Tytuł: Druga strona księżyca
Autor: euphoria
Betowała: cudowna wrotka777 - dziękuję kochana :*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek/Stiles
Info: występuję Miguel xD AU omega verse

dla aglo10


Derek może wyczuć napięcia związane z lutową pełnią. Drugi księżyc roku zawsze mieszał z hormonami ostatnich klas, więc popularnie nazywano go Księżycem Par. Wschodził zresztą na czerwono, kolorem miłości, a raczej pożądania i namiętności, bo stan, w którym partnerzy się wtedy znajdowali był naprawdę szczególny.

Lutowy księżyc należał do alf. I Derek był jedną z nich, a ich szkoła bardzo powoli popadała w obłęd.
Walentynki wyjątkowo przypadały na dwa dni przed pełnią, co oznaczało tylko, że zaproszenie w ten szczególny dzień jest jak najbardziej intencyjne. Pary zaczęły się już bardzo powoli formować, chociaż prawdę powiedziawszy nikt nie był za bardzo zaskoczony tym, że Scott McCall nie opuszczał Allison Argent nawet o krok. Podobnie zresztą było z Dannym i Ethanem.

Napięcie bardzo powoli wzrastało. Z każdym dniem szkolne korytarze wypełniała mieszanka hormonów i podekscytowania. Derek czuł, że gdzieś tutaj w tej chmarze twarzy znajduje się ta jedna, jedyna osoba, z którą spędzi Księżyc Par.

Bardzo rzadko zresztą zdarzało się, aby ktokolwiek pozostał sam w tę noc. Oczywiście ich druga natura i instynkt brały tutaj górę nad zdrowym rozsądkiem, ale ten pierwszy podobnie jak każdy następny, aż do sierpnia – miały być bardzo spokojne. Alfy zajęte były wyszukiwaniem kandydatów, a omegi starały się prezentować najlepiej jak mogły.

Derek przewrócił oczami, gdy Boyd podczas lunchu odszedł od ich stolika i niesiony jak na skrzydłach zatrzymał się dopiero przed stolikiem wciśniętym w kąt. Blondynka – omega, której imienia Derek nie potrafił sobie przypomnieć – popatrzyła na chłopaka w nieskrywanym szoku.

- Dobra robota, Erica! – wykrzyknął na cały głos dzieciak siedzący koło niej.

Dziewczyna zaczerwieniła się wściekle.

- Zamknij się, Stiles – syknęła, ale oczywiście każdy siedzący na stołówce doskonale ją usłyszał.

Boyd zignorował chłopaka i po prostu wyciągnął do niej rękę, którą ona ujęła.

O jednego niezdecydowanego mniej.

ooo

Derek zdawał sobie sprawę, że po korytarzach chodziło coraz mniej singli. Niemal cała ich drużyna wybrała już partnerów na pierwszy, poważny księżyc w tym roku i on sam zaczynał robić się nerwowy.
Paige – dziewczyna, która podobała mu się jeszcze przed rokiem, nie pachniała odpowiednio.
Uśmiechnęła się nawet do niego przepraszająco, gdy podszedł do niej, aby złapać lepiej jej zapach. Malia Tate niemal natychmiast pojawiła się obok, dając mu znać, że jeśli, cokolwiek miało z tego być – spóźnił się.

Stołówka zmieniła nagle swój układ. Stolik drużyny został dwukrotnie poszerzony o partnerów koszykarzy i Derek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że szaleństwo wisiało w powietrzu. McCalla jak zawsze nigdzie nie było widać, ale on i Allison znikali niemal na każdą dłuższą przerwę, odkąd zaczęli się spotykać.

Nikt nie był zdziwiony. Czego Derek się nie spodziewał, to konflikty pomiędzy omegami, bo prawdę powiedziawszy może i myślał stereotypowo, ale zawsze sądził, że te są bardziej pokojowo nastawione do świata. To w alfach wciąż buzowała adrenalina i testosteron.

- Nie przypominam sobie ciebie z żadnych zajęć – zaczęła Lydia Martin, gdy tylko Boyd podsunął Erice krzesło.

- Uhm… Jestem rok młodsza – odparła dziewczyna niepewnie, strzelając wokół oczami, jakby szukała ratunku.

Lydia zmarszczyła brwi. W zasadzie nie było niespotykanym, aby Księżyc Par oddziaływał na młodsze omegi. Miał mniejszą moc, ale generalnie nie komentowano tego. Jeśli to przyciąganie między alfą i omegą faktycznie było – to czy uderzy z całą siłą tego roku, czy następnego nie grało roli.

- Nie jesteś chyba fanką koszykówki – ciągnęła dalej Lydia.

- W piątkowe popołudnia mamy ze Stilesem spotkania klubu – odparła Erica wymijająco.

- Czym jest Stiles? – spytała Lydia sucho, po czym w jej oczach zagościł błysk rozpoznania. – Nie powiesz mi chyba, że trzymasz się z tym dziwakiem, który od pięciu lat twierdzi, że mnie kocha?! Nie dociera do niego nawet, że oboje jesteśmy omegami…

Erica zaczerwieniła się tak mocno, że odpowiedź w zasadzie nie była konieczna. Zerknęła również za siebie, gdzie znajdował się jej dawny stolik. Ów Stiles jadł sam, ale najwyraźniej wcale mu to nie przeszkadzało.

- Źle to rozumiesz – odparła Erica. – Stiles uważa, że…

- Ja to źle rozumiem?! – zirytowała się Lydia. – Twierdził, że z połączenia naszych genów wyszłyby genialne dzieci!

- Uważa, że jesteś geniuszem – wtrąciła Erica.

- To oczywiste – prychnęła Lydia. – Tak samo jak to, że ten Stiles jest dziwakiem. Będę poważnie zaskoczona, jeśli znajdzie jakiegokolwiek alfę, nawet na następny księżyc – dodała.

Derek mimowolnie rzucił okiem w stronę dzieciaka, który mówił do swojej kanapki.

Bardzo rzadkie było nie znalezienie partnera na Księżyc Par, ale jeśli ktokolwiek miałby być tym frajerem wyklętym przez naturę, to chyba właśnie Stiles.

ooo

Coś po tym dniu się zmieniło. Erica przestała siadać przy ich stole, a w zamian za to nie można było jej nigdzie znaleźć. Boyd chodził nerwowo po całej szkole i chociaż jego kumpel nigdy nie był rozmowny, czy generalnie niezbyt często okazywał emocje, łatwo można było odkryć, że tym razem był zdenerwowany.

Derek towarzyszył Boydowi w przepytywaniu kolegów z klasy Reyes, ale większość albo nie wiedziała kim jest dziewczyna, albo w ogóle nie interesowała się tym, gdzie mogła być. Jej zapachu zresztą nie było w żadnej z sal i Derek szybko zorientował się, że coś jest tutaj nie tak.

Stiles siedział podczas lunchu przy swoim stoliku dla frajerów – jak Jackson nazywał te wciśnięte w ścianę miejsca – i nie rozmawiał ze swoim jedzeniem, co już samo w sobie było podejrzane. Dzieciak zawsze gadał.

McCall jak zawsze był nie do znalezienia.

- Może ten jej przyjaciel będzie, cokolwiek wiedział – zaczął Derek, bo Boyd wgapiał się tępo w przestrzeń przed sobą.

- Nawet go nie znam – przyznał chłopak, ale wstał niemal natychmiast i skierował się w stronę Stilesa, który dłubał widelcem w czymś, co wyglądało na sałatkę.

Musieli wyglądać z Boydem naprawdę dziwnie stojąc nad nim z założonymi rękami, bo dzieciak podniósł na nich wielkie jak pięciocentówki oczy.

- Uhm – zaczął Stiles i Derek wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa. – W czymś mogę pomóc? – spytał niepewnie.

- Erica, gdzie jest Erica? – rzucił Boyd pewnie o wiele bardziej nerwowo, niż zamierzał, bo zaczął drapać się ręką w biceps jak zawsze, gdy nie był czegoś pewien.

Stiles zamrugał, jakby to pytanie kompletnie wytrąciło go z równowagi i zacisnął usta w wąską kreskę.

- Erica jest w domu. Jej rodzice uznali, że przez pewien czas nie powinna wychodzić do szkoły – wyjaśnił chłopak na pozór spokojnie, ale Derek czuł, że coś się kryje w jego głosie. – Sądzę, że powinieneś z nią porozmawiać. To nie moje zadanie, żeby ci mówić o co chodzi – dodał ostrożniej Stiles. – I nie bądź z nią, takim totalnie alfa … To moja przyjaciółka i…

Boyd wyraźnie zesztywniał i Derek pojął w lot, że coś więcej między nimi zaszło, niż Vernon mówił komukolwiek. Stiles najwyraźniej, jednak wszystko wiedział i z jakiegoś powodu go to irytowało. Boyd był jego najlepszym kumplem – mógł mu powiedzieć wszystko, a tymczasem ten mały, irytujący frajer dawał rady członkowi drużyny Dereka.

- Nie wtrącaj się w rzeczy, o których nie masz pojęcia – warknął, nim zdążył się powstrzymać.

Słyszał szum własnej krwi, więc na pewno błysnął czerwonymi tęczówkami w stronę dzieciaka. Wciągnął do płuc więcej powietrza w oczekiwaniu na stary dobry zapach strachu, który pozwoliłby mu się uspokoić. Stiles jednak śmierdział czymś gorzkim, co bardziej przypominało rezygnację i smutek, co tylko sprawiło, że poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch.

- Dzięki… Stiles – powiedział ostrożnie Boyd, ignorując kompletnie Dereka.

ooo

Erica nie pojawiła się w szkole, ale Boyd – cokolwiek się między nimi nie wydarzyło – wyglądał na spokojniejszego. Nie siadywał, jednak więcej przy stole drużyny, co wydawało się dziwne. Zaczął znikać, gdzieś z McCallem i Isaakiem Laheyem, który jakimś cudem dostał się w tym roku do drużyny, chociaż miał poważne problemy z tym, żeby utrzymać piłkę przy sobie. Derek po raz pierwszy w życiu widział tak nerwowego i niepewnego siebie alfę.

Jednak decyzja trenera, była decyzją wiążącą i niepodlegającą dyskusji.

Derekowi nie pozostało, więc nic innego jak płynąć z prądem, co zresztą robił od początku lutego. O ile podczas pierwszych dni wydawało się, że dni ciągnęły się nieubłaganie, teraz, gdy za nimi była już połowa drogi do Księżyca Par, czas zaczął płynąć dziwnie szybko. Ostatni uczniowie ich rocznika umówili się już na Walentynki i kilka omeg z młodszych klas miało zagwarantowane zaproszenie na bal końcowy. Wszędzie czuło się tę dziwnie mdlącą mieszankę hormonów, która niemożliwie go rozpraszała.
Nie bardzo mógł też uwierzyć, że w całej szkole nie potrafił znaleźć ani jednej osoby, która faktycznie go interesowała. Paige miała Malię. Danny Ethana. Nawet, cholerny Jackson miał Lydię. A on, cholerny kapitan jednej z najlepszych drużyn koszykówki nie potrafił odnaleźć tego zapachu, który zdawał się wodzić go za nos.

Chwilami wydawało mu się, że czuje go niedaleko półek z fantastyką w szkolnej bibliotece, ale rozwiewał się zaskakująco szybko. Niekiedy lekki wietrzyk na parkingu sprawiał, że na jego skórze pojawiała się gęsia skórka, ale wszystko ulatywało równie szybko.

- Wiesz, że masz jeszcze czas – powiedziała mu matka na trzy dni przed Księżycem Par. – Im później w ciebie uderzy, tym mocniejsze będzie – dodała, jakby doskonale wiedziała o czym mówi.

Derek przewrócił tylko oczami, bo ze wszystkich ludzi jego matka była ostatnią osobą, z którą chciał rozmawiać o swoim potencjalnym partnerze seksualnym.

- Derek jest po prostu zbyt wybredny – odparła Cora. – Zaproś kogoś z niższej klasy na Walentynki – zaproponowała.

- Nie chcę jakiegoś dzieciaka – warknął, nim zdążył się powstrzymać.

- Mówiłam – sarknęła Cora.

- Sama jesteś dzieciakiem i nie masz pojęcia o czym mówisz – syknął do siostry, która tylko posłała mu jedno z tych krzywych spojrzeń, z których słynęła jego rodzina. – Czy to takie dziwne, że chcę, aby mój partner był mi równy? – spytał.

- A, kto powiedział, że nie będzie? – zdziwiła się Cora. – Jesteś frajerem i może spędzisz tę pełnię z frajerem. Boyd w końcu wybrał Reyes ze wszystkich ludzi – dodała, przewracając oczami.

- A, co jest nie tak z Ericą? – spytał lekko zirytowany, bo w końcu mówili o przyszłej, o ile nie obecnej dziewczynie Boyda.

- Poważnie? Na jakim świecie ty żyjesz? – spytała Cora. – Nie pamiętasz tej akcji sprzed paru lat, gdy Jackson się z niej nabijał? Nazywał ją Erica Śmierdziejes, bo zażywała jakieś tabletki i wokół niej zawsze unosiła się taka śmieszna woń. Nikt nie chciał z nią siedzieć. Zresztą nieważne – ciągnęła dalej. – To było jakoś w pierwszej klasie, gdy nie brała leków, żeby się pozbyć tego zapachu i dostała ataku. Ale takiego mega ataku. Ślina ciekła jej z ust, jakby chorowała na wściekliznę. Nikt nie wiedział, co zrobić, aż ten dziwak po prostu podbiegł i złapał ją za głowę. Kilku nauczycieli mu pomogło, a potem przyjechało pogotowie… - wyjaśniła.

Derek zmarszczył brwi, bo faktycznie zaczynał sobie coś przypominać. Słyszał plotki, bo byli z drużyną na wyjeździe.

- Nikt nie chciał z nią potem siedzieć, bo wiesz… Nigdy nie wiadomo, gdy znowu jej odbije – dodała Cora. – Więc, to nie tak, że członkowie drużyny i wasze silne geny są skazane wyłącznie na zwycięstwo.
Natura popełnia błędy, braciszku i zawsze twierdziłam, że jesteś jednym z nich.

Derek spojrzał na nią krzywo.

ooo

Kilka dni później oficjalnie zamierzał opuścić miasto. Nie było nikogo, kto nie spytałby, kogo dokładnie wybrał. A on wciąż nie czuł tego specyficznego przyciągania do żadnego z mijanych uczniów. Nawet nerdów z kółka szachowego.

Boyd, jako jeden z nielicznych nie wyglądał na pławiącego się w miłości. I chyba, tylko to trochę poprawiało mu humor. W zasadzie może do chłopaka doszło, dlaczego jego omega postanowiła, jednak ten okres przed Księżycem Par przeczekać w domu. Może dotarło do niego też, że hormony mieszały mu w głowie i popełnił jeden z większych błędów w swoim życiu.

Przed Księżycem Par nie było ucieczki. Feromony wydzielane przez omegi ostatecznie związywały alfy, ale niekoniecznie musiało tak być. Nikt nie był skazany na wieczność z partnerem, którego zapach zamącił mu w głowie w lutym. W marcu kolejna pełnia pociągała za sobą szaleństwo omeg, i to one tym razem wybierały partnerów. Ich feromony, jednak nie zakłócały już umysłów alf, więc każdy – dosłownie każdy – mógł odmówić.

Prawdą było, że dziewięćdziesiąt procent par z lutego pozostawało utrzymanych, aż do wakacji. Wtedy interakcje między omegami i alfami obniżały się. Szkoła się kończyła i nie musieli widywać się codziennie. Nie kąpali się w koktajlach z własnych feromonów, co bardzo pomagało.

Prawdziwie wiążąca była bowiem sierpniowa pełnia. Księżyc był wtedy największy i najsilniej wiązał ludzi.

Od lutego mieli też dostatecznie wiele czasu, aby ochłonąć po prawdziwie mocnych pełniach, które opierały się głównie na instynktowym pożądaniu partnera.

Ostatnia z pełni w cyklu miała przynieść stabilizację i prawdę powiedziawszy, nikt jej nie wyczekiwał. Oznaczała tylko decyzje, które należało podjąć.

Derek położył się w noc lutowej pełni przy otwartym oknie wiedząc, że obudzi się za kilka godzin czując, że płonie…

ooo

Poranek był fatalny. Bolał go każdy mięsień na ciele, jakby przebiegł przez cały rezerwat. I może tak było, bo nie rozpoznawał widoku za oknem. Na pewno nie był w swoim pokoju. Niebieskie ściany nie wyglądały znajomo, a wokół unosił się jakiś niebiański zapach. Omega, kimkolwiek by nie był, wciąż spał, a ślady zębów, które Derek pozostawił na jasnej, cienkiej skórze jego ramienia wciąż były doskonale widoczne.

Chłopak odwrócił się, wtulając mocniej w Dereka, instynktownie szukając ciepła. Zapach seksu i potu zrobił się tylko mocniejszy. Derek jednak nie mógł się skupić, bo ku swojej zgrozie patrzył w dół na budzącego się Stilesa.

Chłopak zamrugał, gdy zaczęło razić go słońce i wyciągnął dłoń, żeby się zasłonić. Derek wykorzystał ten moment i zsunął się szybko z łóżka. Założenie ubrań zajęło mu rekordowo krótki czas.

Stiles, tymczasem podniósł się na łokciach i obserwował go z czymś niewyraźnym w oczach.

- Nie takiego poranka się spodziewałem – zaczął chłopak dziwnym tonem.

- Zapomnij – warknął Derek krótko i omega zesztywniała na widok jego czerwonych tęczówek.

- To nie ja przyszedłem do ciebie – przypomniał mu Stiles ostro.

- I lepiej nie przychodź – rzucił jeszcze Derek, gdy skierował się w stronę okna.