"Tym większy mój niepokój"
Arabella i Jedi Boadicea
Tytuł oryginału: "The More is My Unrest". Można go znaleźć na wuwuwu (kropka) sugarquill (kropka) net (ukośnik) read (kropka) php?storyid847&chapno1. Słowa w nawiasach zastąpić odpowiednimi znakami, zlikwidować spacje. Ff nie przyjmuje linków, sorry.
Tłumaczenie Eos rosy-fingered. Fragment "Romea i Julii" Szekspira pod koniec całości również w moim tłumaczeniu.
Wielka SalaPoziom hałasu w Wielkiej Sali przeszkadzał Draco. Było za głośno, jak zwykle – ludzie praktycznie krzyczeli do siebie przy stołach. Śmiali się. Szczególnie ci Gryfoni. Jak na grupę, która niby miała być taka zdyscyplinowana, zdecydowanie robili za dużo hałasu. Dzisiaj nie było wyjątku i Draco z irytacją popchnął swój złoty talerz w kierunku pasztetu z nerek. Crabbe nałożył mu kawałek. Zwyczaj tak dawno ustalony pomiędzy nimi, że przeszedł niemal niezauważenie. Draco spostrzegł to tylko dlatego, że w dalszym ciągu było to w jakiś sposób satysfakcjonujące. W końcu nie widział, żeby Potterowi ktokolwiek nakładał jego porcję.
Potter był głęboko pogrążony w rozmowie z Weasley'em i wydawało się, że dyskutowali o czymś zajmującym. Draco obserwował ich od lat i rozpoznawał, kiedy po prostu gadali, a kiedy rozmawiali o czymś poważnym. Widział, że mają poważne miny, widział, jak szlama pochyla się do nich, aby dorzucić po cichu jakąś informację. Pewnie planowali coś wbrew szkolnym przepisom. Znowu. I cokolwiek to było, pomyślał Draco posępnie, nie będą mieli z tego powodu żadnych kłopotów. Nigdy nie mieli.
To było niewiarygodnie niesprawiedliwe.
- Draco, słyszałeś?
To był głos Pansy, wysoki i prawie bez tchu z emocji. Usiadła gwałtownie na krześle po drugiej stronie Goyle'a, krzywiąc się przelotnie pod jego adresem. Jej zadarty nos zmarszczył się lekko, jej spojrzenie mówiło bardzo wyraźnie, że sądzi, iż Goyle powinien się ruszyć i ustąpić jej miejsca obok Draco. Ale Goyle się nie ruszył. Prawdopodobnie dlatego, że był zbyt tępy, żeby nawet zauważyć jej spojrzenie i tym razem Draco był milcząco wdzięczny za jego głupotę. Naprawdę nie miał ochoty mieć do czynienie z Pansy właśnie teraz.
Kiedy nie uzyskała natychmiastowej odpowiedzi od niego, naciskała dalej.
- Słyszałeś o balu?
- Oczywiście, że słyszałem - warknął Draco, dziabiąc ze złością ziemniaki w mundurkach. Jego oczy powędrowały z powrotem do stołu Gryffindoru, gdzie Potter i jego dwoje idiotycznych przyjaciół byli teraz pochyleni tak blisko siebie, że ciężko było odczytać cokolwiek z ich twarzy. Jak jakaś koszmarna trzygłowa bestia, pomyślał kwaśno Draco, a potem z pewną przyjemnością, kiedy wyobraził sobie Pottera i Weasley'a śliniących się.
- To już za kilka tygodni - Pansy ciągle gadała. Czy ona nigdy się nie zamyka?
- Wiem o tym.
- Bal trzeba planować z wyprzedzeniem, oczywiście - ciągnęła dalej, pochylając się do przodu, tak, żeby mogła spojrzeć Draco w twarz dookoła Goyle'a. Uśmiechała się do niego w taki sam sposób, jak zawsze. Szeroko otwarte, szkliste oczy, a po jej głosie słychać było, że się wdzięczy.
Nie miał żadnych wątpliwości, co sugerowała, ale nie miał najmniejszego zamiaru poświęcać temu uwagi. Nie tym razem. Nie miał zamiaru iść na bal w tym roku. Poprzednio poszedł, oczywiście, ponieważ całe życie uczono go, że funkcje społeczne były ważne - widzieć i być widzianym. Było ważne, żeby uczęszczać na nie z odpowiednią osobą u boku, a Parkinsonowie zawsze zaliczali się do "odpowiednich" w ocenie jego rodziny. A Pansy była zawsze w pobliżu. Ale nie tym razem.
- No więc, czemu nie pójdziesz i nie zaczniesz planować? - warknął Draco. Jego ziemniaki zostały ubite na istną papkę przez nieuważne dziabanie widelcem.
Pansy dalej mówiła, coś o najnowszych fasonach najlepszych szat, ale Draco nie zwracał na nią uwagi. Był zbyt zajęty rzucaniem częstych i coraz bardziej poirytowanych spojrzeń w kierunku stołu Gryffindoru. Potter i jego przyjaciele od kilku minut prawie nie tknęli swoich talerzy. Granger energicznie gestykulowała, a Weasley kiwał głową, zgadzając się z tym, co mówiła.
I właśnie wtedy zauważył Ginny. Ginny Weasley, najmłodszą z tej całej żałosnej rodziny.
Najwidoczniej spóźniła się na obiad w Wielkiej Sali, a teraz przedzierała się w kierunku Pottera i reszty, zamierzając usiąść na pustym krześle obok Granger. Zbliżała się powoli, niemal z wahaniem. Zawsze ją widział taką, ciągnącą się w ogonie Pottera, poruszającą się ostrożnie, jakby bała się w czymś przeszkodzić.
Doprowadzało go to do wymiotów. To było takie podobne do Weasley'ów, godzić się na takie poniżenie. I to było takie podobne do Pottera, nawet nie zauważyć, że kolejny raz był traktowany wyjątkowo. Nie żeby to naprawdę mogło być uważane za coś wyjątkowego: mieć prostą, pustogłową, małą dziewczynkę biegającą za nim cały czas. A ona naprawdę za nim biegała. Cały czas.
Ginny usadowiła się na krześle obok Granger, z twarzą cały czas zwróconą lekko w kierunku Pottera. Otworzyła usta, jakby miała zamiar włączyć się do dyskusji, ale dokładnie w tym samym momencie Potter, Weasley i Granger wstali razem, jak zazwyczaj i skierowali się do drzwi Wielkiej Sali, ciągle pogrążeni w rozmowie, z całkowitym wykluczeniem innych osób. Ginny patrzyła, jak odchodzą, z ciągle lekko otwartymi ustami. Zamknęła je po chwili, potem odwróciła twarz w kierunku talerza i prawie niedostrzegalnie westchnęła. Ale Draco to zauważył.
To było nie do zniesienia.
Potter udowadniał każdym swoim czynem, że nie zasługiwał na wyjątkowe traktowanie, którym wszyscy go obdarzali, a jednak wszyscy uparcie mu go nie szczędzili. Zwłaszcza to gówniara Weasley'ów. Czy ona nie miała nic lepszego do roboty, jak tylko nieustannie ganiać za Potterem?
- Draco, słuchasz co do ciebie mówię?
- Nie - odpowiedział twardo, nie mając najmniejszego zamiaru poddać się nieustannym staraniom Pansy zwrócenia na siebie uwagi. Odepchnął się od stołu Slytherinu i wstał, nie zadając sobie kłopotu poszukania wymówki. Kątem oka zauważył, że Crabbe i Goyle napychają sobie usta, ile się zmieści, zanim sami nie wstali i nie podążyli za nim, wychodząc z sali. Spojrzał ostatni raz na gryfoński stół, mijając go po drodze do wyjścia. Ginny siedziała cały czas w takiej samej pozycji, jak przedtem, teraz z zamkniętymi ustami, z przygnębieniem modląc się nad jedzeniem.
Świetnie. Przynajmniej nie był jedyną osobą, która miała zepsuty obiad.
