Castiel nienawidził swojego nowego sąsiada. Od kiedy wprowadził się do ich bloku dwa tygodnie temu, codziennie wieczorem urządzał huczne imprezy. Przez pierwsze kilka dni był w stanie to zrozumieć. Oblewanie nowego mieszkania i parapetówki, znajomi, którzy koniesznie musieli zobaczyć lokum przyjaciela. Nawet po tak długim czasie nie miałby nic przeciwko głośniejszej muzyce czy śmiechowi, bo Bóg obdarzył go zdolnością szybkiego zasypiania i kamiennego snu. Niestety miał młodszą siostrę, a ona miała problem ze zignorowaniem hałasu.

Co wieczór przychodziła do Casteila z prośbą, by pomógł jej zasnąć, a on, jako dobry starszy brat, zawsze to robił. Tylko powoli kończyły mu się pomysły. Najpierw opowiadał jej bajki, a gdy przerobili wszystkie książki, zaczął wymyślać swoje. Próbował śpiewać jej do snu, ale jego głos brzmiał niczym kot nadepnięty na ogon, co tylko rozśmieszało Ann. Niestety każda interwencja u sąsiada kończyła się fiaskiem, gdyż nikt nawet nie otwierał mu drzwi, nie wspominając o rozmowie.

Znowu siedział u młodszej siostry na łóżku, delikatnie głaszcząc jej długie, rude włosy. Zza ściany dobiegały odgłosy rockowej muzyki, której Castiel nienawidził. Odczekał parę minut, upewniając się, że Anna głęboko śpi i nie obudzi się za szybko, po czym znów wyszedł na korytarz bloku, modląc się o szczęście, by w końcu udało mu się z kimś porozmawiać.

Nowy sąsiad zajmował mieszkanie dokładnie na przeciwko mieszkania Castiela. Zapukał głośno w drewaniane drzwi, a kiedy nie doczekał się żadnej odpowiedzi, załomotał w nie pięścią. Usłyszał stuknięcie i głuche pukanie, jakby coś spadło i zaczęło turlać się po podłodze, a potem wybuch śmiechu u co najmniej kilku osób.

Zaskoczony uniósł brwi, gdy drzwi się otworzyły i ujrzał w nich blondwłosego mężczyznę.

– Nareszcie – sapnął ciężko, prostując się, by wyglądać na starszego i poważniejszego. Mimo to między nim a sąsiadem było kilka dobrych centymetrów różnicy. – Jaja sobie robisz?!

– O. – Tylko tyle wydobył z siebie mężczyzna. Zachwiał się trochę i spróbował przejść koło Castiela, ten jednak zastąpił mu drogę. – Kto ty jesteś? – wybełkotał, a z jego ust zaśmierdziało alkoholem. – Chciałem tylko wyrzucić butelki – dodał i podniósł rękę, w której trzymał czarny, zawiązny worek.

– Nie interesuje mnie, co ze sobą robisz, dopóki urządzasz imprez dzień w dzień, mając gdzieś wszystkich innych mieszkańców bloku! Chyba pierwszy raz mieszkasz z kimś, więc jestem tu, żeby coś cu uświadomić: Nie jesteś tu sam! – Castiel zaczął się nakręcać, dając upust swojej złości i nieświadomie podnosząc głos. – Jeśli twoich znajomych nie stać, żeby kupić sobie wejściówki do klubu, to już nie jest mój problem, rozumiesz?! Jeżeli się to powtórzy, zadzwonię na policję! Nie żartuję!

Mężczyzna uniósł brwi, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Albo po prostu był tak pijany, że nie zrozumiał ani jednego słowa z krótkiej przemowy, któą właśnie wygłosił Castiel. Zmierzył go tylko spojrzeniem i wyminął, jak gdyby ostatnie kilka minut po prostu się nie wydarzyło, po czym skierował się w stronę schodów na niższe piętro.

Castiel sapnął z irytacjąi wrócił do swojego mieszkania. Zajrzał do Ann, a kiedy upewnił się, że wciąż śpi, wziął prysznic i usiadł do swojego wypracowania, wiedząc, że z imprezą sąsiada czy nie, noc i tak ma z głowy.

– Cassie, wychodzę dzisiaj wcześniej. Przed pracą umówiłem się jeszce z kolegami na jakieś piwo, pasuje ci to? – Gabriel, starszy brat Castiela, pracował na nocnej zmianie. Starali się tak zaplanować grafik, by któryś z nich zawsze był w domu ze względu na ośmioletnią Annę. Z racji tego, że Castiel wciąż chodził do szkoły, ostatniej klasy, ale jednak, Gabe musiał być obecny w domu w ciągu dnia.

– Jasne. Tylko nie włócz się nigdzie od rana, jest sobota, Ann ma wolne, a ja muszę iść do pracy – przypomniał. To on był tym rozsądniejszym, mimo tego, że był młodszy o pięć lat. Starał się pomagać bratu, jak tylko mógł, więc kilka tygodni temu zatrudnił się jako kelner w kanjpie i dogadał się z właścicielem, by móc pracować tylko w sobory. 400 dolarów miesięcznie to może nie był dla niektórych majątek, ale dla Noavków oznaczało to, że nie muszą martwić się rachunkami.

– Przyjąłem generale. – Gabriela przyłożył dłoń do czoła. – Zrobiłem spaghetti na obiad, podgrzej Annie jak wróci ze szkoły. Zrobiłem też zakupy, więc nie musisz fatygować się do sklepu.

Castiel przewrócił oczami, wiedząc, że brat wcale nie chciał go wyręczyć. Gabe po prostu był miłośnikiem słodyczy i wiedział, że gdy sam ich sobie nie kupi, nie pojawią się w domu.

Castiel położył się na kanapie, odkładając czytaną wcześniej książkę na stolik. Nie mógł się skupić, cały czas czuł się rozproszony i nie wiedział nawet, przez co. Przez następne kilka godzin po prostu odpoczywał, relaksując się chwilą spokoju. Słyszał, jak Gabriel suszy włosy i co chwilę odpakowuje cukierki, rozmawia prez telefon i w końcu wychodzi z domu, głośno trzaskąjac drzwiami.

– Cześć Cassie! – wesoła Anna weszła do samochodu z ogromnym uśmiechem na twarzy. – Wiesz, co się dzisiaj stało? Dostałam słoneczko za liczenie! A wiesz, co jest jeszcze lepsze? – zapytała, wpatrując się dużymi, zielonym oczami w brata.

– Co takiego? – odpowiedział Castiel, starając się jednocześnie słuchać uważnie siostry i uważać na drodze.

– Tylko ja dostałam słoneczko! Tylko ja, Cassie. I wiesz co? Pani pozwoliła mi wybrać bajkę na przyszły tydzień! To super, co? – Anna zaczęła opowiadać o tym, jak pani pochwaliła ją przy całej klasie, a zazdrosna Mary omal się nie rozpłakała.

– Jestem z ciebie dumny. – Uśmiechnął się do dziewczynki i zmierzwił jej włosy, wywołując u niej salwę śmiechu. – Tylko żeby to nie był ostatni raz, rozumiemy się? – zapytał wesoło.

– Jasne że nie ostatni, głuptasie. Przecież ty mnie uczysz, a jak ty mnie uczysz, to ja też potm umiem, wiesz? I prawie nigdy nie dostaję złych naklejek.

– To co, jedziemy na jakieś dobre lody za te twoje oceny? – Castiel spojrzał przelotnie na Annę i zobaczył, jak zaświeciły się jej oczy na hasło lody. Wprost je uwielbiała, bez zaczenia, czy było lato, czy zima.

– A zabierzesz mnie na te z polewą czekoladową? Proszę, Cassie, to ja naprawdę będę mieć same słoneczka, wiesz?

Castiel zaśmiał się i skinął głową. Zrobiłby wszystko dla Ann, żeby tylko ją uszczęśliwić. I może nie miała tego wszystkiego co inne dzieci w jej wieku; super zabawek, wakacji co roku i wielkiego domu z ogrodem, ale miała coś, co liczyło się dużo bardziej – dwóch braci, którzy byli w stanie wypruć sobie żyły dla młodszej siostry, żeby skutecznie zastąpić jej rodziców.