Tytuł: Wdowa po moim kochanku
Autor: euphoria
Fandom: Sherlock BBC
Pairing: Mary Morstan/Molly Hooper, Molly Hooper/John Watson, Mary Morstan/ John Watson (nie trójkąt)
Info: AU, bo eu kocha AU, dla akcji LWeM
Londyńska mgła tak bardzo różni się od afgańskich piasków, że Mary początkowo nie odnajduje się na tym niewielkim cmentarzu. Wciąż słyszy huk wystrzałów i nie wie czy kiedykolwiek przestanie.
To jedenaście dni odkąd są z powrotem w Wielkiej Brytanii, a ona wciąż czuje między zębami specyficzny smak pustyni.
Ich oddział ma dziś na sobie galowe mundury. Mary nie potrafi jednak spojrzeć w twarz żadnego z nich. Sanitariusze i pielęgniarki w towarzystwie niewielkiej – faktycznie militarnej jednostki, która miała ich wspierać.
Do tej walki nigdy nie miało dojść.
Huk wystrzałów w jej wyobraźni zostaje wzmocniony przez salwę honorową i Mary czuje jak jej ręce drżą. To właśnie po tym poznała, że jej kariera jest skończona. Że następna misja jaką podejmie będzie ściśle związana z bezpiecznym biurkiem i stertą dokumentów do analizy. Chociaż ludzi jej profesji wysyłano jednak na wcześniejsze emerytury, gdy uznawano, że ich życia wypaliły się.
Salutują w ciszy i Mary sztywnieje, gdy kątem oka dostrzega niewielką kobietę w czerni. Nawet gdyby jej nie znała, wiedziałaby, że ma do czynienia z cywilem.
Kobieta stoi dumnie wyprostowana, chociaż jej kolana drżą. Nie ociera łez, ale jej oczy błyszczą czymś niezdrowym. Czerń nie jest też w stanie zamaskować dość pokaźnych rozmiarów brzucha, który jednoznacznie sugeruje coś, co i tak każdy już wiedział. W ciągu następnego miesiąca na świat przyjdzie syn kapitana Johna Watsona.
Mary odwraca wzrok i wbija go w przestrzeń przed sobą, ignorując ciekawskie spojrzenia. Czuje się obserwowana od samego początku, ale nie takie rzeczy już znosiła, więc nie daje im satysfakcji. Świat nie jest czarno-biały. Nawet odcienie szarości mają odcienie szarości.
Czytała kiedyś dossier ich wszystkich. Po dwóch miesiącach spędzonych w piekle można byłoby się wydawać, że chociaż jedno z nich potrafi spojrzeć na świat inaczej, ale to nie prawda. Każde z nich uważa, że stoi po dobrej stronie; tej prawej, tej jedynej sprawiedliwej i jedynej słusznej. I nie odbiera im tego, chociaż potrafiłaby.
Obserwuje sztywno jak Molly Watson, kiedyś Hooper, przyjmuje bez słowa oferowaną jej flagę. Grudka ziemi uderza głucho w trumnę i nagle pogrzeb kończy się, i wszyscy podchodzą do kobiety szepcząc jej nic nieznaczące słowa. Molly nie uśmiecha się, a jej twarz pozostaje pusta. Ściska dłonie, pozwala się ucałować w policzki przez zapłakane żony innych żołnierzy, ale nie reaguje na słowa otuchy.
- Przykro mi z powodu twojej straty. Każdy bardzo kochał Johna – mówi ktoś przed nią i Mary bierze głębszy wdech, bo teraz jej kolej, a huk wystrzałów wzmaga się w jej głowie.
Wie, że to omamy, ale jej serce bije tak szybko, że niemal wyskakuje jej z piersi. Szum krwi, jej krwi – krwi, która wciąż płynie w jej żyłach, a nie wsiąkła w piaski Afganistanu, nie zagłusza krzyków. Przed oczami wciąż ma tę samą rozgrywającą się scenę i raz po raz widzi jak John zasłania ją własnym ciałem, a potem zostaje postrzelony.
Kula trafia w jego skroń, w jedną z głównych żył i świeża krew tętnicza oblewa jej twarz. Czuje ją w ustach tak samo jak swój własny pot i cholerny piasek, którego smaku nie wyzbędzie się chyba już nigdy. Jej wargi są opuchnięte, spragnione wody, ale jest w takim szoku, że nie jest w stanie sięgnąć po bukłak przyczepiony do pasa z wyposażeniem. Nie jest w stanie też puścić Johna, który się nie rusza w jej ramionach.
Instynktownie sięga po broń, ale nie strzela, bo chmura pyłu zasłania jej widok.
Ktoś krzyczy coś do niej i wyszarpują z jej rąk Johna. Johna, który się nie rusza, a przecież powinien wstać i pobiec rannym na pomoc. Takie było jedyne zadanie tej jednostki, a teraz nie wypełniają swojej powinności.
Mary mruga i chmura pyłu opada, i staje twarzą w twarz z Molly Watson. Kobietą, którą w myślach nazywa wdową po swoim kochanku.
Otwiera usta, żeby wydukać nieszczere słowa kondolencji, ale z jej ust nie wychodzi w zasadzie nic prócz ciepłego obłoczku powietrza. Nie potrafi poradzić sobie z myślą, że ona sama powinna też otrzymać kondolencje. John był też jej. I ona nie była gorsza. Kochała go, a on kochał ją. W innej rzeczywistości, na innej ziemi. I ona rozumie, że John tutaj kochał Molly, ale tam kochał ją.
To wciąż nic między nimi nie zmieniało.
Mary otwiera usta i patrzy w oczy kobiety, która jest wdową po jej kochanką i nie mówi nic. Molly bowiem po raz pierwszy od początku pogrzebu ma żywe spojrzenie. Źrenice kobiety są rozszerzone, jakby rozpoznawała Mary, a to bez sensu, bo nigdy się nie spotkały. Cała mowa ciała pani Watson jednak krzyczy o czymś innym, a Mary potrafi to dostrzec w zaledwie ułamku sekundy.
Ich spojrzenia spotykają się i Molly unosi wyżej podbródek w wyraźnym geście wyższości. To też jest nie do pomylenia. Do Mary nagle dochodzi, że Molly nie tylko ją poznaje, ale też wie i to w pewien sposób jest jeszcze gorsze. Wdowa po Johnie sztywnieje, jej oczy zwężają się lekko i w kącikach pojawiają się delikatne zmarszczki, które tylko podkreślają jak ostatnie dni musiały być dla niej ciężkie. Kobieta jednak stoi dumnie wyprostowana, jakby chciała przekazać jej w ten sposób, że wygrała.
I może tak jest. Jedynym co miała przez chwilę Mary był John. W inny świecie, w innej rzeczywistości, na innej ziemi. Zostały jej wspomnienia huków wystrzałów i chmury dymu.
Molly też straciła Johna, ale dziecko w niej jest czymś, co będzie ją z nim łączyć na wieki. To jej składane są kondolencje. Ona stała w honorowym miejscu na pogrzebie. To jej oddano flagę i jego rzeczy osobiste.
Mary przygryza wargę wpatrując się bez emocji w kobietę i nagle decyduje.
- Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje, pani Watson – mówi bardzo cicho.
Molly pochyla lekko głowę, ale jej źrenice są delikatnie rozszerzone przez dobrze skrywane zdziwienie. Potem zastępuje je inna emocja, bardziej bolesna i prawdziwa. Obdarta z masek. Zrozumienie, że ktoś też czuje ten sam ból.
Molly przełyka głośno ślinę i Mary odwraca się bez słowa zostawiając na cmentarzu za sobą wdowę po swoim kochanku.
