Bohaterowie Narodu

Świat: Marvel / X-Men

Czas akcji: Przed Fall of Mutants

Główni bohaterowie: Freedom Force

Prolog

Przed znaną, drogą restauracją w Nowym Yorku zgromadziła się duża grupa ludzi w skład której wchodzili przedstawiciele policji, dziennikarzy oraz zwykłych gapiów. Wejście do budynku zostało zastawione kilkoma samochodami policyjnymi, w tym także wozem pancernym jednostki antyterrorystycznej. Wszystkie odgłosy miasta zagłuszone były przez głośne rozmowy, wycie syren nadjeżdżających karetek pogotowia i kolejnych radiowozów oraz warkot śmigłowca unoszącego się nad miastem. Obecni na miejscu pracownicy stacji telewizyjnych i radiowych głosili światu jeden komunikat: miasto zostało po raz kolejny zaatakowane przez mutantów terrorystów. Bez wyjaśniania przyczyny, czy też jakichkolwiek informacji odnośnie żądań jakie przestępcy przedstawili władzom, przekazywane było tylko jedno hasło: po raz kolejny życie dowiodło, że mutanci byli niebezpieczeństwem dla zwykłych obywateli i najwyższy czas aby ktoś zdecydował jak raz na zawsze ten problem miał być rozwiązany. Tym razem nieznany mężczyzna wtargnął do jednej z najdroższych restauracji i używając jedynie siły swego umysłu zniewolił i uwięził wszystkich gości i pracowników. Chciał aby wysłuchano jego żądania odnośnie zaprzestania prac nad aktem o rejestracji mutantów i ujawniono opinii publicznej informację o projekcie Widewake. Jeden z szefów akcji przeciwko terrorystom przyjechał na miejsce swoim hammerem. Był mężczyzną w średnim wiekum, łysiejącym, miał na sobie szary garnitur Podszedł do obecnego na miejscu funkcjonariusza ubranego w czarny kostium jednostki specjalnej.

- I jak wyniki naszego planu Alfa, panie Scott? – zapytał zapalając papierosa.

- Totalna porażka, spieprzyliśmy tą akcję bez wcześniejszego rozpoznania przeciwnika!

- Mutant, czy nie... przecież jesteście wyszkoleni by walczyć nawet z Hulkiem, do cholery! -zdenerwował się mężczyzna.

- Problem w tym, że Hulk nie jest telepatą a ten psychol w środku jest i do tego cholernie dobrym, nasi chłopcy bez żadnej ochrony nie mieli żadnych szans.

- To znaczy, że oni...

- Nie, nie... aż takiego szczęścia nie mieliśmy. Po prostu skurwysyn zniewolił ich umysły. Teraz są jego ochroną. Każdy z moich 22 chłopców chroni go, rozumie pan? - tłumaczył się policjant.

- Rzeczywiście spieprzyliście to cholernie... co nam pozostało?

- Niezbyt wiele, możemy spróbować negocjacji, ale on gada tylko o tym, że chce pokazać światu swoje racje i zwrócić uwagę publiczną na akt o rejestracji mutantów. Nie mamy z nim kontaktu.

- A zakładnicy, bezpieczni? - zapytał mężczyzna z niepokojem.

- Tak samo jak nasi chłopcy, zombie kontrolowani przez skurwysyna...

- Zostaje nam tylko opcja Omega...

- Dokładnie. Już tutaj lecą.

- Cholera jasna! Musimy polegać na pieprzonych mutantach. Znowu... - rozmówca nie krył swojej niechęci do homo superior.

- Jak dla mnie to lepiej. Niech załatwiają to między sobą.

- Ma pan rację. Niech się skurwysyny pozabijają.

Ludzie stojący przed budynkiem rozeszli się w pośpiechu widząc nadlatujący rządowy śmigłowiec. Po chwili maszyna wylądowała na środku ulicy wzbijając dookoła siebie tumany kurzu. Wybiegła z niego kobieta o blond włosach ubrana w niebieski kostium. Podbiegła do stojących nieopodal szefa policji i dowódcy jednostki antyterrorystycznej. Pokazała im jakieś dokumenty.

- Nazywam się Val Cooper. Możecie zabrać stąd swoich ludzi. Freedom Force przejmuje tą operację.

- Z ogromną chęcią. Oddaję wam tego zasranego mutanta. - oznajmił mężczyzna w garniturze.

- Mystique. Możecie zaczynać – powiedziała Val do mikrofonu przypiętego do ubrania.

Restauracja wewnątrz była bardzo elegancka. Stoły ułożone względem siebie w równych odstępach przykryte były drogimi, białymi obrusami. Na niektórych z nich leżały niedokończone posiłki i otwarte butelki z najdroższymi, markowymi alkoholami. Gdzieniegdzie ustawione były repliki słynnych greckich rzeźb a z sufitu zwisały pozłacane kandelabry. Goście restauracji oraz obsługa siedzieli razem pod jedną ze ścian, patrząc przed siebie martwym wzrokiem. Po restauracji spacerowali kontrolowani telepatycznie policjanci z jednostki antyterrorystycznej, pilnując aby żaden z zakładników nie wyrwał się z transu. Mężczyzna winny wszystkiemu co działo się dookoła, siedział beztrosko przy jednym ze stolików popijając szampana. Miał siwe włosy a ubrany był w biały garnitur i czarny krawat. Patrzył na swoje żywe kukły uśmiechając się złowieszczo. Alkohol w jego kieliszku dziwnie zadrżał. Po chwili mutant zorientował się, że wszystkie szklane naczynia wibrują, podobnie jak szyby. Usłyszał, że z kuchni na zapleczu lokalu dochodzą dziwne, niepokojące dźwięki. Popatrzył na trzech najbliżej stojących policjantów. Ich oczy, wystające spod kominiarek, zaświeciły na ułamek sekundy białym światłem i wszyscy podążyli do wejścia na zaplecze. Ostrożnie przekroczyli drzwi zanurzając się w panującą w pomieszczeniu ciemność. Ściany coraz intensywniej drżały a z półek pospadały różne przedmioty. W pewnej chwili podłoga rozwarła się wyrzucając z siebie kawałki połamanego betonu, stali i kilogramy brudnej ziemi. Z otworu wyszedł mężczyzna ubrany w niebieski kostium, z twarzą zasłoniętą hełmem. Avalanche uniósł ręce a fałdy ziemi i betonu rozstępowały się przed nim niczym fale morskie. Kontrolowani policjanci wycelowali w niego swoje karabiny i zaczęli strzelać. Mutant zasłonił się przed kulami tworząc ścianę z kamieni i gleby. Kiedy zasłona opadła, okazało się że przez dziurę w podłodze przedostał się towarzysz Avalanche'a – wielki, spocony grubas w czarnym stroju przypominającym body – Blob. Uśmiechnął się i jednym uderzeniem swej tłustej ręki wytrącił policjantom broń z rąk. Kiedy ludzie byli już bezbronni, Blob znokautował ich jednego po drugim. Siwy mutant wyczuł, że jego marionetki straciły przytomność. Zdenerwował się. Chwila jego nieuwagi została wykorzystana przez kolejnych członków Freedom Force. Po restauracji przebiegł ktoś niezwykle szybki, dla zgromadzonych wydawał się jedynie smugą światła. Wszyscy pozostali antyterroryści zostali przez niego całkowicie rozbrojeni. Oparty o ścianę Super Sabre – starszy, szczupły mężczyzna w niebieskim kostiumie z czapką pilota na głowie uśmiechał się. Do lokalu wkroczył kolejny mutant, Pyro w czerwono-zółtym kostiumie i z miotaczem płomieni w ręku. Wytworzył z ognia wielką kreaturę i posłał ją w kierunku siwego terrorysty. Kontrolowani przez niego telepatycznie zakładnicy patrzyli na szalejące płomienie ze strachem w oczach. Mężczyzna tylko się uśmiechnął. Jedną myślą przejął kontrolę nad Pyro, Super Sabrem a także Blobem i Avalanche'm którzy w tej samej chwili zjawili się w restauracji. Zadowolony ze swego zwycięstwa postanowił wysłać mutantów przed budynek, aby urządzili rzeź zgromadzonych tam osób. W tym samym czasie w błysku światła ukazała się siwa kobieta o sześciu rękach. Patrząc wyzywająco na przestępcę rozpoczęła taniec, dziwny, budzący jednocześnie grozę i podziw układ taneczny, przez który kobieta wyrażała swoje nadnaturalne zdolności z pogranicza magii. Spiral była zagadką nawet dla innych członków Freedom Force, nikt nie wiedział jaki jest limit jej możliwości, ani w jaki sposób i gdzie je zdobyła. Nikt do końca nie był pewien także, czy stan zdrowia psychicznego kobiety był na tyle stabilny aby jej zaufać a większość znających ją osób uważała, że nie był. Magia Spiral sprawiła, że mężczyzna stracił kontrolę nad mutantami, policjantami oraz ludźmi którzy wciąż sparaliżowani strachem siedzieli na drugim końcu pomieszczenia. Jakaś gruba kobieta piskliwie krzyknęła coś do swojego męża. Sześcioręka zauważyła ją, coś się jej nie spodobało w jej zachowaniu. Wyciągnęła z pochwy na plecach miecz i podążyła w jej kierunku. Avalanche wraz z Pyro zagrodzili jej drogę.

- Nie podoba mi się jej wzrok! Z drogi! – krzyknęła Spiral.

- Mamy być tymi dobrymi! Zapomniałaś? – odparł Pyro.

- Zobowiązałam się, że będę pomagać wam tylko do momentu kiedy przestanie mi się to podobać. Może już nadszedł ten moment? - oznajmiła kobieta.

- Wy tu sobie gadacie, a nasz cel ucieka! – oznajmił Blob wskazując na uciekającego siwego terrorystę. Mężczyzna dobiegł do tylnego wejścia. Był pewien, że gdy znajdzie się poza budynkiem znów będzie mógł przejąć kontrolę nad osobami z tłumu. Szybkim ruchem otworzył tylne wyjście z gmachu a następnie wbiegł do pogrążonej w cieniu alejki. Na jej drugim końcu czekały na niego dwie kobiety - Mystique o niebieskiej skórze i żółtych oczach oraz Destiny ubrana w niebieską tunikę i złotą maskę na twarzy.

- Raven, zbliża się – oznajmiła zamaskowana do swej towarzyszki.

- Julia! Przygotuj się! – krzyknęła Mystique.

Przed uciekającym przestępcą pojawiła się lśniąca na żółto pajęczyna rozpostarta pomiędzy dwoma przeciwległymi budynkami otaczającymi alejkę. Mężczyzna wpadł w nią i nie mógł się z niej uwolnić. Z ciemności wyłoniła się jasnowłosa dziewczyna w czarno-białym stroju z wzorem w kształcie pająka na piersi.

- Złapał się w pajęczynę! – oznajmiła. Mystique wolnym krokiem podeszła do ofiary. Destiny pozostała w cieniu.

- Dobra robota Julia. A jeśli chodzi o ciebie... Jestem agentem rządowym i moja grupa zajmuje się chwytaniem niebezpiecznych dla tego kraju mutantów, takich jak ty. Jesteś aresztowany, wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie...

- Zdrajcy własnej rasy! – wrzasnął mężczyzna patrząc na kobiety z nienawiścią w oczach. Raven uderzyła go pięścią w twarz.

- Nic nie rozumiesz... jesteś zdrajcą! Nie ważne ilu własnych braci zdradzisz dla tego rządu i tak na końcu wylądujesz w Nevadzie, w obozie... ty i twoi pieprzeni pomocnicy! - krzyczał siwy mutant.

- W Nevadzie? O jakim obozie mówisz?

- Mystique! Odsuń się stamtąd! Natychmiast! – odezwała się Destiny.

- O co chodzi Irene? - spytała zdziwiona kobieta.

Julia Carpenter odsunęła koleżankę pod ścianę a w tym samym momencie w powietrzu rozległ się odgłos wystrzału z broni palnej. Po chwili na koszuli mężczyzny pojawiła się krwawa plama a on sam stracił przytomność. Mystique pobiegła w kierunku wyjścia z alejki. Wyjęła pistolet i zaczęła się rozglądać. Niestety nie zauważyła nikogo podejrzanego, najwyraźniej zniknął w zgromadzonym na ulicy tłumie. Przez panujący hałas nie była w stanie także usłyszeć jego kroków. Zła na siebie wróciła do grupy. Spider Woman klęczała przy ciężko rannym mężczyźnie. Raven spojrzała na nią pytająco.

- Żyje, ale jest bardzo słaby. Zawiadomiłam pogotowie, zaraz tu będą.

- Irene... – zwróciła się do zamaskowanej kobiety.

- Czy widziałaś jego twarz? Wizja pokazała Ci kto strzelał?

- Niestety, tylko sam fakt zastrzelenia tego człowieka i fakt, że mogłaś być zagrożona Raven. Kiedy próbowałam zobaczyć twarz sprawcy, widziałam tylko mgłę spowijającą postać...

- Nie szkodzi Irene, dzięki za uratowanie mi życia.

Misja grupy zakończyła się porażką pozostawiając po sobie więcej pytań niż odpowiedzi.

3