Ten tekst nie jest całym rozdziałem, a jedynie fragmentem, ponieważ Fanfiction służy mi tylko za reklamę! Jeżeli was zainteresowałam, dokończenie możecie znaleźć na moim blogu:
yaoi - my - revolution .com - usuń spacje
###
– Altair! – Malik z groźnym warknięciem odsunął od siebie rękę drugiego asasyna, wstał z materaca i zaczął się ubierać.
– No co? Znowu się wściekasz? Przecież ja tylko powiedziałem, że pewnie RĘCE cię świerzbią, by mnie dotknąć. No nie mów, że nie chcesz. Całą noc tak głośno pode mną jęczałeś! – Mężczyzna wywrócił oczami i podniósł się na łokciach, spoglądając na niemal ubranego już kochanka.
– Takie żarciki wcale mnie nie śmieszą! – Właściciel biura założył spodnie i z lekkim trudem, bo wręcz trząsł się przy tym ze złości, próbował je zawiązać tak, by nie zsuwały mu się z bioder.
– Żadne żarciki, powiedziałem to nieświadomie, a ty za każdym razem wściekasz się nie wiadomo o co! – obruszył się Altair, marszcząc brwi.
– Nie wiadomo o co?! To przez ciebie straciłem tę rękę, dupku! – Zarządca rzucił w Ibn-La'Ahada poduszką.
– Ale jakoś świetnie sobie bez niej radzisz, nie masz co rozpamiętywać! – stwierdził Syryjczyk, łapiąc poduszkę i odkładając na bok.
