Było źle, bardzo, bardzo źle. Nie mieli już czasu, aby zwlekać z czymkolwiek, Severus coraz bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu.

Miał świadomość, że to nagłe wieczorne wezwanie przed oblicze Czarnego Pana nie zakończy się dobrze ani dla niego, ani dla innych sług, którzy brali udział w ataku na jedną z mugolskich wiosek w ostatnim tygodniu sierpnia. Stosunkowo mała liczba ofiar nie usatysfakcjonowała Voldemorta, a szybka interwencja Zakonu Feniksa oraz całkowite rozbicie szyku Śmierciożerców, wcale nie polepszyły sytuacji.

Postacie ubrane w maski i czarne płaszcze, zaczęły rozbiegać się w panice. Co chwila dało się usłyszeć trzaski deportacji. Paskudni tchórze.

Severus czuł się jak w piekle.

Nie był już wierny Czarnemu Panu, szpiegował na polecenie Albusa Dumbledore'a, mimo to przez te wszystkie lata udało mu się przejąć całkowitą kontrolę nad własnymi emocjami. Zdawał sobie sprawę, że chcąc zachować wiarygodność w oczach wroga, musi mordować, ponieważ nie ma innego wyjścia. I robił to. Niesamowicie skutecznie. Nie zastanawiając się ani chwilę. Nie było czasu ani miejsca na wątpliwości.

Starał się oczywiście ograniczyć zabójstwa do minimum, jednakże kiedy czuł na sobie spojrzenie innego Śmierciożercy, nie mógł udawać, że nie widzi stojącego przed nim mugola. I zabijał. Ręka nigdy mu w takich sytuacjach nie zadrżała.

Wszystko dookoła płonęło, a członkowie Zakonu wdali się w walkę z sługami Voldemorta. Widział ponadto jak Granger oraz najmłodszy Weasley roztaczają wspólnie barierę ochronną nad ocalałymi dotychczas mugolami.

Miał na sobie maskę, nikt z Zakonu nie wiedział, który z przeciwników to on. Równie dobrze Potter mógłby teraz posłać Avadę w jego plecy. Severus żałował, że uczniowie z Hogwartu również nie mają na sobie jakiś masek. Świadomość, że widział dokładnie, kto jakimi oberwał zaklęciami, w niczym nie pomagała.

Wiedział, że Wewnętrzny Krąg przegrał, a jego spotka surowa kara za tę haniebną klęskę. W dodatku nie zranił żadnego członka Zakonu Feniksa. Ostatni raz rozejrzał się dookoła, ciesząc się, że nie musiał zabić żadnego ucznia i deportował się, a ból cruciatusa już powoli ożywał w jego wspomnieniach.

Czarny Pan wezwał ich do siebie drugiego września. Severus przebrał się w szaty Śmierciożercy tuż po zakończeniu wieczornej uczty, która miała zwieńczyć początek roku szkolnego. Nie bał się, on się nigdy nie bał. Ryzyko, jakie podejmował, uważał za część swojej pokuty. W końcu przyłączył się do Voldemorta z własnej, nieprzymuszonej woli w okresie pierwszej wojny.

Fakt, że nie tylko on wrzeszczał oraz trząsł się z bólu, pomagał. W głębi duszy, pod tą całą osłoną cierpienia i męki, śmiał się jak małe dziecko, widząc, leżącą niedaleko niego Bellatrix. Trzęsła się jak w febrze. To oni dwoje byli odpowiedzialni za powodzenie tej operacji. Przegrali.

Severus był tak pokiereszowany i obolały, że ledwo udało mu się aportować z powrotem niedaleko Hogwartu. W wielu miejscach krwawił, a poza tym było mu bliżej do rozpaczliwego pełzania aniżeli chodzenia.

Kiedy przeszedł przez bariery ochraniające szkołę, poczuł, jakby opuściły go wszystkie siły, po czym upadł bezwładnie na trawę. Fawkes na niego czekał jak zawsze i już poleciał, aby oznajmić jego przybycie Dumbledore'owi. Wszystko będzie dobrze, nie umrze tutaj. Jeszcze nie czas.

Zanim jednak utracił resztki świadomości, usłyszał jak ktoś podbiega do niego. Nie miał siły, by ruszyć choć palcem, ale przeraził się na myśl, że mogą być to jacyś młodsi uczniowie, którzy zignorowali całkowicie ciszę nocną.

— Na Merlina, przecież to profesor Snape! — usłyszał przytłumiony głos, miał wrażenie, jakby znajdował się pod taflą wody.

W przeciągu kilku sekund trzy postacie znalazły się tuż nad nim, a Severus miał ochotę przekląć Granger z powodu jej nieokiełznanych kłaków, które zetknęły się z jego twarzą, gdy się nad nim pochylała.

Oczywiście, jeśli ktoś miał łamać regulamin to tylko ta diabelska trójca.

— Harry, biegnij szybko do profesora Dumbledore'a! — mówiła spanikowana, a Severus czuł, że zaraz naprawdę straci świadomość.

Usłyszał zdławiony jęk Pottera, który po chwili oddalił się.

— Hermiono, a może lepiej go tutaj zostawmy? I tak wygląda na martwego — powiedział niepewnie Weasley, po czym tknął go lekko końcówką swojej różdżki w lewe ramię. Bolało, ponieważ znajdowała się tam spora rana, ale Severus nie miał siły nawet otworzyć ust. — Widzisz, nie rusza się.

— Ronaldzie Weasley!

Dziewczyna była naprawdę wściekła. Severus jednak nie mógł zareagować. Zakręciło się mu w głowie, a następnie poczuł, że traci jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.