Muzyka. Ciche tony wydobywające się z instrumentu, niezagłuszone nawet na sekundę dźwiękiem silników z ulicy. Puste echo, łagodne brzmienie oddechu muzyka, który smukłymi palcami przesuwał po klawiaturze pianina. Lekkie muśnięcie klawisza wydobywało delikatny dźwięk, uderzenie szumiało w uszach. Zamknięte oczy i uniesienie widoczne na twarzy artysty.

Zatrzymała się w drzwiach, nie chcąc zburzyć magicznej atmosfery tworzenia się sztuki. Czymże było piękno świata, czymże jego portrety i rzeźby wobec zachłanności dźwięków, otulających powoli swojego twórcę. Każde uderzenie niosło osobna historię, łączącą się w jedną całość, stłumioną brakiem widza, brakiem osoby, która pod kołdrą takiego piękna odkryłaby drugie – duszę, włożoną w każdy dźwięk; serce ukryte w każdym tonie; muzyka, oddającego siebie dla innych.

Oparła się o futrynę i zamknęła oczy, prawie ogłuszona uczuciami, jakie wypływały spod dłoni pieszczotliwie przemykającej po instrumencie. Jedno uderzenie. Raz, dwa, trzy. Cisza.

- Myśl. - Odezwał się nagle pianista. - Próbują złapać myśl i zamknąć ją w nutach. Szukają myśli w muzyce. Głupcy!

Nie odpowiedziała nic, ale podeszła bliżej i stanęła przy nim, kładąc dłoń na fortepianie i gładząc go lekko, jakby dotykała ukochanego ciała.

- Szukają myśli w muzyce – powtórzył. - To tak, gdybym szukał miłości w Bogu. Gdybym próbował znaleźć prawdę w kłamstwie wszechrzeczy. Szukają myśli w muzyce! - Roześmiał się głośno, a ściany odpowiedziały głuchym echem, śmiejąc się razem z nim z wrażliwości ludzi głupich.

- W muzyce nie ma myśli. W muzyce nie ma rozumu – pogładził ciemne drewno niby swoją kochankę, z miłością, z uwielbieniem. - Tu jest serce. Cała gama uczuć, ciężkiej prawdy i łatwego kłamstwa. Zapomnienie – smukły palec uderzył w klawisz, rozlegając się ciężkim tonem. Radość – odezwał się wesoły, wysoki dźwięk. Żal – pusty, niski odgłos. Frywolność – długi, dźwięczny, radosny akord. Widzisz tu rozum?

Pokręciła głową. Nawet nie zauważył. Dłonie znowu zaczęły pieścić klawiaturę, wydobywając z niej szepty i westchnienia. Prosząc o więcej i więcej, zapędził się do najwyższego stadium uniesienia, kulminacji, szczytu. Zamknięte oczy, wędrujące palce, łagodnie muskające zimne klawisze. Muzyka poddawała się mu jak kochanka; muzyka oddawała mu się pełnią siebie, jak on oddawał się jej. Pełne zjednoczenie harmonijnych dźwięków. Ukojenie bólu, zaspokojenie pragnień. Piękno świata wobec piękna ciszy.

Delikatne muśnięcia, jakby prośba o pozwolenie. Niepewne ruchy dłoni, nagłe cofnięcie, strach przed błędnym krokiem. Trudny początek, zwiastujący trudny koniec. Łagodność w każdym ruchu, brak pośpiechu, tylko pełne oddanie, pełny spokój. Oddalał muzykę od mary samotności, wprowadzał ją na nowe tory, wyzwalał, dźwięk za dźwiękiem, ton za tonem, uderzenie za uderzeniem prowadziły ich na najwyższe wyżyny miłości.

Lekkie przyspieszenie. Już nie ma czasu, aby oglądać się za siebie, nie ma czasu, aby żałować. Dreszcz wywołany pieszczotą pianisty, wibrujące gorąco wokół artysty i jego muzyki, powietrze gęste od uczuć fizyczności. Zespolenie dwojga kochanków, którzy nigdy nie połączą się w swojej ciszy. Coraz wyżej, wyżej, hen, ku górom, ku wyżynom, hen ku przyszłości szaleństwa!

Dotyk dłoni na kości słoniowej, na wartej setki tysięcy historii. Bezkresna paleta barw dźwięków wprowadzała ich na sam szczyt. Wirował świat, wirował on, wirowała muzyka, łącząc się wbrew życiu, wbrew rozumowi, który został za nimi. Łączyli się w samotności trwania. Serce pisało nuty atramentem z ich bólu na pergaminie zapomnienia.

On – artysta. Ona – muzyka. Bohaterowie poematu, bohaterowie pieśni.

Powoli pomieszczenie opanowała cisza.

- To jest właśnie serce w muzyce.