betowała: Zilidya 3
ostrzeżenia: lekko mrocznie, +18
dedykowany akken i anyleese
Nie pamiętam dokładnie, kiedy do mnie doszło, że Potter oszalał. Może było to już wtedy, gdy zepchnął Albusa Dumbledore'a z Wieży Astronomicznej? Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia, takie rzeczy umykają, kiedy dzieje się tak wiele. Pamiętam jednak dokładnie, że byłem przekonany o jakimś wyższym planie wymyślonym przez dyrektora. Nawet wtedy, gdy śmierciożercy na czele z Czarnym Panem wkroczyli do Hogwartu tuż po śmierci Albusa - osłoniłem Pottera własnym ciałem, oddzielając go od napływających czarodziei w białych maskach. Wiedziałem, że moja rola podwójnego szpiega dobiegła końca. Czułem to już w momencie, gdy zwolennicy Czarnego Pana zajęli szkołę i zmodyfikowali odpowiednio bariery, a uczniowie wyszli z dormitoriów.
I wtedy to usłyszałem. Cholerny chichot tego przeklętego bachora, dobiegający zza moich pleców. To ja byłem jedyną barierą pomiędzy nim a Czarnym Panem, który uśmiechał się równie potwornie i groteskowo co zawsze. Beznosa twarz wykrzywiała się w grymasie zadowolenia.
— Gra skończona — powiedział wtedy Mój Pan, który jednocześnie przestał być moim panem, a cholerny Potter dalej chichotał.
Czerwone tęczówki przewiercały mnie na wylot, ale lata samokontroli pozwoliły mi zablokować i ten atak na mój umysł.
— To mój szpieg, Tom — odpowiedział pewnie Wybraniec, wymijając mnie.
Byłem pewien, że przed moimi oczami rozegra się ostatnie starcie, ale jakże się myliłem. Potter, jak gdyby nigdy nic, podszedł do Czarnego Pana i na oczach całej szkoły uścisnął jego dłoń.
— Trochę się spóźniłeś — zachichotał, a Nagini wypełzła tuż zza swego pana i położyła się u stóp Złotego Chłopca.
Nie wiem o czym rozmawiali później, bo słyszałem tylko syki wężomowy. Stałem jednak jak sparaliżowany i czekałem na to, co ma nastąpić. Wiedziałem, że nie dane mi będzie umrzeć śmiercią bezbolesną i uświadomił mi to szybko Lucjusz, odbierając różdżkę i rzucając pierwszego Cruciatusa. Nim jednak ból uderzył we mnie, Potter poderwał głowę do góry, a jego zielone tęczówki zabłyszczały złowrogo.
— On jest moim szpiegiem — powtórzył.
Wyciągnął chudą dłoń, w której trzymał własną różdżkę i wysyczał jakieś zaklęcie, po którym Malfoy zwinął się na kamiennej podłodze.
Wewnętrzny Krąg niemal od razu odsunął się ode mnie, wciąż leżącego na środku Wielkiej Sali i nie mogącego się poruszyć po ataku Lucjusza. Zszokowanego tym, co się dzieje, tym co się stało i w końcu tym, co miało dopiero nadejść.
— Mój Panie — wyjęczał Lucjusz, ku memu bezbrzeżnemu zdumieniu, a Potter opuścił dłoń.
— Jest moim szpiegiem i pozostanie pod moją pieczą — powiedział spokojnie.
Czułem, że opieka Pottera może mi się wcale nie spodobać.
ooo
Kilka godzin później w moich własnych, hogwarckich komnatach przechadzał się Harry Potter i od czasu do czasu mruczał coś do siebie pod nosem. Nie wiem, dlaczego nie rozróżniałem słów, ani dlaczego ot tak wpuściłem go do swojego najintymniejszego azylu, który przez tyle lat dawał mi wytchnienie od zawieruchy wojny. Nie była to wdzięczność za uratowanie życia, bynajmniej. Potter nie użył słowa dług. Nie wspomniał nic o tym, co się stało ani o tym, co zamierzał. Wydawał się niezwykle zadowolony z tego, co się stało, a ja odniosłem wrażenie, że planował to od dawna.
Nie czułem strachu, co wydaje mi się teraz dziwne. Potter, po tym jak Malfoy senior w końcu doszedł do siebie, ustalił kilka zasad, które zostały przyjęte przez Wewnętrzny Krąg za aprobatą Czarnego Pana, wciąż niezwykle zadowolonego z poczynań Wybrańca. Ten tytuł zresztą zaczął mieć podwójne znaczenie.
— Czyim Wybrańcem jesteś? — spytałem, nie mogąc się powstrzymać.
Sam balansowałem na granicy Jasnej i Ciemnej Strony obu wojen.
Potter zatrzymał się i popatrzył na mnie zaskoczony, ale emocja szybko zamieniła się w rozbawienie. Czyste i nieskrywane. Promieniująca pewność siebie nie pasowała do szesnastolatka, którym był, ale promieniowała z jego ciała już od momentu, gdy zszedł z Wieży z zadowoloną z siebie miną.
— Rozbieraj się — powiedział po prostu tonem, którego nie potrafiłem zinterpretować.
Nie był to rozkaz, ale nie miałem też wyboru. Czułem to każdą komórką ciała, obserwując jak Potter siada w moim ulubionym fotelu i wyciąga nogi. Zawahałem się, a chłopak uśmiechnął się krzywo i machnął różdżką.
Sam nie wiem czego oczekiwałem. Bólu? Jeśli tak - nie nadszedł. W zamian jednak z mojej długiej czarnej szaty odleciały pierwsze guziki, a sama siła zaklęcia odepchnęła mnie pod ścianę.
— Co ty sobie wyobrażasz, Potter? — warknąłem, odzyskując równowagę.
Złość napłynęła bardzo szybko, rozniecając w mojej krwi ogień. Jednak chłopak nie drgnął nawet. Wciąż patrzył na mnie lekko kpiąco. Ten uśmiech drażnił mnie, bo nieprzyjemnie przypominał mi własny grymas, który eksponowałem na twarzy.
— Rozbieraj się — powtórzył tym razem lekko rozbawiony.
— Jeśli wyobra...
Nie dane mi było dokończyć. Kolejne machnięcie różdżką posłało mnie na ścianę, a guziki posypały się po podłodze. Pulsujący ból w plecach uświadomił mi, że jutro będę miał problemy z trzymaniem się prosto. Jeśli jakieś jutro nadejdzie. A co do tego zaczynałem mieć poważne wątpliwości.
— Wolę umrzeć w tradycyjnych szatach — powiedziałem z całym spokojem na jaki było mnie stać.
Potter był ode mnie dwadzieścia lat młodszy, paręnaście centymetrów niższy i dużo słabszy, ale posiadał jeden atut, który przeważał szalę. Miał różdżkę. Moja została w Wielkiej Sali, w dłoniach Lucjusza Malfoya, który dostał oficjalny zakaz zbliżania się do mnie na mniej niż dziesięć kroków.
— Nie umrzesz, nie pozwolę na to — obiecał, a ja miałem ochotę się roześmiać.
Było to boleśnie szczere, ale powiedziane tym obojętnym głosem mogło przyprawić o dreszcz. Bynajmniej nie czułem wdzięczności. Bynajmniej nie miałem dreszczy i bynajmniej nie zamierzałem spełniać życzeń tego bachora.
— A teraz... — zawiesił głos — ...rozbierz się.
Jego ton nie zmienił się, a mnie pozostała tylko biała koszula i spodnie. Gdybym miał różdżkę, dokończyłbym to, co zamierzał zrobić Czarny Pan lata temu, ale skuteczniej. Gdybym miał różdżkę, z Pottera zostałaby mokra plama. Gdybym miał różdżkę, być może udałoby mi się wydostać z Hogwartu.
Potter znów coś wysyczał, ale przynajmniej tym razem nie uderzyłem w ścianę. Koszula została prawie ze mnie zerwana, co dowodziło, że stracił cierpliwość. Chciałem wydobyć z niego cokolwiek, prócz strzępów informacji. Doskonale pamiętałem, jak jeszcze dwa dni temu grałem na jego emocjach, prowokując go i upokarzając. Jak czułem zapach jego strachu oraz niepewności i choć teraz Potter nie przypominał tego chłopaka, który unikał mojego wzroku - byłem pewien, że gdzieś w środku wciąż go ukrywał. Wystarczyło go sprowokować.
— I co zamierzasz, gdy już będę bez ubrań? — spytałem z kpiącym uśmieszkiem, czując, że odzyskuję kontrolę nad sytuacją.
Potter spiął się niemal niezauważalnie. Zacisnął mocniej dłoń na różdżce i wstał. Przez chwilę wydawało mi się, że coś zabłysnęło w jego zielonych oczach, ale jeśli tak było - szybko odeszło. W zamian Potter posłał mi półuśmiech i ponownie zasyczał coś. Światło w moich komnatach lekko przygasło, co mogło od biedy tworzyć romantyczną atmosferę. Gdyby nie wzrok Pottera, pewnie bym się roześmiał. Gdyby nie to, że ciekawie mnie obserwował i nie spuszczał z oka, czekając.
— Rozbierz się. To ostatni raz, gdy proszę — powiedział bez emocji.
Lekka chropowatość pojawiła się w jego głosie, a ton stał się twardszy.
Bezwiednie sięgnąłem do guzików koszuli, zahipnotyzowany jego wzrokiem, ale szybko opanowałem się i opuściłem obie dłonie wzdłuż ciała, bojąc się, że spełnię jego... Prośbę? Rozkaz? Wciąż nie byłem pewny tego, co Potter zamierza.
Tymczasem on wstał i sięgnął do guzików własnej szaty. Nie spuszczając ze mnie wzroku, odpiął pierwsze, odkrywając jasną skórę szyi. Nie wiem czego oczekiwał, tym bardziej, że przestał się odzywać, a różdżka upadła u jego stóp. To było nieostrożnością z jego strony. Była jedyną jego przewagą nade mną, a teraz ot tak się jej pozbył. Nie wiem, dlaczego tego nie wykorzystałem. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, chyba już wtedy dostrzegałem pierwsze oznaki szaleństwa.
Rozbierz się - usłyszałem w moim umyśle. Jeszcze nie całkiem męski, ale już nie dziecięcy głos. Potter dorósł, a patrząc na jego milczący striptiz nie zyskiwałem wcale przewagi.
Zagryzłem zbyt wąskie wargi, które przeklinałem przez wszystkie lata mojego życia, czując krew w ustach. Musiałem zranić się, gdy próbowałem nie krzyczeć pod wpływem Crucio Lucjusza. Wiele mogłem powiedzieć o jego zdolności do rzucania klątw, ale Niewybaczalne wychodził mu pierwszorzędnie.
Potter właśnie zdejmował koszulę. Trochę na niego za dużą, z podwiniętymi rękawami. Jego ciało było chude, nie - wychudzone. Zastanawiałem się przez chwilę, czy to efekt głodzenia, ale szybko odesłałem tę myśl daleko od siebie, gdy zauważyłem niewielką skazę na jego lewym bicepsie. Nie był to Mroczny Znak. A przynajmniej jeszcze nie. Niewiele osób wiedziało, że nie każdy mógł zostać naznaczony. Tylko ci, którzy już praktykowali Czarną Magię i zostali przez nią skażeni, byli w stanie związać się w ten sposób z najbardziej mrocznym z czarodziejów.
Potter musiał mieć kontakt nie tylko z Działem Ksiąg Zakazanych. Bałem się spytać, co czytał. Doskonale pamiętałem tę samą przemianę mojego ciała. Kości, które powoli przebijały się przez bezbarwną skórę. Czarna magia ma w sobie coś takiego, co pożera cię od wewnątrz i zanim sam się zorientujesz - jest już za późno.
Musiałem na chwilę zacząć myśleć o czymś innym, niż własne życiowe błędy i Potter, który je również popełnił.
— Więc Złoty Chłopiec jest homoseksualistą? — spytałem, przerywając ciszę.
Moje słowa zadźwięczały w niej niezdrowo. Wyjątkowo nieproszone. Niechciane. Niepożądane.
Potter wyprostował się, gdy już ściągnął buty i skarpetki. Jego ubrania leżały porozrzucane po całym dywanie. Bez ładu i składu. Sięgnął do zamka spodni, ale nie odezwał się.
Czułem się dziwnie nieswojo. Wciąż ubrany nie miałem przewagi, którą zazwyczaj posiadało się w takich momentach. Moje dłonie, opuszczone wzdłuż ciała, zaczęły się pocić.
Potter podniósł różdżkę, a ja go nie powstrzymałem. Chwilę później leżałem półnago na kanapie i patrzyłem na to, jak podchodzi powoli. Krok za krokiem był coraz bliżej i wpatrywał się pewnie wprost w moje oczy, jakby chciał dotrzeć do mojego umysłu. Na wszelki wypadek zamknąłem go jednak, powtarzając w kółko mantrę, której nauczyłem się lata temu.
Pochylił się tak blisko mnie, że prawie stykaliśmy się nosami. Wyciągnął dłoń, pocierając opuszkami palców moją twarz. Badając jej zarys od zmarszczek na czole poprzez szczękę, aż w końcu dotarł do ust. Nieskrywane zainteresowanie przebiło się przez obojętność, gdy palec wskazujący przesunął się niżej, na szyję, a potem klatkę piersiową, by trącić sutek, który mimo wszystko lekko stwardniał.
Potter uśmiechnął się, trącając go ponownie i jeszcze raz.
— Czyżby nasz mistrz eliksirów był homoseksualistą? — sparafrazował moje pytanie, ale nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, rzekł: — Tom mi pokazał — dodał, co wyjaśniło bardzo wiele.
Co prawda, w tej chwili byłem bardziej zaabsorbowany fascynacją, malującą się na twarzy Złotego Chłopca, niż wyciąganiem z niego informacji, ale została ona zarejestrowana w moim umyśle.
Tymczasem Potter wyśledził palcem ścieżkę czarnych kręconych włosów i sięgnął do mojego rozporka. Szybko uporał się z zamkiem, a potem pociągnął moje biodra niecierpliwie do góry.
Powinienem wytatuować sobie na czole słowa Nie wiem, bo nie mam pojęcia dlaczego uniosłem się, nie pomagając, ale też nie utrudniając mu zdjęcia moich spodni. Wylądowały po chwili na podłodze, wśród ubrań Pottera, a chłopak objął dłonią mojego półtwardego członka. Chwilę niezręcznie badał jego fakturę, aż w końcu owinął wokół niego dłoń, a przyjemne ciepło sprawiło, że wyprężyłem się w jego kierunku. Wypchnąłem biodra, a Potter przesunął rękę, która bardzo powoli zaczęła poruszać się w górę i w dół. Dotyk był zbyt subtelny i leniwy, by rozbudzić mnie do końca, ale na tyle drażniący, bym o nim nie zapomniał. Przez chwilę chłopak bawił się moim penisem, aż w końcu stracił nim zainteresowanie i jego dłoń podążyła niżej, do pokrytych gęstymi włosami jąder. Objął je obiema dłońmi, jakby chciał je zważyć i najwyraźniej usatysfakcjonowany - zabrał ręce i po raz pierwszy popatrzył mi prosto w oczy, odkąd moje spodnie zniknęły.
Jego wzrok znów mnie hipnotyzował, przyszpilając do kanapy, unieruchamiając.
Potter sięgnął do własnych spodni, zdejmując je wraz z bokserkami. Średniej wielkości członek stał dumnie, wyrastając z ciemnych włosów. Był grubszy niż mój, ale krótszy, więc nie mogłem go porównać w taki sposób. Ciężkie jądra zwisały tuż pod erekcją pokryte przez te same kręcone włoski.
Pochylił się ponownie nade mną i nim zdążyłem zareagować - połączył nasze usta. Pocałunek był krótki i szorstki. Brakowało w nim uczucia, a jednocześnie było go tam za wiele. Zbyt wiele czegoś, co zinterpretowałem jako desperacja i ciekawość, za mało delikatności i subtelności. Potter prawie wgryzł się w moje wargi i z podobną agresją włamał się przez nie językiem, który zażądał reakcji z mojej strony, wpełzając do moich ust. Chwilę zaznajamiał się z moim smakiem, ciekawie zwiedzając, by wycofać się.
Potter oddychał ciężej, gdy opadł na moje ciało. Jego skóra była pokryta potem, który perlił się też na czole i sławetnej bliźnie, która czyniła go wyjątkowym. Osunął się w dół po mojej klatce piersiowej i skupił na sutku, który stwardniał, gdy tylko dotknął go językiem. Miałem wrażenie, że zlizuje własny pot z mojej skóry, ale nie potrafiłem tego przerwać. Jego prawa ręka powędrowała do Mrocznego Znaku, czerniącego się na moim zbyt bladym przedramieniu. Magia zapulsowała pomiędzy nami i powoli zacząłem tracić zmysły. Wszystko, co działo się od tej chwili mogłem opisać jedynie jako ferię barw i wyładowania na mojej skórze. Usta Pottera były jak on sam - niecierpliwe, traciły szybko zainteresowanie i jednocześnie wszędzie było ich pełno. Całował po kolei wszystko, co przyszło mu do głowy, więc, gdy po chwili powrócił do moich ust - mogłem poczuć smak samego siebie. Jego dłoń opuściła Mroczny Znak, dając mi chwilę na zastanowienie, ale było już za późno.
Klęczał nad moimi rozłożonymi nogami, przytrzymując je blisko mojej klatki piersiowej, a jego twardy penis przeciskał się przez moje wejście. Jeszcze jedno pchnięcie i lekkie pieczenie uświadomiło mi, że jest we mnie. Jego jęk był już dla mnie tylko zapewnieniem, że zostanie tam tak długo jak budująca się w jego podbrzuszu przyjemność na to pozwoli. Poruszał się nieskoordynowanie, jakby pragnął więcej i bardziej, jęcząc i wzdychając na przemian. Nie mógł złapać odpowiedniego rytmu, który by go satysfakcjonował, ale też nie miał na tyle cierpliwości, by spróbować to zrobić. By zatrzymać się i zacząć od nowa.
Próbowałem zignorować szczypanie i lekki ból, a nawet odgłosy, które wydawał, ale nie byłem w stanie. Pilnowałem tylko, by nie dotknął więcej mojego Znaku, bojąc się, że wciągnie mnie we własne szaleństwo.
Kilka minut później doszedł, wbijając się we mnie wyjątkowo mocno, ale nie całując. Pochylał się tylko tuż nad moimi ustami, napierając całym swoim wątłym ciałem i wyszeptał.
— Nie musisz nazywać mnie swoim Panem. — Z trudem złapał oddech. — Zadowolony?
Nie wiem, czy byłem zadowolony, miałem jednak pewność, że Potter na pewno.
