Dzień pierwszy: ranek

Yuuri Katsuki zjechał do bandy petersburskiego lodowiska, patrząc jak grupa Yakowa Feltsmana wychodzi na lód. Choć dochodziła dopiero siódma, trenował już od blisko godziny – Viktor użył swoich wejść, by w godzinach wczesnoporannych zarezerwować halę tylko dla siebie i ukochanego. Plan był taki, by rosyjski mistrz dołączał następnie do kolegów z reprezentacji i szlifował programy pod surowym okiem własnego trenera – rychło jednak okazało się, że to tylko teoria. To znaczy, owszem, Viktor jak najbardziej uczestniczył w treningach z reprezentacją, ale Yuuri nigdy by nie przypuszczał, że stanie się to także JEGO udziałem. Tymczasem dzień w dzień znajdował się jakiś pretekst, dla którego Japończyk miał pozostać na tafli, otoczony młodymi – i wściekle utalentowanymi – Rosjanami. I zwykle służył za wzór cnót wszelakich…

To też było swego rodzaju niespodzianką. Rezerwa, z jaką trener Feltsman traktował go przy ich pierwszym spotkaniu podczas zeszłorocznego Pucharu Rosji, nie wiedzieć kiedy rozpłynęła się w niebyt i wyglądało na to, że srogi zazwyczaj Rosjanin go… lubił? Yuuri nie przypominał sobie, by kiedykolwiek w karierze słyszał tyle pochwał, choćby wypowiadanych niebezpośrednio i dość szorstkim tonem. „Katsuki nigdy się nie spóźnia! Słyszałeś kiedyś, żeby Katsuki tak marudził? Popatrz na krawędzie Katsukiego, tak to się robi!" – i tak dalej, i tak dalej, aż Japończykowi robiło się trochę głupio. Choć skłamałby, mówiąc, że jemu też się nie obrywało.

- YURI! – dobiegło naraz z przeciwnej strony lodowiska i Japończyk odruchowo zerknął w tamtym kierunku, przekonany, że 1) w niewiadomy sposób nabroił bądź 2) jest natychmiast niezbędny, by pokazać juniorom podstawy. Zorientował się jednak w swojej pomyłce, widząc drobną, jasnowłosą postać, stojącą przed trenerem z pięściami wyzywająco opartymi na biodrach. No tak. Jurij Plisiecki.

Yuuri oparł się plecami o bandę, uśmiechając się lekko i odkręcając butelkę z wodą. Codzienne utarczki między legendarnym trenerem a jego tyleż utalentowanym, co pyskatym podopiecznym należały bez mała do miejscowej tradycji. Rzadko kiedy jednak dochodziło do nich, zanim trening na dobre się rozpoczął…

Japończyk ściągnął brwi. Czas spędzony wspólnie w Hasetsu w zeszłym roku i po zakończeniu bieżącego sezonu sprawił, że czuł się na swój sposób odpowiedzialny za młodszego kolegę. Co tym razem przeskrobał Rosyjski Łobuziak?

- Ile razy mam powtarzać, że włosy na trening się wiąże?! – huknął tymczasem Yakow Feltsman, rzecz jasna po rosyjsku; niemniej po kilku miesiącach spędzonych w Petersburgu Yuuri rozumiał język na tyle, żeby zrozumieć sens wypowiedzi. – Nie wyobrażaj sobie, że będziesz tak trenował poczwórnego lutza, poczochrańcu!

Katsuki tylko pokiwał głową. Co by nie mówić, było w tym sporo racji. Nawet jeśli w swoim czasie zachwycał się wyczynami długowłosego Viktora – nie, wróć, wszak zachwycał się nimi do tej pory, kogo on próbował oszukać – to jednak wykonywanie tak trudnych ewolucji jak poczwórne skoki z włosami wpadającymi do oczu byłoby wysoce ryzykowne. A czupryna Jurija sięgała już dobrze poniżej ramion i nic nie wskazywało na to, by nastolatek zamierzał ją ściąć, nawet jeśli wciąż nie opanował trudnej sztuki układania włosów inaczej, niż tylko wiążąc je w kitkę na karku.

Równocześnie zaś Japończyk był w stanie z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć skutki trenerskiego wykładu – i jak się po chwili okazało, trafił w sedno. Yakow Feltsman jeszcze nie skończył mówić, gdy Jurij tylko wzruszył ramionami, obrócił na pięcie, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął rozgrzewkę (włosów oczywiście nie związał). Z początku Yuuri zmartwił się, że trener zaraz eksploduje – a przynajmniej wskazywał na to odcień, który przybrała jego twarz – jednak w chwilę potem Rosjanin zmienił obiekt zainteresowania i zaczął z kolei sztorcować Viktora. Narzeczony Katsukiego dopiero co wrócił z toalety i chyba zamierzał przesmyrnąć się niezauważony obok pozostałych łyżwiarzy, by dla odmiany uniknąć uciążliwej rozgrzewki.

Japończyk westchnął. No dobra. Koniec przerwy. Lepiej będzie dołączyć do pozostałych, zanim dojdzie do ofiar w ludziach…

Niemniej, wbrew jego obawom, pierwsza część treningu minęła w miarę spokojnie, przynajmniej jak na petersburskie standardy. Viktor ostatecznie nie zdołał umknąć przed rozgrzewką i teraz z miną skrzywdzonej sarenki i Giorgijem dla towarzystwa ćwiczył podstawowe kroki w kącie lodowiska. Yuuri – tak jak mógł się spodziewać – rychło został porwany przez trenera, by zaprezentować juniorkom, jak poprawnie wykonać Inę Bauer, zaś Mila Babiczewa i jej dwie koleżanki pracowały nad trudnym wejściem do potrójnego lutza. Rudowłosej łyżwiarce co i rusz obrywało się za zmianę krawędzi na wewnętrzną tuż przed samym wybiciem i Japończyk, który miał ten sam problem jeszcze w czasach juniorskich, cokolwiek jej współczuł, szczególnie że Yakow Feltsman nie przebierał w słowach. No i, rzecz jasna, był jeszcze Jurij…

Młodziutki Rosjanin uporał się z własną rozgrzewką, nim jego starsi koledzy dotarli do jej połowy, po czym szybko zabrał się do znacznie trudniejszych elementów. I nic nie wskazywało na jakikolwiek problem, dopóki nastolatek trzymał się piruetów i sekwencji kroków. Gdy jednak przyszło do skoków…

Katsuki zerknął ciekawie na Jurija, który najeżdżał właśnie do poczwórnego salchowa, i aż się skrzywił, gdy w chwilę potem chłopak gruchnął na lód. Kolejne podejście do skoku również zakończyło się niepowodzeniem, podobnie jak próba poczwórnego toeloopa. Oczywistym było, że przyczyną takiego stanu rzeczy są rozpuszczone włosy, które nie tylko przesłaniały Rosjaninowi pole widzenia, zwłaszcza przy lądowaniu, ale też z pewnością nie pomagały w rotacji. Doprawdy, czemu po prostu ich nie związał?

Prawdę mówiąc, ten ośli upór zaczynał trochę niepokoić Japończyka. Owszem, Jurij bywał aż nadto zawzięty, szczególnie gdy chciał zrobić na złość trenerowi bądź Viktorowi; niemniej prawie się nie zdarzało, by głupio ryzykował bez potrzeby. Gdy przychodziło do kwestii związanych z łyżwiarstwem i startami Jurij Plisiecki, mimo młodego wieku, potrafił być zaskakująco poważny i odpowiedzialny – co więc dziś go ugryzło?

Otaczające Yuuriego juniorki, aż jęknęły, gdy ich niewiele starszy kolega znów się wyłożył – tym razem przy potrójnym axlu – a Katsuki poczuł, że lada moment w hali dojdzie do znacznie gorszego kataklizmu, przynajmniej jeśli emanująca od trenera Feltsmana fala mroku i chłodu stanowiła tu jakąś przesłankę.

Nim jednak nastolatek zdołał na dobre pozbierać się po akslu – ba, nim jeszcze zdołał jakkolwiek zareagować – podjechała do niego Mila Babiczewa, ściągnęła z nadgarstka wściekle zieloną frotkę, po czym bezceremonialnie ucapiła blond grzywę i błyskawicznie związała ją w zadziorny koński ogon. Gdy Jurij zorientował się, co się dzieje, z miejsca zaczął prychać i się miotać, wyzywając koleżankę od podstępnych rudych wiedźm – frotki wszakże nie ściągnął. Japończyk odetchnął z niejaką ulgą. Teraz już wszystko powinno być w po-…

- Ej, Yuuri! – Rudowłosa Rosjanka nie wiedzieć kiedy zjawiła się tu obok niego i szturchnęła go w bok. – Powiedz, przygarnęliście kota…?

Katsuki mrugnął zaskoczony. Kota? Skąd taki pomysł? Zresztą Makkachin miałby pewnie w tej kwestii dość jasne zapatrywania – jedynym kotem, którego pudel tolerował w swym najbliższym otoczeniu, był samozwańczy Lodowy Tygrys Rosji, który chwilę temu przeszorował po lodzie czterema literami. Fakt, że ostatnio rzeczywiście u nich pomieszkiwał, niemniej jednak…

- N-niee – wyjąkał. – N-no wiesz, Mila-san, Makkachin i tak dalej…

- Hmmm… - Mila z niewyjaśnionych względów nie wyglądała na przekonaną. – To ciekawe, bo…

Nie dane jej było dokończyć, bo w tejże chwili Yakow Feltsman zakomunikował, że leniwe zawodniczki, które będą tracić czas na flirtowanie z zajętymi cudzoziemcami, czeka nadprogramowy trening figur obowiązkowych. Rosjanka zachichotała pod nosem, puściła Yuuriemu oko, poczęstowała go kolejną sójką w bok, po czym czmychnęła trenować piruet z odchyleniem tułowia. Katsuki został sam, nieco oszołomiony.

Niemniej wyglądało na to, że dzięki interwencji najlepszej obecnie z rosyjskich zawodniczek kryzys przynajmniej chwilowo został zażegnany: Jurij nie ryzykował już skręcenia karku z tytułu włosów wpadających do oczu, a trener Feltsman uniknął przypuszczalnego ataku apopleksji. Viktor też skorzystał na zaistniałej sytuacji – korzystając z powszechnego zainteresowania młodszym kolegą z tafli, niepostrzeżenie skończył rozgrzewkę i zajął się dopracowywaniem sekwencji kroków do nowego programu krótkiego. Wyglądało na to, że pozostała część treningu upłynie bezproblemowo - wtedy jednak w hali zjawiła się Lilia Baranowska.

Była primabalerina teatru Bolszoj – i, jak wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi, choreograf Jurija Plisieckiego także na kolejny sezon – jak zwykle zajęła miejsce za bandą, w skupieniu śledząc trening, a w szczególności swego podopiecznego. I, na ile mógł ocenić Yuuri, dostrzegłszy jej spojrzenie, coś bardzo, ale to bardzo jej się nie podobało.

- Juriju Michajłowiczu Plisiecki! – ostry głos kobiety przeciął powietrze jakby w odpowiedzi na myśli Katsukiego. – Cóż to ma być? Czemu wyglądasz jak…

Kolejnej części jej wypowiedzi Japończyk nie zrozumiał – i nie było w tym nic specjalnie zaskakującego, zważywszy, że niegdysiejsza małżonka trenera Feltsmana miała słabość do wyszukanych i nad wyraz przy tym celnym porównań. Zazwyczaj Yuuri poznawał ich treść po czasie, w trakcie pogawędek po treningu, gdy tłumaczyli mu je – najczęściej półgłosem, nie szczędząc przy tym chichotów – Viktor, Mila, a czasem nawet Jurij. Dziś wszakże wolałby poznać ich treść od razu…

Pomoc przyszła z najmniej spodziewanej strony. U boku Katsukiego wyhamował znienacka Giorgij Popowicz – juniorki od paru minut co najwyżej symulowały skupienie na ćwiczeniach – i uśmiechnął się porozumiewawczo.

- Pani Lilia jest dziś w znakomitej formie – oznajmił nieomal z podziwem. Yuuri popatrzył na niego pytająco.

- Co powiedziała?

- Ach! – Rosjanin przybrał natchniony wyraz twarzy. – Wedle jej słów nasz Jura wygląda dziś jak „rozczochrany niczym nieboskie stworzenie dachowiec po potyczce z drużyną petersburskich hokeistów". Rzecz jasna, raczej nie jest owym faktem zachwycona. Twierdzi… - Giorgij nadstawił ucha. – Twierdzi, że to wysoce niepiękne i ogólnie karygodne. I nie do przyjęcia.

Japończyk przeanalizował szybko wypowiedź starszego łyżwiarza, bezbłędnie odnajdując w niej najbardziej niepokojący element.

- Nie rozumiem… - Jak to: „po potyczce"?

- Więc nic nie zauważyłeś? – Giorgij nachylił się ku niemu konspiracyjnie. – Nasza kicibalerina wygląda, jakby na dzień dobry pocięła się po buzi własną łyżwą.

Yuuri wytrzeszczył oczy. Więc to dlatego Mila pytała go o kota…

Tak czy owak, teraz zmartwił się już nie na żarty. Jeszcze wczoraj z Jurijem absolutnie wszystko było w porządku: bądź co bądź calutki wieczór spędzili na kanapie, oglądając – na specjalnie życzenie ich gościa zresztą – „Kociego samuraja". Dziś rano zaś, gdy wychodzili, młody Rosjanin wciąż tkwił w pokoju gościnnym Viktora, zakopany pod kołdrą, spod której wystawała tylko jedna stopa w skarpetce z panterkę. Katsuki ledwie przekonał narzeczonego, by nie robił koledze zdjęcia i nie wrzucał do mediów społecznościowych – nawet jeśli Phichit piałby z zachwytu (czy może raczej właśnie dlatego). W każdym razie, gdyby Viktorowi udało się zrealizować ten plan, na instagramie wylądowałaby raczej jego fotografia. Z krwawymi śladami pazurków rosyjskiego Tygrysa na twarzy.

Co prowadziło z powrotem do sedna problemu. Jeśli Jurijowi istotnie przydarzyło się coś złego, to, metodą eliminacji, mogło mieć to miejsce tylko w drodze na lodowisko…

Yuuri zaklął w duchu. Do licha! Czyżby coś przeoczyli? Czy Jurij Plisiecki mógł mieć jakiś problem, z którego nie zdawali sobie sprawy? Może wpadł, nooo, w nieciekawe towarzystwo? Albo, o zgrozo, ktoś go prześladował? I to tak, że aż posuwał się do przemocy?

Japończyk złapał się za głowę. Ładne rzeczy… wspaniali z nich opiekunowie, skoro niczego nie zauważyli…!

- O, a teraz – podjął Giorgij po chwili uważnego nasłuchiwania – zeszło na to, że błędem było pozwalać Jurze, by was odwiedzał. I zdaje się, że pani Lilia chce z tobą pomówić.

Katsuki momentalnie zesztywniał.

- Ż-że co? – zdołał wydukać. Jego rozmówca uśmiechnął się promiennie.

- Kiwa na ciebie, widzisz?

Yuuri spojrzał we wskazanym kierunku i upewnił się, że Lilia Baranowska faktycznie na niego kiwała. I to gestem nieznoszącym sprzeciwu.

Przełknął nerwowo. Cóż… razie kozie wio…

- Powodzenia – rzucił za nim Giorgij, a Japończyk ledwie się powstrzymał, by nie przewrócić oczami. Taaa, z pewnością się przyda…

Podjechał grzecznie do bandy, gdzie czekała choreograf, a przy niej wybitnie niezadowolony z życia Jurij. Wyraz twarzy byłej gwiazdy baletu nie wróżył nic dobrego, toteż Katsuki na wszelki wypadek z góry nastawił się na najgorsze. I była to słuszna decyzja.

- Wstyd! – huknęła kobieta silnie akcentowaną angielszczyzną. Fakt, że kojarzyła się Yuuriemu z jego licealną nauczycielką biologii zdecydowanie nie pomagał, niemniej Japończyk starał się dzielnie trzymać pion. Szczególnie że czuł na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych w hali. – Hańba! Dyshonor! Jak tak można!

Katsuki zastanowił się przelotnie, czy to już ten moment, w którym powinien paść na kolana i błagać o wybaczenie, wtedy jednak sprawy przybrały dość nieoczekiwany obrót.

- Widzisz, Juriju Michajłowiczu? Oto skala twojej nieodpowiedzialności! Żeby tak się odwzajemniać za gościnę i opiekę! Doprawdy, jestem tobą wysoce rozczarowana!

Yuuri zdębiał. Był przekonany, że to jemu się oberwie, tymczasem…

- Gdyby chodziło o samego Nikiforowa – podjęła Lilia Baranowska z westchnieniem – zapewne nigdy nie wyraziłabym zgody. W końcu Bóg jeden wie, co mogłoby przyjść do głowy temu obłąkańcowi. Niemniej wiem, że ty, Katsuki – tu zwróciła się bezpośrednio do Japończyka – jesteś dość rozsądny, by nie dopuścić do niestosownych zachowań.

„Rozsądny Katsuki" poczerwieniał odrobinę. Jak widać wieści o jego wyczynach podczas bankietu po finale Grand Prix sprzed dwóch lat nie dotarły do carycy rosyjskiego baletu. Dzięki ci, Buddo, że Phichit nie znalazł się wtedy w najlepszej szóstce… zdjęcia byłyby WSZĘDZIE.

- De facto – kontynuowała tymczasem choreograf – tylko dlatego zgodziliśmy się na to z Yakowem. Niestety, Jurij zawiódł nasze zaufanie…

- Pieprzenie! – nastroszył się w jednej chwili już i tak naburmuszony nastolatek. – Nie zrobiłem nic złego, cholerna jędzo!

- Bacz na słownictwo, młody człowieku. – Chłodne spojrzenie primabaleriny, nie bez kozery nazywanej przez łyżwiarzy Żelazną Lilią, najwidoczniej działało lepiej niż krzykliwe reprymendy trenera Feltsmana, bowiem młody Rosjanin jakby nieco spotulniał. – Poza tym, jeśli, jak twierdzisz, nie zaszło nic niewłaściwego, czemu twoja twarz wygląda, jakbyś bił się z krzakiem berberysu? Nie zechcesz mi chyba wmawiać, że zaciąłeś się przy goleniu?

Yuuri skorzystał z okazji, by w końcu przyjrzeć się uważniej twarzy młodszego kolegi i odkrył, że ani pani Lilia, ani Mila bynajmniej nie przesadzały. Podbródek i dolną część policzków Jurija pokrywała siatka drobnych zadrapań. Podobnie wyglądał Phichit, gdy na obozie treningowym jeszcze w czasach Detroit uparł się, żeby zrobić zdjęcie szopa, czym zwierzak, co tu dużo mówić, nie był zachwycony. Tyle że w Petersburgu szopów raczej nie było. Były za to koty – ale z jakichś względów ten scenariusz wydawał się Katsukiemu dziwnie mało prawdopodobny. Choć oczywiście nie dało się go całkiem wykluczyć…

- Masz nam może coś do powiedzenia, młody człowieku? – Lilia Baranowska zmierzyła podopiecznego surowym spojrzeniem. Yuuri aż się wzdrygnął, ponownie przypominając sobie lekcje biologii i odpytywanie z cyklu Krebsa, którego nijak nie mógł zapamiętać. Niemniej na Juriju słowa trenerki nie zrobiły najmniejszego wrażenia.

- Nie będę za nic przepraszał! – prychnął, wypisz wymaluj, jak rozwścieczony kocur. – Idź się wypchać, ty stara jędzo!

To powiedziawszy, okręcił się na pięcie i w jednej chwili przemknął na przeciwległy koniec lodowiska. Tam podjechał do niego Viktor, najwyraźniej zatroskany sytuacją równie mocno jak Yuuri, ale wyglądało na to, że Plisiecki zbył go z sobie tylko właściwym wdziękiem. Katsuki przygryzł wargę, po czym zaryzykował zerknięcie na pozostałych uczestników treningu. Wszyscy patrzyli mniej więcej w tę samą stronę – czyli tam, gdzie Jurij jak gdyby nic nie zaszło, ćwiczył kombinację piruetów – i tylko Yakow Feltsman kierował swój wzrok całkiem gdzie indziej. Konkretniej rzecz biorąc: ku swej byłej małżonce, stojącej za plecami Japończyka.

Yuuri zadrżał, czując jak włosy na karku w jednej chwili stają mu dęba – bowiem z oblicza niewzruszonego zazwyczaj trenera biła groza. Całkiem jakby wybryk Jurija zbudził przedwieczne zło…

O kurczę, przemknęło przez myśli Katsukiego. Ale się porobiło…