Naruto nie należy do mnie.
Wspomnienia
Myśli/sny
"Cytaty"
Głos Bijuu/Telepatia
Czas i miejsce przy przeskokach w miejscu/czasie
*.*.* to samo miejsce, krótkie przeskoki w czasie (granica kilku dni, z reguły to ten sam dzień)
Sprzymierzeni wygrali wojnę. Uchiha Sasuke zrezygnował z szansy odkupienia danej mu przez Naruto. Pięć wiosek ninja liże rany po wojnie i cierpi na braki kadrowe. Naruto zostaje Hokage decyzją nowego przywódcy w Kraju Ognia. Młodzi układają sobie życie, szukają wzajemnej bliskości. Zachodzą w ciążę i mają dzieci w dość młodym wieku. Sytuacja polityczna stabilizuje się, a mniejsze wioski zyskują na znaczeniu. Aby utrzymać swój potencjał nie wahają się sięgać po nukeninów. Nie wszyscy potrafią sobie ułożyć życie, nękani przez demony przeszłości i wyrzuty sumienia. Do świata Naruto przybywają dwie istoty wędrujące po tzw. nurcie. Jedną z nich przyciągnęło zło dziejące się podczas wojny, druga trafiła przypadkiem. Ścieżki życia pewnego Uchihy i Wilgi krzyżują się. Co z tego wyniknie? Czy przyjaźń jest w stanie uleczyć rany, ale najpierw trzeba dać sobie pomóc. Naruto używa Talk no Jutsu na Juubim. Juubi okazał się mieć dwie strony - dobrą i złą - jak Yang i Yin. Dziesięcioogoniasty rozdzielił się na siedem Bijuu, używając swojej czakry Yang. Czakra Yin Juubiego została rozproszona i to właśnie ona przyciągnęła Kazemaku do świata Naruto. Od tej pory Bijuu żyją sobie spokojnie, nie nękane przez nikogo (oprócz Hachibiego i Kyuubiego, który postanowili zostać w swoich nosicielach).
Ostrzeżenia:
Yaoi, związki partnerskie
AU - alternatywne uniwersum, np. Neji nie zginął, przeszłość Obito mocno zmieniona
OC - własne postacie, główna bohaterka i parę innych pobocznych postaci.
OOC - charakter postaci nie do końca zgodny z oryginałem: Tobi jest mniej nihilistyczny, Madara to jeszcze większy kawał sukinkota itp.
OTP - jedyny słuszny pairing, KakaObi, w dalszej części historii
Boskie moce niektórych postaci
Mary Sue/Gary Stu.
Gwałty/przemoc wobec nieletnich
Seks nieletnich
Plot no jutsu niezamierzone
Pairingi, co może zmienić się z czasem:
KakaObi oczywiście ;)
NaruHina
ChojiSaku
ShikaTema
SaiIno
NejiTen
GuyLee
Futsukayoi, kocie państwo-miasto
Wojna powoli dobiegała końca, stwierdził wielki biały kocur z kilkoma czarnymi, poprzecznymi pręgami na ciele. Rozdwojony ogon kołysał się rytmicznie, kiedy siedział na najwyższym dachu w swoim królestwie. Wyciągnął swój pyszczek jeszcze wyżej i mruknął zadowolony. Wiatr się w końcu zmieniał. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na koniec wojny. Gdzieś poniżej zalśniła para zielonych oczu, a złoto-czarne futerko zafalowało. Jego młodszy brat nie wyglądał na zadowolonego. Rozdwojony na końcu ogon przybysza był sztywny, co oznaczało skrywaną irytację.
- Wiedziałem, że będziesz patrzyć się w niebo, niisan - popatrzył w ciemne wody jeziora otaczającego kocią enklawę. Jezioro położone było w naturalnej kotlinie z trzech stron odgraniczonej górami. Porastały je gęste lasy złożone głównie z wiecznie zielonych sosen, zaś poniżej linii lasu znajdowały się trawiaste łąki w krzykliwym odcieniu zieleni.
- Chcę, żebyś udał się w tamto miejsce - przerwał mu bezceremonialnie większy kot. - Będziesz czekał na naszego gościa i przyprowadzisz go przed moje oblicze. Poinformuj mieszkańców miasta o tym.
Najeżył czarnozłote futro, postawił uszy po sobie i fuknął ze złością, nastawiony na to że wystraszy brata. Nic z tego. Nekomata ze stoickim spokojem polizał swoje futerko i wpatrywał się w Gotokuneko jak na kretyna. Spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Powinienem był go zabić - zagroził, nie chcąc oddać walki. - Postradałeś zmysły, niichan? Po co ci to? Dla zachowania rodzinnych tradycji? Dla przeszłości i tego co było? Już nie wskrzesisz chwały dawnych dni, Nekomata. Dlaczego on, a nie Sasuke?
Dostał ogonem w oczy jak biczem. Zamiauczał żałośnie, bo to bardzo bolało.
- Jesteś ślepym głupcem, 'kuneko? Czy nie czujesz tej zmiany w powietrzu? Sasuke-kun podjął swoją decyzję i nic nie jest już w stanie zmienić jego zdania - westchnął ze smutkiem. - Chcę go żywego, rozumiesz?
Miodowe oczy Nekomaty zaczęły ciemnieć. Odskoczył od starszego brata jak oparzony, wiedząc co to oznacza. Musiał się podporządkować woli swego władcy.
- Dostaniesz go, Nekomata-sama - pokłonił się, po czym zniknął szybko niczym cień. Biały kocur wyciągnął się na dachu i dalej spoglądał w niebo, śniąc o przekazaniu swojej wiedzy kolejnemu pokoleniu. Szkoda, że jego młodszy brat nic nie rozumiał. Niestety, ta wiedza była częścią limitu krwi rodziny Uchiha. Gdyby było inaczej, znalazłby kogoś bardziej odpowiedniego. Oczywiście, istniała ciemna strona całej sprawy, o której jednak nie zamierzał wcale wspominać.
Pole bitwy
Obito Uchiha i Kakashi Hakate znów ze sobą tańczyli. Srebrnowłosy był ogarnięty żądzą mordu, a on mógł tylko unikać i parować ciosy. Znaleźli się naprawdę daleko od Madary zmagającego się z Juubim, który niespodziewanie zaatakował praojca. Sprzymierzeni coś szykowali, lecz nie mógł dokładnie określić, co. To była jego ostatnia szansa. Z trudem łapał oddech, a jego przeciwnik nie ustępował. Potrzebował pół minuty na wykonanie swego samobójczego pomysłu. Kończył się mu czas. To musiało się stać tu i teraz, inaczej nie będzie w stanie uciec. Uciec i zapomnieć.
Dostał w prawy bok. Czuł wokół siebie gęstniejące powietrze, aż buzujące od cząsteczek elementu błyskawicy. Z rozcięcia wypłynął biały, gęsty sok. Rana co prawda szybko się zasklepiła, ale Kakashi był o krok.
Pieprzyć Tsuki no Me. Pieprzyć Sprzymierzenie. Pieprzyć wszystko.
Śmierć była blisko. Czy był w stanie znów się jej wymknąć? Pamiętał jak ciężki głaz miażdżył mu ciało. Nie mógł nic zrobić, jedynie oddać Sharingana Kakashiemu i pogodzić się z tym. W tamtej jaskini bał się. Był to pierwotny, paraliżujący strach. Sparował kolejny atak, próbując zapanować nad znajomym uciskiem w klatce piersiowej. Siła ciosu posłała go na ziemię pełną pyłu. Pył. Złapał go w garść i rzucił w oczy Kakashiemu, kiedy był wystarczająco blisko. Ułamek sekundy przed srebrnowłosym. Ciało zaprotestowało. Przeciążał je nadmiernie od ranka.
- Wybacz mi, Kakashi – wczuł się w wiejący wiatr. W końcu wiał w sprzyjającym kierunku. A księżyc stał wysoko. – Wirujące Podmuchy Wiatru…
To, co zamierzał zrobić mogło się nie udać. Jeśli przeżyje, obiecał sobie, nauczy się kontroli nad czakrą do perfekcji. Pomógł strzyżykom trzy razy. Wdzięczne ptaki obiecały pomóc mu trzy razy, używając swych mocy.
Skupić jak największą możliwą ilość czakry w prawym oku. Spojrzał w księżyc tak, że jego Mangekyou odbijał się w nim jak w lustrze.
Takiyeki i Tekiyaki śpiewały piosenkę o duchu płuczącym czerwoną fasolkę w rzece na dwa głosy. Entuzjastyczny powrót z nadania rangi chuunina. Ojciec będzie zachwycony! Leżał z poderżniętym gardłem na środku korytarza. Siostry utopione w rzece Naka i ból towarzyszący przebudzeniu w pełni dojrzałego Sharingana. Słodka Rin-Rin która umarła w jego ramionach. Kolejna osoba, której nie potrafił ocalić.
- Tsukuyomi – ostry napad bólu głowy sprawił, że przez chwilę nic nie widział. Poczuł, że zmienia się w małe ziarnko grochu. Jakim cudem się tam zmieścił? Świat dookoła stał się zielony, a potem pogrążył się w dziwnym transie. Więc tak wyglądało Ichijin Funki.
Ciało Obito zmieniło się w proch. Wiejący wiatr rozniósł je na cztery strony świata.
Madara gwałtownie się odwrócił. Juubi machnął swoimi ogonami w jego stronę jakby chciał się odpędzić od natrętnego owada. Ponowna próba zapanowania nad wielką bestią była zakończona sukcesem. Jeszcze trochę się szarpała i wściekała, ale najwyższy czas na dokończenie planu.
Nie. To nie mogła być prawda. Lecz jego Rinnegan nie kłamał. Srebrnowłosy shinobi towarzyszący Naruto zabił Obito. Próbował zrobić kilka rzeczy naraz: zabić Kakashiego, aktywować Izanagi, opanować Juubiego w pojedynkę, sparować zgodne ataki shinobich. Ich zgranie w czasie było perfekcyjne. Na szczęście miał swoje Drewniane Klony.
Obito był jego uczniem. Jedynym. Długo pracował nad tym, żeby stał się jego godnym następcą.
Na widok techniki pieczętującej uśmiechnął się drwiąco. Czyżby sądzili, że byle pieczęć jest w stanie go powstrzymać? Zaśmiał się głośno, ale śmiech zamarł mu na ustach. Techniki, które pieczętują klony razem z oryginałem? Młody Uzumaki musiał znać Wa'nyuudou, taka była jego ostatnia myśl zanim został połknięty.
Okolice Futsukayoi
Bakeneko zaczaił się na strzyżyki, które wylądowały z ziarnami w dzióbkach. Oblizał się. Całe mnóstwo małych, smacznych ptaszków. W brzuchu zmiennokształtnego kota zaburczało. Jedyne co się mu nie podobało to ilość strzyżyków. One nie latały grupami, przynajmniej nie tak licznymi. Poza tym strzyżyki nie żywiły się ziarenkami, lecz drobnymi owadami.
- Co nam przynosicie? – zapytał jakiś inny kot. Miał on wspaniałe czarno-złote futro i zielone oczy.
- Gotokuneko-sama, te strzyżyki przyniosły tu ziarenka – odparł szary kocur, ostrząc swe pazury.
- Nie pytam ciebie – furknął kot. – Przestań się na nie czaić. Może wyglądają apetycznie, ale nie są jedzeniem.
Jeden ze strzyżyków zaćwierkał głośno i wypluł ziarenko.
- Wojna się skończyła – wpatrywał się czarnymi jak paciorki oczami w długowłosego samca. – Przynieśliśmy go.
Ptaki zaczęły śpiewać jakąś piosenkę najpierw cicho, potem głośno. Przypominało to pieśń godową.
Z ziarenka zaczął wyrastać kwiat, największy jaki Gotokuneko w swym długim życiu widział. Jego pędy i liście rozrastały się na ziemi. W środku coś się poruszyło. W na dalekim zachodzie, w Sanastoit była znana bajka o dziewczynce, która wyrosła z ziarenka. Nazywała się Calineczka, o ile pamięć go nie myliła.
- Ostatni z rodziny, co?
- Nie do końca – odpowiedział strzyżyk. – Jest jeszcze jeden, Uchiha Sasuke. Podobno walczy z chłopcem noszącego w sobie Kyuubiego. Jednak Sasuke dalej myśli o zemście. Nasz dług wobec niego nie został jeszcze spłacony.
Roślinka się poruszyła. Ichijin Funki znał tylko z opowieści jako zapomnianą technikę. znaną nielicznym. Żaden ninja, nawet sam Uchiha Madara nie był w stanie jej wykonać. Polegała ona na zmianie duszy i ciała człowieka w małe ziarenko. Potem można je było przenosić, ale musiało zostać w pewnym momencie zasiane. Imponujące jutsu jak na takie niepozorne stworzenia. Poczuł się zazdrosny.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek ujrzę efekt „Przepływu Wiatru" na własne oczy – odparł, poruszając ogonem rozdwojonym na końcu. – Tak się ucieka przed przeznaczeniem? Dopadnie cię prędzej czy później, dziecko.
Już nie odpowiedziały czarnemu kocurowi. Parę brązowych ptaków zaczęło się kręcić po niskiej trawie w poszukiwaniu owadów. Zabrał się za wylizywanie swojego futerka, czekając aż gość wyjdzie z kwiatka. Obiecał sobie, że jak wróci do miasta powie bratu, co o tym sądzi.
- Żyję? – przerwał im głos mężczyzny, kiedy płatki kwiatu się rozchyliły. Skrzywił się z bólu. Tak, to był definitywnie Uchiha Obito. Chorobliwie blada połowa Senju, niedopasowane oczy i głębokie blizny na twarzy. Z łatwością mógłby go zabić, osłabionego po użyciu tych jutsu. Jednak rozkazy brata, władcy kociego miasta-państwa były ważniejsze niż jego osobiste pobudki.
Człowiek złapał się rękami za twarz. Kot zauważył, że kiedy odsunął ją od była ona cała we krwi. Czakra. Widział jej pojedyncze nitki w systemie krążenia, cienkie jak włosy. Niektóre spośród kotów z Futsukayoi posiadały zdolność widzenia czakry. Ich zmysł wzroku pozwalał im dojrzeć nawet takie ilości czakry, które były trudno dostrzegane nawet dla trzech najpotężniejszych dojutsu. Gotokuneko należał do dość czułych na przepływ czakry kotów.
- Mój sentymentalny braciszek chętnie się z tobą zobaczy, Uchiha-san – ziewnął. – Widzę, że nadużyłeś swoich mocy. Mów mi Gotokuneko.
- Kiedy czujesz ból, wiesz że żyjesz, Gotokuneko-sama – odpowiedział zmęczonym głosem. Na sobie nie miał dosłownie nic, więc kocur rzucił mu starą zasłonę wygrzebaną z kociego zwoju.
Spróbował wstać. Zakręciło mu się w głowie i musiał usiąść. W każdym mięśniu i ścięgnie czuł tysiące ostrych igiełek. Jednak w porównaniu z potężnym bólem lewej skroni to było nic. Był tępy i pulsujący. Nawet dezaktywacja Sharingana nie pomagała, a cholerny Rinnegan wciąż pozostawał aktywny. Kolejne fale sprawiały, że przed oczyma widział czarne i czerwone kręgi. Kiedy próbował zmienić pozycję, ciało go nie usłuchało. Własnej czakry nie wyczuwał wcale. Czyżby stracił wszystkie swoje zdolności jako ninja, prócz samego taijutsu?
Zwinął się nagle w kłębek i poczuł dziwne uczucie, że wszystko mu się w gardle podnosi, a żołądek skurcza się miarowo. Naciągało go tak przez chwilę, po czym zwymiotował żółcią. Ogarnęła go ciemność. Wrażenie to szybko przeszło, zaś on leżał na trawie i nawet nie wiedział, czy będzie w stanie iść.
Strzyżyki wydały z siebie zaniepokojone "trrr". Szary kocur wygrzewał się na popołudniowym słońcu.
- Przedobrzyłeś - doskoczył do niego, położył łapę pod lewym okiem. Zdumiony Uchiha poczuł, że Rinnegan pozostał uśpiony. Jakim cudem to zrobił? Jednak samiec nie wyglądał na kogoś kto chętnie udziela wyjaśnień. Czarny kocur zajął się czyszczeniem łapek.
- Dam radę – oparł się o pień drzewa i powoli wstał. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo był zmęczony. Teraz miał wrażenie, że jego czaszkę z jednej strony obejmuje metalowa obręcz i stopniowo się zaciska. Zużył prawie całą czakrę, przypomniał sobie. To, że żył graniczyło z cudem. Złapał rzucony mu przez kocura kawałek materiału i owinął się nim jak yukatą. Silny zapach kocimiętki przyprawił go o mdłości.
- Możemy robić przerwy - czarnozłoty ziewnął ponownie. - Nie myśl o tym, że wezmę cię na grzbiet jak jakiś podrzędny kundel.
Jego rozmówca wyglądał na rasistę. Strzyżyki uratowały mu życie, choć nie wiedział co ze sobą zrobi później. Akatsuki miało jeszcze nietknięte rezerwy finansowe poza Pięcioma Narodami, wolał jednak zachować je na inną okazję. Do kryjówek wykorzystywanych przez organizację nie mógł wrócić. Idąc powoli krok po kroczku, a raczej powłócząc nogami ze zmęczenia podążał za swoim przewodnikiem. Czego chciały od niego koty?
Wyszli na wysokie wzgórze porośnięte niskimi zaroślami i starymi dębami. Wiatr przywiał zapach jeziora z dołu. Kiedy wyszli poza linię drzew, rzeczywiście w dolinie lśniła tafla jeziora. Na samym środku jeziora wznosiła się wielka biało-złota budowla przypominająca kota z podniesioną do góry prawą łapką. Futsukayoi. Madara wspomniał tę nazwę raz podczas ich trzyletniej nauki. Budowla była połączona z lądem długim, drewnianym pomostem. Drugi kot łakomie patrzył na małe ptaszki na ramieniu człowieka. Większy kocur fuknął na niego ostrzegawczo.
*.*.*
Futsukayoi było niewielkim, zatłoczonym miastem. Słychać było śmiechy i urywki rozmów, brzęk monet, kocięta proszące rodziców o smakołyki. W powietrzu wyczuwał smażoną rybę, kurczaka w cytrynie i sake o zapachu kociego moczu.
- Jak wiele wiesz o związku rodziny Uchiha z nami? – zapytał znów Gotokuneko, kiedy Obito rozglądał się po okolicy. Nie zobaczył ani jednego człowieka.
- Niewiele, Gotokuneko-sama.
- Widocznie Madara uznał, że nasze więzi nie mają znaczenia. Bywał u naszych przodków za młodu.
- Madara-sensei miał coś z wami wspólnego? – zainteresował się. Czarnozłoty kocur zastanawiał się jakim cudem Obito jest tak gadatliwy. Powinien być nieprzytomny, chociaż ci nędzni ludzie czasem go zaskakiwali.
- Stare dzieje, jeszcze z poprzednich pokoleń – odpowiedział – Prawdę mówiąc, dawno nie gościliśmy człowieka, a jeszcze dawniej Uchihy przyzywającego ptaszki – przeszli przez korytarz, schody w kształcie ryby. Kończyły się rybim pyszczkiem i zasłoną. Zapach mięty był wyczuwalny aż tutaj.
- Możecie wejść – odezwał się głęboki, schrypnięty głos zza kurtyny.
Gotokuneko wszedł do środka jako pierwszy. Mężczyzna podążył za nim, stawiając wciąż ostrożne i niepewne kroki. Starał się wyglądać porządnie i iść w miarę prosto. W głowie mu się kręciło.
- Sasuke zginął w walce z Naruto, niichan – czarny kocur otarł się o policzek wielkiego białego kota leżącego na grzbiecie. Oczy miał koloru miodu, lekko zmrużone. Nowinki sprawiły, że posmutniał. Musiało minąć trochę czasu, zanim wyszedł z roślinki. – Dojrzewałeś dość długo, dziecko – odpowiedział na jego wątpliwości, choć nawet nie wypowiedział ich na głos. – Naruto został Hokage.
- Sasuke-kun – westchnął melancholijnie leżący na poduszkach kot, nie interesując się wieściami o nowym szefie Konohy – Musieliśmy sporo się natrudzić przy naprawie sufitu, to prawda. Szkoda chłopaka. Był zdolny, ale Klątwa go wykończyła. – wskazał Obito pojedynczą poduszkę, aby na niej spoczął. – Zostałeś ostatnim ze swojego klanu. To dlatego posłałem po ciebie. Odrzuć moją propozycję, a ja zadbam, byś zginął w męczarniach, morderco.
Mężczyzna milczał. Wbił spojrzenie w podłogę, a ręce zacisnął w pięści. Władca Futsukayoi już wiedział. Co za ironia. Morderca, który bał się śmierci.
- Nekomata-sama – usiadł na poduszce. – Składasz mi propozycję. Wysłucham jej, pamiętaj jednak o tym, że umowy z nukeninami są ryzykowne. Przegrałem wojnę – spojrzał na swe ręce. – W każdej chwili mogę stać się poszukiwanym ninja, a moja obecność może sprowadzić ci na kark ludzi.
- To prawda – ziewnął Nekomata. – Pamiętaj jednak, że Futsukayoi zawsze pozostawało bezstronne. Moje koty wykonują wiele zleceń poza miastem, jednak poza nielicznymi wyjątkami, nie wpuszczam tu ludzi. Ostatnio zniszczyli mi dach, ach Sasuke-kun.
- Sprowadziłem Sasuke na złą drogę – przyznał po chwili, jakby chciał sam siebie upomnieć. Rozgrzeszyć? Biały kot machnął ogonem, a w jego niezwykłych oczach pojawił się niepokojący błysk.
- Koniec gadki. Koty i Uchihów łączyła szczególna więź.
- Madara mi wystarczająco wiele przekazał – mruknął. – Później nie omieszkał mnie wykorzystać. Niestety Uchiha przed szkoda i po szkodzie głupi. Czym jest ta wspólna więź o której mówisz? Czego dotyczy?
- Wykracza poza wasze małe główki, dziecko – odpowiedział wprost. – Rzeczy, których możesz nauczyć się jedynie od kotów, dziecko moje drogie. Madara pomimo że był najpotężniejszym shinobim w historii, nie wiedział wszystkiego. Wiem, że Rinnegan w lewym oku nie należy do ciebie, lecz do Izuny. Madara też miewał migreny po używaniu Tsukuyomi i Ungaikyou.
- Ungaikyou? – powtórzył ze zmarszczonymi brwiami, jakby usłyszał tę nazwę po raz pierwszy. Zatem dzieciak nie wiedział o czwartym doujutsu Madary.
- Twój praojciec poza Amaterasu, Susano'o i Tsukuyomi posiadał Ungaikyou jako czwartą moc - wyjaśnił. - Odbite na płaskiej powierzchni każe widzieć rzeczy, których najbardziej się boimy lub pragniemy.
Dinozaur Uchiha nigdy mu nie wspomniał o czymś podobnym. Pewnie chciał zachować tę wiedzę dla siebie jako kartę atutową. Rzeczywiście, moce praojca były niemalże boskie.
- Masz nadzieję, że posiądę tę wiedzę. Czy istnieje jakiś szczególny powód, Nekomata-sama? - oparł się rękami o podłogę, żeby nie zemdleć. Miał złe przeczucia. - Nie czuję swoich mocy.
- Z pustego Rikudou Sennin nawet nie naleje – w głosie Nekomaty była drwina. – Gwarantuję jednak, że nie straciłeś swoich mocy. Jesteś potomkiem Madary i ostatnim Uchihą, morderco. To, czego się będziesz uczył wymaga twojego limitu krwi. Twoja połowa Senju, to jeszcze lepiej. Gdyby było inaczej, nie byłoby cię tutaj.
- Moja połowa Senju nie jest taka wspaniała, jak twierdzisz. Ta sztuczna masa trzyma mnie przy życiu, ale wątpię że z takim ciałem nadaję się do twoich celów, Nekomata-sama.
- Nie pierdol – zasyczał kocur. Uchiha cofnął się odruchowo, widząc niebezpieczny cień w kocich oczach. Wolał nie lekceważyć swojego gospodarza – Nie usprawiedliwiaj się. Chcesz żyć? Współpracuj, 'bito-baka. Teraz pozwól, że Gotokuneko cię odprowadzi – tęsknie spojrzał w stronę kocimiętki.
- Do zobaczenia, niichan. Musimy później pomówić – pomachał ogonem, dając Uchihie znać, by udał się za nim. Za załomem korytarza znajdowały się drzwiczki w kształcie ryby. - Tu będziesz mieszkać.
Pomieszczenie nie było duże. Poza starym kocem leżącym na podłodze w środku nic się nie znajdowało. Czarnozłoty wepchnął Obito do środka i zamknął za nim drzwi. Spryskał ścianę moczem, potupał i poszedł sobie, machając wściekle ogonem. Za jakie grzechy? Tymczasem mężczyzna położył się na kocyku i zasnął w ułamku sekundy.
*.*.*
- On spowodował śmierć dziesiątek tysięcy shinobich – upierał się Gotokuneko. Przyszedł do brata później i dalej nagabywał go w sprawie zaproszonego gościa – Chcesz trzymać osobę jego pokroju w Futsukayoi? Może i uznają go za zmarłego, ale Kage, Naruto Uzumaki nie są głupcami. Narażasz nas… Madara Uchiha przeżył walkę z Senju Hashiramą, więc zaczną go szukać.
Nekomata zafuczał.
- Kuma no Neko zawsze była neutralna – odpowiedział bezbarwnym głosem. – Posiadamy cenne umiejętności, które są pożądane przez potencjalnych klientów. Szanują nas za to i za naszą bezstronność. Nie jestem głupcem, niichan. Zdaję sobie sprawę z tego jak wiele ryzykuję.
- Zabijesz go jeśli zawiedzie twoje oczekiwania – nalegał kocur o czarno złotym futrze. – Kocie interesy są dla mnie ważniejsze niż twój sentyment do dawnych więzi z klanem Uchiha.
- Ta wiedza nie może zostać zapomniana! – rozzłościł się Nekomata. Uderzył puchatą łapą w podłogę aż zatrzęsły się ściany. Z sufitu spadło trochę tynku – Dla Futsukayoi to znaczy naprawdę wiele, bracie. Mam moralny obowiązek zadbać i zabezpieczyć wspólną przyszłość.
- Och, daj spokój – Gotokuneko wiedział, że władca miasta właśnie zaczął swoją umoralniającą gadkę o sentymentalnej przeszłości. To wszystko wina Uchihy Sasuke. – Oni są przeklęci, niisan. Co sprawia, że w niego wierzysz i utrzymasz jego losy w sekrecie?
- Czuję, że może wyniknąć z tego coś niezwykłego, tak samo jak zmieniło mnie spotkanie z Sasuke. Szkoda, że Hokage wykończył chłopaka – westchnął.
- Wciąż to przeżywasz – Gotokuneko zaczął ugniatać łapkami dywanik. – Rokudaime na pewno chciał go ocalić. W tym jesteście do siebie podobni, że zajmujecie się beznadziejnymi przypadkami.
Ironia podszyta goryczą w głosie czarnego kocura wcale nie zdziwiła Nekomaty. Jego młodszy brat był pozbawiony wiary w to, że ludzie mogą zmieniać się na lepsze. Gdyby nie wydał mu wyraźnych dyspozycji, wykończyłby Obito na miejscu.
Kilka miesięcy później
Siedzieli i patrzyli w wodę po której pływały wieńce ze świecami w środku. Zgromadzone na pomostach koty obserwowały jak płyną w stronę brzegu. Nekomata wraz z bratem ujrzał Uchihę. Puszczał na wodę wieniec z dwoma świecami. Kiedy przyjrzał się tworzącym wianek roślinom pojął, że dawno temu ktoś z jego najbliższych utonął w rzece. Na wieńcu była umieszczona biała muszelka i piórko strzyżyka. Dwie świece oznaczały, że nie była to jedna osoba. Postępy w senjutsu poczynił widoczne, z resocjalizacją było nieco gorzej. Cholerny mały braciszek Itachiego sprawił, że Nekomacie w głowie się poprzestawiało.
„Azuki togou ka,
hito totte kuou ka?
shoki shoki."
"Będę kruszył moje azuki,
Może znajdę kogoś do zjedzenia?
Shoki, Shoki!"
Dziecinna śpiewanka, którą Tekiyaki i Takiyeki uwielbiały wykonywać na dwa głosy spacerując nad rzeką Naka. To jej czarny i niebezpieczny nurt porwał tratwę na której płynęły, a potem pochłonął ich życia jak wiecznie głodny potwór. Jednak ciała topielców nie wypływały na wierzch od razu. Siostry zostały zamordowane.
- Kasha-san – wielki kot oblizał swe futerko. – Chciałeś się ze mną widzieć.
- Nauczałeś go kocich technik ukrywania czakry, Nekomata-sama? – ruda kocica z jednym uchem trącała łapą ruszający się ogon Gotokuneko.
Ziewnął.
- Nawet jeśli tak, co z tego – pacnął ją w bok. – Dzieciak boi się śmierci. Podobno rozwiesili za nim listy gończe. Całe życie się ukrywa i ucieka przed nieuniknionym. Dzieciak dopełni swojej części umowy i opuści Futsukayoi. Zadowoleni?
Ruda odsunęła się.
- Sentymentalny z ciebie głupiec, Nekomata-sama – prychnęła. – Wszystkie koty się z ciebie śmieją. Uczysz dzieciaka rzeczy, które są zakazane dla ludzi. Dlaczego? Ponieważ jest ostatnim z rodu?
Prychała przy tym gniewnie, a jej ogon stał się nastroszony jak szczotka do butelek. Trysnęła moczem na barierkę pomostu.
- Bardzo zabawne. Nie kpij sobie z kociego dziedzictwa, Kasha-kun – uderzył ja mocno ogonem w bok, widocznie rozzłoszczony. Futerko na grzbiecie kotki się uniosło. Wyszczerzyła zęby i położyła uszy po sobie.
- Nie przekonasz go – czarno złoty odezwał się, nie odrywając oczu od nocnego nieba. – Duma niisan jest nie do przecenienia. To prawda, że ludzie nas lekceważą i twierdzą że nie mamy żadnego wkładu w historię Pięciu Narodów.
To było oczywistą nieprawdą. Mieszkańcy Futsukayoi byli równie dumni jak Uchihowie, jeśli nie bardziej.
Gotokuneko - demon-kot wylegujący się przed ogniem. Pilnuje domowego ogniska, kiedy nie ma domowników. Także postać mitologiczna.
Nekomata - zmiennokształtny kot z rozdwojonym ogonem.
Bakeneko - zmiennokształtny kot z japońskiej mitologii. Neko-nin z kociego miasta-państwa.
Ungaikyou - z japońskiej mitologii, lustro opętane przez demona pokazujące różne dziwy.
Sanastoit - miasto na dalekim zachodzie. Nie występuje w Naruto.
Kasha - kot z japońskiej mitologii. Zstępuje z nieba i zabiera zwłoki.
niisan, niichan - starszy brat/braciszek.
Futsukayoi - miasto-państwo kotów. Nazwa własna, aczkolwiek twierdza kotów pojawiła się w anime.
Wa'nyuudou - płonące koło z twarzą złego szlachcica, który dręczył swoich poddanych. Tutaj, jedno z najpoteżniejszych technik pieczętujących rodu Uzumaki. Kiedy twarz otworzy oczy cel zostaje zapieczętowany. Przy pieczętowaniu klonów pieczętuje także oryginał. Wyczerpująca technika jednego rzutu. Naruto potrzebował mocy Kuramy i pozostałych shinobich aby aktywować tę technikę, ale i tak był wyczerpany.
Ichijin Funki – wirujące podmuchy wiatru, sztuczka strzyżyków. Zamyka się kogoś (dusza+ciało) w małym ziarenku roślinki. Potem strzyżyk je wypluwa i z ziarnka grochu wyrasta kwiatek. W środku kwiatka siedzi ten ktoś, kogo się złapało.
