Słowniczek

Ano - Zwrot używany by zwrócić czyjąś uwagę

Baka - głupek, idiota

Bokken – drewniany miecz

-chan - zdrobnienie

Daijoubu ka - Czy nic ci nie jest?

Daisho - dwa miecze samuraja; katana i wakizashi (sztylet)

Deshi - uczeń

Douzo - proszę (przy dawaniu)

Edo - dawna nazwa Tokio

Gaijin – pogardliwie o obcokrajowcu

Gi - koszula

Gomenasai gozaimasu - bardzo przepraszam

Gomene - przepraszam

Hakama - spodnie

Hentai - zboczeniec

Hitokiri Battousai - siepacz Krwawa Klinga

Ki - siła, energia

Kodachi – miecz o długości średniej, pomiędzy kataną i wakizashi

Ne? - Czyż nie?

Ojou-san - panienka

Okaerinasai - witaj w domu

Okami- właścicielka

Onegai - proszę

Sakabatou - katana o ostrzu znajdującym się po drugiej stronie niż normalnie

-san - pan

Sayounara - żegnaj

Shoji - Papierowe, przesuwane drzwi

Souka - więc to tak

Yare, yare – no, no

Yukata - lekkie, letnie kimono, używane jako piżama

Ken no Kokoro = Kenshin – Serce miecza

Ken no Kokoro

- Iie, iie, iie – krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jak moja najlepsza przyjaciółka, Yuki, próbowała ustawić stoisko, praktycznie je na siebie przewracając.

- Chcesz sobie coś złamać? – burknęłam na nią. To był pierwszy dzień naszego kulturowego festiwalu i wszyscy byli podenerwowani. – Jeśli coś sobie zrobisz to będę musiała tu zostać sama z całym tym majdanem!

- Gomenasai – wydyszała Yuki, kiedy uwolniłam ją od części ciężaru. – Może zawołamy kogoś do pomocy.

- Dopiero teraz o tym pomyślałaś? – spytałam na pół zdenerwowana, na pół rozbawiona. Rozejrzałam się po boisku naszej szkoły, na którym się aktualnie znajdowałyśmy, razem z połową ostatnich klas, którzy z nami przygotowywali festiwal. Wokół kręciło się mnóstwo chłopaków, niemożliwe, żeby żaden nie zauważył, że Yuki potrzebuje pomocy. Co za kretyni.

- Hej, Hisoka! – Zawołałam do kolegi który właśnie koło nas przechodził. – Pomóż nam.

Chłopak obejrzał się jak tylko usłyszał mój głos.

- Dla ciebie wszystko, Matsumoto – powiedział zaszczycając nas jednym ze swoich uwodzicielskich uśmiechów. Wywróciłam oczami i ustąpiłam mu miejsca. Właściwie go nie cierpiałam, ale nikt inny nie kwapił się do pomocy, więc nie bardzo miałam wybór. Strasznie denerwowało mnie to, że przyszedł nam pomóc tylko dlatego, że ja tam byłam. Hisoka znany był z tego, że robił wszystko żeby się przypodobać ładnej dziewczynie, a dla brzydkiej, a przynajmniej takiej nie w jego typie, nie ruszyłby palcem. Yuki niestety nie była w jego guście(chociaż zwykle się z tego cieszyłam) bo była bardzo nieśmiała i dlatego zakrywała swoją ładną twarz olbrzymimi okularami.

Po długich próbach udało nam się wreszcie ustawić stolik i mogłyśmy zabrać się za jego ustrajanie. Hisoka na szczęście musiał wracać do własnych przygotowań więc szybko się go pozbyłyśmy.

- Dobrze, że sobie poszedł – westchnęłam układając na stoliku białą serwetę. Do tego festiwalu przygotowaliśmy się przez kilka ostatnich tygodni. Miał się rozpocząć za kilka godzin i nie mogłam się doczekać. Miał to być festiwal wielu kultur. Kilkuosobowe grupy przygotowywały różne stoiska, mające pokazywać różne kraje i ich kultury.

Razem z Yuki dostała nam się Japonia, więc miałyśmy łatwe zadanie. Ponieważ na festiwalu mieli być także obcokrajowcy, grup zajmujących się naszym krajem było więcej. Musiałyśmy więc wymyślić na nasze stoisko coś oryginalnego, żeby wszyscy nie mieli tego samego. Moje kumpele robiły już kącik anime, inne miały prezentować historię Japonii, a chłopacy z naszej klasy zajęli się kuchnią. W takim razie postanowiłyśmy z Yuki przedstawić tradycyjną japońską broń. Część mieczy jakie przyniosłam pochodziło z mojej kolekcji, resztę pożyczyłam od mojego senseia. Wśród całej tej broni znalazły się bokkeny, katany, wakizashi i kodachi. Wszystko to wyłożyłyśmy na stojak, który postawiłyśmy na naszym stoisku. Oprócz tego położyliśmy obok mnóstwo wydrukowanych przez nas ulotek, które objaśniały dokładnie każdy rodzaj miecza jaki u siebie miałyśmy i jego historię. Potem, wieczorem dzisiejszego dnia, mieliśmy w planach mały pokaz kenjutsu. Właściwie to tylko ja miałam w nim uczestniczyć, bo Yuki nie trenowała, przez co musiałam prosić do pomocy kolegów z dojo, którzy nie chodzili do mojej szkoły i mieli przyjść dopiero po południu.

Kiedy już wszystko było przygotowane postanowiłyśmy wrócić do klasy gdzie zostawiłyśmy nasze rzeczy i przebrać się w nasze stroje specjalnie przygotowane na ten festiwal. Każdy kto miał pod opieką jakieś stoisko musiał przebrać się w historyczny narodowy strój państwa, o którym było przygotowane przez niego stoisko. Ja i Yuki musiałyśmy więc ubrać kimona. Właściwie to cieszyłam się z tego bo kimona bardzo mi się podobały, nawet pomijając kwestię tego jakie były niewygodne, a bardzo rzadko miałam okazję, żeby jakieś włożyć. Co prawda musiałam także zabrać ze sobą mój strój, w którym ćwiczę kenjutsu, ale przebrać się w niego miałam dopiero przed samym pokazem.

- Mogłabyś pomóc zawiązać mi obi? – poprosiła Yuki kiedy się przebierałyśmy. To było w kimonach najgorsze, żadna z nas nie potrafiła sama do końca się w nie ubrać. Wiele czasu zajęło nam pojęcie jak to się robi, a korzystałyśmy tylko z instrukcji jakie znalazłyśmy w internecie. W końcu jakoś udało mi się, po czym Yuki zrobiła dla mnie to samo.

Na koniec zajęłam się włosami, które związałam kawałkiem białej tasiemki na karku, zostawiając z przodu kilka wolnych kosmyków i grzywkę, idealnie równo obciętą na linii brwi.

- Wow, Minako, wyglądasz zupełnie jak hime z czasów samurajów. – Powiedziała Yuki patrząc na mnie z podziwem. Lekko się zaczerwieniłam, bo nie wydawało mi się, żebym wyglądała tak dobrze. Spojrzałam w dół na moje czerwone, prawie wiśniowe kimono, z wyhaftowanymi na nim gałązkami pełnymi kwiatów kwitnącej wiśni. Potem spojrzałam na Yuki, ubraną w lazurowe kimono, ozdobione ciągnącym się naokoło niego czerwonym smokiem. Ona dopiero wyglądała pięknie.

- Nie gadaj głupot – roześmiałam się. – Ale coś mi nie pasuje w twoim wyglądzie. – Zauważyłam i udałam jakbym się zastanawiała.

- Co ci nie pasuje? – zaniepokoiła się moja przyjaciółka. Spojrzałam jej w twarz unosząc wysoko brwi.

- Nie sądzę aby w dawnych czasach ktoś nosił takie okulary – stwierdziłam spoglądając na wielkie gogle, które powodowały wiele kpin wśród naszych znajomych, a także wiele bójek, kiedy broniłam przyjaciółki. Jeśli chciała je nosić, jej sprawa, ale nikt nie miał prawa się z niej naśmiewać, nikt oprócz mnie. No ale na festiwalu nie mogła się wyróżniać w taki sposób.

- Nie mogę ich zdjąć – głos Yuki lekko zadrżał. – Wiesz dobrze jak słabo widzę bez nich.

- Oczywiście – westchnęłam i sięgnęłam do torby. – Nikt ci nie każe obywać się bez okularów.

Z torby wyciągnęłam ciemne etui i podałam Yuki.

- Co to? – spytała otwierając je powoli. – Och!

W środku znajdowały się małe, delikatne, okrągłe okularki, z czarną oprawką. W tajemnicy zamówiłam je u optyka, bo wiedziałam, że moja przyjaciółka nawet nie chciałaby o tym słyszeć, gdybym pytała ją o zdanie.

- No dalej, włóż je!

Dziewczyna nie była co do tego przekonana, ale posłusznie zmieniła swoje dotychczasowe gogle na mój prezent.

- Jak wyglądam? – Spytała niepewnie.

Przyjrzałam się jej uważnie. Wyglądała ślicznie.

- Jak Harry Potter – Powiedziałam poważnie, ale już po chwili wybuchłam śmiechem, bo nie mogłam się powstrzymać kiedy zobaczyłam jej przerażone spojrzenie. – Żartuję, wyglądasz świetnie, onto – zaczęłam ją przekonywać i szybko podałam jej lusterko, zanim zdążyła je zdjąć.

- No nie wiem – mówiła niezdecydowana spoglądając na swoje odbicie.

- Ale ja wiem – wyrwałam jej lusterko. – Musimy iść, festiwal zaraz się zaczyna.

Yuki spojrzała na zegar wiszący na ścianie w naszej klasie.

- Rzeczywiście! Wiązanie tego głupiego obi zajęło nam tyle czasu.

Nie zwlekając ruszyłyśmy z powrotem na boisko. Droga zajęła nam więcej czasu bo nie byłyśmy przyzwyczajone do chodzenia w tak wąskich sukienkach, a klapki na grubej podeszwie też nie pomagały.

Po drodze spotykałyśmy mnóstwo poprzebieranych ludzi. Paru z nich było, tak jak my, w japońskich strojach – trzy dziewczyny w kimonach i kilku chłopaków w strojach samurajów.

- Minako pożycz mi jakiś miecz – krzyknął za mną jeden z nich, w którym rozpoznałam Daisuke. Odwróciłam się do niego i odkrzyknęłam, nie zatrzymując się ani na moment.

- Nie ma mowy, to tylko dekoracja i nie pozwolę się nikomu nimi bawić.

Jakbym nie wiedziała co ci moi kretyńscy kumple mogli by z nimi zrobić. Heh

Festiwal się rozpoczął. Już od samego początku zjawiło się mnóstwo ludzi i na naszym boisku zrobiło się tłoczno. Na początku głównie siedziałyśmy przy naszym stoisku, ale wkrótce zaczęło mi się nudzić i postanowiłam przespacerować się po festiwalu i obejrzeć inne stoiska.

- Yuki obrazisz się, jeśli pójdę się przejść? – spytałam przyjaciółkę, kiedy z nikim akurat nie rozmawiała. – Jak wrócę, ty będziesz mogła się rozejrzeć.

- Jasne, idź – rzuciła bez namysłu. Już po chwili jakiś gaijin prosił ją, żeby zrobiła sobie z nim i jego rodziną zdjęcie.

Zaśmiałam się w duchu. Zrobiła się dzisiaj całkiem popularna. Wstałam z małego stołeczka i ruszyłam pomiędzy tłum, żeby rozprostować nogi.

Szłam oglądając się na wszystkie strony, zdumiona jak bardzo zmieniło się nasze boisko. Wszędzie pełno było poprzebieranych ludzi. Zobaczyłam kilka dziewczyn w krynolinach i jakiegoś chłopaka w prawdziwej zbroi. W powietrzu unosił się zapach potraw z różnych części świata. Aż zrobiłam się głodna. Nic jeszcze nie jadłam, bo właściwie nie miałam kiedy. Yuki też pewnie była głodna, postanowiłam więc, że zjem coś szybko i wrócę, żeby ona też mogła.

Ale kiedy miałam już ruszyć w kierunku stoiska z włoskim jedzeniem, gdzie można było dostać pizzę i spaghetti, coś innego przyciągnęło moją uwagę. Było to stoisko z Chinami. Leżały na nim różne statuetki i przedmioty związane z tym krajem. Wśród nich leżał, wyglądający na bardzo stary, wachlarz. Podeszłam bliżej, żeby mu się przyjrzeć. Był bardzo piękny, chociaż trochę zniszczony. Zrobiony z czerwonego papieru i czarnych piór, miał po jednej stronie namalowaną scenkę rodzajową. Pierwsze co pomyślałam, to to, że wachlarz nie wyglądał na chiński, tylko na japoński. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam, że scenka przedstawia dwóch walczących samurajów.

- Podoba ci się – usłyszałam za sobą głos Hisoki. Prawie podskoczyłam. Jak mogłam dać się tak podejść? Co by powiedział mój sensei?

Hisoka jakby nic nie zauważył.

- Jak chcesz mogę ci go dać – mówił dalej, pochylając się bardziej nade mną, tak, że mówił mi prawie do ucha. Chciałam się odsunąć, ale za mną było tylko stoisko. Złożyłam wachlarz i już miałam nim go walnąć w pierś i jednocześnie go od siebie odsunąć, kiedy poczułam coś dziwnego. Wachlarz miał w sobie coś dziwnego, coś co mnie przyciągało i nie dawało mi go wypuścić z ręki.

- Co za niego chcesz? – spytałam, bo naiwnym byłoby sądzić, że da mi z dobroci serca.

- Nic nie chcę – powiedział urażonym tonem. Po chwili jednak dodał. – Ale wiesz, możesz się ze mną umówić.

Błyskawicznie przemyślałam sytuację. Chciałam ten wachlarz, ale czy na tyle, żeby umawiać się dla niego z największym podrywaczem w szkole? Może uda mi się wytargować go jakoś inaczej.

- Mam lepszy pomysł. – stwierdziłam po chwili zwężając oczy. Może spojrzenie jakie pokazywałam swoim przeciwnikom w walce go odstraszy... – Dasz mi ten wachlarz, a ja się zastanowię nad ... randką – to ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.

- Ale to mi nie daje żadnej gwarancji – wykrzywił się udając smutnego.

- Jak nie to nie – westchnęłam i odwróciłam się udając, że chcę odłożyć wachlarz z powrotem na stoisko. – Teraz nie będziesz miał u mnie żadnych szans.

- Hej, matte – powiedział szybko łapiąc mnie za rękę, w której trzymałam wachlarz. – Zatrzymaj go, to prezent.

- Hontouni? Arigatou – uśmiechnęłam się i wyrwałam delikatnie rękę z jego uścisku, po czym go wyminęłam. Odchodząc od jego stoiska uśmiechałam się pod nosem. Nie ma mowy, żebym kiedykolwiek się z nim umówiła.

Zapomniawszy zupełnie o jedzeniu skierowałam się z powrotem do stołu, gdzie czekała na mnie Yuki. Ale zanim tam doszłam poczułam coś dziwnego. Wachlarz, który trzymałam w dłoni, jakby wydzielał ciepło. Otworzyłam dłoń, w której go trzymałam i chwyciłam go drugą ręką. Wydawał się chłodny, tak jak przedtem. Wtedy mi zrobiło się gorąco. W tym akurat nie było nic dziwnego, mieliśmy ciepły wiosenny dzień, a zbliżało się południe, było więc naturalne, że w grubym kimonie zaczęłam czuć ciepło. Rozejrzałam się i zauważyłam tuż za najbliższymi stoiskami kawałek pustego trawnika, który znajdował się w cieniu transparentu przymocowanego do jednego ze stolików. Ominęłam kręcących się ludzi i usiadłam w znalezionym zakątku. Mimo to zrobiło mi się duszno. Spróbowałam rozchylić lekko poły kimona, żeby powietrze miało dostęp ale to niewiele pomogło. Dopiero po chwili zorientowałam się, że równie dobrze mogę skorzystać ze zdobycznego wachlarza. Rozłożyłam go i powachlowałam się. W pierwszej chwili przyniosło to pewną ulgę, kiedy poczułam chłodny powiew na twarzy. Ale poczułam nie tylko to. Chłodne powietrze niosło ze sobą dziwnie słodki zapach, jakby perfum. Zamknęłam oczy, żeby bardziej się skupić. Nie byłam pewna jaki to zapach, ale pierwszym skojarzeniem były śliwki. Kto używał perfum o zapachu śliwek?

Zamknięcie oczu spowodowało, że zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie to, że już siedziałam, z pewnością bym upadła. Zaczęło szumieć mi w głowie tak bardzo, że przestałam słyszeć gwar jaki panował na festiwalu.

Tylko nie panikuj – powiedziałam sobie, kiedy szum nie ustawał. Weź głęboki oddech! Jednym ruchem złożyłam wachlarz i obiema rękami oparłam się o ziemię, powoli wdychając powietrze. Po chwili zaczęłam się uspokajać i oddychać spokojniej. Szum w głowie powoli zelżał i w końcu ustał. Ale nadal nie słyszałam żadnego gwaru. Tylko pluskanie wody, jakby płynęła tuż obok mnie. Cały czas miałam zamknięte oczy ale wreszcie postanowiłam je otworzyć, żeby zobaczyć co się dzieje.

Zamrugałam kilka razy, ale widok, który zobaczyłam sprawił, że zaczęłam wątpić w swoje zdrowe zmysły. Przypuszczenie, że znajduję się przy jakiejś płynącej wodzie, w pierwszym momencie wzięłam za idiotyczne. Ale kiedy zobaczyłam rzekę tuż przed sobą musiałam uznać, że albo zasnęłam i to mi się śni, albo oszalałam, bo niemożliwe było, żebym nagle znalazła się nad jakąś rzeką. Chociaż rzeka to może zbyt wielkie słowo, bo to właściwie był strumień.

Uniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła, żeby poznać swoje otoczenie. Nawet jeśli byłam szalona (teorię o śnie szybko odrzuciłam, wszystko było zbyt realistyczne) to nie mogłam wiecznie tak siedzieć i nic nie robić. Okazało się, że znalazłam się w jakimś ogrodzie. Kilkanaście metrów za mną zauważyłam tylne wejście do jakiejś świątyni. Patrzyłam na wszystko zupełnie skonsternowana. Okolica wyglądała jak wyjęta z historycznej książki lub może raczej filmu. Nie zauważyłam żadnych oznak współczesnej cywilizacji, chociaż wiedziałam, że w Kioto nadal można było znaleźć miejsca o zupełnie tradycyjnym wyglądzie. Postanowiłam wstać i rozejrzeć się dokładniej. Kiedy usiłowałam się podnieść zauważyłam, że w ręku nadal trzymam złożony wachlarz. Uniosłam go wyżej i spojrzałam na niego uważnie, coś z nim było nie tak. Tak jakby wcześniej był zupełnie normalny – pomyślałam z sarkazmem. Kiedy jednak tak się w niego wpatrywałam zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście wyglądał inaczej. Był jak nowy! Miał bardziej wyraźne kolory i nie był ani trochę zniszczony.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem zastanawiając się, co to oznacza. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy była tak idiotyczna, że od razu ją odrzuciłam. Po chwili jednak musiałam uznać, że tylko tak dało się wszystko wytłumaczyć, oczywiście zakładając, że nie oszalałam i to wszystko nie działo się tylko w mojej wyobraźni.

Po wzięciu głębszego oddechu postanowiłam założyć, że mimo wszystko nie oszalałam. Ale czy podróż w czasie naprawdę była możliwa? Czy to właśnie się mi przytrafiło? A może zapach jaki poczuła machając wachlarzem to był jednak jakiś narkotyk, który spowodował jakieś zwariowane wizje? Nie, mimo, że wydawało się to bardziej prawdopodobne nie sądziłam aby tak było. Gdyby chodziło o narkotyk wszystko nie było by takie rzeczywiste i ostre. Nie myślałabym tak jasno...

Wachlarz przeniósł mnie w czasie? Czy to właśnie się stało? Biorąc pod uwagę wygląd miejsca, w którym się znalazłam, nie mogłam określić jak bardzo cofnęłam w czasie. Będę dopiero musiała to odkryć... Wtedy uderzyła mnie ta myśl. Wow, ja naprawdę cofnęłam się w czasie! Super! Będę mogła zobaczyć jak to było kiedyś na własne oczy, może nawet spotkam jakiegoś samuraja!

Ale już po chwili mój entuzjazm wyparował. W jaki sposób mam wrócić? Czy wystarczy znowu się powachlować? Wolałam najpierw to sprawdzić, bo w końcu przyszło mi na myśl, że może niekoniecznie trafiłam do czasów, które chciałabym oglądać. Może panowała jakaś wojna albo zaraza?

Rozłożyłam ponownie wachlarz i zamknęłam oczy. Powoli się powachlowałam. Nadal miałam zamknięte oczy ale nic nie czułam. Żadnego ciepła, żadnego szumu w uszach jak poprzednim razem. Żadnego gwaru festiwalu, który powinnam usłyszeć gdybym wróciła. Otworzyłam oczy. Wachlarz wyglądał tak samo jak przedtem. Powachlowałam się jeszcze raz, ale znowu nic się nie stało. Tylko poczułam silniejszy niż wcześniej zapach perfum.

Westchnęłam zrezygnowana, złożyłam wachlarz i schowałam go do rękawa kimona. To tyle jeśli chodzi o powrót. Będę musiała później znaleźć jakiś sposób.

Wstałam wreszcie z ziemi i otrzepałam się. Równie dobrze mogłam rozejrzeć się po okolicy. Ostrożnie skierowałam się w stronę świątyni. Jak na razie nikogo tu nie było, ale co będzie jak na kogoś wpadnę? Nie byłam wcale pewna czy wolno mi było tu przebywać.

Weszłam do budynku ale tam również nie spotkałam żywej duszy. Zdenerwowana znalazłam wyjście na ulicę i prawie się zachłysnęłam własną śliną kiedy stanęłam za progiem. Stałam na małym placu, który znajdował się na wzgórzu. Na dół prowadziło mnóstwo kamiennych schodów i było stamtąd widać dość dużą panoramę miasta. Rzeczywiście cofnęłam się w czasie! – To była jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy, kiedy schodziłam po schodach kierując się w stronę wąskich uliczek między niskimi, starodawnie wyglądającymi domami. Wszystkie były czysto japońskie. Nigdzie nie było widać śladów współczesnej, albo może przyszłej, techniki. Żadnych samochodów, nawet rowerów, żadnych wieżowców i słupów telefonicznych!

Idąc opustoszałymi ulicami zastanawiałam się jak dowiem się daty. Nie mogłam przecież spytać pierwszego napotkanego przechodnia! Ta myśl uzmysłowiła mi, że jak do tej pory nikogo nie spotkałam. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że zaczęło się ściemniać i za chwilę zapadnie wieczór. Że też musiałam się przenieść akurat na wieczór! Nie byłam pewna co mam teraz robić. Nie miałam żadnych pieniędzy, żeby znaleźć miejsce w jakimś hotelu. Mogłam nie opuszczać tej świątyni!

Zatrzymałam się pośrodku drogi żeby zastanowić się co dalej. Może to i dziwnie wyglądało, samotna dziewczyna stojąca zamyślona pośrodku ulicy, ale przecież nikogo tam nie było.

To z kolei sprawiło, że znowu zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego nigdzie nikogo nie było? Czy trafiłam do tak niebezpiecznych czasów, że ludzie bali się wychodzić pod wieczór?

Jeśli tak, najlepiej będzie jeśli wrócę do tamtej świątyni. Nawet jeśli nie była opuszczona, tak jak mi się na początku wydawało, to chyba mnisi nie wyrzucą samotnej dziewczyny nie mającej gdzie się podziać w nocy.

Postanowiwszy to skierowałam się z powrotem. Nie zdołałam jednak zajść daleko, kiedy z jednego z domów doszły do mnie jakieś głosy. Zanim zdążyłam pomyśleć, żeby uciec czy się gdzieś schować, brama posiadłości się otwarła i wyszło z niej trzech mężczyzn. Nawet gdybym nie widziała całej reszty, to już po samych strojach mogłabym się zorientować, że cofnęłam się w czasie – pomyślałam patrząc na nich. W pierwszym momencie nawet mnie nie zauważyli więc gdybym zerwała się do biegu może zdołałabym uciec, ale byłam jak wrośnięta w ziemię.

5