Księżniczka.
Promyczek.
Rudowłosa nadzieja.
Orihime była dla wszystkich drobnym promyczkiem którego za wszelką cenę trzeba było ochraniać, mogła się skaleczyć, potłuc a wtedy pewnie by płakała.
Orihime była słaba,Orihime potrzebowała okrycia.
Inoue przymknęła swe powieki nie mogąc uwierzyć w taki bieg wydarzeń, jakby chciała odgonić wszystkie złe myśli które skłębiły się głęboko w jej umyśle, każąc im podświadomie odejść, by nie dręczyły drobnego ciała którym teraz wstrząsały dreszcze, przygryzła wargę bezmyślnie, może ten ból je odgoni? Każdy przecież czuł ból na swój sposób, żal po utracie bliskich, wściekłość po porażce oraz setek innych negatywnych odczuć, a to wszystko działo się w okolicy klatki piersiowej Księżniczki. Potwory jakby ją goniły co raz częściej odkąd tu przebywała, wkradały się pod miękką kołdrę drażniąc uda Promyczka chcąc mu odebrać wszelakie ciepło które tyle lat w sobie zbierała by ogrzać serca swoich przyjaciół gdy byli w potrzebie,mieć siłę się do nich uśmiechnąć, pokazać im że tak naprawdę jest silna, że nie płacze gdy nikt nie patrzy. Kłamstwo, lecz tuszowała je idealnie. Krok po kroku, złośliwości muskały blednące ciało dziewczęcia, przycisnęła dłonie do swych piersi w geście modlitwy, dawno się nie modliła,lecz teraz odczuła potrzebę wypowiedzenia każdego słowa które cisnęło jej się na usta, musiała pochylić głowę w dół wbijając wzrok w piasek.
-Kobieto.
Cichy głos który poprawił niebieskie spinki z prawej strony jej twarzy owiał oddechem czoło Orihime, oddech cieplejszy od promieni Słońca, zimniejszy od skóry człowieka. Nagle złośliwości rozwiały się tonąc w nocnej przestrzeni Hueco Mundo, a to wszystko dzięki tym przepięknym skrzydłom,były dla niej niczym pancerz przez który nic się nie przebije a ogon jak miecz, przecinał ciemność serca młodej Inoue. Lubiła te przenikające spojrzenie,czuła że gdy nakierowywała swój wzrok na tą bezkresną czerń,mogła odgonić Pustkę z wnętrza wszystkich,z wnętrza Czwartego Arrnacara.
-Kobieto,patrz na mnie.
Spojrzała,stali tak na piasku, gołymi stopami pozwalając by tylko księżyc bezczelnie przypatrywał się ich intymności,dotykał odkrytych ramion rudowłosej,przesuwał się po wyrytych łzach na twarzy mężczyzny. I tak stali,zapadając się po kostki w sypkim gruncie,zapadając sie,znikając.
-One tu są.
Wymamrotała cichutko,kładąc dłoń tam gdzie teraz znajdowała się ręka Arrancara.
-Już sobie idą.
Delikatny ruch skrzydeł, jakby podmuch który spowodowały miał sprawić że Oni rozpadną się w pył, tak właśnie działała magia w którą uparcie wierzyła rudowłosa,dobro pokonuje zło. Ale przecież ta rasa jest zła... zabija, porywa,rani. Ciepło lodowatych skrzydeł otula blednące,chude ramiona.
-Nie bój się, moja Kobieto.
Ulquiorra nie był zły, po prostu nie był nauczony jak pokazywać to co myśli. Skrzydła uchroniły ich twarze przed gryzącym piaskiem, najcudowniejszy płaszcz na świecie.
Płaszcz który był wstanie ukryć najczulsze uczucia. Ukochany płaszcz Inoue.
