Imię Levi (fonetycznie Riwaj) odmieniam zgodnie z jego brzmieniem, tzn. Levi'a - Riwaja.


Uwaga

Eren naprawdę robił wszystko. Perfekcja - to było jego drugie imię. Doskonale robił wszystko. Począwszy od sprzątania, na salutowaniu kończąc. Jednak on nie zwracał na to uwagi. Przecież Eren tak się starał! Chciał usłyszeć słowa aprobaty padające z jego ust. Chciał zobaczyć w jego oczach zadowolenie, które to on, Eren, spowodował! Jednak jak do tej pory zamiast pochwał otrzymywał nagany, zamiast pożądanej atencji, otrzymywał chłodną ignorancję.

Młody zwiadowca nie mógł, nie chciał się z tym pogodzić. Walczył o uznanie Kaprala Levi'a na wszystkie sposoby. Dlatego, gdy znowu przyszła pora na porządki za punkt honoru przyjął sobie, że wykona każde polecenie w sposób idealny.
- Jäger. Jäger do cholery! Słuchasz mnie!
Eren poczuł silne uderzenie w żołądek. Upadł na kolana. Tuż przed nim stał dowódca. Był wyraźnie wściekły. Chłopak przejrzał się dyskretnie wokół siebie. Byli całkowicie sami na dziedzińcu.
- Prze- przepraszam, sir.
Na ziemi pojawiły się kropelki krwi. Chłopak-tytan patrzył zafascynowany. Wszystko było lepsze niż widzieć złość, zawód i rozczarowanie w oczach kaprala.
- Wstawaj, idziemy.
Eren z trudem podniósł się z ziemi. Jego nogi były, jak z waty. Zachwiał się, ale podtrzymało go silne ramie przełożonego. Usłyszał zirytowane warknięcie. Powoli odwrócił głowę w stronę mężczyzny. W bladoniebieskich tęczówkach odbijała się złość, ale też rozbawienie. Levi, jak pozwolił sobie nazywać dowódcę w myślach, pociągnął go w stronę budynku. Nieco spłoszony przyglądał się poczynaniom dowódcy. Przemierzali całe piętra tego, bądź, co bądź, zameczku. Nagle Młody mężczyzna otworzył drzwi i wrzucił tam chłopaka, po czym wszedł zaraz za nim.

- Tutaj zaczniemy.
Eren wytrzeszczył oczy. Słowa wypowiedziane przez bruneta były zaskakujące.
- Za-zaczniemy?
W jego stronę pomknęło chłodne spojrzenie niebieskich oczu. Chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że w tej chwili były koloru burzowego nieba. - A co myślałeś, że pozwolę, komuś innemu sprzątać moją osobistą sypialnie? Żeby zostawili w niej pełno... brudu?
Levi wyraźnie wzdrygnął się na samą myśl. Faktycznie kapral wydawał się być typem pedanta. Wokół niego zawsze panował porządek. Z resztą nawet podczas walki z tytanami mężczyzna rzadko brudził się krwią, a gdy do tego doszło zawsze prędko to zmywał. Wcześniej Eren sądził, że jest to swoisty rytuał dowódcy, jednak najwyraźniej było inaczej.
- O-oczywiście.
- Bierzmy się do roboty.
Zajęli się porządkami. Kapral zaczął wręcz ignorować obecność chłopaka poświęcając całą swoją uwagę sprzątaniu. Początkowo wzrok chłopaka uciekał w stronę dowódcy, jednak szybko i on zajął się pracą. Zielonooki począł wycierać podłogę. Nagle poczuł obok siebie obecność. Na dłoni, w której ściskał kurczowo szmatkę znalazła się delikatna dłoń Levi'a. Chłopak wstrzymał oddech, niepewny sytuacji. Nie wiedział, co może zrobić ten nieobliczalny mężczyzna. Jego dłoń zaczęła wykonywać okrężne ruchy pod wpływem zabiegów kaprala. Czuł jego gorący oddech muskający jego policzek.

- Myjąc w ten sposób, myjesz skuteczniej.
Obecność znikła równie szybko, jak się pojawiła. Eren wypuścił wstrzymywany oddech. Dalej miał wrażenie, jakby kapral dotykał jego dłoni, jakby jego oddech ogrzewał jego policzek. Prawdę powiedziawszy Eren był zszokowany, a jednocześnie odczuwał silną ekscytację.

Pracowali naprawdę ciężko. Levi był wymagający, nawet bardzo. Odsuwali wszystkie meble, by wszystko lśniło czystością. Zeszło im z tym do wieczora. Młody zwiadowca po raz setny czyścił ten sam fragment podłogi, gdyż dowódca nadal twierdził, że nie jest idealnie. Był okropnie zmęczony, dlatego sam nie wiedział, kiedy po prostu usunął. Odpłynął do krainy snów, a miał całkiem przyjemne marzenia. Śniło mu się, że przełożony wreszcie go docenił. Miał nawet wrażenie, że go dotknął, a jego towarzysze, w związku z jego zwycięstwem, niosą go na rękach. To był naprawdę przyjemny sen. Chłopak chciał żeby nigdy się nie skończył, jednak miał świadomość tego, że nie było to możliwe. Życie nie jest łatwe, zwłaszcza pod komendą takiego człowieka jak Levi. Eren przekręcił się przez sen i zmarszczył brwi. Ogarnęło go dziwne uczucie. Czuł ciepło. Czuł się bezpiecznie. Było mu wygodnie, otaczał go przyjemny zapach. Nie myśląc o tym za dużo odwrócił się w stronę źródła przyjemnej woni i wtulił się całym swoim ciałem w ten obiekt. Jego wargi opierały się o coś chłodnego, a jednocześnie w pewien sposób elektryzującego. To coś było również stosunkowo twarde, ale w mniemaniu chłopaka bardzo wygodne. Zamruczał z aprobatą. Mógłby spędzić tak całe życie. Bez tytanów, bez trosk. Tylko ciepło, wygoda, bezpieczeństwo. Nagle, będąc na skraju jawy i snu, zielonooki poczuł delikatne muśnięcie na swojej twarzy. Jego czoło po raz kolejny przeciął skurcz mięśni. Eren zdobył się na lekkie uniesienie powiek. Przed sobą widział alabastrową skórę, pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej. Na swojej tali czuł przyjemny ciężar. Czyjaś ręka – tyle był w stanie zarejestrować jego ospały umysł.

Zaraz, zaraz. Czyjaś ręka?!

Oczy człowieka tytana otworzyły się szeroko. Jego głowa spoczywała na nagiej klatce piersiowej kaprala Levi'a. Eren szarpnął się zaskoczony i odsunął się na drugą stronę łóżka. Wybudził przy tym ze snu swojego dowódcę, który spojrzał na niego zniesmaczony. Szatyn był bez wątpienia przerażony. Podejrzewał, że mężczyzna wścieknie się na niego, za to… za to, co się wydarzyło. Jakie było zdziwienie Erena, gdy kapral zamiast nawrzeszczeć na niego, mruknął tylko coś o tym, że jest za wcześnie i powinni dalej spać, po czym przyciągnął do siebie z powrotem zaskoczonego młodzieńca, otaczając go swoimi ramionami. Czuł jak broda Levi'a opiera się na czubku jego głowy. Jak dłonie dowódcy przez chwile badają jego spięte ciało. Pewnie właśnie to spowodowało następny ruch kaprala. Odsunął on od siebie dalej nic nierozumiejącego Erena i spojrzał mu w oczy wyraźnie zmęczony.

- Głupi dzieciaku, miałem zostawić cię śpiącego głową w pomyjach?

Młody zwiadowca pokręcił przecząco głową i przygryzając wargę spojrzał na przełożonego. Trudno mu było zrozumieć motywy tego mężczyzny. Przyjął jednak do wiadomości fakt, że kapral nie ma zamiaru się z nim użerać i dlatego posłusznie zbliżył się do niego. Oprał głowę na umięśnionej, bladej piersi i zamknął oczy. Do snu ukołysał go ponownie spokojny oddech Levi'a.

Eren miał wrażenie, że to wszystko, co się wydarzyło było snem. I chyba w istocie nim było. Gdy obudził się tamtego ranka kaprala przy nim nie było. Owszem znajdował się w jego sypialni, ale nic po za tym nie wydawało się już realne. Levi ignorował go tak jak przedtem. Ganił go za wszystko - nic się nie zmieniło. Dalej patrzył na niego z chłodną obojętnością. Chłopak czuł się z tym źle. Zastanawiał się, co znowu zrobił, dlaczego ten niedorzeczny mężczyzna traktuje go w ten a nie inny sposób. Eren kiepsko znosił brak uwagi. Dlatego, gdy kapral Levi zebrał cały swój oddział na dziedzińcu, chłopak postanowił zacząć grać w jego grę.
- Bez zbędnych szczegółów. Jesteście wzywani. To znaczy Erwin was wzywa. Wyruszacie teraz.
Wśród ludzi podniósł się szmer. Młody chłopak wpatrywał się zaskoczony w dowódcę, ale po chwili kiwnął głową i miał zamiar udać się za towarzyszami. Ledwo zdarzył się odwrócić, a zatrzymała go dłoń zaciśnięta na jego ramieniu.
- Nie, dzieciaku. Ty zostajesz ze mną.
Gorący oddech przełożonego palił jego policzek. Zielonooki przełknął ślinę. To może być trudny czas.
- Tak jest, sir. Czy mogę odejść?
Stojący za nim mężczyzna odwrócił go w swoją stronę. Zdaniem Erena byli zbyt blisko siebie. Nieprzeniknione spojrzenie Levi'a przeszywało go na wskroś. Drżał pod jego wpływem, jednak nie był słaby, nie poddawał się tak lekko. Już podjął wyzwanie, będzie grał w jego grę.
- Powiedz mi Eren, nienawidzisz mnie?
- P-pytał mnie już pan o to, sir.
Dowódca złapał go za koszulę i przyciągnął bliżej siebie. Niebezpiecznie blisko.
- Odpowiedz!
- Zna pan moją odpowiedź.
Nim dotarło do niego, co właściwie się stało już leżał na posadzce. Ból przyszedł nie oczekiwanie. Najpierw brzuch, potem plecy. Czuł jak pod wpływem uderzenia na jego ciele powstają krwawe rany. Jak z zaświatów słyszał krzyk kaprala Levi'a.
- Pytam czy mnie nienawidzisz!
To było ostatnie, co był w stanie zarejestrować nim ogarnęła go ciemność.

Powieki były ciężkie, jakby ołowiane. Całe jego ciało bolało. Czuł w ustach metaliczny posmak krwi. Dlaczego się nie regenerował? Gdzie właściwie był?
Wspomnienia napływały do niego falami. Pamiętał ból, swojego dowódcę i jego krzyk. Pamiętał podjęcie gry. Pamiętał, że chciał się już poddać. Wykrzyczeć w stronę tego człowieka słowa uległości, słowa zgody - tak, nienawidzę cię. To było takie proste, ale jego duma mu na to nie pozwoliła. Duma i świadomość tego, że wcale nie czuje tego w stosunku do Levi'a. Choć mogłoby się wydawać, że powinien. W końcu to nie, kto inny, tylko jego obecny przełożony skopał go na procesie, to on obiecywał mu rychłą śmierć, jeśli coś poszłoby nie tak. Ba, to on miałby być jego końcem, jego kostuchą. Mimo tego wszystkiego Eren nie mógł powiedzieć, że nienawidzi kaprala Levi'a. Nie mógł. Wiedział, że to nie prawda.

- Wybacz Erwin, to było w obronie własnej. Jest niebezpieczny.

- Wierzę twoim osądom, Levi. Sądzisz, że… powinniśmy go zamknąć?

- Wyrwałby się, a ja… cóż jestem jedynym, który może go opanować.

- Co masz na myśli?

- Powinniśmy zostać sami. Przez jakiś czas. Dla bezpieczeństwa zarówno jego, jak i mojego oddziału.

Chciał coś wtrącić, jednak nie miał sił. Jego gardło było ściśnięte bólem. Udało mu się wydać z siebie ciche westchnienie. Do jego uszu dotarł dźwięk zamykanych drzwi. Chwile później materac łóżka, na którym leżał ugiął się nieznacznie.

- Zostaliśmy sami, dzieciaku.


toxicjolene pisze: Hej, haj, heloł. To są moje pierwsze kroki w pisaniu opowiadań z anime i mangi. W ogóle szczerze mówiąc nie mam zbyt dużego stażu w tym gatunku. Wszyscy wiedzą, o co chodzi. Niemniej jednak postanowiłam napisać to opowiadanie. Nie wiem, jakiej długości będzie. Piszę to przede wszystkim dla siebie, chcę sprawdzić się w czymś nowym. Poza tym, jeżeli nie mam, czego czytać z interesującego mnie pairingu zazwyczaj zaczynam to pisać. Tak też było i w tym wypadku. Liczę na pozytywne przyjęcie.

Ahoj!