Mieli dzielić się wszystkim dokładnie po połowie, taki był plan.
Połowa radości, bólu, nadziei, miłości i zachodu słońca. Połowa ciężaru, który był zbyt wielki dla każdego z osobna i połowa wzroku, tak na potwierdzenie, wraz z jedną zmieszaną tęczówką oka. Ja gotuję, ty zmywasz. Ja pakuję, ty niesiesz. Ja istnieję wiecznie, ty umierasz.
Połowa wszystkiego.
Doumeki nigdy nie zgadza się na tę umowę do końca. Zawsze stara się ponieść brzemię sam, uchronić Watanukiego od bólu, idzie swoją własną drogą.
Dlatego właśnie w końcu ginie i Watanuki zostaje na całą wieczność sam.
Watanuki wciąż pamięta, chociaż zapewne wolałby o tym zapomnieć, pierwszy raz, kiedy dostrzega blizny na skórze Himawari-chan, dziewczyny, którą zawsze kochał. Chciałby ją o nie zapytać, ale nie może, bo widzi je tylko na wewnętrznej stronie powiek, gdy odpędza siłą woli płynące do jego umysłu obrazy i stara się nie widzieć, nie pamiętać, nie dostrzegać śladów, które zostawiają ręce Doumekiego na jej skórze, powolnymi ruchami odsłaniając coraz więcej mlecznobiałego ciała poznaczonego różową siecią zagojonych ran. Być może to wcale nie o nią jest tak zazdrosny, ale o niego, być może chciałby, żeby ich nienawiść tak naprawdę nie była nienawiścią, ale to nie ma znaczenia. W ich związku nie powinno być dla niego miejsca, chociaż to właśnie on stanowi jego podstawę.
Nie powinien tego widzieć.
Ruchy Doumekiego są powolne, drażniące, puste, a każdy jęk Himawari-chan wydaje się wymuszony i potrzebny. Między nimi nie ma ognia, nie ma pożądania, ani uczucia. Jest tylko wspólna tajemnica i narzucona odgórnie przyjaźń. Tylko hitsuzen, uparte przeznaczenie, które nie pozwala im wyplątać się ze swoich sieci, bo każde spotkanie pozostawia po sobie więź, a każdy uczynek prowadzi do nieuniknionego. Krew zawsze łączy się z bliznami, życzenie zawsze idzie w parze z ceną.
To też była połowa ciężaru, ale o tym Watanuki nigdy się nie dowie, chociaż do tej pory zapewne może się już tego domyślać.
Kohane-chan zaprasza go na ślub wiele razy, a on za każdym razem odmawia. Doumeki nie zaprasza go wcale, ale to w czasie ceremonii nie mruga ani razu, nawet gdy łzy spływają już z bolącego i piekącego oka. Gdy rodzi się ich pierwsze dziecko, Kohane-chan sama nakazuje mu iść do sklepu Watanukiego. Upijają się prawie do nieprzytomności, patrząc na opadające płatki sakury, a w powietrzu unosi się zapach deszczu, pozostałość po niedawnej wizycie Amewarashi.
Płynie czas, Kohane-chan dorasta. Uśmiech Himawari-chan blednie z każdą wizytą w jego sklepie, chociaż Watanuki co roku stara się tego nie dostrzegać. Teraz on też ma kimono w motylki i wiąże je niedbale, czasami całkowicie o tym zapominając, a obi ciągnie się za nim po ziemi. Chodzi boso, duch kitetsu okręca się dookoła jego ramienia jak wąż, szepcząc mu do ucha sekrety i gryząc w szyję, gdy postąpi nierozważnie i popełni błąd. Watanuki nie kupuje już snów, kolorowych i spokojnych, ważnych i nic nie znaczących. Nie może też sprzedać własnych, bo od dawna nic mu się już nie śni, a ostatnie spijane z sakazuki krople sake smakują prawie jak woda, gdy co noc, wraz z Mokoną, wznosi toast w stronę księżyca.
Watanuki nie jest w czarach tak dobry jak Yuuko. Nie potrafi równie szybko przejrzeć ludzi, czasem niepotrzebnie stwarza sobie wrogów, bo taki już ma charakter. Początkowo nie radzi sobie w ogóle, zachowując się bardziej jak dzieciak niż czarodziej. Dopiero z czasem nabiera pewności siebie i z odwagą spogląda w przyszłość, nie oglądając się już za siebie i zapominając o swojej ukochanej czarownicy.
O Doumekim jakoś nigdy nie potrafi zapomnieć.
Czasem wciąż widzi jego śmierć.
Kątem oka widzi ją przez setki lat, zanim też może umrzeć.
