Moje pierwsze opko na . Mam nadzieję, że komuś się ono spodoba. Główną postacią jest tutaj stworzona przeze mnie Kaeri oraz moja ulubiona bohaterka z anime: Hoshina Utau.
Rozdział pierwszy
Powrót
„Stoję sama przed wszystkimi tu
Stoję sama, rosnę w soli słup"
Łzy „Gdy na was patrzę"
- Kaeri -
Pamiętam, że kiedyś miałam pamiętnik. Ale nie taki, w którym zapisywałabym swoje przemyślenia. Na to nie miałam ani chęci ani cierpliwości. To był raczej taki pamiętnik, który dawałam znajomym po to, żeby mi się do niego wpisali. Pamiętam, że między jego strony ktoś włożył mi małą fotografię, która wydała mi się wtedy czymś niewartym uwagi, ponieważ nie potrafiłam wtedy jeszcze zrozumieć, co tak naprawdę przedstawiała i co ktoś chciał mi poprzez nią powiedzieć. Dzisiaj już to rozumiem. Wiem doskonale, co oznaczały kolorowe pisemka niedbale porozrzucane o podłodze luksusowo urządzonego pokoju i skąd wzięły się mokre plamki na leżących na stole kartkach z nutami i dlaczego mikrofon leżał u stóp stojącej przy oknie dziewczyny, zamiast spokojnie spoczywać w jej dłoni. Zrozumiałam, kim byli ludzie stłoczeni gdzieś n ulicy i dlaczego ta dziewczyna patrzyła na nich z takim smutkiem. Trochę chyba za późno domyśliłam się, co oznaczały słowa, które napisała palcem na zaparowanej szybie:
Samotna wśród ludzi, którzy myślą „Ona nigdy nie jest sama"
Zrozumienie sensu tych słów zajęło mi mnóstwo czasu. Musiałam przeżyć naprawdę wiele. Musiałam osiągnąć rzeczy, o których kiedyś nawet mi się nie śniło. Musiałam popełnić błędy, których nie dało się naprawić. Musiałam poznać milion ludzi, którzy niegdyś byli dla mnie jedynie postaciami z kolorowych gazet. Musiałam znienawidzić to, co kochałam najbardziej i pokochać coś, co kiedyś napawało mnie wstrętem. I wszystko to tylko po to, by dostrzec, że wśród milionów ludzi na świecie nie ma ani jednej, która zechciałaby mnie wysłuchać i której mogłabym tak naprawdę zaufać. Wszystko po to, by na koniec zrozumieć, że gdzieś podczas gry życia zapomniałam o kimś, kto kiedyś zawsze był przy mnie – o mojej przyjaciółce. Może więc warto by było wrócić na start i zacząć wszystko od początku? Może uda mi się gdzieś tam ją jeszcze znaleźć. Może ona o mnie nie zapomniała. Chyba już nadszedł czas, by to sprawdzić. Czas powrotu.
***
Byłam niemal pewna tego, że budynku, przed którym właśnie stałam, nie było tu jeszcze wtedy, gdy wyprowadzałam się z tego miasta. To była nowa firma, agencja, czy jak to tam teraz nazywali. Wiedziałam jednak, że tylko wchodząc tam, mogę się z nią skontaktować. Bałam się tego spotkania. Bałam się, jak zareaguje, lecz jednocześnie tak bardzo chciałam się z nią zobaczyć. Zacisnęłam pięści.
- No dobra, Kaeri! – powiedziałam do siebie na glos. – Oto twoja chwila prawdy.
Po tych słowach pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Pasek od torby podróżnej, którą niosłam ze sobą, wbijał mi się w skórze, a znajdujące się w niej rzeczy nagle jakby stały się trzy razy cięższe niż przed pięcioma minutami. Nawet pokrowiec ze skrzypcami, który jak zwykle przerzuciłam przez ramię, zdawał się być dzisiaj jakiś dziwnie nieporęczny. Mimo to bez zatrzymywania się weszłam do budynku i szybko odnalazłam windę. Biuro, którego szukałam, mieściło się niemal na najwyższym piętrze, więc nacisnęłam odpowiedni guzik i czekałam, z nerwów wpatrując się w migające mi przed oczami cyfry wciąż zmieniających się pięter. W końcu drzwi się otworzyły, a ja mogłam wyjść z powrotem na korytarz. Tym razem jednak drzwi, które miałam przed sobą nie były drzwiami wyjściowymi, lecz tymi, którymi wejść miałam tam, gdzie od początku chciałam dotrzeć. Pchnęłam je więc i wkroczyłam do środka.
- Ohayo gozaimasu – powiedziałam, pochylając głowę przed kobietą siedzącą przy biurku i jednocześnie ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu.
Zobaczyłam, że na ścianach jest jeszcze kilka różnych drzwi, prowadzących z pewnością do sąsiednich pomieszczeń, również należących do agencji. Jedne z nich opatrzone były tabliczką informującą, że za nimi znajduje się studio nagraniowe. Znałam podobne miejsca. Wiedziałam, że błyszczący czerwienią napis, oznaczał, że ktoś jest w środku i właśnie nagrywa swoją płytę. Czyżby ona?
- Mogę ci w czymś pomóc? – drgnęłam, słysząc szorstki głos kobiety siedzącej przy biurku.
Ups, chyba przyszłam nie w porę.
- Ja… Chciałabym zobaczyć się z Hoshiną Utau – powiedziałam szybko, starając się nie patrzeć na porozwieszane wszędzie plakaty, zapowiadające pojawienie się nowego albumu mojej przyjaciółki z dzieciństwa.
- Hę? – kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, zapewne biorąc mnie za jakąś nawiedzoną fankę czy coś w tym rodzaju. – W jakiej sprawie?
- To sprawa prywatna – odparłam bezczelnie patrząc jej w oczy.
- W takim razie chyba nie mogę ci pomoc. Utau nie ma w tej chwili czasu na zajmowanie się „sprawami prywatnymi" – powiedziała, ironicznie podkreślając ostatnie słowa.
- Z kim rozmawiasz, Kaeri? – rozległ się nagle cichy głosik, dobiegający z mojej torby, którą postawiłam na chwilę na ziemi. – Jesteśmy już na miejscu?
Zamek rozsunął się nieco, by odsłonić wynurzającą się z torby główkę mojej Shugo Chary, która najwyraźniej podczas podróży zdrzemnęła się nieco na posłaniu z moich ubrań i dopiero teraz się obudziła. Była to maleńka istotka, trochę podobna do mnie tzn, mająca tak jak ja czarne włosy i szkarłatne oczy. Tylko że moje włosy były rozpuszczone i opadały mi luźno na twarz, podczas, gdy jej związane były w dwie kitki wstążkami, które w zależności od padającego na nie światła przybierały inny kolor. Miała też na sobie sukienkę, która w porównaniu do moich wytartych dżinsów i czarnego T-shirtu wyglądała jak ósmy cud świata. Utkana była bowiem, jakby z nici iluzji i za każdym razem, gdy ją widziałam, miała nie tylko inny kolor, ale też inny krój i długość. Nie wiedziałam jak to możliwe, ale mimo wszystko to wciąż była ta sama kiecka. Moja Chara była też o wiele pewniejsza siebie niż ja i zachowywała się tak, jakby była prawdziwym bóstwem, na co zresztą wskazywało jej imię – Kami [jap. bóstwo]. Nie odpowiedziałam na zadane pytanie. Rzuciłam jej tylko zrezygnowane spojrzenie i nie żegnając się z kobietą przy biurku, odwróciłam się w stronę wyjścia, rozumiejąc, że spotkanie ze słynną piosenkarką nie mieści się w tej chwili w zakresie moich możliwości. Nim jednak zdążyłam zrobić choć kilka kroków, napis na drzwiach sali nagraniowej przygasł, a drzwi się otworzyły i stanął w nich nikt inny jak:
- Utau – powiedziałam, zaskoczona nawet mimo to, ze właśnie ją chciałam tutaj spotkać.
Popatrzyła na mnie pytająco. Nie byłam nawet pewna, czy wie, kim jestem. Ale nie potrafiłabym jej tego tłumaczyć. Jeśli zapomniała, trudno, wyjdę stąd i nigdy mnie już nie zobaczy. Musiałam się jednak upewnić, że naprawdę mnie nie pamięta. Może po prostu jest zaskoczona.
- Tadaima, Utau [jap. Wróciłam, Utau] – powiedziałam, patrząc jej w oczy. – Tadaima.
- Kaeri? – bardziej spytała niż powiedziała.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się i lekko kiwnęłam głową. Może ja po prostu zmieniłam się przez te lata bardziej niż przypuszczałam. Przecież miała prawo nie rozpoznać mnie od razu. Ważne, że o mnie pamiętała.
