcji. Masz… oto on… Mam nadzieję, że wszystko będzie ci się tam dobrze układać.

-Mhm… Ja też mam taką nadzieję, siostrzyczko.

Niemiecki chleb smakował tak dziwnie. Ich kiełbasy smakowały tak dziwnie. Ich ser smakował… A nie… to był akurat ser z Lidla. Lubię ten ser. Jest bardzo smaczny. Mimo, ze niemiecki.

-Co masz zamiar dzisiaj robić? Twoja klasa spotyka się w centrum handlowym w południe. Nauczycielka mi przekazała. Chcesz do nich odłączyć? Masz dobre połączenie autobusem.

-No nie wiem… Jeszcze się zgubię…

Chyba nie miałam zbyt wielkiej ochoty widzieć wszystkich tych osób. Bałam się trochę. Znali się już pewnie od dawien dawna. Niemieckie szkoły działały tak dziwnie. A ja miałam być nowa i…

-Zawiozę cię w takim razie i pójdę na zakupy. Pewnie Wania też będzie chciał jechać. Jakby co to będziesz wiedziała, gdzie mnie szukać.

-Dobra.- zgodziłam się. Nie chciałam, by się martwili. Dokończyłam szybko kanapkę i poszłam dalej rozkładać rzeczy w pokoju.

O 11 wyjechaliśmy z domu, jednak dojechaliśmy na miejsce w południe. Katja i Ivan narzekali na korki i kierowców, ale zgodnie stwierdzili, że może nam się tu lepiej ułożyć. Oni poszli do sklepu, a ja na spotkanie w przy fontannie. Kiedy tam doszłam spostrzegłam grupkę nastolatków w moim wieku, powoli oddalającą się w przeciwną stronę.

Już chciałam do nich podbiec, jakoś zwrócić na siebie uwagę, kiedy usłyszałam za sobą głos.

-No i co? Zapomnieli o tobie?

Musiałam chwilę pomyśleć zanim zrozumiałam sens. Ciągle nie byłam przyzwyczajona do niemieckiego. Potem odwróciłam się, by spojrzeć na mężczyznę, który to powiedział.

Stał trochę za mną, oparty o ścianę. Miał na sobie czapkę, ciemne okulary i bluzkę z Rammstein. Przy spodniach zawiesił sobie łańcuch.

-Nie twoja sprawa.- burknęłam. Na pewno źle złożyłam zdanie, ale nie miałam czasu myśleć. Już miałam odejść, kiedy on złapał mnie za nadgarstek.

-Chyba, że ty jesteś jedną z tych dziewczynek, co to przychodzą tu zarobić. W takim razie muszę cie zabrać na posterunek.

-Chyba żartujesz! Przyszłam tu spotkać się ze znajomymi! Nie jestem dziwką!- oburzyłam się, próbując wyrwać moje ramię z jego ręki. Jednak trzymał mnie za mocno.

-Zaraz się zapytam twoich „znajomych" czy cię znają.- powiedział, ciągnąc mnie w stronę grupki nastolatków.- Hej! Przepraszam! Czy znacie tę oto dziewczynę?

Wiedziałam, że przepadłam. Oczywiście, że mnie nie znali. Ja też nie znałam ani jednego z nich.

-Nie…- odpowiedzieli zgodnie.

-Nie! Ja jestem nowa! Nauczycielka miała wam powiedzieć, że będę tu…- starałam się nie panikować. Przecież nie mogli mnie zatrzymać coś, czego nie zrobiłam. Utrzymywałam więc spokój. Przynajmniej chciałam tak wyglądać.

Grupka nastolatków zaprzeczyła. Byłam zła. Jak mogli… Kogoś nowego… Jednak wtedy z grupy wyszli dwaj chłopacy. Obaj mieli blond włosy, jednak na tym kończyły się ich podobieństwa. Jeden wysoki, drugi niski. Niebieskie oczy, zielone oczy. Poważny, lekkoduch. Mogłabym wymieniać cały dzień.

-Zostaw ją! Totalnie mówi rację! Tak jakby zgadza się, że mamy mieć nową koleżankę i spóźnia się, bo się przeprowadza… Jest chyba z Białorusi… To by wyjaśniało akcent.

-Braciszku. Zostaw. Nie męcz biednej dziewczyny.

Mężczyzna puścił mnie. Już chciałam mu przywalić, kiedy ten bardziej beztroski złapał mnie za rękę.

-Nie! Nie nie nie nie nie nie!- szybko zaczął mówić. Przez chwilę nie wiedziałam co jest nie tak, kiedy się zorientowałam…

-Mówisz po polsku?- spojrzałam na niego, zdumiona. On równie mocno zdumiony spojrzał na mnie.

-O że cholera ja pier… To ty nie jesteś ruskim?- zdziwił się. Mężczyzna i jego braciszek patrzyli się na nas jak na wariatów przez chwilę po czym młodszy odszedł.

-Nie… Jestem z Białorusi….

-Lubię cię. Zostaniesz moją przyjaciółką.- nie, to nie było pytanie. Jednak nie miałam kiedy zaprzeczyć, bo dziwny policjant nam przerwał.

-Nie chcę przeszkadzać w tym szeleszczącym spotkaniu, ale chciałbym przeprosić. Dostałem polecenie by znaleźć tę laskę…- podsunął mi pod nos zdjęcie. Rzeczywiście. Była bardzo do mnie podobna. Jednak starsza o parę lat.- Ma na imię Anja i jest z Rosji, więc… stąd pomyłka. A tobie jak na imię?

-Jestem Natalia.- wybełkotałam.

-Przepraszam, Natalio. Czy mógłbym ci się jakoś odwdzięczyć?

-Nie chcę twojego odwdzięczania się. Chcę spokoju.

-I co? Wrócisz do tamtych? Nie trafiła ci się zbyt miła klasa.- głos mężczyzny był niesamowicie chrapliwy. Zdecydowanie irytujący.

-Nie, ale zostanę z…- odwróciłam się, ale Polaka nigdzie nie było. Przez chwilę szukałam go wzrokiem. I znalazłam… Stał przy najróżowszym sklepie świata z nosem przyciśniętym do szyby.

-Łaaa!- krzyczał do siebie.

Mężczyzna jedynie się zaśmiał.

-Hej! Feli! Chcesz iść na lody? Ja stawiam!

-Och! Oczywiście!

Wiedziałam, że jestem w pułapce. Mogłam iść z nimi na lody, albo wrócić do rodzeństwa i powiedzieć, że klasa znienawidziła mnie od pierwszej sekundy.

-To jak, piękna. Idziesz?- policjant uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Niech wam będzie. Ale to tylko dlatego, że nie mam nic innego do roboty!- zgodziłam się.

-Cudownie! Idziemy, młodziak!

No i poszliśmy. Feliks był naprawdę niesamowitym… tak, to odpowiednie słowo… chłopakiem. Zachwycał się wszystkim. Czerpał z życia radość. I… Gadał, gadał i gadał. Jak nakręcana katarynka. Najwięcej mówił o swoim koledze jeszcze z Polski. Jaki to był nudziarz, ale kochany nudziarz i tak dalej.

Policjant także był gadułą, ale on gadał jedynie o sobie. O swoich osiągnięciach, jaki to jest genialny, jak pokonał… bla bla bla.

Ja milczałam. Jeśli zadawali jakieś pytania odpowiadałam krótko. Nie lubię rozmawiać. A szczególnie nie o sobie. Wolałam słuchać Feliksa i jego opowieści o małych konikach, którym przykleił papierowe rogi do głów.

Szybko minął czas dany mi na spotkanie z klasą. Potem pobiegłam do rodzeństwa. Skłamałam im, że moja klasa jest świetna i mamy tyle wspólnego… Łyknęli to. Nie chciałam ich martwić.

Wróciliśmy do domu. Cały wieczór Katja podniecała się moim pierwszym dniem w szkole. W końcu pozwoliła mi iść spać