A/N: No to zaczynamy! Oddaję pierwszy rozdział do oceny. :) Jestem niezmiernie ciekawa jak zareagujecie na tego typu opowiadanie, dlatego proszę Was o chociaż jedno zdanie komentarza. Dajcie znać, czy ta historia się podoba, czy nie. Będę naprawdę wdzięczna. :)

Betowała nox92. Jeszcze raz dzięki. :*


~ 1 ~

Wysoki mężczyzna wszedł do pokoju przesłuchań. Na jego barkach wisiała specjalna uprząż z kaburą, w której spoczywał pistolet, a czarne włosy spięte w kucyk opadały na kark. Oczy, tak czarne, że nie dało się odróżnić źrenic od tęczówek, utkwione były w człowieku siedzącym przy metalowym stole. Nie spuszczając z niego wzroku, mężczyzna zamknął za sobą drzwi. Podchodząc do ściany, niedbałym ruchem poprawił wywinięte rękawy nieskazitelnie białej koszuli, po czym oparł się o lustro weneckie i spojrzał na niewielkich gabarytów człowieczka siedzącego przed nim. Ów człowieczek wykonywał dość nerwowe ruchy – to kładł dłonie na stole, to trzymał je na kolanach, a rozbiegane oczy przywodziły na myśl szczurze ślepia.

— Pettigrew. — Nazwisko wypowiedziane zostało niczym najgorsza obelga, a jego posiadacz malowniczo się wzdrygnął. — Nie możesz żyć bez pakowania się w kłopoty. Twój kurzy móżdżek nie potrafi przemielić nawet grama pożytecznych informacji. I ty jesteś naszym informatorem. — Każde słowo okraszone było sporą ilością sarkazmu.

— Przekazuję wam informacje dobrowolnie, więc…

— Nie pieprz głupot! — Czarnowłosy mężczyzna odszedł od ściany i oparłszy dłonie o stół, pochylił się w stronę Pettigrew. — Robisz to z własnego tchórzostwa i dla własnej wygody. Jesteś jak hiena, która rzuca się na pierwszą lepszą padlinę. Albo nie, idziesz tam, gdzie dają więcej, a dzięki nam masz gdzie spać, więc rachunek jest dość prosty.

— Ja… nie…

— Zamknij się i słuchaj, bo nie mam całego dnia na niańczenie takiej szumowiny jak ty!

Pettigrew głośno przełknął ślinę i najdalej jak tylko mógł odsunął się od mężczyzny, górującego nad nim. Co jak co, ale instynkt samozachowawczy to on posiadał. Znał Snape'a nie od dzisiaj i wolał nie wchodzić temu facetowi w paradę, więc tylko spuścił głowę i zaczął słuchać. Tylko to mu zostało.

.::.

Po przesłuchaniu tego szczura — Pettigrew — Severus Snape udał się do swojego biura, gdzie czekała na niego papierkowa robota. Nie znosił uzupełniać raportów, czuł się wtedy jak uczniak, który musi odrobić pracę domową z nielubianego przedmiotu. Według Severusa tym powinni zajmować się adepci policyjni, a nie ktoś taki jak on. Prawie dwudziestoletni staż w policji powinien mówić sam za siebie, ale jego szef zawsze wynajdywał sposoby, by „uszczęśliwić" swojego podwładnego. Severus już nie raz odgrażał się temu geriatrykowi, że uda się na wcześniejszą emeryturę, ale do tamtego nic nie docierało. Jak grochem o ścianę. I przeważnie kończyło się na tym, że zgadzał się na cudowne pomysły swojego szefa, w znacznej większości, bardziej niż niechętnie.

Mężczyzna zabierał się właśnie za ostatni raport, kiedy do jego biura, bez pukania, wszedł Ronald Weasley — niedawno mianowany detektyw, który cieszył się jak pięciolatek, kiedy ktoś zwrócił się do niego per detektyw. Gdyby Severus okazywał uczucia i takowe posiadał, pewnie współczułby śledczemu, któremu ten rudzielec został przydzielony, ale Snape nie należał do tej grupy ludzi.

— Detektywie Snape — zaczął Ron.

— Spadaj, Weasley. Mam robotę do zrobienia — przerwał mu Severus, nawet nie podnosząc głowy znad raportu.

— Ale…

— Cokolwiek to jest, powiedz to w trzech słowach i wracaj do zabawy w policjanta.

— Szef cię wzywa — odparł z lekką urazą w głosie Ron i już go nie było.

Przynajmniej potrafi szybko się ulatniać, pomyślał Severus, i nie zważając na to, co przekazał Weasley dalej zajmował się wypełnianiem raportu. Dopiero kiedy skończył, wstał i zabierając z oparcia fotela czarną marynarkę, skierował się do gabinetu szefa.

.::.

Albus Dumbledore — szef oddziału Scotland Yardu w Londynie — polerował swoje okulary połówki, kiedy usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili w gabinecie stał już jego ulubiony detektyw. Wstyd się przyznać, ale Albus miał słabość do tego „chłopaka", nie miał swoich dzieci, i może dlatego traktował Severusa jak syna.

— Podobno chciał mnie pan widzieć — powiedział Snape, stojąc sztywno i patrząc starszemu mężczyźnie prosto w oczy. — To coś ważnego?

— Tak zarówno na pierwsze, jak i drugie pytanie — odparł Dumbledore, zakładając okulary na nos. — Teraz znacznie lepiej — mruknął do siebie i obdarzył Severusa uśmiechem. Detektyw nie odwzajemnił uprzejmego gestu, tylko nadal wpatrywał się w swojego przełożonego. — Usiądź.

— Dziękuję, postoję.

— Nalegam.

— Ja…

Dumbledore uraczył Severusa takim spojrzeniem, po którym Snape zacisnął tylko szczękę i usiadł na fotelu naprzeciw Albusa.

— Prawda, że znacznie lepiej? — Severus uznał pytanie za retoryczne i nie odpowiedział. Najwidoczniej Dumbledore wcale tego nie oczekiwał, gdyż kontynuował. — Chciałem się z tobą zobaczyć, gdyż otrzymałem właśnie informację, że będziemy mieć nowego detektywa wśród nas. A właściwie panią detektyw. Nazywa się Hermiona Granger, ma 24 lata i właśnie ukończyła dodatkowe szkolenie w Amerykańskiej Akademii Policyjnej. Była najlepsza na swoim roku, chyba nawet w całej akademii. — Albus uśmiechnął się.

— A co to ma wspólnego ze mną?

— Tak długo pracujesz bez partnera, pomyślałem sobie, że…

— O, nie! Nie wrobisz mnie w to, szefie! — Severus wstał i już miał położyć dłoń na klamce, kiedy Dumbledore spokojnym głosem powiedział:

— A założymy się?

Snape wzniósł oczy ku niebu, jakby modlił się o cierpliwość.

— To się nie uda.

— Nonsens, Severusie.

— Ale to kobieta!

— Nie bądź szowinistą. Miałem okazję rozmawiać z panną Granger i jest ona bardzo sympatyczną, uroczą kobietą. No i nie wydaje się krucha, a to dobrze rokuje na przyszłość. Będzie dla ciebie idealną partnerką — powiedział Albus, biorąc do ręki teczkę i wstając zza biurka. — Proszę, to jej dokumenty.

— Dlaczego ja? Nie mogłeś jej dać komuś innemu? Lupinowi? Blackowi? — Severus próbował się bronić, ale z góry było wiadomo, że sprawa jest przesądzona.

— Lupin dostał Pottera, a Black wdraża w czynną służbę Malfoya. A poza tym, tylko ty jeszcze nie masz partnera. To sprawiedliwe rozwiązanie.

— Ale kobieta? — zapytał Snape, a Dumbledore spojrzał na niego z naganą.

— Ona jest jedna i na dodatek dopiero wchodzi do zawodu.

— Helena też była jedna i podobno niewinna, a stała się przyczyną wojny trojańskiej — mruknął Severus, na co Albus tylko się uśmiechnął. — Jeszcze ta cała panna Granger przyjdzie do ciebie z płaczem i będzie chciała innego partnera, zobaczysz.

— Nie wydaje mi się — odparł Albus, wracając za biurko i siadając na wysłużonym fotelu. — Polubicie się.

— Niedoczekanie twoje — odparł Snape i wyszedł z gabinetu szefa, nawet się nie pożegnawszy.

.::.

Była godzina jedenasta w nocy, kiedy Severus zamknął za sobą drzwi do swojego domu i usiadł na kanapie. Ostatnie dwie godziny spędził w pobliskim barze, starając się w alkoholu zatopić wszystkie wątpliwości, jakie nim targały, od chwili kiedy opuścił gabinet Dumbledore'a. Co ten stary głupiec sobie wyobraża? — myślał. — Niech mu się nie wydaje, że będę niańczył tę paniusię.

Wcześniej, w biurze zapoznał się z dokumentami i musiał przyznać, że były imponujące. Jeszcze nie spotkał się z tak młodą osobą, która mogłaby pochwalić się takimi wynikami. Wyniki jednak dla Severusa nie miały znaczenia. Liczyła się praktyka, szybkość i sposób reagowania w różnych warunkach. Oczywiście tego wszystkiego uczy się na szkoleniach, ale takie sytuacje są dalekie od realiów, jakie spotykają młodzi policjanci i detektywi po przyjściu na prawdziwą służbę.

Severus postanowił dłużej nie zaprzątać sobie już głowy panną Hermioną Granger. Zdjął marynarkę i odrzucił ją na stojący obok fotel. W salonie było ciemno, ale w tej chwili mu to nie przeszkadzało. Oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy. Był zmęczony. Bardzo zmęczony i nawet nie chciało mu się iść do łazienki, by spłukać z siebie brud dzisiejszego dnia.

Jutro, pomyślał, zanim pogrążył się w objęciach Morfeusza.

.::.

Hermiona Granger przekroczyła próg gmachu angielskiej policji w dobrym nastroju, mimo że to był pierwszy dzień jej pracy. Dziś miała poznać swojego partnera, niejakiego Severusa Snape'a, i tylko to odrobinę mąciło jej spokój ducha. Bardzo dobrze wiedziała, że od tego, czy między nimi będzie się dobrze układać, zależy dalsza współpraca. Ona sama była osobą nad wyraz rzeczową, zawsze słuchała tego, co ludzie mają do powiedzenia i dopiero później wyrażała swoje zdanie; była cierpliwa i dumna, dlatego czasem wolała ze spokojem poczekać, niż musieć przyznawać się do błędu. Nie lubiła pochopnego działania, ale zdawała sobie sprawę, że praca w policji czasem polega na zdaniu się na instynkt. Ale wyłączenie rozumu ciężko jej wychodziło i wolała raczej tego nie robić.

Weszła do łazienki, by jeszcze raz sprawdzić swój wygląd. Długie, kręcone włosy o kasztanowym kolorze miała ciasno związane w koński ogon, ale kilka niesfornych kosmyków wymsknęło się spod gumki i teraz okalało twarz Hermiony. Kobieta westchnęła z bezsilności, jej włosy żyły swoim życiem. Wypróbowała już wszystkie możliwe specyfiki na ujarzmienie loków, ale nic nie działało.

Hermiona wyszła z łazienki i skierowała się do windy. Wsiadła do „metalowej klatki" jak zwykła nazywać windy, w której było już dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Mężczyźni mieli na sobie garnitury, a w dłoniach dzierżyli tekturowe kubki z kawą. Wyższy z nich miał rude włosy oraz zarost, który nie wyglądał zbyt estetycznie. Niższy natomiast był gładko ogolony, a jego kruczoczarne włosy sterczały w różnych kierunkach. Hermiona poczuła coś na kształt sympatii do niego, najwidoczniej jego włosy również posiadały wolną wolę. Starsza kobieta, która stała z przodu miała usta ściśnięte w wąską linię, a siwe włosy zebrane w ciasny kok. Ubrana była w ciemnozieloną garsonkę, a na ramiona miała narzucony szal w szkocką kratę. Całość dopełniały tekturowe teczki, które niosła. Hermiona wcisnęła numer piętra i winda ruszyła. Zza plecami słyszała jak dwaj mężczyźni pogrążyli się w rozmowie.

— Stary, Arsenal tak skopał tyłek Chealsea, że aż strach. Ale dzięki temu mam kilka funtów więcej w kieszeni.

— Ron, ty hazardzisto, jak mogłeś obstawić i nic mi nie powiedzieć? — Sztuczne oburzenie było wyczuwalne w jego głosie. — Egoista.

— Sorry, Harry, ale Sybillą to ja jeszcze nie jestem i wróżyć nie potrafię. Skąd miałem wiedzieć, że kanonierzy wygrają? — Ron starał się usprawiedliwić, ale śmiech w jego głosie wskazywał na coś innego.

— Dobra, dobra. Pobaw się teraz w Sybillę i powiedz co takiego ugryzło Snape'a? Od rana wszyscy schodzą mu z drogi.

Hermiona zaczęła się uważniej przysłuchiwać, kiedy padło nazwisko jej przyszłego partnera.

— Daj spokój, jemu zawsze trzeba schodzić z drogi. Ja nie wiem, czemu jeszcze go trzymają? On jest niepoczytalny. Gdybym był bandytą wolałbym iść do pierdla niż spotkać się z nim sam na sam w jakimś ciemnym zaułku — powiedział Ron. — A zresztą, chrzanić ciemny zaułek, w ogóle nie chciałbym się z nim spotkać.

— A podobno przydzielili mu partnera, słyszałeś?

— Już mu współczuję, nie wie biedak, co go czeka.

— Oj tak, Snape ma nierówno pod sufitem — szepnął Harry w momencie, w którym winda zatrzymała się na piątym piętrze i Hermiona oraz Harry i Ron wyszli z windy. Mężczyźni skierowali się prosto do swoich boksów, a kobieta nerwowo się rozejrzała.

Cholera jasna! Pomyślała. Nikt jej nie powiedział, że będzie pracowała z jakimś pieprzonym sadystą. Boże, dopomóż. Wzięła głęboki oddech i ruszyła prosto do gabinetu Severusa Snape'a. Już z daleka widziała, że detektyw jest u siebie i coraz ciężej stawiała kroki. Och, dość tego! Weź się w garść, Hermiono, to tylko mężczyzna!

Zapukała w otwarte drzwi, ale nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Żadnego wejść, odejść czy nawet spieprzaj. Zapukała ponownie i tym razem odniosło to większy skutek. Czarnowłosy mężczyzna podniósł wzrok znad papierów leżących na biurku i spojrzał na nią. Hermiona myślała, że padnie trupem, a do strachliwych osób nie należała. Zdawało jej się, że jego świdrujące spojrzenie przeszywa ją na wylot, i dokładnie wie, co w jej głowie siedzi. Kiedy już myślała, że weźmie nogi za pas i ucieknie, mężczyzna odezwał się.

— Pani Granger…

— Panna. Panna Granger — poprawiła automatycznie i mało co nie złapała się za usta. Ona i ten jej język.

— Panna. Jeden diabeł. Tu masz raporty, bierz się do roboty — powiedział, wskazując na biurko stojące w kącie gabinetu.

A więc to było jej nowe miejsce pracy. Ale tak od razu? Żadnego „miło mi, będziemy partnerami, jestem detektyw Severus Snape"? Kretynka.

— Chyba wyraziłem się jasno? — Dotarło do Hermiony, kiedy jak zahipnotyzowana wpatrywała się swoje biurko.

— Tak, oczywiście — wybąkała i ruszyła do biurka.

.::.

Stosik wypełnionych raportów rósł z każdą godziną. W tym czasie, Hermiona zdążyła stemperować do końca dwa ołówki, prawie wylać na siebie gorącą herbatę, złamać — i tak już krótki — paznokieć oraz ukradkiem patrzeć na Severusa Snape'a co trzy minuty, który przez ten czas, ani razu nie odszedł od biurka. Kobieta pomyślała, że ma do czynienia z najnowszą wersją ROBOCOPA, gdyż jej partner zachowywał się jak maszyna. Nie pił, nie jadł, nie wiercił się na fotelu, a przez moment nawet jej się wydawało, że nie oddycha. Dopiero intensywny wzrok wpatrzony w Snape'a znad jednego z raportów pozwolił jej dostrzec delikatne unoszenie i opadanie klatki piersiowej.

— Jesteś paranoiczką — mruknęła cicho do siebie, kręcąc głową i na powrót zajęła się uzupełnianiem znienawidzonych druków. Mimo całej swojej obowiązkowości i zapału, nie lubiła tego zajęcia. Kojarzyło jej się z odrabianiem prac domowych, i choć w przeszłości lubiła wszystko wiedzieć, teraz miała inne priorytety.

Jakiś kwadrans później, ciszę w gabinecie przerwał dźwięk telefonu. Severus odebrał połączenie wypowiadając swoje nazwisko. Potem nastąpiła rozmowa polegająca na wymianie równoważników zdań, wśród których znajdowały się takie słowa jak: przyjąłem, tak, ze mną, natychmiast. Nie było pożegnania, tylko odłożenie słuchawki. Następnie mężczyzna wziął z oparcia fotela marynarkę, i ruszył do drzwi. Rzucił jeszcze w stronę Hermiony:

— Zbieraj się, mamy sprawę. — Po czym zniknął za drzwiami, a kobieta czym prędzej pobiegła za nim.

.::.

Jechali czarnym mercedesem, który jak domyślała się Hermiona, należał do Severusa. Wnętrze samochodu było czyste i widać było, że właściciel musi dbać o swoje auto. Hermiona zawsze zastanawiała się, czemu mężczyźni mają hopla na punkcie samochodów. Co prawda czytała kiedyś, że wielkość samochodu ma coś wspólnego z pewną częścią ciała faceta, ale kto by się tym przejmował.

— Dokąd jedziemy? — zapytała, kiedy cisza zaczynała już dzwonić jej w uszach.

— Zobaczysz — odparł Snape i tyle wyszło z rozmowy.

Reszta drogi upłynęła w ciszy. Granger nie odezwała się już do partnera, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Tak po prawdzie, to nie wiedziała jak ma się zachowywać — być nachalnym żółtodziobem, zarozumiałą policjantką czy może strachliwą początkującą. Nie została wyposażona w instrukcję obsługi Severusa Snape'a, która teraz byłaby istnym darem niebios.

Severus natomiast z gracją prowadził swojego mercedesa, i przez myśl mu nawet nie przeszło, by rozpocząć konwersację ze swoją nową partnerką. Jedno było w niej dobre — była posłuszna, co pokazała wypełniając raporty, których tak naprawdę nie musiała uzupełniać. Spędziła nad tym kilka godzin, ale nie uskarżała się, co mu się spodobało. Mogła tylko bardziej się kontrolować, nie spoglądać na niego, jakby oczekiwała, że nagle zmieni się w krwiożerczego potwora. Kobiety.

— Jesteśmy na miejscu — powiedział Snape, parkując na skraju lasu i wysiadając z samochodu. Hermiona poszła w ślady swojego partnera, który szedł już w stronę techników policyjnych skupionych wokół jednego miejsca. Strefa otoczona była taśmą policyjną. Kiedy Granger podeszła do Severusa, który stał już na środku strzeżonego obszaru, zobaczyła wykopany dół. Znajdował się w nim plastikowy worek, któremu zawartości przyglądał się pewien mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Jego blond włosy ufryzowane były w delikatne fale.

— Severus — powiedział, kiedy zauważył Snape'a. — Szybki jesteś.

— Do rzeczy, Lockhart — odparł Severus i włożył ręce do kieszeni. — Mów, co znalazłeś, a ja już zajmę się resztą.

— A nie przedstawisz mnie swojej uroczej towarzyszce? — Lockhart spojrzał lubieżnym wzrokiem na Hermionę, która zmusiła się na lekki uśmiech.

— Hermiona Granger, moja nowa partnerka — wymamrotał Snape. — A teraz dawaj fakty, bo nie mam całego dnia.

— Już, już… Ciało znalezione w plastikowym worku. Młoda kobieta, prawdopodobnie jeszcze przed dwudziestką. Zginęła jakiś tydzień temu. Ślady na szyi wskazują na uduszenie. Więcej powiem po dokładnej analizie w laboratorium.

— Szkoda.

— Jestem koronerem, Snape, a nie czarodziejem — oburzył się Lockhart.

— Nawet gdybyś był tym drugim i tak byłbyś do niczego — odparł Severus, ironicznie się uśmiechając.