W jego oczach tli się niezdrowe pragnienie, gdy obiekt westchnień, działający na niekorzyść jego wyobraźni, znajduje się w obrębie wzroku. Mając wrażenie, że zdrowy rozsądek nie istnieje, przełyka ślinę. Ale to wcale nie pomaga. Nadal czuje suchość w gardle. Obezwładniony uczuciem pożądania, ignoruje pot, zbierający się na karku.
Z miną zawodowego gwałciciela lustruje obsesyjnym spojrzeniem przedmiot swoich skrytych pragnień. Intensywność zbliżenia zapiera mu dech w piersiach. Nie panuje nad swoimi odruchami.
Oblizuje wargi z pedantyczną dokładnością, nie uraniając ani jednego spierzchniętego skrawka. Wzdycha gwałtownie parę razy, nie potrafiąc zahamować desperackiego bicia serca, obijającego boleśnie żebra. Ma wrażenie, że wyrwie mu się z piersi i zacznie żyć własnym życiem, stając się na zawsze więźniem słodkiego zapachu. Nieznane napięcie przejmuje kontrolę nad jego mięśniami.
Niezdarnie próbuje zatuszować oznaki zażenowania, prezentujące się w postaci zaróżowionych policzków. Z pomocą przychodzą mu przydługie włosy, które opadają bezceremonialne na jego zamierającą z wrażenia twarz. Ale po chwili kalkulacji dochodzi do wniosku, że wcale mu się to nie podoba. Reflektuje się szybko, pewnym ruchem zaczesując nieokrzesane kosmyki za ucho, aby nie tracić ani chwili bezwstydnego rozbierania go wzrokiem.
— Ararara — dalszy potok słów zostaje stłumiony przez głębokie westchnienie, bo uświadamia sobie, że ciepło skumulowało się w jednym miejscu, podrażniając jego ośrodek męskości.
Nabiera łapczywie powietrza do płuc, by uspokoić szaleńczy bieg myśli. Nie chce ujawniać swojej słabości komuś tak powściągliwemu. Ale nijak potrafi panować na swoimi uczuciem, które rozrywają mu systematycznie piesi — kawałek po kawałku. Zadając sobie sprawę, że nie wygra z własną słabością, nachyla się delikatnie i umiejętnie wysuwa wyćwiczony język.
Atakuje go swoimi wielkimi ustami i zamiera, płodząc na czole pojedynczą zmarszczkę. Zamiast znajomej dotąd słodyczy czuje smak, którego nie jest w stanie zidentyfikować. Marszczy w konsternacji brwi.
Od dziecka uczył się klasyfikować smaki – słodki, gorzki, mętny, intensywny, rześki — a teraz żadne określenie nie przychodzi mu do głowy. Musi jednak przyznać, że smakuje wybornie. „Cukiernik musiał mieć dobrą rękę", przemyka mu przez myśli, rozkoszując swoje podniebienie nowym wyrobem.
Wzdryga się delikatnie, czując skostniałe palce na swoich policzkach i dopiero po chwili dochodzi do niego okrutna prawda — policzki ma mokre od łez. Wykorzystując chwilę na zaczerpnięcie oddechu, otwiera wcześniej zamknięte oczy.
Chichoczący Himuro wyciera mu z kącika ust pozostałości po chaotycznym pocałunku i wręcza mu do ręki nietkniętego lizaka.
— A więc potrafisz wykrzesać z siebie uczucia wyższe — Tatsuya mamrocze pod nosem i lustruje zdziwionego Murasakibarę uważnym spojrzeniem, utrwalając sobie w pamięć rysy twarzy wielkoluda. Przez jego usta przemyka niezgrabny uśmiech, ale oznaka radości szybko zmienia się w niewyraźny grymas. Tuszując drżenie palców, zaciska mocniej dłoń na rączce walizki. Ta chwila trwa stanowczo za długo i przyłapuje się nad tym, że w kącikach oczu zbierają się łzy. Mruga parę razy, aby nie odbyć z Atsushim konsultacji w sprawie swoich uczuć.
— Radzę ci odwiedzić toaletę — stanąwszy na palcach szepcze środkowemu do ucha i szybko się obraca, usiłując zamanifestować swój brak zainteresowania łzami Atsushiego.
Upewniając się, że zabrał wszystko, rzuca krytyczne spojrzenie na rozkrok Murasakibary i, mając dość rosnącego napięcia, odchodzi jak gdyby nic, po drodze kasując bilet.
Atsushi przymyka oczy, wkładając sobie wielkiego lizaka do ust. Macha na pożegnanie Himuro, który nie odwraca się nawet na ułamek sekundy.
Interpretuje to jako pożegnanie.
