Znów rzuciłeś niedbale swoją czarną szatę na fotel. Znowu do mnie podszedłeś, mówiąc zwykłe: Cześć, kochanie, całując mnie niedbale w policzek. Następnie wziąłeś Proroka Codziennego. Zacząłeś czytać go, czekając, aż ja podam Ci kolację. To taka nasza szara codzienność…
Już nawet nie liczę, kiedy ostatni raz zaiskrzyło. Chcę to zapalić znów — teraz, już, w tym momencie! Nie za godzinę, nie jutro, nie wtedy kiedy będziesz mieć urlop. Nie! Zamierzam odzyskać to, co zaraz przepadnie.

Po raz kolejny narzekasz na to, jak wiele masz pracy. Po raz kolejny wzdycham, zmęczona. Mam dość twojego narzekania, wiesz?
Chciałabym wrócić do tego starego rozdziału, kiedy codziennie wychodziliśmy do ludzi. Chciałabym, abyś znowu odzyskał chociaż cząstkę dawnego siebie. Ponieważ stojąc tu, w pobliżu Ciebie nie czuję, że jesteś tym czarodziejem, za którego wyszłam. Nie jesteś już tym, którego pokochałam całą swoją duszą oraz ciałem. Nie jesteś już tym człowiekiem, co dawniej. Uleciało z Ciebie życie, a to, co ucieka Tobie, ucieka także mnie.

To znika szybko…
Tęsknię za Tobą, kochanie.
Tak mocno, że już nawet nie potrafię o niczym innym myśleć.

Wiem, że widzimy się każdego dnia. Ale co mi z tego, gdy nawet się nie obejmiemy w łóżku? Nawet nie pamiętam, kiedy mnie pocałowałeś ostatni raz. Już o innych czynnościach nie mówiąc. Teraz nie żyjemy razem — żyjemy jedynie obok. Chociaż wszyscy nam zazdroszczą tego szczęścia. Pozornego szczęścia. Jeżeli to jest szczęście, to ja nie chcę być szczęśliwa. Nie tak, nie w ten sposób.
Mam świadomość, jak moje próby mogą się skończyć, ale i tak chcę nas ratować z dna, kochanie.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Jednak zamierzam rozpalić dawny ogień, który tkwi jeszcze w naszych sercach. Ciągle wierzę, że gdzieś tam głęboko jest ten mężczyzna, za którego wyszłam z radością w oczach.

Ciągle wierzę, że można coś naprawić…