Nie poruszył tego tematu z Deanem, ponieważ sytuacja była bardziej niż dziwna. Cas zachował milczenie, kiedy spotkali się następnym razem, chociaż przyglądał mu się z charakterystyczną dla siebie podejrzliwością. O ile jego stoicyzm może być wymowny. Dean zerknął na nich tylko przelotnie, a potem wzruszył ramionami. W końcu kto zrozumiałby ich anioła.

Domowe porno nadal znajdowało się w jego plecaku. I pewnie nie powinien, ale wypisał wszystkie imiona Gabriela, ponieważ ta kaseta pojawiła się w jego posiadaniu nie bez powodu, a przynajmniej chciał podnieść jej znaczenie w swoich oczach. Nie był pewien dlaczego przywrócenie Gabriela do żywych wydawało mu się tak konieczne. W końcu mieli wszystkie potrzebne informacje. Archanioł upewnił się, że nawet gdyby nie udało im się go odzyskać, uratują świat.

Jeszcze niedawno powiedziałby, że to spisek albo kolejna sztuczka trikstera. Czuł jednak, że Gabriel nie żył. Nie wiedział skąd się u niego brało to przeświadczenie ani dlaczego Bóg nie pozwolił im go odzyskać jak to się stało w przypadku Castiela. Może jednak Gabriel zbyt długo przebywał poza bożą jurysdykcją, żeby był w pełni częścią tego opierzonego stada. I powinni za to dziękować, bo pomagał ich sprawie.

- Za Gabriela – powiedział Dean, unosząc swój kufel piwa.

Bobby bez wahania upił ze swojej butelki. Sam jednak czuł, że coś zaciska się boleśnie wokół jego krtani.

- Gabriel był – zaczął, ponieważ miał wrażenie, że powinien coś powiedzieć.

Nie pochowali go nawet. Chociaż nie był pewien czy potrafiłby się na to zgodzić. Problem polegał na tym, że Gabriel nie był ich przyjacielem jak Cas. A jednak zrobił dla nich naprawdę dużo, ratując im życie kosztem własnego. Sam nie znał nikogo, kto pomimo braku moralności, zdecydowałby się na taki krok. A etyka w wykonaniu Gabriela nie powinna być wykładana na żadnej uczelni. Trikster miał dziwne poczucie humoru, które pasowało bardziej do Deana niż do Sama, ale potrafił w jego szaleństwie odnaleźć metodę. Może Gabriel nudził się przez te wszystkie stulecia. Jako pierwszy bowiem sięgnął po wolność i oprotestował anielski plan, który niewiele miał wspólnego z bożym. Może Drużyna Wolnej Woli miała o jednego członka więcej przez ten cały czas i nie zdawali sobie z tego sprawy.

- Gabriel był sukinkotem – powiedział Dean. – I chwała mu za to – dodał jego brat, biorąc porządny łyk piwa, jakby w ten sposób chciał uczcić pamięć Gabriela.

ooo

Litery zaczynały mu się rozmazywać przed oczami, ale nie potrafił przestać pracować. Jego myśli nadal wracały do Gabriela. I nie wiedział czy przerażało go bardziej to, że nie mógł po prostu położyć się spać bez twarzy trikstera pod powiekami, czy fakt, że znał jego imiona niemal na pamięć. Próbował przypomnieć sobie wszystkie te razy kiedy natknęli się na Gabriela, ale szło mu opornie. Przede wszystkim nic nie miało sensu. Nie miał pojęcia dlaczego trikster nie wykręcił im jakiegoś numeru już wtedy. Jako archanioł na pewno posiadał moc, dzięki której pozbyłby się ich w ułamku sekundy. Zamiast tego udzielił im rady, której i tak nie posłuchali.

- Nie powinieneś tego robić – powiedział ktoś tuż za nim.

I normalnie chlusnąłby wodą święconą, ale Casa nie ruszał taki mały deszczyk.

- Co do jasnej cholery? – spytał, starając się nie wrzeszczeć w środku nocy, ale to nie było takie łatwe.

Anioł stał o wiele za blisko i jak zawsze pojawił się bez zaproszenia.

- Czekaj, podglądasz Deana, kiedy śpi? – zainteresował się i skrzywił niemal od razu.

- Zawsze was widzę – poinformował go Cas niewzruszenie.

- Życie seksualne mojego brata ucierpi, jeśli mu o tym powiem – ostrzegł go, chociaż nie miał pojęcia dlaczego w ogóle to powiedział.

Cas wydawał się nie pojmować tej strony ludzkiej natury. Może w niebie nie uprawiali seksu, ale to w takim razie nie wyjaśniało cholernego porno, które nagrał Gabriel. I Sam miał świadomość jak wiele w tym udziału miał. Przede wszystkim Gabriel nie miał świadomości, że nadal się nagrywało, kiedy zaczął go całować. Więc jeśli to był jakiś spisek, raczej to on był prowodyrem. Co przerażało go niemożliwie bardziej.

- Uprawiacie seks w Niebie? – spytał wprost, ponieważ używanie jakichkolwiek synonimów przy Casie zawsze prowadziło do nieporozumień.

Anioł spojrzał na niego niepewnie.

- To skomplikowane – odparł Castiel.

- Dlaczego? – spytał wprost.

- Wolałbym, żebyś się tym nie interesował – rzucił Castiel.

Sam zacisnął wargi w wąską kreskę.

- Myślisz, że mam wybór? Widziałeś płytę. Nie wiedziałem, że możecie… - zaczął i urwał.

- Nasze Naczynia są ludzkie – przypomniał mu Castiel. – Nie wiem skąd znasz imiona Gabriela, ale Niebo niepokoi się, kiedy tylko o nich myślisz. Jest jednym z archaniołów – rzucił takim tonem, jakby Sam nie zdawał sobie sprawy z tego jakie to ważne.

- Wasze Naczynia są ludzkie – podjął. – Gabriel ukradł ciało jakiemuś nieszczęśnikowi? – zdziwił się.

- Gabriel stworzył swoje Naczynie. Jest najzdolniejszym z nas wszystkich i żył na tyle długo na Ziemi, aby wiedzieć jak to zrobić – wyjaśnił Castiel. – Nikt nie żyje tak długo. Moje Naczynie odejdzie pewnego dnia i będę musiał znaleźć kolejne, jeśli będę chciał odwiedzać Ziemię.

Sam wypuścił z ust długie westchnienie. Rozliczne talenty Gabriela zaczynały był irytujące. Nie miał pojęcia jak trikster był jednocześnie martwy i żywy, ale jeśli ktoś miał tego dokonać, to na pewno ten dowcipny archanioł. W końcu wmawiał ludziom, że zostali porwani przez kosmitów.

- Czego mi nie mówisz? – spytał wprost.

- Nie mogę ci pomóc, Sam – powiedział Castiel spokojnie. – Zostaw to – dodał, zanim rozmył się w powietrzu.

ooo

Miał wrażenie, że imiona Gabriela wyryły się w jego pamięci po tej nocy. I nawet gdyby chciał przestać, nie potrafiłby. Znalazł tłumaczenie każdego jednego, ale brzmiały nieodpowiednio w ich języku. Brakowało im lekkości i odpowiedniego majestatu. Poza tym oznaczały bardziej czynności niż cokolwiek innego i Sam szybko zdał sobie sprawę, że poznawał powoli możliwości tego małego skurczybyka. Może jako jeden z nielicznych odkrył, że jego imiona dawały faktyczną moc. I jeśli stanowiły adres do jego jestestwa, Sam właśnie mocno pracował nad wybraniem odpowiedniego numeru. Dziesiątki słów nie łączyły się jednak w nic sensownego i miał ochotę nawet poprosić Bobby'ego o pomoc, ale ilekroć otwierał usta, pojawiała się w nich niechciana gorycz.

Nie potrafił zmusić się do pokazania notatek Deanowi. Może trochę z zazdrości, bo jego brat nieświadomie poznał anielski sekret i miał Castiela na każde zawołanie o czym przypominał mu niemal każdego dnia. Trochę obawiał się ich rozmowy na temat porno kasety, ponieważ musiałby przyznać, że zaczyna wierzyć w jej prawdziwość. I nie był pewien co przerażało go bardziej – fakt, że spał z facetem czy to, że tym facetem był pieprzony archanioł Gabriel. I czy to nie on doręczył do rąk własnych wieści o błogosławionym stanie Maryi. Pieprzony trikster byłby gotów jeszcze wyhodować mu macicę, jakby Dean dostatecznie często już nie żartował, że Sam był dziewczynką.

- Nigdy nie spodziewałem się, że twoja żałoba po nim będzie trwała tak długo – rzucił Bobby, wchodząc do jego pokoju.

Zakrył notatki niemal instynktownie.

- Żałoba? – wyrwało mu się.

- Nie jesz, nie śpisz – westchnął Bobby. – Nie masz jakiegoś kryzysu, no nie? – zmartwił się.

Sam nazwałby to katastrofą, ale słowa uwięzły mu w gardle. Bobby spoglądał na niego jakoś dziwnie. Gdyby nie wiedział lepiej sam, pomyślałby, że widzi w oczach mężczyzny troskę. A nie czuł się złamany. Chciał po prostu zrozumieć, co się działo, ponieważ w jego głowie kołatało się tysiące myśli i nic nie miało sensu. Wiedział kim był. I znał imiona Gabriela tak dobrze, że niemal czuł je wypalone na swojej skórze. Jego krew krążyła szybciej w żyłach, ilekroć myślał o triksterze i to musiała być jakaś sztuczka. Nigdy się nie dotknęli, a miał wrażenie, że wiedział gdzie po jego ciele błądziły palce Gabriela.

Nie był złamany. Odnosił jednak wrażenie, że ktoś wydarł z niego kawałek. Że brakowało mu czegoś i Cas nie chciał dać mu odpowiedzi. Może nie wiedział nawet jakie pytania zadawać. Castiel wydawał się jednak całkiem szczery, kiedy mówił, że nie ma pojęcia, skąd Sam wydostał te imiona. Dean i Cas zawdzięczali swoje połączenie wizycie w Piekle i fundamentalnemu zetknięciu się Łaski i Duszy. Gabriel nie dotknął jego skóry, a co dopiero tak podstawowej części jego jestestwa.

A może czas po prostu nie miał znaczenia. I to co działo się teraz i w przyszłości było jednym i tym samym, kiedy ciągłość nie miała znaczenia. Tak wiele wydarzeń powtarzało się. W końcu Michael i Lucyfer chcieli doprowadzić do starcia, które już raz się odbyło. Jeśli to zaburzyło linię czasu, Gabriel mógł to wykorzystać. Zawsze wydawał się facetem korzystającym z okazji.

- Wszystko w porządku Sam? – spytał Bobby wprost.

- Tak – powiedział po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę w to wierząc.

ooo

Cas nie pojawił się tym razem, ale czuł, że anioł kręcił się w pobliżu. Kiedy zastanawiał się nad tym głębiej, zaczynało docierać do niego, że imiona były ścieżką, po której miał podążać. Nie był pewien gdzie miały go zaprowadzić, ale istniało tak wiele ślepych zaułków w jego życiu, że to nie miało aż takiego znaczenia. To unikalne połączenie Deana i Casa, zwróciło mu uwagę na jedno. Jego starszy brat zawsze potrafił przeciwstawić się Michaelowi. Nie miał pojęcia dlaczego wcześniej nie zwróciło to jego uwagi, ale jako Naczynie przygotowywane do swojej roli od lat, Dean powinien być bardziej podatny. A stali się Drużyną Wolnej Woli. Odmówił Dean oraz Cas, ponieważ więź dawała im siłę. I był pewien, że nie podda się Lucyferowi bez walki, stając się tylko garniturem dla jego zgniłej Łaski. A przecież jego demony wyhodowały niemal na swojej krwi. Jego dusza powinna być skażona i czarna. Niegodna niczego więcej tylko losu Naczynia dla przeciwnika swojego własnego brata.

Przeciwstawiał się jednak temu już od pierwszej chwili. I nie byli z Deanem tak bardzo różni od siebie. On nie nosił odcisku dłoni anioła, który poznał go w fundamentalny sposób. Może Gabriel nigdy miał nie zostawić na nim śladów. Może to się już stało, a może miało się stać.

Nic nie miało w tej chwili, aż takiego znaczenia.

Spojrzał na notatki, które trzymał w dłoniach i nie mógł powstrzymać drżenia. Dwukrotnie sprawdził czy każde z imion zapisał poprawnie. Czarny atrament wydawał się tańczyć na wyblakłych kartkach, więc może Bobby miał rację i powinien był poświęcić więcej czasu na sen. Jednak pomiędzy poszukiwaniem Czterech Jeźdźców Apokalipsy i próbą rozgryzienia co Gabriel zrobił z czasoprzestrzenią, nie miał aż tak wiele czasu. I tak sporo własnych problemów przesunął na plan dalszy.

Wziął głębszy wdech i zaczął czytać, czując się trochę nieswojo, kiedy wokół zrobiło się przeraźliwie cicho. Kiedy ostatnim razem próbowali przyzywania aniołów, zerwał się wiatr. I mógł przysiąc, że doprowadzili do ulewy. Tymczasem jego słowa rozbrzmiewały w doskonałej ciszy, w której słyszał jedynie przyspieszone bicie swojego serca.

Nic się nie stało. Nie bardzo wiedział czego się spodziewał, ale na pewno nie tego, że noc będzie taka jak poprzednio. Może oczekiwał Castiela, który próbowałby go powstrzymać w imię jakieś dziwnej zasady, ale może anioł ukrył się, słysząc imiona tak intymne w końcu dla ich rodzaju. Jeśli chroniło go w tej chwili anielskie tabu, nie zamierzał zaprzestawać.

Jego głos tracił na sile. Lekka chrypka wcale nie pomagała przy czytaniu, ale nie poddawał się. I odczekiwał za każdym razem chociaż kilka minut z nadzieją, że jednak coś się zmieni. Odpowiadała mu jedynie cisza. Musiał coś robić nie tak, więc zerknął jeszcze raz na imiona, które mógł powtarzać w pamięci, aż do znudzenia. A przecież rytuały często nie potrzebowały słów.

Cas mówił, że Niebo poruszało się tylko od jego myśli. A facet zawsze odnosił się do niego z pewnym przestrachem, który wiązał głównie z demoniczną krwią, która w nim częściowo płynęła. I zerknął na swoje niebieskie żyły napięte pod skórą. Pomysł sam w sobie był szalony, ale nie mieli nic do stracenia, więc sięgnął po swój scyzoryk i naciął palec, rozmazując krew na swoich dłoniach. Trochę mniej pewnie wziął kartkę z imionami Gabriela. Nie zdążył jednak nawet zacząć czytać, gdy notatka rozpadła się w jego dłoniach. Kilka kropli krwi upadło na biurko, więc starł je koszulą, czując cholerną irytację, bo przecież powinien był wiedzieć, że wszystko co anielskie nie mogło znieść tego co demoniczne. To było prawie jak prawo natury. Przynajmniej w ich świecie. Może dlatego Cas czuł się nieswojo ze świadomością, że ktoś taki jak on miał dostęp do imion Archanioła.

- Co kłopocze twoją biedną główkę? – spytał Gabriel i Sam prawie wrzasnął, ponieważ dupek pojawił się za jego plecami.

Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, gdy ostatni raz się spotkali. Lucyfer jednak wtedy zabierał się za mordowanie, więc może to wszystko wyjaśniało. Nie był do końca pewien czy Gabriel ratował ich czy po prostu jego samego. Nie miało to znaczenia, bo Dean również był bezpieczny.

- Gabriel – powiedział, czując się trochę dziwnie, bo nie spodziewał się, że to będzie takie normalne.

Prawie czekał na komentarz dotyczący kasety, ale archanioł przyglądał mu się z tym swoim firmowym uśmieszkiem, który zawsze irytował Sama.

- Jak się tutaj dostałeś? – spytał wprost, ponieważ nie do końca wierzył, że to mu się naprawdę udało.

- Słyszałem jak cisza szeptała – zaśmiał się archanioł.