Tytuł:
Rok jak żaden inny
autor: Aspen in the Sunlight
oryginał: A
Year Like None Other
tłumaczenie: Mirriel
korekta rozdziału: Toroj
Rozdział
pierwszy:
List z Surrey
Jeśli
było coś, co Harry Potter lubił bardziej niż czekoladowe żaby
czy cukrowe pióra, to było tym otrzymywanie listów od
przyjaciół. Czasami było to zresztą jedyną rzeczą, która
pomagała mu przetrwać te żałosne wakacje z Dursleyami. Prawdę
mówiąc, nie wiedział, jak zdołał wytrzymać w tym domu
zanim poznał Rona i Hermionę, Deana i Seamusa, i Neville'a…
Oczywiście, było też to okropne lato, kiedy Zgredek zaczarował
wszystkie sowy, gdy jego ciotka Petunia i wuj Vernon byli wściekli,
że spędził cały rok w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa.
Nie chcieli, aby tam się uczył, co właściwie dziwiło Harry'ego,
kiedy tylko o tym myślał. Znikał z ich życia na cały rok
szkolny. Można by pomyśleć, że powinni być zachwyceni wysłaniem
go do szkoły z internatem, nawet jeśli uczono tam magii. I co z
tego, że nienawidzili magii? Jego ostatecznie nienawidzili bardziej.
— Zamierzasz to otworzyć? — zapytał Ron między kęsami.
—
Taak — odpowiedział Harry nie podnosząc głowy. Nic dziwnego, że
widok tego listu przywołał wszystkie wspomnienia z czasów,
kiedy tkwił u Dursleyów i wyczekiwał na listy od przyjaciół.
Był teraz w szkole, w szóstej klasie, otoczony wesołymi
Gryfonami, przełykającymi w pośpiechu swój obiad —
chociaż jak ktokolwiek mógł być szczęśliwy przed
podwójnymi eliksirami było ciekawym pytaniem — i wyglądało
na to, że otrzymał list, dostarczony przez magiczną sowę, od tych
właśnie Dursleyów, tych, którzy nienawidzili
wszystkiego, co magiczne.
Nie, niemożliwe, zdecydował
Harry. To żart, prawda? List pewnie był od Freda i George'a,
chociaż Harry nie miał pojęcia w jaki sposób bliźniacy
zdobyli jego mugolski adres. Jasne, jasne, mogli odszukać jego dom,
gdyby mieli kolejny zaczarowany samochód, oczywiście, ale
skąd by wiedzieli jak zapisać adres w mugolskim stylu? Ale miał to
przed sobą, napisane w lewym górnym rogu koperty: Privet
Driver 4, Little Whinging, Surrey.
Harry westchnął. Coraz mniej
prawdopodobne wydawało mu się, aby był to dowcip. Ojciec Freda i
George'a mógł pracować w Departamencie Niewłaściwego
Użycia Przedmiotów Mugoli w Ministerstwie Magii, ale ponieważ
kiedyś spytał Harry'ego, jakie dokładnie jest przeznaczenie
gumowej kaczki, Harry nie sądził, aby pan Weasley wiedział zbyt
dużo o mugolach. A ten list… Cóż, nawet jeśli zignoruje
się adres, było widać, że jest mugolski. Koperta nie była
wykonana z ładnego pergaminu, tylko ze zwykłego papieru — długa
i biała, jak koperty, których wuj Vernon używał w
korespondencji biznesowej. A poza tym, adres zwrotny? Czarodziejskie
listy nie potrzebowały ich, a już zdecydowanie nie miewały na
sobie znaczków!
Westchnąwszy, Harry zaczął przyglądać
się małemu profilowi królowej, aby po prostu coś robić. To
było lepsze niż otworzenie listu, to pewne. Przez ponad pięć lat
Dursleyowie ani razu nie napisali do niego do szkoły. Nie mogło być
dobrym znakiem, że zaczęli teraz.
— E, Harry? — odezwał
się znowu Ron, tym razem z pełnymi ustami. — Chcesz żebym
otworzył za ciebie?
— Nie. — Harry pokręcił głową. —
Myślę tylko… może będzie lepiej, jeśli trochę poczekam. Taak.
Po eliksirach, wiesz. Lepiej jak pójdę na nie z jasnym
umysłem. Ta oślizgła podróbka nauczyciela zabierze tysiąc
punktów Gryffindorowi, jeśli pozwolę swojemu eliksirowi
znowu wykipieć, jak tydzień temu.
Hermiona spojrzała znad
książki, na punkcie której miała obsesję od półtora
dnia: „Odpieranie Przeciwzaklęć: Odwracanie odmieniania".
—
Jak mogłeś pomylić oczy salamandry z trawą morską, Harry?
Powinieneś już nauczyć się, że dodawanie zwierzęcych elementów
do eliksiru opartego na oleju makowym doprowadzi do reperkusji! Nie
pamiętasz podstawowych zasad, jakich uczyliśmy się w trzeciej
klasie, o zwierzętach, warzywach i minerałach, i jak niektóre
składniki chcą pozostać w swojej klasie?
— Ach, panna
Granger. Znowu się popisujesz, jak to arogancki Gryfon, którym
jesteś. — Chłodny głos sponad nich sprawił, że podnieśli
głowy. Snape, oczywiście, z wykrzywionymi ustami, oczami płonącymi
jak bliźniacze czarne pochodnie. Już sam jego widok sprawił, że
Harry zadrżał. Nie, wróć. On sprawił, że zadrżał,
ponieważ Harry pamiętał ten sam wzrok pod koniec zeszłego roku,
kiedy Mistrz Eliksirów odmówił udzielenia pomocy
Syriuszowi, nieważne, że Harry błagał.
Jeśli już o tym
mowa, to może odmówił, ponieważ Harry błagał. W
każdym razie Syriusz zginął. Nagle, zamiast martwić się tym, że
Snape mógł usłyszeć słowa „oślizgła podróbka
nauczyciela", Harry miał nadzieję, że tak właśnie było.
—
I pan Weasley, z ustami zapchanymi jedzeniem, jak zawsze, rozrzucając
okruszyny, by skrzaty musiały po nim sprzątać. Gryffindor traci
dziesięć punktów za niechlujstwo. — Snape przyjrzał się
całej trójce, ale Harry nie podniósł wzroku. Nie było
sensu, tylko straciłby punkty. Wściekłość tliła się w jego
oczach, a to wystarczyłoby, żeby sprowokować Snape'a. Nie żeby
Snape potrzebował wymówki, by zabrać Gryffindorowi punkty.
Snape przesunął się obok nich i Harry odetchnął z ulgą.
—
Ale ma tupet! — wysyczała Hermiona, kiedy tylko Snape wyszedł
wysokimi drzwiami na końcu holu. — Wie doskonale, że skrzaty nie
muszą sprzątać tej podłogi! Ale to dobrze, nie? To znaczy mają
wystarczająco dużo pracy. Ktokolwiek zaczarował tę podłogę, aby
znikały szczątki mające na nią spaść, musiał pomyśleć…
—
Hermiona! — jęknął rozdrażniony Ron. — Masz miejsce w tej
swojej głowie na cokolwiek poza nauką i skrzatami? Harry dostał
list, którego boi się otworzyć, może nie zauważyłaś?
Wtedy zauważyła, wyszarpnęła kopertę z jego palców i
obróciła dwukrotnie przyglądając się jej.
— Och.
Sorry, Harry.
Ron zmieszał się.
— Co? Co się stało?
—
To od Dursleyów — jęknął Harry, chociaż jak jego
mugolscy krewni dostali w swoje ręce magiczną sowę było jego
zdaniem dobrym pytaniem.
— Dursleyów — powtórzył
powoli Ron. — Oni nigdy do ciebie nie piszą.
— Więc to nie
może być nic, co chciałbym przeczytać — stwierdził Harry.
—
Oj, nie mogą dużo ci zrobić — odparł Ron, wpychając kolejny
kawałek ciasta marchwiowego między zęby. — Przecież nie mogą
zabrać cię ze szkoły, no nie? Dumbledore nigdy by się na to nie
zgodził. Po pierwsze jesteś tutaj bezpieczny, a po drugie jak masz
walczyć z Sam Wiesz Kim, jeśli nie zostaniesz w pełni
wykształconym czarodziejem?
— Zapewne — mruknął Harry,
zabierając Hermionie list. Powinien go otworzyć, prawda? Co mogli w
końcu Dursleyowie zrobić? Całe lato byli zastraszeni, ponieważ
Szalonooki Moody dał wujowi Vernonowi kilka ostrych wskazówek
dotyczących odpowiedniego traktowania Harry'ego. Pod wieloma
względami było to najlepsze lato ze wszystkich. Dursleyowie
ignorowali go kompletnie, patrzyli poprzez niego i zachowywali się,
jakby go w ogóle w domu nie było, ale to było lepsze od prac
od świtu do zmierzchu i tyrad na temat jego rodziców.
—
Przeczytaj list po eliksirach — powiedziała nagle Hermiona. — To
zapewne nic takiego, Harry, ale nie chcesz ryzykować, nie ze
Snape'em. Naprawdę się uwziął na ciebie w tym roku, bardziej
niż wcześniej.
— Taak — przyznał Harry, myśląc o
myślodsiewni, o najgorszym wspomnieniu Snape'a. Nawet tak
wściekły, jak był z powodu Syriusza, nadal było mu przykro, że
węszył we wspomnieniach nauczyciela. A może nie było mu tak
przykro dlatego, że obraził Snape'a, a bardziej z powodu rzeczy,
o których nigdy nie chciał wiedzieć. O swoim ojcu. O
Syriuszu. — Czas na eliksiry, w takim razie — jęknął i wstał.
— Co z listem? — ponaglił Ron. — Nie może być taki zły.
Czemu nie przeczytasz go po drodze?
— Później —
odmówił Harry. — Dużo później.
W
rzeczywistości, jeśli mu się uda, może nigdy nie otworzy tego
listu. Twarz Harry'ego rozjaśniła się przy tej myśli, mimo że
był w drodze na eliksiry. Taak, to jest to, nigdy nie otworzy tego
listu. Dursleyowie nie napisaliby mu niczego, co chciałby
przeczytać, więc to jest to. Oczywiście, może potem mieć mnóstwo
do tłumaczenia, kiedy nadejdzie lato, ale do tego były jeszcze
miesiące.
Harry schował list głęboko do torby, zdecydowany
zapomnieć o nim.
Rozdział następny:
Rozgardiasz na
eliksirach
