-Niedługo mnie wyślą na wojnę

-Niedługo mnie wyślą na wojnę. Dotychczas się wymigiwałem, ale nie radzą sobie z tymi Ishvarczykami…

-Nie… Maes, nie…

-Muszę. Wrócę, obiecuję. A wtedy… wtedy się pobierzemy.

-Wolałabym żebyś został. Zostawiasz mnie samą?

-Wrócę. Na pewno wrócę. A czy teraz… czy teraz się zgodzisz… żebyśmy…

-No dobrze. A jeśli… jeśli coś pójdzie źle i…i…

-Pamiętasz, co ci powiedziałem? Słuchaj, Gracia. Jakoś to będzie, nawet jeśli… jeśli będzie jakaś wpadka. Pamiętaj… jeżeli będzie wpadka…

-…to synek ma mieć na imię Montressor, a córeczka Elicia. Wiem. Ale…

-Montressor, to znaczy „Mój skarb". I nie martw się, to zabezpieczenie jest niezawodne.

/

Pół roku później, Ishvar

Żołnierze, korzystając z chwilowego spokoju, otwierali listy z domu. Roy Mustang jako jedyny dostał paczkę. Zawierała ohydny, ręcznie dziergany sweter z napisem „Słoneczko Mamusi". Roy przysiągł sobie, że już nigdy nie otworzy niczego przy kolegach.

Natomiast Hughes otrzymał zwykły list ze zwykłym zapewnieniem, iż wszystko w porządku, że Gracia tęskni i że ma nadzieję na rychły jego powrót. Czyli wszystko jak zwykle.

/

Trzy miesiące później, nadal Ishvar

Hughes nadaremnie czekał na jakąkolwiek wiadomość od Gracii. Już trzy tygodnie nic nie napisała.

Natomiast Roy dochował przysięgi i następny sweter rozpakował w namiocie, z dala od natrętnych spojrzeń. I słusznie, gdyż kolejny wyrób jego matki był jeszcze paskudniejszy niż pierwszy. Obiecał sobie, że nie włoży go nawet gdyby jedyną alternatywą było zapalenie płuc. Pierwszy widzieli, drugi został natychmiast spalony. Nikt nie mógł się dowiedzieć o sweterku w różowe misie.

Hughes zaś ucieszyłby się nawet z takiego sweterka, gdyby razem z nim dostał jakąkolwiek wiadomość od Gracii.

/

Pół roku później, dworzec w Centrali

Nareszcie powrócili z Ishvaru. Roy był nieco zaziębiony, bo konsekwentnie odmawiał noszenia swetra. Maes rozglądał się po dworcu. Dlaczego Gracia na niego nie czeka…?

Zobaczył ją dopiero gdy większość wojskowych się rozeszła. Podeszła do niego.

-Zobacz – zwróciła się do półrocznego dziecka na rękach – Zobacz Monty, tata wrócił!

-Tata…? – Maes zbladł. – Ja chyba śnię… czemuś mi nic nie napisała?!

-Napisałam! Pokaż no ten ostatni list, który ode mnie dostałeś… widzisz? Tu pionowo jest „MAM DZIECKO". Myślałam, że to załapiesz!

-Więc… synek…?

-Tak. Montressor, tak jak chciałeś. To teraz…

-Tak, Gracio. Teraz się pobierzemy.

Pocałowali się.

-Przepraszam. – wydusił z siebie Maes. – Ja nie chciałem… walnij mnie teraz.

-Że co? – zdziwiła się Gracia.

-Walnij mnie, a porządnie. Zasługuję na to. Przeze mnie zaszłaś w ciążę i…

-Dobra, potrzymaj go na chwilę.

Lecz gdy zobaczyła, jak Maes tuli synka, opuściła rękę. Po prostu dołączyła się do uścisku.

A Roy widział to wszystko, lecz jego jedyną reakcją był ironiczny uśmieszek.