Jeśli nie było predestynacji, nawet jeśli dwoje się spotka, nie zaznajomi się.


Aby nauczyć się kontroli nad samym sobą, należy znaleźć swoje centrum. Znajduje się ono poza myślą i słowem, gdzieś wewnątrz jestestwa. Człowiek szarpany emocjami nie musi być groźny. Ale shinobi targany niepotrzebną w jego zawodzie emocjonalnością jest śmiertelnie groźny. Dla siebie i otoczenia. Dlatego prócz oczywistego szlifowania swoich umiejętności, shinobi powinien umieć znaleźć swoje centrum, nauczyć się subtelnej sztuki wyciszenia siebie i szukania pełnej harmonii ze swoim jestestwem. Należy przebrnąć przez wszelkie myśli, zagłuszające wewnętrzy głos, samą siłą woli zmusić je do płynięcia jednym, spokojnym nurtem leniwej rzeki, by móc samemu udać się na wędrówkę do swojego wnętrza. Gdy odnajdzie się w ludzkiej przestrzeni kosmicznej samego siebie, można moment ten nazwać jednością absolutną. Z samym sobą i otoczeniem, jakby nagle spojrzało się na siebie z góry, wtopionego w rzeczywistość. Węch, słuch nabierają nowej ostrości, wzrok przeniknąłby każdy cień. Odprężony, zespolony ze sobą shinobi, gotowy w każdej chwili do działania. Jedność absolutna, która osiągnięta może być tylko wielką dyscypliną samego siebie, która osiągnięta może być…

- Neji.

…samemu.

Otworzył oczy, z porażającą ostrością patrząc na poruszające się w rytm wiatru gałęzie. Podmuchy porywały pojedyncze kwiaty i niosły je na swojej fali.

Przymknął oczy biorąc ostatni wdech swojej harmonii, po czym podniósł się z desek werandy i podążył za Hanosenem. Starszy mężczyzna milczał, prowadząc go do pokoju, w którym jego ród podejmował ważnych gości. Żaden z nich nic nie mówił, ale też i nic do powiedzenia nie było, a jedną z rzeczy, której byli uczeni, to nie nadużywanie słowa, które zwykle używane jest bez rozwagi i absolutnie niepotrzebnie, zagłuszając subtelne zdolności odpowiedniej analizy. Neji nie potrzebował pytać, gdzie, kto i w jakim celu. Sytuacja została mu przedstawiona już wcześniej. Ród wybrał mu narzeczoną. I tyle wystarczyło. Natłok niepotrzebnych informacji nie jest potrzebny do odpowiedniego wywiązywania się ze swoich powinności.

W milczeniu dołączyli do jego wuja i ukłonem przywitali gości. Siedzący między wujem i Hanosenem Neji, bez słowa skonfrontował się z dwójką przedstawicieli rady klanu Smoka. Krępy, pełen dostojeństwa mężczyzna i drobna, starsza kobieta, której skóra przypominała wiekowy pergamin. Neji dobrze wiedział, że ta dwójka jest dużo starsza niż jego wuj. Nawet starsza niż sam Hanosen, ostatni z najstarszego pokolenia Hyuugów. A jednak zdawali się promieniować siłą i życiem.

Neji nie przysłuchiwał się zbyt uważnie słowom przedstawicieli klanów. Dużo bardziej pochłaniało go skupianie się na niezwykłej naturze chakry Smoków. Nie dało się jej pomylić z żadną inną. Zdawała się być gęściejsza niż każda inna, jakby zmieniła konsystencje przez wieki istnienia. A jednak tętniła niezwykłą żywotnością, którą nie tętniła niczyja inna chakra. Jaśniała nieco złotawym blaskiem, wnikając w indywidualne aury każdego ze Smoków. Neji dopiero po chwili dostrzegł siedząca nieco z tyłu, za swoimi członkami klanu, kobietę. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jej chakra również tętniła życiem, jednak zdawała się być ograniczona; ta należąca do staruszków płynęła żwawszym i mocniejszym rytmem. Jej wydawała się być… niewielka. Zastanawiał się dlaczego. Wiedział, że zarówno jego ród, jak i ród Smoka, potrzebował potomka silnego, z najczystszej krwi. A ona wydawała się nie być szczególnie wyjątkowa i silna.

Przypatrywał się delikatnym ruchom białego wachlarza, za którym skrywała się twarz dziewczyny. Właściwie widział tylko jej opuszczone powieki i skrawek czoła nieosłaniany przez długie, spływające niemal do pasa włosy. Znał kilku z klanu Mitsashi i nie wydawali mu się nigdy przesadnie nieśmiali. Raczej jak każdy szanowany klan mieli ogromne pokłady dumy i dostojeństwa.

Przez chwilę zastanawiał się czy to nie któraś z dziedziczek bocznych gałęzi, jednak te miały zdecydowanie jaśniejszy odcień włosów niż ci ze Smoków, w których płynęła najczystsza krew. Nie żeby specjalnie za nimi przepadał, były nieco zbyt opryskliwe lub nieśmiałe, jednak wydawało mu się, że do zadania, jakie stawiały przed nimi klany, one nadawałyby się lepiej.

Z delikatnym muśnięciem irytacji stwierdził, że nieznane jest mu imię dziewczyny i miał nadzieję, że ktoś je wspomni. To byłby nieprzyjemny faux pas, który prędzej czy później by się wydał. Właśnie miał odwrócić wzrok, by skupić się na toczącej się w pokoju rozmowie, gdy dziewczyna na dosłownie chwilę podniosła wzrok. I to chyba była pierwsza rzecz od bardzo dawna, która tak skutecznie zachwiała jego wewnętrzną równowagą. Nikt tak jawnie i otwarcie nie patrzył na niego z taką agresją i wściekłością w oczach, a zarazem oczy te jaśniały taką… mocą.

Drgnął, rozglądając się dyskretnie, czy nikt nie zauważył, jak bardzo przez moment był zaskoczony i poruszony. Spojrzał ponownie na kobietę, jednak ta patrzyła w ziemię, poruszając lekko wachlarzem.

- …misje wykonują jak do tej pory…

Wyrwał się z zamyślenia, przysłuchując się uważniej rozmowie. Zatem była shinobi! Faktycznie, wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale coś w jej postawie, w sylwetce, nawet w łagodnych ruchach nadgarstkach, dawało subtelne świadectwo na jej rodowód ninja. Dlaczego więc…

- Tenten jest jedną z naszych najlepszych shinobi, wykonywanie przez nią misji nie podlega rozważaniom.

Tenten? A wiec to była Tenten?

Przez chwilę upewniał się, czy nie widać po nim, jak bardzo zaskoczyła go ta informacja. Spojrzał na nią ponownie, próbując znaleźć w niej dziewczynę, którą miał wizualnie zapisaną zupełnie inaczej. Jednak śliwkowe kimono zacierało wszelkie ślady ciała wojowniczki, zwykle upięte, a teraz rozpuszczone włosy, nie pozwalały myśleć o niej inaczej, jak po prostu o kobiecie. Nie kunoichi. Dziewczyna. Kobieta. Po prostu. Teraz zastanawiająca ilość jej chakry nie wydawała mu się już tak dziwna. Najwyraźniej tak na nią panowała, aby nikt nie poczuł, jak wzburzona jest właścicielka, bo, widział to wyraźnie, wzburzona była.

Zastanawiał się skąd ta złość. Wydawało się, że powinna być świadoma, że faktycznie, z technicznego punktu widzenia klany dobrze wybrały, by mogli najlepiej wypełnić swoje zadanie. Zarówno on, jak i ona byli w posiadaniu najsilniejszych genów swoich rodów. Tenten posiadała najczystszą krew Mitsashi bez żadnych domieszek, prosta, niczym niezakłócona linia Smoka. Z kolei on, Uwięziony Ptak swego klanu, a jednak źródło najmocniejszej kondensacji krwi Hyuugów od wielu pokoleń.

Tak, to była dobra decyzja.

- Neji, oprowadź gościa po ogrodzie. – Neji wyrwał się z zamyślenia, słysząc głos Hanosena.

Bez słowa wstał i pod bacznym spojrzeniem reszty towarzystwa podszedł do dziewczyny. Nie zdążył uczynić żadnego gestu, a ona już stała. Był to tak zgrabny i płynny ruch, jakby nie było samego momentu wstawania, jakby siedziała, a sekundę potem już stała. Zachowując milczenie, wskazał jej ręką drogę i podążył za nią do wyjścia na zewnątrz, czując palące spojrzenia na plecach.

Wolno zszedł ze stopni, oglądając się za siebie. Tenten zwinęła wachlarz i przytrzymując skrawek kimona, rozglądała się po ogrodzie ze spokojną twarzą, tak różną od tego, co dane było mu dostrzec jeszcze kilka chwil temu. A może mu się zdawało? Wyciągnął dłoń, by pomóc jej zejść ze stopni, jednak ona zignorowała go.

- Daruj sobie – odezwała się lekceważąco, mijając go wolnym krokiem, jakby urodziła się, by radzić sobie z tonami materiału kimon.

- To grzeczność.

Kobieta zatrzymała się i spojrzała na niego nieruchomym wzrokiem. Było to spojrzenie z pozoru obojętne. Ale tylko z pozoru. Złość i irytacja czaiły się za kamienną fasadą. I Neji to wiedział.

- Wyjaśnijmy sobie coś – powiedziała cicho, mrużąc nieznacznie oczy. – Nie potrzebny mi ochroniarz. A jeszcze mniej potrzebuję udawanej grzeczności. – Dźgnęła go mało delikatnie miedzy żebra trzymanym wachlarzem, bez grama strachu konfrontując się z jego spojrzeniem.

- Mam wrażenie – zacisnął palce na wachlarzu, bez trudu zabierając go z jej rąk – że stara się panienka być ze wszech miar niemiła i przyznam szczerze, że powód jest mi nieznany. – Rozłożył wachlarz, przez chwilę przyglądając się zdobiącemu go złotemu chińskiemu smokowi. – Co więcej, powód złości również pozostaje za kurtyną tajemnicy, pani. – Oddał jej wachlarz, skłaniając lekko głowę, zachowując całkowicie opanowaną twarz. – Pozwolisz? – Wyciągnął ramię, zatrzymując na niej chłodno-uprzejmy wzrok pełen oczekiwania.

- Potrafię chodzić sama – powiedziała lodowato, a Neji z mentalnym zadowoleniem poczuł nieznaczne wzburzenie jej chakry. – Jak wspominałam, nie potrzebuję żadnego ochroniarza.

Sapnęła z zaskoczenia, gdy mało delikatnie zacisnął palce na jej nadgarstku.

- Czego was uczą w tym klanie? – Wsunął jej oporne ramie pod swoje, pociągając za sobą wzdłuż ścieżki. – Zachowuj się. Jesteśmy obserwowani, pani, wypada zachowywać się odpowiednio. – Ton jego głosu był lekki i spokojny, jednak miał w sobie coś takiego, że aż czuć było na mile płynącą z jego słów dezaprobatę i groźbę, by ani śmiało się mu sprzeciwić.

Najwyraźniej zrozumiała, gdyż podążyła bez słowa za nim, zagłębiając się w ogród aż zniknęli z pola widzenia każdego, kto chciałby ich obserwować.

Neji nie protestował, gdy wyjęła rękę spod jego ramienia i odsunęła się od niego.

- Wydaje się, że coś cię trapi, pani – rzucił, patrząc w górę na poruszane wiatrem korony drzew.

- „Trapi"… Urocze słowo na brak wyboru – prychnęła nie bez drwiny, dotykając delikatnie palcami ukwieconego krzewu.

- Zadaje się, że nie do końca rozumiem, co masz na myśli, pani – stwierdził, przyglądając się, jak pochyla się by powąchać kwiaty.

- Wolałabym, żebyś przestał mnie tytułować. Wspominałam, że taka grzeczność jest mi nie potrzebna – prychnęła, a jej plecy wyraźnie zesztywniały w hamowanym napięciu. – Dla ciebie to może coś innego, ale dla mnie po prostu brak wyboru – wyprostowała się, zerkając na niego przez ramię.

- Więc tym się przejmujesz – stwierdził, wolno podążając z nią w kierunku drewnianego mostku. – Nie my pierwsi, za pewne nie ostatni dostaliśmy takie zadanie do wypełnienia.

- Zadanie - powtórzyła za nim. – Uważasz to za zadanie?

- Oczywiście – przytaknął, wstępując na drewnianą konstrukcję, oglądając się na nią i z dziwnym zaskoczeniem stwierdził, że widzi w jej oczach rozczarowanie i nie ma pojęcia dlaczego. – Myślałem, że jesteś rozsądna i zdajesz sobie sprawę, jak wyglądają klanowe zasady i małżeństwa – powiedział nieco prześmiewczo. Jeżeli liczył, że odpowie mu złośliwością, to się przeliczył. Co prawda, to dziwne coś, które dostrzegł w jej oczach zniknęło, lecz zastąpiło to milczenie i kamienna fasada.

- Poczułaś się urażona? – spytał, marszcząc nieco brwi, wyciągając w jej kierunku dłoń, lecz również i tym razem ją zignorowała.

- A powinnam? – zapytała spokojnie, przesuwając dłonią po starym drewnie poręczy, przyglądając się płynącemu strumieniowi. – Zadanie to zadanie, trzeba je wykonać bez względu na własne przekonania. – Delikatny uśmiech wygiął jej usta, co tak nie pasowało mu do wcześniejszych chwil, że nie powiedział nic, patrząc na nią nieruchomo.

Kobieta westchnęła, przymykając na chwilę oczy.

- Możemy wracać? – spytała, prostując się i zgrabnym ruchem otwierając wachlarz.

- Oczywiście.


Z ciężkim westchnieniem oparł się o bramę dzielnicy klanu, pocierając dłonią zesztywniałą lewą rękę. Nie przypuszczał, że uda mu się być na czas. Wrócił z misji akurat o czasie, by zdążyć się umyć i wyjść po gości. Zerknął w bok, dostrzegając zbliżające się sylwetki.

Tak było za każdym razem. Ich obowiązkiem było zachowanie tradycji i spotykanie się w niedużych odstępach czasu. I tak już kilkakrotnie Tenten została odprowadzona do bram jego klanu przez milczących strażników, którzy przekazywali ją pod ochronę jego rodu na czas spotkania. Czuł podświadomie, że takie traktowanie denerwuje Tenten, gdyż to jawnie podkreślało, że sama nie dałaby rady się ochronić i zawsze potrzebny jej ktoś, kto będzie sprawował nad nią piecze. Najpierw jej klan, a potem jego. A poradziłaby sobie sama, był o tym przekonany. Lecz nie komentowała tego w żaden sposób, zbywając to po prostu milczeniem. Teraz jednak towarzyszyli jej członkowie rady, zaproszeni przez jego wuja na spotkanie.

Ciemnowiśniowe kimono z wyszytym posrebrzanym smokiem, gładko otulało jej sylwetkę, ponownie burząc wizerunek wojowniczki, a czyniąc z niej kobietę. Nie łatwo było mu pogodzić te dwa obrazy. Na co dzień, gdy miał okazję ją spotkać, była chłodnym, kalkulującym ninja, wykonującym swoje zadania z precyzją i zdrowym rozsądkiem. Chroniąc innych. A w takich chwilach jak te, gdy spotykali się oficjalnie, sprawiała wrażenie osoby, która sama potrzebuje być ochraniana. Oczywiście, już od pierwszych chwil jasno pokazała, iż absolutnie tak nie jest, a to, co widać, jest tylko złudzeniem.

Jednak jakiekolwiek miała ona zdanie na temat swoich zdolności i braku potrzeby ochrony, Neji poczuwał to za swój obowiązek być wtajemniczony w misje, jakich podejmuje się jego narzeczona, a ona… nie musiała o tym wiedzieć. Miał przeczucie, że z dziwnych powodów mogłoby się jej to nie spodobać, a uważał za stratę czasu tłumaczenie rzeczy oczywistych.

Skłonił się oficjalnie przed gośćmi, po czym wyciągnął ramię w kierunku kobiety, która bez słowa je ujęła. W czasie tych kilku razy, gdy się widzieli, nie mógł nie dostrzec, że idealnie weszła w swoją rolę, zachowując wszelkie pozory tak udanie, że zwykle ciężko mu było odgadnąć, co naprawdę uważa, co z tego, co mówi i robi jest prawdą.

Przyglądał się w zamyśleniu, jak nalewa wszystkim herbatę, jak dłonie nawykłe do miecza i zabijania delikatnie ujmują czarkę. Sama taka świadomość była nieprawdopodobna - że te drobne palce zabijają nie gorzej niż jego, że cienkie nadgarstki mogą posiadać taką siłę, iż byłą jedną z najsilniejszych w swoim rodzie. A przecież koło niego siedziała milcząca kobieta, idealnie znająca wszelkie wymogi etykiety, wszystkie wdechy i przydechy, i kobiece rytuały poruszania się.

Neji stwierdził, że mogłaby być bardzo, ale to bardzo niebezpiecznym wrogiem. Cholernie.

Puściła jego ramię i usiadła na ławeczce, rozglądając się wokoło w ciszy. Przysiadł obok niej, bezwiednie masując sztywną dłoń, przymykając na moment powieki.

- Coś ci się stało? – Drgnął niespokojnie słysząc ciche pytanie. Przez chwilę patrzył w jej oczy, które, teraz to odkrył, miały kolor nie tyle czekolady, co ciemnobursztynowej herbaty. A może mu się wydawało i była to tylko gra świateł, albo wyobraźnia?

Stwierdził, że jest wsparty o oparcie ławki, chociaż nie pamiętał, by to robił.

- Nie, skąd – mruknął, krzywiąc się wewnętrznie. Powinien był z nią rozmawiać, a nie odpływać w pełne zmęczenia rozmyślania. Ale tak dawno nie spał… Kilkadziesiąt godzin. Czuł jak otępienie brzęczeniem rozbrzmiewa w jego umyśle.

Drgnął po raz kolejny, czując dotyk. Spojrzała na niego czujnie, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie z trudem pohamował się, żeby nie zacisnąć palców na jej gardle w instynktownym odruchu. Powinna być ostrożniejsza. Zmęczony Neji to ninja zdany na swoje odruchy, a te nie rozpoznają twarzy, tylko działają. Najwyraźniej pewna, że jest już spokojny, podciągnęła rękaw jego kimona.

- Myślałeś, że nie widzę, jak przykurczasz rękę? – rzuciła, nie patrząc nawet na niego, tylko spokojnie rozwiązała węzeł bandaża, opasującego przedramię.

- To nic takiego – stwierdził chłodno, próbując zabrać rękę, jednak jej dłonie były zbyt stanowcze, żeby zmęczony Neji miał tyle samozaparcia, by dochodzić swoich racji.

- To powinno być lepiej opatrzone.

- Nie miałem czasu – powiedział wolno, czując, że irytuje go fakt, że wmanewrował się sam w tłumaczenia. Trzeba było się nie odzywać, Hyuuga.

Otarła wzbierającą się na cięciu krew, po czym jej dłoń zajaśniała chakrą. Z ciekawością przyglądał się, jak szmaragdowa chakra niczym dym kłębi się wokół dłoni Tenten, a złotawe błyski to pojawiają się, to znikają, jak iskry. Nigdy wcześniej tego nie widział, nigdy tak blisko nie obcował z chakra kogoś ze Smoków. Przysunęła dłoń do jego ręki, a uzdrawiająca chakra przylgnęła do zranienia.

Tysiące razy korzystał z usług medic-ninja, setki razy obca chakra wnikała przez komórki jego ciała, iż można powiedzieć, że był do tego przyzwyczajony, znał każde uczucie towarzyszące wdzieraniu się obcej energii, uczucie ulgi. Uzdrawiająca chakra przynosiła ją natychmiast, jakby ktoś przyłożył ziołowo-mentolowy kompres. Ulga.

Jej chakra była inna. Zdecydowanie silniejsza. Było to dziwne uczucie na granicy przyjemności i bólu, tak trudne do rozróżnienia, że nie sposób było je rozgraniczyć. Nie wnikała wolno i jakby leniwie, spokojnie zasklepiając rany, a wdzierała się, niosąc ukojenie na granicach euforii, a zarazem siła, ta… agresja sprawiała ból. Nie wiedział, czy mu się zdawało, czy rzeczywiście tak było, że mięśnia kurczyły się i napinały bezwiednie wraz z pulsującym rytmem jej energii.

Chakra zgasła. Przyjemne odprężenie popłynęło wzdłuż całego ramienia. Zacisnął parę razy pięść. To było… Nie został nawet ślad. Żadna pieprzona blizna, nic.

Spojrzał nią Tenten, lecz ta w milczeniu i ze spokojem na twarzy zwijała zużyty bandaż, po czym bez słowa mu o podała.

- Następnym razem, gdy będziesz po misji, przyślij informację. Wolałabym, żebyś nie zasypiał z otwartymi oczami, to trochę przerażające.

- Przepraszam. – Skłonił głową, czując, iż ma ochotę wewnętrznie zawarczeć. I za cholerę nie wiedział dlaczego. Może dlatego że znowu został zmuszony do tłumaczenia się? – Powinienem był…

- Wolałabym – przerwała mu – żebyś się wysypiał, niż przepraszał.

Neji zmarszczył groźnie brwi, wbijając nieprzychylne spojrzenie w profil kobiety.

Była niegrzeczna. I zdecydowanie mu się to nie podobało, nie potrzebuje żadnych dobrych rad. Gładko pominął wyniosłym milczeniem fakt, że zasypianie w czyjejś obecności jest równie, jeżeli nie bardziej niegrzeczne.

Zapewne powiedziałby coś niemiłego, bo tylko takie rzeczy akurat pchały się na język, lecz ku jego szczęściu, gdyż z pewnością znowu musiałby przepraszać, spomiędzy krzewów wyszła radczyni Smoka.

- Jesteście proszeni na obiad.

Neji z grobowym milczeniem wstał i wyciągnął w kierunku Tenten dłoń, którą ta przyjęła i podążył wraz z nim w kierunku domu. Mijając starszą kobietę, wyłapał jej dziwne spojrzenie. Obserwowała go w zastanowieniu i pełnym skupieniu, lecz po chwili jej twarz stała się nieprzenikniona jak zwykle.

Podobne spojrzenie wychwycił u starca. Gdy pojawili się w pokoju, badawcze, pełne uwagi spojrzenie starca spoczęło na Nejim i zdawało się palić, było tak niewygodne, że nawet nie próbował się z nim konfrontować.

Skłonił się oficjalnie Radzie Smoka, ciesząc się w duchu, iż już idą, bo miał dość tych niezrozumiałych dla niego spojrzeń. Bo było potwornie irytujące i zaczynało naruszać jego cienkie i niestałe granice przestrzeni osobistej.

Odwrócił się do Tenten, a ta spokojnie, wręcz beznamiętnie patrzyła prosto w jego oczy.

- Zapraszam do mnie w dogodnym dniu. – Skłoniła głowę.

Och… Raczej… Nie spodziewał się tego. Nie żeby na początku nie myślał o tym i nie oczekiwał zaproszenia, lecz uznał, że tak jest jej po prostu łatwiej, więc przestał zaprzątać sobie tym głowę. Jeżeli wolała spędzać czas tutaj, nic nie stało na przeszkodzie. Lecz skoro sama zaprosiła go w końcu do swojego domu…

- Oczywiście. – Również skłonił głowę.


Zachęcam do wyrażania swojej opinii, ażebym wiedziała, co się podoba, a co nie i żeby bardziej mi się chciało, niż nie chciało.