Miniaturkę tę dedykuję Tyvarze. Zastosowałam się do rad, mam nadzieję, że teraz czyta się lepiej.

Zauważalne zmiany

Pierwszą zmianą, jaką zauważyła Momoi u Aomine, była szorstkość. Daiki zawsze był ostry, jednak dopiero w liceum pokazał swoje gorsze oblicze. Odpowiadał szorstko, nawet jej, jakby szukając zaczepki. Wiele razy doszłoby do walki, ale zawsze ktoś zdążył powstrzymywać niesfornych uczniów - czy to kapitan drużyny koszykarskiej, czy nawet ona sama.

Teraz jednak, po przegranej, Momoi nadal nie mogła w to uwierzyć, Aomine przestał na wszystko odpowiadać warknięciami. Jego ton głosu brzmiał niemal tak jak kiedyś, nie słychać też było tłumionego zniecierpliwienia i irytacji.


- Dai-chan, chodź na zakupy!

- Satsuki, nie chce mi się, idź dręczyć kogoś innego.

- Ale Dai-chan, obiecałeś, że pomożesz mi wybrać prezent dla Tetsu-kuna.

- Przecież do jego urodzin jeszcze daleko, czego się tak spieszysz?

- Jak nie chcesz, to nie! Pójdę sama.

- Satsuki, czekaj, no! Pójdę, już pójdę, tylko daj mi się zdrzemnąć przed treningiem.


Kolejną rzeczą był jego uśmiech. Momoi wciąż dziękowała w duszy Tetsu za to, co zrobił. Uśmiech Aomine, choć nadal lekki, prawie niezauważalny, za każdym razem poprawiał jej nastrój. Wtedy przypominała sobie ich wcześniejsze lata i ponownie wierzyła, że ich przyjaźń rozkwitnie na nowo.

Za pierwszym razem, gdy zobaczyła ponownie tak długo wyczekiwany uśmiech, Momoi nie potrafiła przez chwilę nic wykrztusić ze szczęścia. W liceum Aomine miał opinię egoistycznego ponuraka, teraz Momoi miała pewność, że tak się jednak, na szczęście, nie stało.


- Muszę zajść jeszcze do sportowego. Potrzebuję nowej piłki.

- Znowu? Przecież kilka dni temu kupiłeś jedną.

- Satsuki, to nie moja wina, że podczas treningu tak szybko się niszczą... Dlaczego się śmiejesz, hę?

- Och, Dai-chan, to nic takiego. Zapomniałam już, jak niewinnie wyglądasz z tym swoim uśmieszkiem.


Ostatnią zmianą zauważoną przez Momoi była troska. Aomine rzadko okazywał komuś uczucia, jego szorskość mu na to nie pozwalała. Jednak kiedy w Teiko ktoś niechcący ją popchnął albo uderzył piłką na wf-ie, Daiki natychmiast stawał się naprawdę groźny. Jego oczy ciemniały, uśmiech schodził z twarzy. Zawsze powtarzał, że nie pozwoli nikomu skrzywdzić przyjaciół. Tak było aż do liceum, kiedy to nadal reagował na każdą krzywdę Momoi, ale jednak było w tym coś obcego, mechanicznego. Aomine robił to bardziej z przyzwyczajenia, takie myśli bolały Satsuki bardziej niż przypadkowe popchnięcie na korytarzu.

Momoi z nieukrywanym zdziwieniem patrzyła, jak oczy Daikiego ciemnieją, usta zaciskają się w wąską linię, a brwi marszczą. Drugoklasista widząc jego postawę, natychmiast przeprosił i szybko odszedł, a sam Aomine zrobił coś niezwykłego. Pochylił się nad nią i spytał poważnie, czy wszystko w porządku.


- Nie musiałeś krzyczeć na tego dzieciaka w centrum, po prostu się spieszył, to nic wielkiego.

- Jeżeli taki dupek nie umie jednocześnie obserwować okolicy i biec, to zasługuje na to.

- Dai-chan, przecież nic się nie stało. To tylko siniak.

- Co z tego? Gdybym cię nie chwycił, jestem pewny, że skręciłabyś kostkę. Miałaś źle ułożone nogi.

- Nie wiesz tego, nie wiadomo, co by się...

- Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził moich przyjaciół, Satsuki. Już o tym zapomniałaś?


Momoi uśmiechnęła się pod nosem, obserwując trening Daikiego. Może dawne czasy już nie wrócą, ale teraz Satsuki miała pewność, że cokolwiek się stanie, jej Dai-chan zawsze będzie obok, gotowy bronić przyjaciół niczym lew.