Wszystko było dobrze.

Miałam narzeczonego, który z pewnością mnie kochał. Okazywał to w każdy możliwy sposób, nie to co on. Mieszkałam w wspaniałej willi z dużym ogrodem, a nie w dwupokojowej klitce. Posiadłam dobrze płatną pracę, w której się spełniałam, a nie byłam tylko pomocnicą Mistrza. Na powrót miałam przyjaciół, którzy mogli mnie odwiedzać i nie musiałam pytać o pozwolenie.

Posiadałam wszystko, co tylko mogłam sobie wymarzyć.

Czy byłam szczęśliwa? To było nie istotne. Ważne było to, że nie byłam nieszczęśliwa.

Jednak, czasami, gdy nastają długie, zimowe wieczory, lubię usiąść na parapecie w sypialni z kubkiem kakao. Wspominam wtedy dawne życie i zastanawiam się, dlaczego z niego zrezygnowałam. Nie było ono idealne, jednak czerpałam z niego tyle radości, ile tylko się dało. Potem jednak odwracam wzrok od okna i spoglądam na naszą sypialnię. Na nasze wspólne zdjęcia i zapominam o chwilowej słabości.

Nie widziałam go od trzech lat. Nie wypytuję o niego, a ludzie starają się nie mówić o nim, w moim towarzystwie. Nie do końca rozumieją, co czuję, ale wychodzą z założenia, że o takich sprawach, lepiej milczeć. Mają rację.

Ostatnio jednak jest ze mną coraz gorzej. Przesiaduję głównie w pracowni, tylko w towarzystwie parujących kociołków, które wydają się ze mnie drwić, a ja wcale im się nie dziwię. Pod wpływem impulsu, aportuję się do baru. Naszego baru.

Gdy przekraczam próg, czuję się o niebo lepiej. Znajduję się w miejscu, które znam, które przypomina mi dom. Siadam przy stoliku i zamawiam Ognistą Whisky. Dym tytoniowy otula mnie niczym do snu. I pomyśleć, że kiedyś nie znosiłam tego zapachu.

Kelner przynosi drinka i kiwa mi głową, na powitanie. Cóż, nie tylko ja się cieszę, że go widzę. Na potrzeby nowego życia, musiałam zrezygnować w pełni ze starego. Znajomości barowe zdecydowanie się w to wliczały.

- Czekaliśmy na ciebie, Hermiono – powiedział to cicho, nieco konspiracyjnie. Głos miał przyjemnie zachrypnięty.

- Przepraszam, że tyle to trwało – odparłam tylko i przeniosłam wzrok na drinka. Mężczyzna odszedł, zostawiając mnie samą.

Wiedziałam, że on tu jest. Fizycznie wyczuwałam jego obecność. Z minuty na minutę, czułam się lepiej, zapominałam o dawnym bólu, który towarzyszył mi nie przerwanie od trzech lat. W końcu uniosłam głowę i spojrzałam prosto w czarne oczy mężczyzny, który bez krztyny zażenowania, patrzył na mnie i uśmiechał się złośliwie. Niczym w transie podeszłam do stolika i opadłam na krzesło.

- Chcę do domu – wyszeptałam, nie odrywając od niego spojrzenia. Tak, Severus Snape, miał hipnotyzujące spojrzenie.

- Zabiorę cię – odpowiedział poważnie, kiwając głową.

Przytulił mnie mocno do siebie, tak, że niemal zachłysnęłam się jego zapachem. Pachniał Ognistą Whisky, papierosami, pomimo tego, że zarzekał się, że nie pali i domem.

Nareszcie, czułam się dobrze. Po trzech, długich latach.

Wszystko było dobrze, tym razem naprawdę.