Od Autora: Ponownie wzięłam się za pisanie tego opowiadania w ramach testowania swych umiejętności. Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będą one coraz bogatsze i uda mi się dokończyć to opowiadanie jak wcześniej zamierzałam. Chciałam również poinformować, że pierwszy rozdział został ponownie przepisany, w celu uniknięcia większości błędów i poprawienie gramatyki i składni zdań oraz dodania paru akapitów. Mam nadzieję, że tym razem będzie się go lepiej czytało ;) Rozdział drugi pojawi się na przestrzeni Sierpnia :D
W potrzasku
Rozdział 1
Stojąc na balkonie w dość pochmurny wieczór, jak na Phoenix, kobieta przeczesała swoje brązowe loki w geście zniecierpliwienia. Patrząc na budzące się do nocnego życia miasto za oknem, nie mogła zrozumieć, jak znalazła się w tym miejscu. Jak znalazła się w pokoju hotelowym ubrana jedynie w aksamitny szlafrok z potarganymi ubraniami leżącymi na podłodze i butelką wina. Leniwym gestem chwyciła za butelkę znalezionego trunku i nie przejmując się czymś tak oczywistym, jak czysty kieliszek, upiła kilka łyków alkoholu prosto z butelki. Odsuwając od siebie wino, skrzywiła się na uczucie palenia w gardle, które zawdzięczała alkoholowi i przypomniała sobie, dlaczego nigdy po niego nie sięgała. Kobieta nie była osoba pijącą, wręcz stroniła od wszelakiego rodzaju używek, już wystarczyły jej nerwowe tiki, które posiadała od najmłodszych lat, nie chciała jeszcze sięgać po alkohol czy papierosy, gdy się zdenerwuje. Choć czasami stres robił swoje i brunetka uginała się, chwytając za paczkę papierosów, gdy nikt jej nie widział.
Niemiły dreszcz wywołany podmuchem silnego wiatru przeleciał jej po plecach, wypędzając kobietę z balkonu do ciepłego pokoju. Unikając rozbitego szkła i dziwnych plam na dywanie, brunetka skierowała swoje kroki do łazienki, gdzie napuściła do wanny gorącej wody i dolała jakiegoś olejku do kąpieli. Nie było to nic wykwintnego, standardowy zapach róży hotelowych szamponów, który imitować miał luksus w podrzędnym motelu. Nie patrząc na obskurne, czerwone wnętrze pokoju, kobieta postanowiła zrelaksować się w kąpieli do czasu, aż nie przyjedzie po nią przyjaciel. Zrzucając z siebie szlafrok weszła do wanny, starając się przyzwyczaić do gorącej i parującej wody. Rozkładając się wygodnie, przymknęła oczy, by ponownie wrócić myślami do wydarzeń sprzed paru godzin. Niechciane myśli zalały jej umysł dosłownie jak fala gorąca po wypiciu wina. Kobieta wręcz zerwała się w momencie, rozlewając część wody po całej łazience, gdy przed jej oczami ponownie zabłysły światła przednich reflektorów nadjeżdżającego auta z przeciwka. Zdenerwowana ponownie przeczesała swoje włosy palcami i zabrała się za zmywanie zaschniętej krwi i błota z całego ciała. Tam, gdzie resztki potarganych ubrań się zachowały, nie była aż tak brudna, jednak jej twarz, ręce i stopy wyglądały najgorzej. Gdzieś między samochodem a motelem zgubiła buty, teraz nie była już nawet pewna, czy wychodząc z wraku auta w ogóle je miała na sobie. Coś było w tym powiedzeniu, że jedyne co zostanie po nas to buty i telefon głuchy.
Kobieta wyszła czysta z wanny i owinęła się szczelnie ręcznikiem, starając się rozczesać swoje włosy palcami, nie posiadała przy sobie praktycznie nic. Po drodze udało się jej znaleźć jakieś ubranie, które bezczelnie zwinęła ze sznurka suszarki przy jakimś domu. Wynajęła pokój na dwie godziny, bo tylko na tyle było ją stać, co tłumaczyło obskurny wygląd jak i nieustające krzyki zza ściany. Recepcjonista nawet nie spojrzał na nią, gdy odbierała swój kluczyk. Był zajęty meczem w telewizorze, za co była po cichu wdzięczna. Pokryta cała krwią i niepełnoletnia z poszarpanymi ubraniami nie wyglądała najlepiej, a nie chciała ściągać na siebie jeszcze policji. Chciała się oporządzić i wrócić do domu. W tym celu zadzwoniła do Nate'a, który odebrał telefon dopiero za trzecim razem. Hałas po drugiej stronie podpowiedział jej, że chłopak musiał być na jakiejś imprezie i dopiero gdy udało mu się znaleźć jakieś cichsze miejsce, dziewczyna była w stanie opowiedzieć mu, co się stało. Właściwie to opuściła kilka szczegółów, mówiąc jedynie, że potrzebuje podwózki, bo jej auto się rozbiło i podała mu namiary na motel, w którym się zatrzymała. Tylko na tyle jej starczyło pieniędzy na koncie. Teraz mogła się jedynie modlić o to, że chłopak po nią przyjedzie. O ile nie był już pijany, to podrzuci ją swoim samochodem do domu i jeśli jej szczęście dopisze, to nie będzie zadawał niewygodnych pytań. Jednak z tym szczęściem to różnie u niej bywało.
Brunetka czekała na gościa z niemałym zniecierpliwieniem, gdy usłyszała pukanie do drzwi podeszła do nich niepewnie, nie otwierając jeszcze zamku dla bezpieczeństwa. Znajdowała się aktualnie w bardzo nieatrakcyjnej części miasta i nie chciała kusić swojego losu jeszcze bardziej niż było to potrzebne.
- Kto tam? – spytała pewnym siebie głosem, klnąc na to, że nie posiadały wizjera.
- To ja, Bells. – Usłyszała odpowiedź i od razu jej ulżyło. Nate. Przyjechał po nią do motelu i była już bezpieczna. Szybko odblokowała drzwi i otworzyła je szeroko, wpuszczając chłopaka do pokoju i ściskając go mocno na przywitanie. Szybko pozbierała swoje rzeczy do worka na śmieci, jej ubrania nie nadawały się już do niczego, a kluczyki i telefon miała schowane w kieszeni nowych spodni. Jedyne czego było jej żal to aksamitnego szlafroka, był naprawdę dobrej jakości – prawdopodobnie drogi prezent. Jednak brunetka nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek ślady zbrodni, dlatego niemal natychmiast wrzuciła go do worka wraz z reszta brudnych rzeczy i wychodząc z pokoju, nawet nie trudząc się zamknięciem drzwi, ruszyła schodami w dół. Gdzieś między pierwszym a drugim piętrem potknęła się o swoje nogi, co zdarzało się jej zbyt często niż była skłonna przyznać, dogonił ją Nate. Bez słowa zaprowadził ją do auta, gdzie Bella siadła, uprzednio pozbywając się śmieci i zapięła pasy. Ostatnie doświadczenia z samochodami nie dawały jej wciąż spokoju i choć nie wiedziała, jakim cudem udało się jej wygrzebać z wraku auta bez większego zadrapania, to zdawała sobie sprawę, że drugi kierowca uciekł z miejsca zdarzenia, nawet nie wzywając pogotowia.
- Co się stało, Bells? – Nate odezwał się dopiero po piętnastu minutach jazdy, jak już zdążyli dawno zostawić za sobą slumsy Phoenix. Spojrzała w boczne lusterko, by uniknąć jego zaniepokojonego spojrzenia i rzuciła tylko trzy słowa.
- Patrz na drogę. – Chłopak jedynie pokręcił niezadowolony głową i wrócił spojrzeniem na jezdnię. Dopiero wtedy dziewczyna była wstanie skupić się na tym, co się stało i wymyślić jakąś historię, która byłaby na tyle wiarygodna i zbliżona do prawdy, na ile się dało. Bella wiedziała, że jeśli powie prawdę to nie uniknie szpitala, który był dla niej drugim najbardziej uczęszczanym miejscem na ziemi i choć tak często tam bywała, za grosz nie polubiła tego faktu. Z drugiej strony wątpiła, że brak samochodu, który wciąż prawdopodobnie leżał na drodze dojazdowej do Phoenix z północnej strony i jej nieobecność przez kilka godzin nie zostanie niezauważona. I choć późnie powroty do domu nie były czymś, co mogłoby zmartwić jej matkę Renee, to brak auta już tak.
- Ktoś mi ukradł auto, jak byłam w bibliotece ze wszystkimi moimi rzeczami – dziewczyna skłamała najlepiej jak mogła. Nigdy nie była dobrą aktorką, a jej matka potrafiła czytać z niej jak z otwartej książki. Miała jednak nadzieję, że jeśli uda się jej przekonać Nate'a do jej historyjki, to z mamą pójdzie jej podobnie. Postanowiła potrenować na przyjacielu.
- Akurat jak wychodziła z budynku zobaczyłam jak facet odpala moje auto i ruszyłam za nim, złapałam taksówkę, ale zorientowałam się, że nie mam pieniędzy by za nią zapłacić. Znaczy się miałam trochę kasy, ale cała moja torebka wraz z dokumentami zostały w samochodzie, więc odpuściłam sobie pościg i stwierdziłam, że lepiej będzie zgłosić to na policję – zakończyła historię w tym momencie, mając nadzieję, że chłopak nie zapyta o obskurny motel, z którego ją odebrał. Jednak szczęście jej nie dopisało.
- To o co chodziło z tym motelem? – po chwili usłyszała pytanie, na które nie miała dobrej odpowiedzi. Wzruszyła ramionami.
- Gdy wracałam do domu po prostu wstąpiłam do hotelu, by poprosić o telefon. Chciałam zadzwonić po kogoś by mnie odebrał. Kolejny autobus z tego zadupia był dopiero za pół godziny, a i tak jechał jedynie do centrum, stamtąd musiałabym łapać następny. Prościej było zadzwonić do ciebie, ale facet powiedział, że telefon jest tylko dla gości motelu, więc zapłaciłam za ten obskurny pokój, wynajmując go na godzinę i przesiedziałam w nim, czekając aż przyjedziesz. – Kobieta czuła, że cała ta historia nie trzyma się kupy, jednak odetchnęła z ulgą, gdy Nate przyjął ją do wiadomości i odpuścił. Przez następne dziesięć minut siedzieli w ciszy, później chłopak włączył radio i tak zajechali pod jej dom.
Brunetka wyskoczyła z auta i podziękowała przyjacielowi, żegnając się i ruszyła do domu. Wchodząc do przedpokoju widziała, że w salonie świeci się światło, a Renee i Phil – nowy chłopak jej matki – siedzieli przed telewizorem przytuleni i oglądali jakąś komedię z popcornem na kolanach. Dopiero gdy Bella zjawiła się w zasięgu ich wzroku, jej matka wstała z sofy i wyłączyła telewizor.
- Co się stało? – spytała od razu, rozpoznając skrzywioną minę na twarzy swojej córki. Dziewczyna pokręciła głową, rozrzucając mokre włosy na boki. I choć jazda do domu trwała niepełną godzinę, jej gęste i długie włosy nie zdążyły jeszcze wyschnąć. Na szczęście nie było to już tak oczywiste i na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie.
- Ktoś ukradł mi auto i zostawił na drugim końcu miasta bez telefonu i dokumentów. Udało mi się dodzwonić do Nate z budki telefonicznej – odpowiedziała szybko na zaniepokojony wyraz twarzy kobiety i przytuliła ją na pocieszenie.
- Nic mi nie jest, po prostu trzeba zgłosić kradzież jutro z rana – dodała szybko, gdy Phil podszedł do nich zmartwiony. Mężczyzna od razu zaproponował, że się tym zajmie, zadając jeszcze kilka pytań i dopiero po godzinie Bella była wolna by pójść na górę i spokojnie zasnąć.
Na następny dzień dziewczyna już odłożyła na drugi plan wypadek, gdyż kłamstwo z kradzieżą auta przeszło gładko, nawet fakt zaangażowania w tą sprawę policji jej nie przerażał. Auto zostało odnalezione na drodze i przewiezione na parking policyjny. Z pierwszy oględzin auta Phil dowiedział się, że kierowca musiał zniknąć z miejsca wypadku a wszystkie dowody zostały zniszczone przez pożar, który musiał wybuchnąć zaraz po zderzeniu. I choć pożaru Bella nie pamięta postanowiła się tym nie przejmować. Najwidoczniej musiało się jej udać wyjść wcześniej przed wybuchem i udać do motelu.
Dziewczyna stojąc przed lustrem przyglądała się sobie uważnie starając się odnaleźć jakiekolwiek oznaki po ranach, które jeszcze wczoraj widziała przy kąpieli, lecz nie widziała żadnych. Wszystkie zadrapania zagoiły się w ciągu jednej nocy, co było nietypowe. Bella cierpiała zawsze na liczne zadrapania, siniaki czy nawet złamania, wiedziała doskonale, co i ile na jej ciele się goi, i te zadrapania, które miała zaraz po wypadku powinny widnieć przynajmniej tydzień, a tym razem zniknęły na drugi dzień. Wciąż nie mogąc w to uwierzyć, brunetka ubrała się i zeszła na dół po śniadanie. Renee i Phila już nie było, co dało jej trochę luzu. Dziewczyna zebrała się na autobus, skoro jej auto zostało skasowane i ruszyła na zajęcia.
Pierwsze lekcje minęły jej bez większego zainteresowania, dopiero na lunchu dziewczyna poczuła, że jest w szkole, gdy to stała w kolejce i ktoś omawiał sprawdzian z historii. Z cichym westchnieniem wzięła jedynie butelkę wody i odszukała swoje standardowe miejsce na uboczu, gdzie zazwyczaj siedziała sama bądź z Nate'm, o ile ten pojawił się w szkole. Dzisiaj blondyn już na nią czekał, rezerwując miejsce obok. Dziewczyna usiadła przy stoliku i otworzyła swoją butelkę, by upić kilka łyków.
- I jak tam? – usłyszała głos przyjaciela, który przyglądał się jej niepewnie, odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem na ustach.
- Phil zajął się sprawą auta, okazało się, że złodziej rozbił się tuż za miastem i uciekł – wyjaśniła szybko i wróciła do swojej wody. Chłopak najwidoczniej zadowolony odpowiedzią, odwrócił się do reszty ludzi przy stoliku i zaczął o czymś żywiołowo opowiadać. Bella nie wsłuchiwała się w rozmowę, jak zazwyczaj by to zrobiła, tylko błądziła gdzieś myślami, zastanawiając się, co tak naprawdę wczoraj się wydarzyło.
Tak minął cały tydzień, bez większego zainteresowania Bella chodziła na zajęcia i siedziała w stołówce wraz ze znajomymi. Nie była zbytnio towarzyska, ale Nate zawsze starał się ją wprowadzić w grono swych przyjaciół, za co była mu niezmiernie wdzięczna. Nathaniela poznała już pierwszego dnia w Phoenix, jak to się przeprowadziła tu z Renee w wieku niespełna siedmiu lat. Jej mam postanowiła, że jak Bella pójdzie do szkoły, to zrobi to w jednym mieście, w którym osiedlą się na stałe. Całe jej wcześniejsze dzieciństwo wyglądało tak, że przenosiły się z jednego miejsca do drugiego. Zdarzyło się nawet, że przez dwa miesiące żyły w Rzymie, ale Renee szybko zatęskniła za domem, który w jej oczach oznaczał Amerykę i szybko wróciły do Stanów. Jednak na tuż przed jej siódmymi urodzinami, bo zaledwie na dwa tygodnie przed, przeprowadziły się do Phoenix i już zostały.
Podczas spaceru po okolicy Bella, oczywiście przez swoją niezdarność, musiała się potknąć wpaść na chłopaka stojącego tuż obok i ściągnąć go na ziemię wraz ze sobą. Od razu cała czerwona na twarzy chciała pomóc nieznajomemu, co spowodowało tylko kolejny ich upadek. I choć za pierwszym razem chłopak wyglądał na poirytowanego, to za drugim razem wybuchnął śmiechem i się przedstawił. Od tej pory starał się ją prowadzić przez życie bezwypadkowo, na ile tylko mógł. Nate był starszy od Belli o rok, więc nie mieli ze sobą żądnych zajęć, jedynym momentem, gdy się widywali w szkole, były przerwy i to też nie zawsze udało się im zamienić ze sobą kilka zdań. Oboje często widywali się jednak po szkole, robili różne szalone rzeczy, które często powodowały wizyty w szpitalu ze strony Belli zaś wielkie przeprosiny i niezręczność ze strony Nate'a.
- Co ty robisz? – wrogi głos przerwał ciszę w ciemnym pomieszczeniu. Wszystkie świeczki, które jeszcze przed chwilą się paliły zgasły z lekkim jęknięciem, jedynie dym unoszący się po płomieniach otulił cały pokój. Pomimo płomieni w kominku i wypalonych świeczkach pomieszczenie było lodowate. A po wypowiedzianych słowach powinna umieść się para z ust czarnowłosej kobiety lecz nie było po niej śladu. Pomieszczenie było nieogrzewane i znajdowało się kilometry od najbliższego miasteczka na Alasce. Dwójka stojąca teraz ramię w ramię przy ognisku, mierzyła się lodowatym spojrzeniem, stojąc niczym posągi na wprost siebie. Bitwę bez słów jednoznacznie wygrał mężczyzna, gdy to uśmiechnął się złośliwie, doprowadzając tym samym kobietę do obłędu. Wściekła wyrzuciła jedynie ręce w górę i zniknęła z pokoju tak samo szybko jak się w nim zjawiła. Mężczyzna zwrócił swoją uwagę na płomienie i wsadził do nich dłoń, bawiąc się w popiele i szukając tam odpowiedzi na swe pytania.
- Już niedługo wszystko nabierze sensu – rzucił, odpowiadając na pytanie kobiety, której już dawno nie było w zasięgu słuchu. Nawet tak dobrego jakim dysponował brunet. Jego lodowate spojrzenie przyglądało się, jak jego dłoń zaczyna lekko zajmować się ogniem i gdy już wiedział, że powinien przestać się bawić, wyciągnął dłoń i zanurzył ją w fontannie obok, przełamując solidną warstwę lodu. Mącąc ją ruchem ręki zaczął przyglądać się uważnie temu, co na pierwszy rzut oka było kamiennym dnem. Mimo że mężczyzna nie poruszył się przez następne kilka godzin, to nie było go w pomieszczeniu długi czas. Podróżował po świecie w poszukiwaniu ciekawych istot tak samo obdarzonych darem jak on. Od kilku tygodni planował i bawił się we władcę świata, z czego nie zamierzał szybko rezygnować, nawet jeśli doprowadzało to jego partnerkę do wariacji – nie zwracał na to uwagi.
2 lata wcześniej…
Gdzieś w głębi Alaski dwójka wampirów wybiegła na polowanie z dala od cywilizacji, mając nadzieję nie trafić na nikogo przypadkiem. Solidnej postawy blondyn właśnie obejmował ramionami swoją żonę, drobną szatynkę z krótkimi, odstającymi włosami, gdy niespodziewana wizja wypełniła umysł kobiety. Wciągnięta w wir obrazów nie złapała za pierwszym razem ich sensu, niemniej jednak po chwili zrozumiała, że coś się zmieniło. Nie wiedziała skąd, ani dlaczego, jednak przyszłość wydała się jej bardziej niestabilna niż zawsze. Nagląca chęć przejrzenia wszystkich kart przyszłości, sprawiła, że zaczęła przeglądać obrazy w spowolnionym tempie, by wyłapać pewną w jednej z nich dziewczynę o brązowych włosach i oczach. W jakiś sposób wampirzyca była przekonana, że ta dziewczyna jest kimś ważnym, nie mogąc jednak dowiedzieć się dlaczego. Przeszukując przyszłość, nie mogła znaleźć nic więcej niż niespójne skrawki, które nawiedziły jej umysł chwilę temu. Nie słysząc spokojnych słów swego męża, wciągnięta w trans wizji, zaczęła doszukiwać się znaczenia tych obrazów. Dlaczego przyszły właśnie teraz? Co one mają wspólnego z jej rodziną? I przede wszystkim… Kim jest ta dziewczyna?
Wyrwana dopiero po kilku minutach mocnym potrząsaniem, spojrzała na Jaspera i uśmiechnęła się niespokojnie.
- Musimy wracać do domu. – To były jedyne słowa kobiety zanim puściła się biegiem najszybciej jak umiała. Wiedziała, że przyszedł na nich czas i muszą się przenieść. Jedna z wizji pokazywała podejrzenia mieszkańców i starcie z Volturi, i by tego uniknąć Cullenowie musieli opuścić tereny klanu Denali, aby nie wzbudzić jeszcze większych podejrzeń niż dotychczas.
Po chwili dwójka wbiegła do salonu, zwołując całą rodzinę.
- Już czas – to były jedyne słowa szatynki, które skierowała do swoich najbliższych, wywołując na twarzach bliskich niemałe zmieszanie. Zdarzało się to jej zbyt często, mówić o rzeczach, o których nich inny nie wiedział. Czasami przerywać w połowie zdania, by zaczynać od początku o czymś zupełnie innym i niezwiązanym z poprzednim tematem. Jej rodzina zdążyła się do tego już przyzwyczaić, nie znaczyło to jednak, że nie czuli się czasem poirytowani przez jej zachowanie. W tym momencie pałeczkę przejął Edward, jej brat, wyjaśniając wszystkim innym myśli swojej siostry.
- Alice miała wizję. Musimy się przenieść, bo ludzie zaczynają coś podejrzewać i grozi nam ujawnienie. – Z wyraźną ulgą usiadł na sofie, choć zupełnie tego nie potrzebował i spojrzał po twarzach bliskich. Każda z nich wyrażała zupełnie inne uczucie. Emmett był podekscytowany, Rose znudzona, Jasper zainteresowany, Esme zmartwiona a Carlisle ucieszony z myśli, że ponownie wróci do praktykowania. Tylko Alice była nieobecna, jakby coś mocno ją zajęło. Zaintrygowany skupił się na jej myślach, niestety nie potrafiąc zrozumieć nawet skrawka z całego szumu, jaki kłębił się w jej głowie. Skrzywił się lekko, widząc Volturich sądzących ich na zimnych polach Alaski, ale to była tylko jedna składna myśl, jaką potrafił wyłapać z głowy swojej siostry. Po kilku próbach odpuścił, pozostawiając cały ten mętlik w jej głowie dla niej samej.
- To dokąd? – spytał podekscytowany Emmett, zwracając tym samym wzrok wszystkich na siebie.
- Forks – odpowiedziała Alice i rzuciła się w stronę swojego pokoju, by zacząć pakować walizki, jakby co najmniej się paliło. Reszta zgromadzonych wzruszyła ramionami i każdy w swoim tempie wyszedł z salonu przygotowywać swoje rzeczy do przeprowadzki. Gdzieś między pokojami było słychać pytania kierowane w stronę Alice.
- A dlaczego Forks? – Esme spytała szatynki, stojąc w otwartych drzwiach do jej pokoju. Alice odwróciła się w stronę swojej przybranej matki i wzruszyła bezradnie ramionami, nie wiedząc jak wytłumaczyć nagły impuls, który ciągnął ją w stronę tego miasteczka. Była prawdopodobnie bardziej skołowana niż pozostali, nie potrafiąc rozszyfrować choć części z tego, co zobaczyła w swojej wizji. Jeszcze tak chaotycznej przyszłości nie widziała, oprócz kilku rzeczy, które były dla niej jasne, reszta nie miała sensu. Forks było jedną z tych rzeczy. Szatynka wiedziała, że to właśnie tam powinni się znaleźć, nie wie działa dlaczego, ani po co. Jednak gdy próbowała zmienić decyzję na inne miasto, wszystko szło nie tak. To ktoś się zapominał i zabijał bezbronnego człowieka, choć wcześniej polował i nie był spragniony. To ludzie nagle zaczynają znikać i policja zaczyna ich podejrzewać o porwania z niewiadomych dla nikogo powodów. Za każdym razem szło coś nie tak, jedynie gdy powracała do poprzedniej decyzji o zamieszkaniu w Forks, nic takiego nie miało miejsca. I choć czuła w powietrzu zmiany, to nie mogła określić czy na dobre czy złe…
Od Autora: Mam nadzieję, że się spodobała nowa wersja pierwszego rozdziału :D
