Tytuł: New York Coctail*
- drink składający się z Burbona, grenadyny i soku z cytryny
Autor: euphoria
Beta: anga971 :* oraz okularnicaM (9 rozdział)
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek/Stiles
Rating: +18
Uwagi: AU, nie ma wilkołaków
Derek wycierał do sucha świeżo wymyte szklanki i ustawiał je w równym rzędzie na jednej z półek. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo spokojny i w barze siedziało tylko kilka osób. Szybko zlustrował stoliki, sprawdzając, czy nie zalegają na nich śmieci albo puste, brudne szkło, ale żaden z klientów nie zdążył jeszcze dopić swojego drinka.
Erica wróciła z zaplecza z talią kart i przysunęła sobie jedno z pustych krzeseł.
― Dzisiaj chyba zasnę za stojąco.
― Nie kracz. Wiesz, że w ciągu minuty może zwalić się nam na głowę uczelniana drużyna futbolowa ― skrzywił się, zerkając w karty, które rozdała. ― Jesteś pewna, że nie uczył cię jakiś szuler? ― spytał, pasując.
Erica wyszczerzyła się, zanim ponownie przetasowała.
― Jesteś wściekły, bo ci nie idzie.
Wsunęła szybko karty pod ladę i wstała, patrząc sugestywnie w stronę drzwi. Stał w nich młodo wyglądający wyrostek w trampkach i odrobinę za dużej koszulce. Derek westchnął cierpiętniczo.
― Świetnie, kolejny małolat.
Chłopak rozejrzał się z wahaniem i w końcu, najwyraźniej nie rozpoznawszy nikogo, skierował się w stronę baru.
― Dobry wieczór ― przywitał się i wypuścił głośno powietrze z płuc, rozglądając się po półkach. ― Poproszę sok pomarańczowy.
Derek uśmiechnął się, widząc, że Erica przewraca oczami.
― Z lodem? ― zapytał.
Chłopak pokręcił przecząco głową, wspinając się na wysokie krzesło, które zachwiało się niebezpiecznie.
― Proszę, jeden sok pomarańczowy, bez lodu – powiedział barman, podsuwając szklankę.
― Dzięki.
Przez chwilę sączył napój, obserwując pomieszczenie. Derek oparł się o stojącą za nim szafkę i sięgnął po długopis. Na jednej z pokreślonych już kart drinków dopisał kilka zdań i odłożył ją z powrotem. Podnosząc głowę, natknął się na badawczy wzrok klienta.
― Coś podać? - spytał szybko.
― W zasadzie to chciałbym zapytać, czy jest menadżer- odparł chłopak.
― Niestety dzisiaj jest nieobecny. Może ja pomogę?
Erica zabrała tacę i skierowała się w stronę opustoszałego już stolika. Chłopak spiął się lekko.
― Więc kiedy będę mógł go zastać? ― spróbował raz jeszcze, ignorując pytanie.
Derek zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią. Nie było wielką tajemnicą, że Gerard nie pojawiał się za często w barze. W zasadzie zrzucił na niego i Ericę większość swoich obowiązków i przyjeżdżał tylko dwa razy w miesiącu. Mimo to, informowanie o tym klienta wydawało mu się nie na miejscu.
― Cóż… Nie ma normowanych godzin pracy, więc proponowałbym umówić się z nim telefonicznie. Mogę podać numer - zaproponował szybko. - Jeśli jednak chodzi o organizację imprez, zajmuję się tym w jego zastępstwie, gdy to konieczne - dodał, ale chłopak nie wyglądał na zadowolonego.
― Nie wątpię - odparł i sięgnął po pustą szklankę. ― Poproszę zatem coś mocniejszego. New York Cocktail.
Derek zaplótł ręce na piersi i zrobił niewielki krok do przodu.
― Zatem ja poproszę dowód – odparł spokojnie.
Oczy chłopaka zrobiły się wielkie jak denka od butelek, gdy wpatrywał się w niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
― Poważnie? ― spytał tylko, ale widząc, że barman nie żartuje, sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów. – Świetnie, po prostu świetnie – mruknął pod nosem.
― Jakiś problem?
Chłopak nie odpowiedział, zamiast tego położył na ladzie czarne, eleganckie Blackberry i wysunął z portfela niewielki dokument.
― Wystarczy? ― zapytał kwaśno, przytrzymując dowód zaraz obok twarzy tak, by Derek widział dobrze zdjęcie, ale nie mógł przeczytać nazwiska.
― Jak dla mnie idealnie. Chyba rozumiesz, że takie są przepisy ― dodał barman, sięgając po lód i shaker.
Chwilę później postawił przed chłopakiem ciemnoczerwonego drinka, którego ten ostrożnie obejrzał.
― Odnoszę jednak wrażenie, że dla ciebie istnieją jedynie po to, byś mógł je łamać – zauważył cicho chłopak, sugestywnie spoglądając na drinka. ― To nie wygląda jak New York Cocktail, a przynajmniej jak żaden, który do tej pory piłem.
Derek uśmiechnął się krzywo, przenosząc brudny shaker pod zlew. Wyciągnął czysty pojemnik i zamoczył go w lodzie.
― Cukier jest palony i barwiony sokiem z buraków ― wytłumaczył.
― Ładny kolor ― przyznał chłopak i wziął niedużego łyka. Zanim jednak zdążył coś dodać, jego telefon rozdzwonił się hałaśliwie. ― Cholera ― mruknął, odstawiając drinka, po czym sięgnął po portfel.
Po chwili drzwi baru zamknęły się z trzaskiem, obwieszczając wyjście chłopaka. Derek zabrał kieliszek z niemal nienaruszonym drinkiem i jego oczom ukazała się kwota o wiele większa, niż wynosił rachunek. Wrzucił pieniądze do kasy i odwrócił głowę, czując na sobie spojrzenie Erici. ,
― Uroczy chłopak ― stwierdziła, stając obok niego i wpatrując się w ślad za nieznajomym. – Na pewno jeszcze wróci ― dodała z lekkim uśmiechem.
Derek rzucił jej jedno ze swoich mniej przyjaznych spojrzeń i skinął na zlew, który powoli zapełniał się brudnym szkłem.
― Hej ― zaprotestowała. ― Po prostu zostawił to ― powiedziała, podnosząc etui telefonu, na którym ktoś wydrapał napis Stiles.
ooo
Chłopak wrócił już w kilka godzin później. Ostatni klienci właśnie wychodzili, gdy wpadł do środka, prawie potykając się o własne nogi. Udało mu się jednak utrzymać równowagę i w końcu stanął koło tego samego krzesła, które wcześniej zajmował.
― Cześć, nie wiem czy mnie pamiętasz – zaczął. – Byłem tutaj wcześniej i chyba zostawiłem etui. To nic ważnego, ale to cholerny prezent i jeśli go zgubię, na pewno zostanę potraktowany paralizatorem albo jeszcze czymś gorszym.
― Paralizatorem? ― zdziwił się Derek, patrząc na niego w konsternacji. Wyciągnął spod lady czarne etui i położył je po prostu na ladzie. ― [i]Stiles[/i], spokojnie ― powiedział z lekkim uśmiechem.
Chłopak odetchnął z ulgą, zabezpieczając telefon. Dopiero teraz rozejrzał się na boki i zauważył, że są sami. Nic dziwnego - dochodziła prawie czwarta rano i Derek zdążył pogasić już większość świateł. Zostało mu tylko zamknięcie frontowych drzwi.
― Jesteś tu sam? ― zdziwił się Stiles.
― Kończymy pracę, chyba że chcesz się czegoś napić ―powiedział, ale jednocześnie spojrzał wymownie na zegarek.
Stiles parsknął rozbawiony.
― Jest taka zasada ― zaczął. ― Nie wkurzać barmana.
― To bardzo dobra zasada i potwierdzam jej istnienie ― dodał Derek, zabierając swoją kurtkę i klucze.
Stiles pozwolił mu wyprowadzić się na zewnątrz. Tłum ludzi niemal natychmiast otoczył go ze wszystkich stron. Część osób wracała z pracy lub ze spotkań z przyjaciółmi. Pojawili się też już pierwsi poranni biegacze, więc z całych sił starał się nie wejść nikomu pod nogi.
― Stiles ― przedstawił się, gdy barman w końcu uporał się z kluczami.
― Derek ― odparł mężczyzna.
ooo
Stiles wrócił kilka dni później i usiadł na wysokim barowym krześle. Ponownie miał na sobie prostą koszulkę, ale tym razem nie wyglądała, jak pożyczona od starszego brata. Derek szybko zdał sobie sprawę z tego, że Stiles był po prostu strasznie chudy. Miał bardzo drobne ciało, chociaż jego dłonie były dość duże, jakby całymi dniami grał w koszykówkę, w co Derek wątpił, bo Stiles był też niski i nie wyglądał na typ sportowca. Rozmawiał o nim z Ericą kilka dni wcześniej, gdy kelnerka zauważyła, że zniknęło etui. Ona też optowała bardziej za miejscowym studentem, który jak każdy - w końcu do nich trafiał. Bar znajdował się zaledwie kilka minut od jednego z budynków uniwersytetu i często skupiał wokół siebie młodzież. Ku utrapieniu obsługi, większość nie rozumiała, że nie sprzedają alkoholu nieletnim. Problem stanowili szczególnie studenci zagraniczni, głównie z Europy, gdzie próg wieku wynosił osiemnaście lat, a nie jak w Stanach - dwadzieścia jeden.
― Cześć ― przywitał się Stiles i sięgnął po kartę drinków, co zaskoczyło Dereka. Było słoneczne popołudnie i spodziewał się raczej, że chłopak zamówi kawę albo herbatę.
Młody mężczyzna przekładał cierpliwie strona po stronie menu i od czasu do czasu wykrzywiał kąciki ust, jakby coś go bawiło, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Derek przywykł do obserwacji, więc po prostu sięgnął po jedną z czystych ścierek i zaczął przygotowywać szklanki.
Erica miała dzisiaj przyjść później, bo do wieczora nie było zbyt wielu klientów i spokojnie dawał sobie radę sam. Potem, gdy tłum się powiększał, każde ręce były na wagę złota.
― Bezalkoholowe mojito*, poproszę ― powiedział w końcu i Derek skinął głową. Sięgnął po szklankę i rozpoczął przygotowania pod czujnym okiem chłopaka. Stiles wyglądał, jakby nie chciał stracić ani jednego szczegółu przygotowań.
― Studiujesz? ― spytał Derek, rozgniatając miętę. Część soku trysnęła mu na nadgarstek i skóra zapiekła go w tym miejscu. Zdążył już się do tego przyzwyczaić, nie był to jego pierwszy raz.
― Chemię ― odparł. ― W przyszłości zamierzam założyć własny kartel narkotykowy ― dodał.
Derek uśmiechnął się krzywo.
― Dalekosiężne plany ― przyznał, krusząc cierpliwie lód.
Stiles przewrócił oczami.
― Wiesz, że żartuję? ― spytał. ― Mój ojciec jest szeryfem, gdyby się dowiedział, że gadam takie głupoty, miałbym poważnie przechlapane.
― Stąd ta wzmianka o paralizatorze? ― zagadnął Derek, w końcu napełniając szklankę wodą gazowaną i dekorując ją kilkoma listkami mięty.
Stiles spojrzał na niego zaskoczony, wciągając przez słomkę odrobinę napoju do ust.
― Paralizatorze? Aaa… Nie, nie ― zaprzeczył szybko. ― Mój ojciec należy do tej grupy strzelających ostrą amunicją szeryfów ― sprostował, co wcale nie pomogło, bo Derek uniósł jedną ze swoich brwi. ― Etui to prezent, który dopiero dostanę na urodziny od dziewczyny mojego przyjaciela, więc dziwnym byłoby wytłumaczyć, że zgubiłem coś, czego nominalnie nie powinienem jeszcze posiadać ― wyrzucił z siebie jednym tchem.
Derek przez chwilę analizował ten potok słów.
― Urodziny, tak? ― spytał.
Stiles odchylił się na krześle, pocierając nagle zmęczoną twarz.
― Między innymi o tym chciałem rozmawiać z Gerardem, ale widzę, że ponownie go nie ma.
Derek sięgnął po jedną z wizytówek i podsunął mu ją pod nos.
― Umów się na spotkanie ― poradził. ― A jeśli masz już datę, listę gości i pomysł na menu, wystarczy, że powiesz mi albo Boydowi, który mnie zastępuje.
― Przemyślę to ― odparł, wsuwając kartonik do portfela. ― Co znowu? ― warknął zirytowany, gdy odezwał się sygnał telefonu. ― Przepraszam na chwilę ― dodał, zsuwając się z krzesła i odchodząc parę kroków tak, by zapewnić sobie odrobinę prywatności.
Derek wrócił do porządkowania swojego miejsca pracy, starając się nie zwracać uwagi na to, jak w tym świetle wygląda drobne ciało Stilesa. Chłopak wydawał się być miniaturką z tymi swoimi wąskimi ramionami, chudymi długimi rękami i – Derek był pewien – równie chudymi nogami. Nie chodziło nawet o to, że nie był umięśniony. Po prostu jego sylwetka świadczyła o tym, że nie spędzał zbyt wiele czasu na ruchu ,przedkładając raczej nad to książki. Prawdę powiedziawszy, Dereka wcale to nie dziwiło, biorąc pod uwagę jak trudny kierunek studiował.
Stiles z lekkim rumieńcem na policzkach wrócił na swoje miejsce i oparł łokcie na ladzie.
― Więc chemia, tak? ― powrócił do poprzedniego tematu Derek. ― Dlaczego?
Chłopak zamrugał jakby nie wiedział do czego zmierza barman.
― Dlaczego? ― powtórzył pytanie ewidentnie się w nim rozsmakowując. ― Moja mama uczyła mnie chemii ― odparł szczerze.
― Jest nauczycielką?
Stiles pokręcił przecząco głową.
― Była barmanką. ― Derek wyglądał na zaskoczonego, więc chłopak kontynuował: ― Wykorzystujesz zasady chemiczno-fizyczne, nawet o tym nie wiedząc. Paląc korę cynamonową albo skórki z cytrusów. Robiąc kilkukolorowe drinki ― wyjaśnił. ― Moja mama pokazała mi to od strony technicznej ― wzruszył ramionami. ― Mogę ci pokazać kilka sztuczek, które stosowała ― zaproponował.
Derek zaplótł ręce na piersi i wyprostował się z błyskiem w oku.
― Ja tu jestem barmanem.
― Ja tu jestem chemikiem ― odpowiedział niemal od razu Stiles.
ooo
Stiles pojawił się w barze trzy raz w ciągu tygodnia, przyprowadzając przyjaciół. Grupa zachowywała się dość hałaśliwie, chociaż chłopak ewidentnie miał ochotę się pouczyć, ale jednocześnie nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Stosy książek rosły przed nim podobnie jak notatki i Erica raz czy dwa razy otwierała mu drzwi na zewnątrz, gdy chciał zanieść wszystko do samochodu. Przez całe dwa tygodnie przed egzaminami raczył się mocną kawą lub herbatą, a najczęściej atramentem z długopisu, który trzymał w ustach, gdy się uczył.
Derek mógł obserwować go do woli i powoli zaczął się zastanawiać, czy nie ma obsesji, tym bardziej, że Erica wspomniała mu o tym kilka razy. Bar wydawał się dość dziwnym miejscem do nauki, ale skoro mama Stilesa była barmanką, musiał się tu czuć, jak w drugim domu. Do środka nie dochodziły prawie żadne dźwięki z ulicy, dzięki uszczelnionym oknom i drzwiom. W ciągu dnia też nie było tu zbyt wielu ludzi, więc Stiles zaszywał się w jednym z najdalej położonych stolików i starał się wsiąknąć głębiej w czytany tekst.
Derek ze słyszenia znał już imiona dwójki jego przyjaciół, którzy najczęściej mu towarzyszyli. Scott i Allison tworzyli jedną z tych słodkich par, które zawiązują się na studiach i już zostają ze sobą na zawsze. Nie żeby Derek znał to z autopsji. Nigdy dotąd nie był w na tyle zaawansowanym związku, by planować przyszłość czy razem mieszkać, a ta dwójka nudziła cały czas o tym. Szczerze podziwiał cierpliwość Stilesa, który rzucał im wyłącznie od czasu do czasu lekko sarkastyczne uwagi.
To dziwnie kontrastowało z jego młodym wyglądem i notorycznie zagubionym wzrokiem. Stiles był nominalnie dorosły, ale więcej było w nim z niewinnego dziecka, niż sam chciałby przyznać. Derek prawie nie pamiętał jak to było mieć dwadzieścia jeden lat i nie chciałby sobie tego nawet przypominać.
ooo
To był jeden z tych pustych środowych wieczór, które najbardziej go irytowały. Klientów było niewielu i zamawiali wyłącznie piwo, więc Erica dawała sobie radę z obsługą. On w tym czasie starał się przygotować cokolwiek na jutrzejszą imprezę, o której wiedział, że na pewno będzie problematyczna. Jeśli istniało coś czego nie lubił bardziej od futbolistów były to bractwa.
Poczucie wyższości nad całym światem podczas takich imprez eskalowało. Najczęściej musiał wywalić dwóch czy trzech prowodyrów, żeby na sali zapanował względny spokój i nikt nie niepokoił Erici.
Właśnie przekładał owoce do przygotowanych koszyków, gdy do baru wszedł Stiles. Wyglądał odrobinę bardziej blado, niż zwykle i jego oczy błądziły po półce z mocniejszymi alkoholami, póki nie napotkały wzroku Dereka.
― Mógłbym dostać kieliszek wódki? – spytał jak zwykle grzecznym tonem. Mężczyzna podniósł się i skrzywił lekko.
― Zamawiając shoty, obrażasz barmana – powiedział poważnie, ale sięgnął po butelkę. Przez twarz Stilesa przemknął niewielki uśmiech.
― To też mówiła.
I to było to. Po kilkunastu dniach do Dereka dotarło, że matka o której wspominał Stiles nie żyje. Chłopak zawsze wypowiadał się o niej w czasie przeszłym i zdziwiło go, że tak późno na to wpadł. Poszlaki były oczywiste.
― Zrób mi drinka ― poprosił nagle Stiles. ― Coś słodkiego i specjalnego ― dodał, wyjątkowo nie sięgając po kartę z napojami.
― Truskawka? Porzeczka? Wiśnia? ― zapytał Derek, nie odkładając jednak butelki.
― Truskawka ― wybrał bez wahania.
Derek odwrócił się plecami do niego i nabrał odrobinę lodu do shakera. Wyciągnął rękę po sok truskawkowy i syrop kokosowy. Przez naprawdę długą chwilę wstrząsał pojemnikiem, aż w końcu zdecydował się dodać odrobinę alkoholu. Powtórzył czynność i zawahał się. To był jeden z wyjątkowo babskich drinków, które serwował na wieczorach panieńskich. Nie był zbyt popularny ze względu na to, że przez swoją słodycz za bardzo oddziaływał z alkoholem, ale Stiles jak do tej pory doskonale wiedział co pije, więc nie widział powodu, żeby zwracać mu na to uwagę.
Wlał do czystej szklanki z lodem jasnoróżową zawartość i sięgnął po gęsty syrop malinowy, który trzymał w podręcznej lodówce. Nalał niewielką ilość na łyżeczkę barmańską i ostrożnie zatopił ją w szklance. Obrysował boki naczynia zostawiając ciemnoczerwony wzór i resztę płynu rozlał na środku drinka. Naciął jedną z truskawek i brzegi szklanki zamoczył w jej soku, na koniec zostawiając ją zaraz obok rurki, jako część przybrania.
Kiedy podniósł wzrok, Stiles patrzył na niego, jak zwykle z nieskrywanym zainteresowaniem, co naprawdę zaczynało być irytujące.
Nie miał nic przeciwko temu, żeby ludzie podziwiali jego talent. Czasami wykorzystywał to, aby zaciągnąć kogoś do łóżka, ale Stiles wyrywał się z wszelkich szuflad, do których Derek go wsadził. Był zbyt młody, za bardzo stonowany i nieseksualnie zainteresowany jego rzemiosłem. To było po prostu frustrujące ― być obserwowanym, szczerze i otwarcie podziwianym, ale jednocześnie nie być pewnym, po co Stiles tutaj przychodził.
― Zrobiłeś mi Grzesznicę**? ― spytał chłopak, zdejmując truskawkę z brzegu szklanki i odgryzając jej kawałek.
― Truskawka to niewdzięczny owoc ― odparł, ścierając do sucha ladę. ― Nie podoba ci się?
― Jest ok. Spodziewałem się po prostu bardziej… ― Urwał. ― Truskawkowego Daiquiri***. Poza tym świetnie zrobiłeś tę spiralę na szklance. Kiedyś próbowałem czegoś podobnego, ale to nie moja liga ― dodał całkiem szczerze, dobierając się do koktajlu.
Przez chwilę Derek przenosił pobrudzone naczynia do zlewu i zastępował je czystymi, dając Stilesowi czas na wyrobienie sobie zdania o smaku. Kiedy jednak odwrócił się ponownie w stronę chłopaka, jego szklanka była już prawie pusta.
― Ciężki dzień? ― zapytał.
Stiles wzruszył ramionami i ponownie wbił wzrok w półki za nim.
― Mam ochotę na coś szalonego, kiczowatego i mocnego ― stwierdził.
― Czyli kolejny drink?
Stiles zamiast odpowiedzi posłał mu szeroki uśmiech.
Derek sięgnął po butelkę wiśniówki, decydując, że nie będzie mieszał kilku rodzajów alkoholi. Napełnił shaker lodem i wlał podwójną porcję alkoholu, uzupełniając wszystko sokiem z zielonych bananów. Nie mieszał długo płynów, nie chcąc ich spienić. Kiedy otworzył, żeby sprawdzić kolor, odcień usatysfakcjonował go. Pokruszył lód zrobiony z coca-coli i zalał wszystko lekko brunatną cieczą. Przez szkło, całość wyglądała jak nierówne cętki na materiale.
― Panterka**** ― powiedział, przesuwając palcami szklankę w stronę Stilesa, który wyglądał na szczerze rozbawionego.
― Poważnie? Może jeszcze sukienka z ananasa na szkło, żeby wyglądało w pełni profesjonalnie? ― zakpił, ale wsadził rurkę w środek i spróbował odrobinę. ― Dobre ― osądził po chwili.
Derek odprężył się, zanim spojrzał ponad ramieniem Stilesa na uśmiechniętą Ericę. Stała w rogu sali i obserwowała go z tym jej wszystko wiedzącym uśmieszkiem, który nigdy nie wróżył nic dobrego. Zmarszczył brwi, tracąc nagle humor.
― Coś się stało? ― zaniepokoił się Stiles, ponownie pochłaniając jego uwagę.
― Za szybko pijesz ― powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Stiles mimo to nie odsunął od siebie szklanki, a zamiast tego wyłączył telefon i wsadził go do kieszeni kurtki.
― Docelowo miało mnie tu nie być. Planowałem spędzić ten wieczór w towarzystwie whiskey i mojego przyjaciela w mieszkaniu, ale to nie wypaliło ― westchnął. ― A teraz nie mogę tam wrócić, dopóki on i jego dziewczyna nie skończą tego, co robią, a ja nie chcę o tym myśleć, bo – cholera, ostatnio musieliśmy wymienić stół w kuchni ― zakończył nieskładnie. Derek uśmiechnął się na wspomnienie kilku stołów, które były równie interesujące. Stiles tymczasem sięgnął do górnych guzików swojej koszulki i odpiął dwa, uwalniając kark. ― Tak więc. Jestem teraz i tu. Zdałem egzaminy, za tydzień powinienem świętować urodziny, a mój przyjaciel o mnie zapomniał ― wymienił jednym tchem. ― Cholera ― przerwał nagle. ― Klientów dzieli się na tych, którzy marudzą i tych, którzy marudzą po alkoholu ― dodał podnosząc palec do góry, jakby wygłaszał całkiem nową myśl.
Derek odebrał od Erici kufle i przepuścił dziewczynę w drodze do zlewu.
― To też mówiła twoja mama? ― spytał ostrożnie.
― Nie, to raczej luźna autoanaliza. Marudzę? Na pewno marudzę ― stwierdził z kwaśną miną.
Derek nie mógł nie uśmiechnąć się pod nosem, nalewając kufel piwa, który zamówił kolejny klient. Erica gdzieś za jego plecami właśnie sięgała po tacę, więc prawie się zderzyli, gdy wychodziła na salę.
― Znam większe marudy ― skomentował, patrząc w ślad za kelnerką.
Stiles odwzajemnił nieśmiało uśmiech.
― Więc zdałeś egzaminy? ― spytał Derek.
Chłopak skinął głową.
― I wybierasz się na wakacje?
― Nie, zajęcia zaczynają się za tydzień i nie bardzo chce mi się wracać nawet do domu ― zaczął Stiles. ― Tym bardziej, że w zasadzie wszyscy moi znajomi są już w Nowym Yorku. ― Chłopak dopił szybko drinka do dna i popatrzył wyczekująco na Dereka, który odłożył szklankę do zlewu.
― Co teraz? ― spytał tylko.
― Gorącą czekoladę ― odparł Stiles.
Dolna warga barmana zadrgała, ale sięgnął po kubek i składniki. Chwilę później ekspres wypluł z siebie błotnisty napój.
― Nie robisz z mlekiem? ― zawiódł się Stiles, ale i tak odebrał od niego kubek.
― Masz zaskakujący gust dotyczący napojów ― skomentował tylko Derek.
