Link do oryginału: s/9410445/1/Truths-of-the-Past

Autor oryginału: long live marshmallows

Zgoda autora: jest!

Timeline: Nie chcę zaczynać żadnych dyskusji więc zignorujmy to i dajmy upust wyobraźni.

Status: zakończone

Opis: W środku Ceremonii Dziedziczenia Tsuna zostaje wysłany w przeszłość, do czasów, w których rządy Primo w Vongoli dobiegły już końca. Giotto i jego rodzina żyją teraz spokojnie w Japonii i to właśnie tam ląduje Tsuna. Spróbuje tutaj odkryć, co tak naprawdę stoi za tak zwaną zdradą Primo.

A/N: Ten fanfick nie ma żadnych powiązań z moimi innymi opowiadaniami o podróżach w czasie.

T/N: Czyli na przykład z „Wynalazkami Talbota i Gianniniego", które też tłumaczę, a które napisała long live marshmallows. Mam nadzieję, że tłumaczenie przypadnie wam do gustu. Komentarze są mile widziane. Komentarze są fajne. Lubimy komentarze!


Prawdy przeszłości


Rozdział I

Kiedy Pierścieni Vongoli zostały roztrzaskane i spadły na podłogę z głuchym dźwiękiem wyglądało to tak, jakby cały jego świat rozpadł się na kawałeczki.

Pierścienie… prawdziwe Pierścienie Vongoli, o które tak ciężko walczyliśmy. Zniszczone… Tak po prostu? Myślał Tsuna. Zmusił się, by spojrzeć na Enmę, swojego przyjaciela, który właśnie odwracał się i odchodził.

- Enma… t-ty… - Próbował wstać, ale szybko tracił przytomność. Ostatnią rzeczą jaką ujrzał, zanim zamknął oczy, były zniszczone Pierścienie Vongoli.

Chrome… Zabrali Chrome… Nie byłem w stanie ich ochronić, przemknęło mu ponuro przez myśl. Jego głowa opadła, uderzając w podłogę.

- Niech go diabli wezmą! Juudaime! Pierścienie, musimy znaleźć jakiś sposób, żeby je naprawić – stęknął Gokudera.

Tsuna nie słuchał. Kiedy pierścienie się roztrzaskały, coś poczuł. Teraz to uczucie wracało i było znacznie silniejsze.

- Gh… kh… - Nieznana mu siła, która nie pochodziła od Enmy, wcisnęła go w podłogę. Co się dzieje? Krew zagotowała mu się w żyłach, kiedy to obce uczucie pulsowało w jego ciele. – Aaaaaaa!

Ciało Tsuny zaczęło jarzyć się jasnym światłem, oślepiając przyjaciół.

- Sawada!

Potem światło zniknęło. Tak jak i Tsuna.

xXx

Dziewięcioletni Sawada Ienari w podskokach szedł wzdłuż ulicy. Świtało. Wymknął się z domu unikając matki i ojca, żeby mieć trochę czasu na przygody. Nigdy by go nie puścili samego i uważał to za niesprawiedliwe. Poważnie… kto by skrzywdził takie niewinne, urocze małe dziecko?

Był blondynem o jasnych, złotych oczach odziedziczonych po ojcu, po nim miał także rysy twarzy, natomiast migdałowy kształt oczu zawdzięczał matce.

To z pewnością była przygoda. Nawet wziął ze sobą swoją drewnianą procę, żeby powalić ewentualnych wrogów. Kątem oka zauważył jakiś ciemny kształt leżący na drodze. Rozszerzył oczy i szybko schował się za drzewem. Po chwili wyjrzał zza niego, żeby ponownie popatrzeć na dziwną figurę. Przekrzywił głowę. To coś wyglądało jak człowiek w czarnych ubraniach, leżący na brzuchu.

Podszedł do tej osoby, z procą w gotowości. Po bliższej inspekcji mężczyzna wyglądał bardziej jak chłopiec. Klęknął i odgarnął burzę brązowych włosów, by spojrzeć mu w twarz. Wyglądał na jakieś piętnaście lat. I był dziwnie ubrany. Ienari nigdy wcześniej nie widział kogoś ubranego w takie dziwne rzeczy.

- Hej, proszę pana? Dlaczego śpisz na ulicy? Tu jest brudno i niewygodnie. – Kiedy żadna odpowiedź nie nadeszła, Ienari zamarł.

Oczy chłopca wciąż były zamknięte! Kilka razy dźgnął palcem jego policzek, ale nie było żadnej reakcji. Po minucie wahania schował procę do rękawa. Skoro nie mógł go obudzić, Ienari zaparł się i pchał, dopóki nie przewrócił nieznajomego na plecy. Gwałtownie wciągnął powietrze gdy dostrzegł, jak bardzo był on brudny.

- Jakim cudem ubrudziłeś się aż tak? Nawet ja jeszcze tego nie zrobiłem! – Pochylając się bardziej nad ciałem, zauważył cięcia, siniaki i krew.

- O-Oi… - Dźgnął chłopca w bok i usłyszał szybkie wciągnięcie powietrza.

- Ite…

- P-Przepraszam! – powiedział Ienari ze łzami w oczach. Nienawidził zadawać innym ból. – Wszystko w porządku? Powinienem iść po kogoś? – Sięgnął po dłoń zranionego chłopca i zorientował się, że była okryta wełną.

- …Kim jesteś? – spytał starszy chłopiec.

- Jestem Ienari – odpowiedział Ienari, cicho pociągając nosem.

- Dlaczego płaczesz? – Chłopiec spróbował się uśmiechnął. – Och… a ja jestem Tsunayoshi. – I właśnie w tym momencie twarz Tsuny wykrzywiła się w panice. – Gdzie jestem? Co się stało z Chrome?

Ienari przekrzywił głowę. – K-Ku…romu…? Czym jest Kuromu?

Tsuna pośpiesznie usiadł, i krzyknął. Z powrotem przewrócił się na ziemię i jęknął głośno. – Auć… czy coś złamałem?

W tym samym czasie Ienari spanikował. – Sprowadzę mojego ojca! – powiedział, i pobiegł z powrotem do domu.

Tsuna usiadł ostrożnie i zdjął rękawice. Nie bolało go tak bardzo, jak myślał wcześniej. Po prostu nagły ból wprawił go w szok. Wpatrzył się w plecy Ienariego.

- Dziwnie mówił – powiedział Tsuna. – To dlatego, że jest dzieckiem? I dlaczego jest ubrany jak ktoś, kto żył setki lat temu? Festiwal? Chwila… Jak się tutaj dostałem? GDZIE SĄ WSZYSCY?! – krzyknął i rozejrzał się wokół. Zamrugał i zdjął marynarkę, po czym rzucił ją w las. Głupotą było ją nosić.

Auć-auć-auć-auć…

xXx

Giotto miał przeczucie, że jego syn podejmie próbę pierwszej, samodzielnej przygody następnego ranka. Upewnił się, że miał rację, kiedy usłyszał ciche kroki na korytarzu i równie ciche wysiłki, by sięgnąć po procę. Westchnął i otworzył oczy. Słońce dopiero co pojawiało się na horyzoncie.

- Naprawdę poszedł? – spytała jego żona. Giotto odwrócił się do niej i uśmiechnął. – Tak, poszedł. Niedługo wróci. Nie martw się. Pośpijmy jeszcze trochę. Założę się, że kiedy wróci, wyssie z nas całą energię.

Zaśmiała się cicho i wtuliła mocniej w kołdrę.

Ale nie minęło zbyt wiele czasu nim usłyszeli, jak drzwi otwierają się głośno, a ich syn krzyczy do nich.

- Tou-chan! – Ienari wbiegł do pokoju swych rodziców i ujrzał siadającego, zaalarmowanego ojca.

- Ienari… Co się dzieje?

- Ta-Tam jest… - chłopiec łapał powietrze.

- Chodź tutaj, Ienari – powiedziała jego zatroskana mama, spoglądając na męża.

- Co się stało? – spytał Giotto, pocierając ramiona syna. – Weź głęboki wdech.

- On, on, on jest… - Ienari znów wciągnął powietrze i uspokoił się.

- On? Kim jest on?

- Tsunayoshi! Jest ranny!

Mama Ienariego przepytywała go dalej, podczas gdy Giotto wciągnął swoje wierzchnie odzienie i był gotów wyjść z domu.

- Kim jest Tsunayoshi, kochanie?

- Nie bardzo wiem – odpowiedział smutno. – Wygląda, jakby bardzo go bolało.

- Gdzie on jest? – spytał Giotto i klęknął przed Ienarim.

- Leżał na drodze do lasu. Mogę ci pokazać!

Giotto skinął i złapał go za rękę. – Niedługo wrócimy – obiecał żonie.

- Bądź ostrożny, Ieyasu.

- Jak on wygląda? – spytał Giotto, kiedy już szli.

- Nosi śmieszne ubrania! Niektóre z nich wyglądają jak te ubrania których już nie nosisz, te które są schowane!

Giotto zaczął być poddenerwowany. Obcokrajowiec? Tutaj? Ranny? Proszę, niech tylko moja przeszłość mnie nie prześladuje.

- Zobacz, tutaj jest!

Na dźwięk ich głosów Tsuna odwrócił głowę i oczy prawie wyskoczyły mu z orbit. CO TO ZA SZALEŃSTWO?! VONGOLA PRIMO STOI TUŻ PRZEDE MNĄ!

- Chłopcze, Tsunayoshi, tak? Tsunayoshi-kun, wszystko w porządku? – spytał Giotto. Oglądał go od góry do dołu. Jego syn w zasadzie miał rację co do ubrań, aczkolwiek daleko im było do tych, które nosił we Włoszech. Chociaż niektóre fragmenty były podobne. Reszta wyglądała dla niego tak samo obco, jak dla jego syna. Największą ulgą było to, że nie rozpoznawał twarzy.

Usta Tsuny pozostawały rozdziawione, a on sam nie był w stanie sformułować zdania. – T-Tak…? – spytał słabo. Jego umysł był zamglony. Vongola Primo stał… nie, klęczał, obok niego!

- Hm… Nie wyglądasz dobrze. Chodź do mojego domu. Możemy tam zająć się twoimi ranami. – Giotto wstał i wyciągnął rękę do Tsuny. Ienari podskakiwał tuż obok nich. Giotto zauważył wahanie Tsuny i zorientował się, że to pewnie dlatego, że jest dla niego obcy, nawet jeśli ten poznał jego syna.

- Przepraszam. Zapomniałem o manierach. – Skłonił się lekko i przedstawił. – Jestem Sawada Ieyasu, a to mój syn, Ienari.

Tsuna zająknął się. – Masz na imię Sawada Ieyasu? Ale…

- Tak, nie wyglądam na Japończyka, prawda? Urodziłem się i wychowałem gdzie indziej, ale zdecydowałem się spędzić resztę życia tutaj, w Japonii. – Giotto posłał mu ciepły uśmiech. – Teraz podnieśmy cię z tej ziemi, dobrze? – Tsuna wyciągnął rękę, jego mózg działał na auto-pilocie.

Japonia… Primo… Sawada Ieyasu… i jego syn, Sawada Ienari… uch… czy to oznacza, że przeniosłem się w czasie? Serio, takie rzeczy nie powinny mnie już dziwić, nie po tym, jak podróżowałem w czasie do przyszłości. Tak, to jest zupełnie normalne, pomyślał. – Zupełnie normalne – wymamrotał nieobecnie. Po prostu zaakceptuj to, Tsuna… Niedługo się obudzisz…

Jego oczy wywróciły się i zemdlał.

- Hola! – Giotto złapał go, zanim głowa Tsuny uderzyła w kamienie.

- On… czy on jest martwy? – spytał Ienari strachliwie.

- Nie, tylko zemdlał – wymruczał Giotto i podniósł chłopca, biorąc go na plecy. – Chodźmy, Ienari.

- Jak został tak bardzo poraniony? – spytał Ienari, próbując dotrzymać ojcu kroku.

- Nie wiem. Będziemy musieli go zapytać, kiedy się obudzi. Biegnij do domu i powiedz mamie, żeby przygotowała trochę wody i miejsce dla niego, żeby mógł się położyć.

- Hai! – Ienari puścił się pędem.

- Bądź ostrożny!

- Wiem!

Jego żona czekała już z zatroskaną miną, kiedy dotarł do domu. – Możesz go położyć tutaj. Przyniosę bandaże. Wygląda jak kupka nieszczęścia.

- To prawda – zgodził się Giotto i ostrożnie położył chłopca.

- Był nieprzytomny, kiedy go znalazłeś? – spytała.

- Nie, rozmawialiśmy przez chwilę, ale kiedy próbował wstać, zemdlał.

- Biedne dziecko. Jego rodzina musi być chora z niepokoju.

- Kiku, chcę się zająć tym chłopcem sam, kiedy się obudzi – powiedział jej.

Zesztywniała i złapała go za rękę. – Myślisz, że może mieć coś wspólnego z twoim poprzednim życiem?

- Nie wiem… Po prostu nie wiem.

xXx

Kiedy Tsuna obudził się ponownie, patrzył się na równy sufit oświetlony światłem słonecznym, które wpadało z drzwi prowadzących do ogrodu. Uświadomił sobie, że leży na łóżku twardym jak kamień.

- Uch… - Śpię na podłodze… chwila. Czy to tradycyjny, japoński pokój…? Jak się tutaj znalazłem?

- Obudził się! – krzyknął Ienari. Tsuna zamrugał i przekręcił głowę w stronę osoby, która się odezwała.

- H-Hah? – Hiiie… racja… podróż w czasie… Tsuna przełknął ślinę. Jak mogłem zapomnieć?

- Słyszymy cię bardzo dobrze, Ienari! – powiedział Giotto z uśmiechem wyczuwalnym w głosie. Wszedł do pokoju. – Byłeś nieprzytomny przez jakieś dwie godziny, Tsunayoshi-kun – powiedział.

- D-Dwie godziny? – wykrzyknął Tsuna. – Bardzo przepraszam! – Próbował usiąść, ale Giotto przytrzymał go za ramiona.

- Myślę, że będzie najlepiej jeśli zostaniesz tam, gdzie jesteś... Dopiero co skończyłem cię bandażować, a nie robiłem tego przez długi czas więc nie wiem, jak dobrze to wyszło. I nie ma potrzeby, żeby przepraszać. Cieszę się, mogąc ci pomóc.

- O-Okej… - powiedział Tsuna.

- Teraz, co ty na to żebyś opowiedział nam, jak otrzymałeś te rany? – spytał Giotto i usadowił się wygodnie na podłodze.

- …Byłem w trakcie walki... – Gdy tylko to powiedział, mentalnie się zdzielił. Hiie! Teraz Primo będzie myślał, że pakuje się w walki tak, jak robi to Gokudera-kun! – To znaczy, miałem na myśli, że ktoś mnie zaatakował! A ja uciekłem…

Giotto kiwnął głową, zamyślony. – Jak zakładam, uciekłeś im z powodzeniem.

Tsuna przytaknął. Na chwilę zapadła cisza, i tylko Ienari wiercił się na swoim miejscu. A potem Tsuna musiał spytać.

- E-Eto… jeśli nie masz nic przeciwko temu, że spytam… to skąd jesteś?

Giotto oceniał go przez chwilę, i uśmiechnął się. – Z Włoch. Ale to daleka przeszłość.

Myśli Tsuny rozbiegły się gwałtownie. To definitywnie Primo. A to prawdopodobnie oznacza, że… nie jest już dłużej szefem? Z tego, co wymknęło się Daemonowi podczas testu… to była jego wina, że Primo odszedł i pozwolił Ricardo zostać Vongolą Secondo. Więc teraz jest… Tsuna spojrzał na Ienariego i zgadywał. Jakieś dziesięć lat po tym, jak odszedł. Co oznacza, że rodzina Shimon również została… została… w… wyeliminowana. Tsuna zbladł.

Giotto natychmiast zauważył zmianę. Ale nie mógł odgadnąć, co spowodowało, że Tsunayoshi zachował się w ten sposób. Może był bardziej ranny, niż to pokazywał. Ale jego Hiper Intuicja mówiła mu, że chodziło o coś więcej.

- Ne, ne, Tsunayoshi-kun, dlaczego nosiłeś takie zabawne ubrania? – wyrzucił z siebie wreszcie Ienari. Tsuna spojrzał na niego, zaskoczony.

- Zabawne ubrania? Co… hiie! Moje ubrania!

Giotto zamrugał, słysząc pisk. Dlaczego to brzmiało tak znajomo? – Przebrałem cię w bardziej wygodne rzeczy. – wyjaśnił panikującemu młodzieńcowi.

- O-Och… ach! Co się stało z moimi rękawiczkami? – spytał Tsuna.

Giotto skinął. – Położyłem je pod twoją poduszką.

Tsuna odetchnął z ulgą i wyciągnął je. Reborn zabiłby go, gdyby zgubił rękawice w innych ramach czasowych. Przypomniał sobie pytanie Ienariego.

- Ktoś i tak je rozdawał, a moje ubrania… były brudne, więc dostałem takie.

- Ooch – powiedział Ienari robiąc duże oczy. Tsuna się uśmiechnął. Ienari wyglądał na miłe dziecko. Cieszył się, że Primo ustatkował się z tak sympatyczną rodziną. Poza tym, że był zmuszony zostawić za sobą resztę rodziny, zostawić za sobą Vongolę, pomyślał ponuro.

- Ienari, zostawmy Tsunayoshi-kun samego. Wygląda, jakby potrzebował więcej odpoczynku – powiedział Giotto i delikatnie wypchnął syna z pokoju. Odwrócił się do Tsuny z łagodnym uśmiechem. – Odpocznij, Tsunayoshi-kun.

- H-Hai… bardzo ci dziękuję, S-Sawada-san…

Giotto kiwnął głową i zsunął papierowe drzwi na miejsce.

Tsuna opadł na twardą matę i jęknął. Reborn mnie zabije.