Robert był złodziejem.

Allison McCarter obserwowała swojego młodszego brata zza lady recepcji siłowni, uważnie studiując każdy jego ruch. Od piętnastu minut siedział ze spuszczonym wzrokiem na jednym z krzeseł, bawiąc się swoją komórką. Jego zachowanie było nienaturalne, co niemal natychmiast zwróciło uwagę młodej dziewczyny.

Przyjeżdżając do Oklahoma City obydwoje wiedzieli, że nie będzie im łatwo. Ich ojciec, jedyny żyjący z dwojga rodziców, pracował sam w niewielkim sklepiku na obrzeżach Ohio. Nie zarabiał dużo, dlatego ich rodzinie nie powodziło się zbyt dobrze. Aby odciążyć ojca, Allison postanowiła, że wyjedzie z miasteczka i spróbuje żyć na własny rachunek. Kiedy jej brat zapragnął jechać z nią, zgodziła się bez wahania. W dwójkę zawsze raźniej; poza tym piętnastoletni chłopiec nie może sprawiać przecież wiele kłopotów...

Jednak dziewczyna się myliła. Kłopoty rozpoczęły się kilka tygodni po przyjeździe do Oklahomy. Robert, który jeszcze nie zaczął chodzić do szkoły z powodu przerwy wakacyjnej, wpadł w bardzo złe towarzystwo. Późno wracał do domu, a wszelkie pytania starszej siostry zbywał cichym burknięciem pod nosem. Kilka razy zdarzyło się, że Allison znalazła w jego pokoju rzeczy, które do niego nie należały. Wszystko to doprowadziło ją do wyciągnięcia pewnego wniosku...

Miała dwa wyjścia. Mogła odesłać Roberta do domu, do ich ojca. Duże miasto miało zły wpływ na chłopca, dlatego najlepsze, co mogłaby dla niego zrobić, to przywrócić go do jego wcześniejszego środowiska – dawnych kolegów, rozrywek, pracy, szkoły. Niestety, tym samym obciążyłaby domowy budżet ojca.

Mogła też spróbować sama poradzić sobie z wybrykami chłopca, nie informując o nich rodzica. Mogła spróbować odciąć go od złych kolegów, znaleźć mu jakieś sensowne zajęcie i sprawić, by nie zszedł na złą drogę. Nie wiedziała jednak, którą drogę wybrać. Czuła, że musi poważnie porozmawiać ze swoim bratem.

- Wszystko w porządku, Rob? - zapytała cicho, nie spuszczając wzroku z chłopca.

- Uhm... - odburknął jej brat, nie podnosząc głowy znad telefonu.

- Jesteś pewny? - drążyła temat Allison.

- Uhm... - Robert mruknął cicho, wciąż nie nawiązując kontaktu wzrokowego z siostrą.

- Może chciałbyś poro...

Jej słowa zostały przerwane, gdy drzwi do budynku otworzyły się gwałtownie. Allison podskoczyła na swoim miejscu, natychmiast zapominając o rozmowie z bratem.

Dwóch młodych mężczyzn weszło do pomieszczenia, rozglądając się po nim pobieżnie. Jeden z nich, wysoki brunet, nie przerywając rozmowy, którą prowadził przez telefon, zerknął na siedzącego na krześle Roberta i bez wahania spoczął tuż obok niego. Drugi, nieco niższy blondyn, zauważywszy stojącą za kontuarem Allison, podszedł do niej, uśmiechając się przyjaźnie.

- Dzień dobry. Mamy rezerwację na nazwisko Danielson i Brooks.

Allison zerknęła szybko na rozmawiającego przez telefon mężczyznę, po czym odwzajemniła uśmiech blondynowi stojącemu naprzeciw niej. Oczywiście, że mieli rezerwację. Byli jedynymi klientami, jakich się dzisiaj spodziewała. Mała siłownia na przedmieściach Oklahomy nie była znana w okolicy, dlatego też każdy człowiek, który przekroczył jej próg, był witany niemal jak bóg.

- Oczywiście – odpowiedziała dziewczyna, kiwając szybko głową. - Sala jest wolna. Zaprowadzę Was.

Oglądając się na swojego przyjaciela, blondyn westchnął cicho. Widok wciąż wiszącego za linii bruneta powoli doprowadzał go do szaleństwa. Ile można rozmawiać przez telefon?

- Phil, mógłbyś wreszcie...? - szepnął, usiłując ściągnąć na siebie uwagę mężczyzny.

- Idź sam, Bryan – odparł Phil, odsuwając od siebie słuchawkę. - Znajdę Cię za chwilę – dodał, wstając ze swojego miejsca i wyszedł w pośpiechu na zewnątrz, pozostawiając na jednym z siedzeń swoją torbę.

Allison spojrzała z wyczekiwaniem na stojącego tuż obok niej klienta. Mrucząc coś pod nosem pokręcił sceptycznie głową, po czym roześmiał się cicho.

- Chodźmy – rzekł w końcu, zwracając się do Allison. - Znajdzie nas.

Siłownia Silver Times w Oklahoma nie była siłownią pierwszej klasy. Klienci rzadko do niej zaglądali, jednak praca w niej przynosiła Allison upragnione korzyści. Mogła bez problemu zapewnić byt sobie oraz swojemu bratu, a także otworzyć drogę do wykształcenia, które planowała zdobyć dziewczyna.

- Jest pan pewien, że z pańskim kolegą wszystko w porządku?

Oglądając się za siebie, Bryan wzruszył lekko ramionami.

- Nic mu nie będzie. Jest taki, odkąd pamiętam – odparł, uśmiechając się szeroko. - Jezu, on nie potrafi przestać gadać... - dodał, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Allison roześmiała się wesoło, słysząc jego słowa. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, wydawał się być miłym i sympatycznym mężczyzną.

- Co jest, do diabła?

Krzyk wydobywający się z recepcji postawił na nogi ich obydwoje. Wystarczyły trzy sekundy, aby znów znaleźli się w pomieszczeniu, w którym Allison pozostawiła swojego brata oraz drugiego klienta.

- Phil? - niższy z mężczyzn spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który stał tuż przy ladzie recepcji, wściekłym wzrokiem mierząc stojącego naprzeciw niego chłopca. Robert zerknął przestraszony na swoją siostrę, cofając się nieznacznie. - Co tu się dzieje?

- Ten gówniarz chciał mnie okraść! - Phillip Brooks warknął, nie przestając atakować spojrzeniem młodego chłopaka. - Grzebał w mojej torbie, gdy wróciłem do środka!

- Rob? - Allison szepnęła cicho, stając pomiędzy nim a Phillipem. - Zrobiłeś to?

Nastolatek spuścił głowę, wbijając wzrok w podłogę. Dziewczyna westchnęła, przecierając dłonią twarz.

- Jest mi strasznie przykro – zaczęła, odwracając głowę w kierunku Brooksa, próbując załagodzić sytuację. - Bardzo przepraszam, to nie miało prawa się wydarzyć...

- Oczywiście, że nie miało! - Phil przerwał jej, wskazując na Roberta. - Powinienem zadzwonić po gliny!

- Nie zrobił przecież nic wielkiego...

- Zamknij się, Danielson!

- Co tu się dzieje?

Krzyki w recepcji umilkły, gdy do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna. Patrząc uważnie na twarze zebranych osób, swój wzrok skierował w stronę Allison. Dziewczyna zerknęła na swojego brata, nie wiedząc, co ma powiedzieć.

- Przyłapałem go na próbie kradzieży – Phil odezwał się nieco spokojniejszym tonem, wskazując na Roberta.

- Allison, ile razy prosiłem Cię, żeby Twój brat przestał tutaj przychodzić? Rozmawialiśmy o tym setki razy! - mężczyzna westchnął ciężko, ponownie zwracając się do dziewczyny. - Bardzo mi przykro – dodał, odwracając się w stronę Philla. - Ma pan moje słowo, że ta sytuacja się już nie powtórzy.

- Ma pan szczęście, że nie zadzwoniłem po policję – Phil odparł cicho, podnosząc swoją torbę i zarzucając ją na ramię.

- Jestem wdzięczny – mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, próbując załagodzić sytuację. - Teraz, jeśli panowie pozwolą, czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

- Mieliśmy rezerwację na dziś – stojący z boku Bryan poruszył się niepewnie, zabierając w końcu głos. Chciał dokończyć trening, który powinien był zacząć wraz z Philem już kilkanaście minut wcześniej. Dla niego cała ta sytuacja była niepotrzebnym marnowaniem czasu.

- Oczywiście. Zapraszam do szatni – mężczyzna wskazał im drogę, nie przestając się uśmiechać. Odchodząc, spojrzał jeszcze w stronę Allison i Roberta. - A Ty już skończyłaś pracę. Zabieraj swoje rzeczy; nie chcę Cię tu więcej widzieć...