Kiedy miałem szesnaście lat, przeprowadziłem się wraz z moją rodziną z Litwy do Polski. Nie wydawało mi się to zbyt dobrym pomysłem, ale moje narzekanie nic nie mogło pomóc - mama tylko wzruszała ramionami, a tata zaczynał bardzo długi wykład o tym, że powinienem się cieszyć, że będzie miał o wiele lepiej płatną pracę. To mnie akurat najmniej obchodziło, ale nie pyskowałem, bo i tak nie mogłem już w jakikolwiek sposób wpłynąć na ich decyzję. Zresztą język polski znałem dość dobrze, więc nie powinienem mieć problemu z komunikacją. Najgorsze było jednak to, że nikogo tam nie znałem, a był już koniec października, więc pewnie klasy już się jako tako ze sobą zgrały. Z doświadczenia wiedziałem, że trudniej się będzie do niej jakoś wpasować, ale nie byłem z natury pesymistą, więc byłem pewien, że jakoś sobie poradzę.
Heh, myślałem, że początek w nowym kraju będzie trudny. Myliłem się.
Był tragiczny.
Na początku był chaos, czyli, prościej mówiąc, ogólny rozgardiasz wynikający z przeprowadzaniem się do nowego miejsca. Ekipa przeprowadzkowa pod czujnym okiem mamy przenosiła meble i inne rzeczy do nowego domku z ogrodem. Dom był większy niż ten poprzedni, całkiem fajnie umieszczony - na obrzeżach Warszawy było całkiem ładnie. Dom był tak zwanym "bliźniakiem", z małym ogrodem na przodzie i dużo większym z tyłu. Moja mama już nie mogła się doczekać, aż zacznie w nim uprawiać jakieś rośliny; jedyną rzeczą, która wymagała przeróbki, było ogrodzenie ogrodu. Była to tylko stalowa siatka, przez co doskonale widoczna była część ogrodu należąca do sąsiadów; zdołałem zobaczyć podziurawioną piłkę do gry w nogę i jakieś smętne, połamane drzewko. Oprócz tego ogród był pusty, co trochę mnie zdziwiło - taki duży teren, a nic nie ma posadzonego? Naprawdę nasi sąsiedzi nie dbają o to, jak wygląda ich ogród?
Nudziłem się przeokropnie, więc ruszyłem w głąb ogrodu z zamiarem zbadania jego długości, by choć na chwilę oderwać myśli od nowej szkoły. Szybko dotarłem do jego końca, ale w ogrodzeniu była furtka pozwalająca na wyjście na pola. O tej porze roku wszystko było już skoszone, ale w lecie musiało to naprawdę ładnie wyglądać; aż po horyzont złote zboże, maki i chabry. Już miałem zamiar wracać do domu, gdy zauważyłem jakąś postać.
Blond włosy do ramion, zielone oczy. Koszulka z napisem "Remember where you come from" i spódnica do kolan. Bez wątpienia dziewczyna, całkiem ładna. Może sąsiadka?
- Labas! - krzyknąłem. Dziewczyna odwróciła się w moim kierunku, a ja spoliczkowałem się w myślach. Człowieku, jesteś w Polsce, nie na Litwie!
- Jaka laba? - zapytała się, podchodząc do ogrodzenia od strony pola.
- Emm… - zająknąłem się - Przepraszam… to było po litewsku.
- Uczysz się litewskiego? Po cholerę, skoro i tak nie ma tam po co jechać? - zapytała się, wywracając oczami.
- Jestem Litwinem i się tu przeprowadziłem… - powiedziałem, nie potrafiąc ukryć lekkiego poirytowania w głosie.
- A, jak tak to sorki - mruknęła. - Tutaj, tak?
- Mhm.
- O, to fajnie. Będziesz moim sąsiadem!
- No… tak. Nazywam się Toris, a ty?
- Feliks.
Coś mi się nie zgadzało.
- Feliks to nie męskie imię przypadkiem…? - zapytałem, nie chcąc jej urazić.
- No jest męskie, i totalnie dlatego ja tak się nazywam! - przewróciła oczami jeszcze raz. - Facet powinien się nazywać jak facet, prawda?
- Yyy… - nie wiedziałem co odpowiedzieć. Patrzyłem się to na jej (jego?) twarz, to na spódnicę. - Czyli jesteś facetem?
- No brawo! Totalnie szybko kojarzysz!
- To czemu masz na sobie spódnicę?!
- A czemu nie?
Na to nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Po chwili Feliks odezwał się ponownie.
- Do jakiego liceum pójdziesz? Wyglądasz, jakbyś był mniej więcej w moim wieku.
- Uh, numer cztery imienia Adama Mickiewicza…
- Totalnie super! - zachwycił się chłopak w spódnicy. - Też tam chodzę!
Jęknąłem w myślach. Bardzo chciałem się uwolnić od jego towarzystwa, więc zerknąłem wymownie na zegarek.
- Umm, przepraszam, ale myślę, że moi rodzice potrzebują pomocy przy przeprowadzce, więc… - Zawiesiłem głos. Feliks pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Dobra, nie zatrzymuję cię. Do zobaczenia!
Przeskoczył przez płot do swojego ogrodu jakby uznawał używanie furtki za zbyt nudne jak na jego wymogi i pobiegł jak wariat w stronę swojego domu. Ja stałem jeszcze przez chwilkę, po czym wolniutko poszedłem do siebie.
Super. Moim pierwszym znajomym w innym kraju był blond crossdreser z zamiłowaniem do biegania przez przeszkody. W dodatku chodzi do tej samej szkoły. Jak bardzo jeszcze mogę mieć przerąbane?
Jak się okazało, bardzo.
NOTKA: Tak, to opowiadanie było tu już wcześniej, ale z pewnych powodów postanowiłam je usunąć i dokonać pewnych zmian. I tak, Feliks ma na sobie bluzkę Cleo :D
