Disclaimer in which I do not own a thing. Sapkowski does. Yep, this time it's only him.


śniadanie

your-biohazardous-friend

Rano jedz jak król,

w południe jak książę

a wieczorem jedz jak żebrak.

[mądrość ludowa]

- wszyscy już zjedli? – Milva zapytała stając w progu do kuchni.

Pytanie było raczej retoryczne, jedyną osobą siedzącą przy stole był Cahir a wokół niego piętrzyły się brudne talerze i kubki.

- Geralt poszedł zbadać to zlecenie na sukuba. - zaczął graf - Angouleme skumała się z tutejszymi strażnikami więc odsypia… potańcówkę, Regis ma swoje sprawy, a Jaskier… od trzech dni go nie widziałem.

- a ty? – Kobieta odparła z nadzieją w głosie – jeszcze nie skończyłeś?

- jak widać.

Milva przysiadła się. Stół był dalej suto zastawiony pomimo iż zdążył nakarmić już kilka osób. Kucharz, jak zwykle, nie żałował im frykasów, których większość łuczniczka nawet nie rozpoznawała. Cahir zachowywał się zupełnie naturalnie wśród tych dziwacznych wypieków i smażonek. Żuł powoli, jakby chciał się nie tyle pożywić, co delektować posiłkiem który, dla Milvy, do tego czasu nigdy nie wykroczył poza szybkie wciskanie w siebie wpół-czerstwych kromek chleba.

Vicovarczyk podsunął jej koszyk pełen rogalików. Dziewczyna chwyciła jeden z nich. Skórka łuszczyła się i odpadała z niego jak kora spróchniałego drzewa.

- croissanty – sprostował, widząc zdziwienie na twarzy Milvy – tutejszy specjał.

Nie wiedząc co dalej poczynić z tak dziwnym wypiekiem, łuczniczka skrupulatnie kopiowała swojego kompana. Tak więc nakładała na rogalika konfiturę czy rozrywała i moczyła kawałki ciasta w naparze. Możliwie, że był to pierwszy posiłek w jej życiu, który zjadła tak powoli.

- mocne masz ziółka – przyznała łuczniczka, wskazując na filiżankę Cahira.

- to kawa – Graf spojrzał na nią zdziwiony – Nigdy nie piłaś?

Kobieta zaprzeczyła.

- Kojarzy mi się z domem – ciągnął dezerter – mój ojciec nie umie bez niej rano funkcjonować. Chcesz? Naleję ci świeżej.

- a mogę twoją łyknąć? Nie chce całej, bo jak mi nie zasmakuje to się zmarnuje.

Mężczyzna zrobił zdziwioną minę, jakby sama myśl, że komukolwiek może nie zasmakować ów specjał z Zerikanii był dla niego nie do pojęcia.

- moja już jest zimna – przyznał Vicovarczyk – naleję ci świeżej. Jak co, to dokończę za ciebie.

Graf wybrał nową filiżankę, nalał do niej naparu z czajniczka. Kobieta chwyciła czarkę w dwie ręce, nieprzyzwyczajona do obcowania z tak delikatną zastawą. Powąchała. Nie powiedziałaby, że pachnie źle. Po prostu… egzotycznie. Napój był ciemnobrązowy, wręcz czarny i ostro odcinał się od bieli filiżanki.

Milva wzięła mały łyk naparu i skrzywiła się.

- gorąca? – dezerter zapytał ze zdziwieniem, przechwytując filiżankę.

- gorzka – kobieta zapiszczała w odpowiedzi – jak ty to możesz pić? To jest okropne!

- Kawa jest napojem bogów! Ambrozją! Alfa i omegą wywarów!

Cahir spodziewał się wielu rzeczy, ale nie uderzenia w ramię. Część kawy chlusnęła na jego koszulę.

- za co!? – szlachcic w odruchu zaczął ścierać plamę rękawem, co tylko pogorszyło stan jego odzienia.

- sam wiesz! – dziewczyna wepchnęła do ust resztę croissanta - Nie cierpię jak popisujecie się trudnymi słowami! – dokończyła z pełnymi ustami.