Anioły są idealne. Castiel jest idealny. Dean zawsze był wdzięczny za jego pomoc, ale Castiel nie tylko w czasie łowów był przydatny. Czasami po ciężkim polowaniu, gdy Sam znikał Bóg wie gdzie, a Dean był sam i odczuwał frustracje oraz stres, wtedy anioł był bardziej pomocny, niż zwykle.

Dean nie pamiętał, kiedy pierwszy raz powalił go na łóżko i zerżnął. Był wtedy wściekły, poirytowany, musiał się wyżyć, rozładować zalegającą w jego ciele energię. Castiel nawet przez chwilę się nie opierał.

To co miało być jednorazowym błędem, szybko stało się normą, chorym nawykiem. Gdy Dean czuł narastającą frustrację seksualną, zwykle wychodził do baru i podrywał jakąś kobietę. Ale to trwało za długo i nie zawsze się udawało. Castiel od razu przybywał na wezwanie, gdziekolwiek by się nie było. Wystarczyło go tylko zawołać i w kilka sekund był na miejscu, znacznie szybciej, niż gdyby zamiast niego szukać chętnej dziewczyny albo dziwki.

Używanie Castiela – Dean nigdy tego tak nie nazwał – miało jeszcze jedną zaletę. Anioł nigdy nie protestował, zawsze zgadzał się na wszystko i pozwalał robić Deanowi, co mu się żywnie podoba. Czasami wyglądał przy tym tak, jakby mógł nawet pozwolić mu się zabić. Ale to miało też swoją wadę.

Castiel nigdy nie reagował, kiedy Dean uprawiał z nim seks, po prostu leżał i nie ruszał się, nawet nie mrugał oczami. Przypominał wtedy wyjątkowo upiorną kukłę, która poddawała się woli swojego pana. Dean nie szukał desperacko odzewu u Castiela, nie o to w tym chodziło, nie tego szukał, gdy to zaczął. Gdyby tego właśnie potrzebował, znalazłby dziewczynę. Mimo wszystko czasami irytował go brak reakcji anioła. To było jak uprawianie seksu z trupem i nawet jeśli Castiel po wszystkim znów zaczynał się ruszać, to i tak go to przerażało.

Ludzkie ciało Jimmy'ego oczywiście reagowało, Dean wielokrotnie doprowadzał je do orgazmu, tym samym wszystko sprawiało wrażenie bardziej normalnego. Ale Castiel nie odczuwał żadnej przyjemności. Rejestrował dotyk, ale tylko tyle. To samo tyczyło się bólu. Dean martwił się z początku, że rani anioła, ale nic takiego się nie działo, a przynajmniej Castiel nigdy się nie skarżył.

Dean nie rozumiał, czemu Castiel mu na wszystko pozwala, ale nie zamierzał tego kwestionować, bo było mu to potrzebne. Potrzebował uwolnienia od nadmiaru emocji i to właśnie dawał mu anioł, oferując swoje ciało. Czuł się dzięki temu lepiej nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, gdy był obdarzany takim zaufaniem, choć przeczuwał, że nawet gdyby Castiel tego nie chciał i tak by mu to dawał.

Bo Castiel chciał mu to dać. Dean był jego przyjacielem, zależało mu na jego dobrym samopoczuciu i jeśli to seks był mu potrzebny do osiągnięcia dobrego humoru, to zamierzał mu to dać. Chciał widzieć go szczęśliwego i rozluźnionego, bez żadnych trosk, bo wtedy sam czuł się szczęśliwy. Na tyle, na ile pozwalała mu anielska natura.

Dean nigdy nie rozważał tego w kategoriach wykorzystywania naiwności i zaufania, choć tym to właśnie było. Dean unikał jednak myślenia o tym i przekonywał sam siebie, że jeśli Castiel nie protestuje – nawet jeśli nie potrafi – to wszystko jest w porządku. Tak to sobie powtarzał ilekroć spoglądał w puste oczy anioła, gdy znowu uprawiał z nim seks. Nie odczuwał poczucia winy, ale nie chciał patrzeć w te oczy, które przypominały mu, że Castiel jest całkowicie bierny. Usiłował nakłonić go do reakcji kilka razy, ale anioł nie rozumiał, co miałby robić. Nauczył go ostatecznie, by zamykał w tym czasie oczy. Gdy Castiel je zamykał, Dean mógł bez cienia żalu udawać, że wcale nie jest egoistą robiąc to aniołowi i że to coś normalnego.