- Geralt! Dzisiejszej nocy nawiedziło mnie natchnienie! Głos tak piękny I melodyjny! Ach! Mówił do mnie we śnie...
- Jaskier, przestań, trzymałem dzisiaj wartę I nic się nie działo. Szukasz w dupie raków od samego rana. Skończ pieprzyć I zajmij sie czymś twórczym.- Geralt był wyraźnie zmęczony.
- Czyżby coś ci się śniło, poeto? - Regis wychylił się z za Geralta I wesoło błysnął czarnymi oczami.
Jaskier był wniebowzięty, tylko czekał na to pytanie.
- W ogóle, to się zaczęło tak...

XXXPrologXXX

- Lettenhove, gdzie twoje nuty? Przyszedłeś na próbę bez nut? Wiedziałem żeś
pacan, ale nie do tego stopnia!- dyrygent Djikstra przyłożył teatralnie dłoń do oczu – Biegiem! Masz 3 minuty I zaczynamy. Jak nie zdążysz to nie łudź się, że będziesz grał na jutrzejszej premierze.
Julian pędził do pokoju pomniejszych grajków po nuty. Pęd rozwiewał jego brązowe włosy, błękitne oczy błyszczały. Co najmniej połowa z baletnic słała za nim tęskne spojrzenia. Z drugą połową już zdążył się dogłębnie zapoznać. Gdy już się schylał, by podnieść kajet ze swojej koi, cos przyciągnęło jego uwagę.
Czerwona róża przewiązana czarną wstążką leżała na stoliku obok jego posłania. On? Dostał różę? Jakie to niemęskie, brr! Miała wyraźnie korzenny zapach. Nie zważając, Julian rzucił ją pod łóżko I pobiegł na próbę. Cudem zdążył. Djikstra wielce był z tego uncontent.
Djikstra? Julianowi ten człowiek kogoś przypominał, miał niejasne wrażenie, że ten człowiek nie powinien być tutaj.
Julian miał przyjaciela w sekcji tancerzy, Cahira. Wychowywali się razem, pod opieką Vesemira, nauczyciela tańca. W dzieciństwie, Vesemir przyprowadził Jaskra, gdy zmarła jego matka. Uprzednio, czując zbliżającą się śmierć, opłacając wychowanie I naukę syna w teatrze całym rodzinnym majątkiem.
Zawsze po próbach zchodzili się na piwo w pobliskim szynku.
-Witaj, Julianie Lettenhove, jak mija ci życie, kolego? - Cahir był śniadym obsokrajowcem, miał wyraźnie południowy akcent. Julian nagle poczuł ogarniające go zimno, mimo ciepła I duchoty karczmy. Zaczęły napływać mu wspomnienia. O kompanii, o trwającej wojnie, o burdelach i kobietach.
- Cahir, czemu mnie tak nazywasz? Skąd wiesz jak mam na imię?
- Przecież znamy się tyle lat, Julek, już się napiłeś?
- Jaskier, jak już ...bard i poeta – Jaskier był zdruzgotany, przypominając sobie fakty o swoim życiu – a Djikstra przecież jest szpiegiem, nie dyrygentem. Vesemir to wiedźmin, Geralt nam o nim opowiadał. Nie pamiętasz? A Ciebie znam bodajże miesiąc, jesteś Nilfgaardczykiem I pomagasz nam szukać Ciri. Ty, Geralt, Regis... Milva i Angouleme. Co tu się wyprawia? Gdzie my jesteśmy, co to za miasto? - twarz poety, sperlona zimnym potem, miała kolor zsiadłego mleka.
- O czym ty mówisz? Paryż, Francja. Vesemir to mój ojciec, I twój przybrany. Wszystko w pożądku? - Cahir zmarszczył brwi, zmartwiony stanem swojego przyjaciela.
- Ummm... to chyba trema przed jutrzejszą premierą. Muszę się wyspać – Jaskier z przerażeniem doszedł do wniosku, że to nie jest realne. Ktoś go zauroczył I popadł w obłęd. Zerwał się z ławy – Dozobaczenia – rzucił do kolegi I uciekł do teatru.
Czym prędzej położył się spać, czując przenikliwy zapach przypraw korzennych. Pewnie ktoś piecze piernika.
Jaskier nie mógł zasnąć. Postanowił, że nie może okazywać zaskoczenia wydarzeniami. W czyjejkolwiek mocy się znajduje. Będzie grał tak, jak musi, jak otoczenie go do tego zmusi. Nagle coś usłyszał. Głos. Śpiewający baryton, miękki jak atłas.

"Jestem Aniołem Muzyki... Gdy przyjdzie czas, odnajedziesz mnie... Bądź mi wierny a osiągniemy wszytko... Nauczę cię... wszystkiego... o muzyce nocy..."

Jaskier podniósł się na łokciu, rozejrzał. W dormitorium wszyscy spali, nikt inny nie słyszał tego głosu. Wzdrygnął się, naciągnął pierzynę na głowę I próbował zasnąć. Ale cięgle ciągle słyszał ten szept, w głowie, w myślach.

"Jesteś niewolnikiem... sztuki... Jestem Aniołem Muzyki... Duchem Sztuk... Twoim Panem... Pamiętaj o mnie... Cały czas jestem z tobą... Tuż za rogiem... Chodź do swojego Anioła..."

Zasnął wśród intensywnego zapachu cynamonu i anyżku.

XXXXX

- Obudziłem sie dzisiaj rano i od tej pory... czuję natchnienie. Cały czas! Cahir
nie śmiej się! Pajacu...
Jaskier opowiadał zawile i skomplikowanie, całą opowieść przetrwał i przesłuchał Regis. Potem zaczął przysłuchiwać się Cahir, zadając co jakiś czas pytania. Geralt wynósł się na wspomnienie Djikstry, mamrocząc gniewnie. Angouleme rozpraszała się, gubiła wątek i zrezygnowała. Milvę to nie obchodziło. "Sny jak sny, ja swoich nie pamiętam, a czyichś nie idzie mi przesłuchać."
- Sny to odbicie pragnień z podświadomości. Prawdopodobnie podświadomie pragniesz mentora, nauczyciela. Niecodzienne, zważywszy na twoje wysokie poczucie wasnej wartości i niezależność. I narcyzm, moi drodzy, nie możemy o tym zapominać - Regis zaczął swoją tyradę uśmiechając się półgębkiem - mogę dać ci ziele na zdrowy normalny sen, bez takich ekscesów. Jeśli masz takie pragnienie.
- Dzięki, wampirze, chętnie skorzystam. - Jaskier, mimo natchnienia, wyglądał na zrezygnowanego. Siedział ze zwieszoną głową na swoim Pegazie, nawet nie pogwizdywał.
- Nie ma problemu, druchu.
Plan Regisa, jak narazie, działał znakomicie. Uśmiechął się do poety, jak zwykle, z zaciśniętymi wargami.