Wiatry zmian
autor: Teramire
FFF- Fanfic from Fan to Fans for Fun
# AU # OC # Dark # Lemon # Crossover Harry Potter / Dishonored / Wiedźmin
Opis: Opowieść o młodym czarodzieju, który przeniósł się do Hogwartu z powodu przeprowadzki do Anglii. Czy wplącze się w konflikt między dobrem i złem? Czy doprowadzi to do międzynarodowego zgrzytu? Jakie tajemnice i moce przywiezie z dalekiego kraju? Crossover nie zaczyna się od razu. Akcja rozpoczyna się w czasach współczesnych, trzeci tom w świecie HP.
1. Zmiana
Na szarej ulicy zalanej deszczem, gdzie jednakowe domki jednorodzinne okupowały obydwie strony drogi, doszło do wypadku. Jadący sportowym i krwistoczerwonym rowerem cyklista wpadł na maskę jadącego z naprzeciwka BMW. Jednak nawet to, nie było w stanie poprawić humoru trzynastoletniego chłopca wpatrującego się depresyjnym wzrokiem w okno ze swojego pokoju. " Ech, w Polsce to by mu jeszcze wpierdol spuścił…" Skomentował w myślach patrząc jak zaniepokojony kierowca sprawdza stan rowerzysty. Jedyny warty uwagi fakt był taki, iż nigdy jeszcze nie widział wypadku spowodowanego nisko przelatującą sową.
Myśli chłopaka krążyły wokół najbliższej przyszłości. Zastanawiał się jak będzie wyglądał jego najbliższy rok. Przede wszystkim interesowała go nowa szkoła. Wcześniej uczęszczał do zwykłej szkoły mugolskiej, jak wszystkie dzieci w jego wieku. Magii, na początku uczył się tylko u dziadka, u którego mieszkali wraz z matką, gdyż mimo, że jego rodzicielka wywodziła się z starego rodu czarodziejów, sama nie odziedziczyła talentu do posługiwania się magią.
Tym więc sposobem wkroczył do świata magii za pomocą bardziej niż zadowolonych dziadków, z tego iż ich wnuk podtrzyma ród magiczny, wcześniej niż jego rówieśnicy. Jego zapał do magii wzmocnił się gdy uczęszczając do szkoły "śmiertelników" jak to lubił nazywać, widział siebie jako postać niczym wyjętą z baśni i legend. Teraz miało się to zmienić. W przeciwieństwie do nauk magii z jego ojczyzny, które odbywały się tylko w okresach wakacyjnych lub pod postacią zajęć dodatkowych w dużych miastach pod różnorakimi przykrywkami, tutaj miał iść do pełnoprawnej szkoły magicznej.
"Matthew choć na kolację" dobiegł go głos matki dobiegający z dołu.
Zapominając o wszelkich smutkach, zbiegł radośnie po schodach. Dziś miał kolację tylko dla siebie. Od kiedy w czerwcu przeprowadził się razem z matką do ojca mieszkającego w Anglii, ciągle ich ktoś odwiedzał. Powód był prosty. Według chłopaka nikt w tym kraju nie potrafił porządnie gotować. Dlatego wszyscy znajomi znajdujący się w okolicy często wpraszali się na ucztę, jaką jego matka potrafiła wystawić od ręki.
" Smacz. Ach!" nie zdążyła dokończyć kobieta, gdyż gdy tylko postawiła miskę sałatki gyrosowej, duża i gruba sowa wylądowała w niej, rozsypując część dookoła.
Nie przejmując się morderczym spojrzeniem pani Macintosh sowa łapczywie połknęła kawałek kurczaka. Na jej nieszczęście, to było ostatnie, co dane jej było zjeść, gdyż kobieta szybkim ruchem zarzuciła na nią fartuch i zawinęła niczym kota w worku.
" Łoł, to było szybkie" powiedział jej syn wręcz niedowierzając szybkości reakcji z jaką jego matka zadziałała.
" Skąd wzięła się tutaj ta sowa?" Zastanawiała się głośno kobieta, spoglądając w stronę ledwo uchylonego okna.
"Widziałem dzisiaj jak jakaś sowa latała u sąsiada przed domem." powiedział gdy kobieta ostrożnie przeniosła sowę do zlewu. "Może to jego. U nas przecież hodują sokoły. "
Ostrożnie odwijając nieruchomą już sowę ujrzeli pokrowiec przyczepiony do nogi ptaka.
" Mamy martwe zwierzę i prywatną korespondencję sąsiada, którego jeszcze nie znamy." Stwierdził z uśmiechem na ustach chłopak.
"Nie przesadzaj, jeszcze oddycha" Powiedziała matka oglądając dokładnie zwierzę jaki i niecodzienny pojemnik zwierzęcia.
Nie zastanawiając się wiele otworzyła pokrowiec i wyciągnęła z niego list. Ku wielkiemu zaskoczeniu, list był adresowany do jej jedynego syna. Spoglądając na niego złamała czerwoną pieczęć woskową i przeczytała go szybko. Jej domysły okazały się trafne.
" To z twojej nowej szkoły." Odpowiedziała na jego pytające spojrzenie." Lista potrzebnych przyborów, czas i miejsce odjazdu pociągu i informacja dla rodziców.
" To oni jeszcze używają ptaków jako urzędową drogę pocztową?" zdziwił się chłopak.
"Najwidoczniej." przyznała matka. " Jest tu napisane gdzie będzie spotkanie organizacyjne dla tych którzy chcą. Przerwała spoglądając w kierunku otwierających się drzwi.
" Sara. Mat, wróciłem" zawołał ojciec. " I jestem głodny jak wilk." dodał już znacznie głośniej.
Wszedł raźnie do kuchni zatrzymując się i spoglądając na pobojowisko czujnie. " Co tutaj się stało?".
" Nic specjalnego Daniel" powiedziała kobieta. " Tylko spaśiona sowa przyniosła list ze szkoły dla Matta. " wyjaśniła mężowi. " Chyba będziemy musieli kupić sowę. U nas listy wysyłało się skrzynką na pocztę." Zmartwiła się kobieta.
Mężczyzna usiadł z teatralnym wyrazem zawodu na twarzy. " A miało nie być dzisiaj gości na kolacji." .
~~*Zmiana*~~
"Witam wszystkich znajdujemy się Obecnie na ulicy pokątnej. " powiedziała Starsza kobieta ubrana w długą zieloną suknię z poprzedniej epoki." Ja nazywam się profesor Mcgonagall i jestem zastępcą dyrektora w szkole magii i czarodziejstwa w Hogwarcie. jestem dziś tutaj żeby przygotować was i przede wszystkim państwa dzieci do rozpoczęcia nauki w naszej szkole. Zestaw podstawowy jaki wszyscy państwo wykupili dla swoich dzieci będzie już czekał na nich na miejscu. do tego pozostaje tylko zakupić różdżkę, zwierzę oraz ubrania. Oczywiście przypominam że że posiadanie miotły jest zabronione dla uczniów pierwszego roku. " Powiedziała kobieta do zebranej gromadki nowych uczniów i ich rodziców stojących za pociechami w półkolu. nie mniej, ale i bardziej przerażonych niż same dzieci.
Po omówieniu podstawowych spraw i odpowiedzeniu na wiecznie niekończące się pytania rodziców profesor pokazała renomowane sklepy z potrzebnym asortymentem magicznym i poinstruował jak dostać się na peron 9 3/4 . Następnie pożegnała się i podeszła do rodziny Macintosh.
" Proszę państwa w waszym przypadku sytuacja się trochę różni. pakiet podstawowy będzie po prostu zawierał przedmioty potrzebne synowi na trzecim roku jego nauki." powiedziała spoglądając na rozkładającego się ciekawie wokół chłopca, po czym przeniosła wzrok na jego matkę." Czy jeszcze mogę państwu w czymś pomóc? "
" Nie nie trzeba poradzimy sobie." odpowiedziała kobieta "Dorastałem w rodzinie gdzie praktykowało się magię, więc chociaż sama nie umiem się nią posługiwać, to wiem co nieco o zasadach tego świata "
" Rozumiem." wiedźma kiwnęła porozumiewawczo." Tak więc widzimy się w szkole młody człowieku życzę ci szczęśliwej i spokojnej podróży. Mam nadzieję że poznasz wielu nowych przyjaciół na całe życie w naszej szkole."
Następnie rozpoczął się w szał zakupów dowodzony przez matka chłopaka a a ojciec tylko trochę mniej nieszczęśliwy niż na zwykłych zakupach targał pakunki Druhny w ramce wielkości reszcie uczniów z pierwszego roku. jedynie przy zakupie miotły oraz zwierzęcia odważył wygłosić swoje zdanie. w szczególności w drugim przypadku gdy kobieta stwierdziła że kategorycznie muszą zakupić ptaka by móc komunikować się listownie z synem. właśnie wtedy ku wielkiej radości chłopaka stwierdził że nie tylko sowy mogą nosić listy i zaproponował rozważenie także innego ptactwa.
Po obejrzeniu dostępnych ptaków dla uczniów w Hogwarcie Matthew wybrał sokoła pamiętając tego ptaka z odwiedzin u dziadka na wsi podczas w swoich wakacji.
był to piękny zwierz o bystrym spojrzeniu i pięknie komponującym się upierzeniu, w ciemnobrązowe oraz jaśniejsze pióra z cętkami na piersi.
Po rytualnym nadaniu imienia "Śmig" nowemu towarzyszowi, kobieta zatrzymała się przed sklepem z różdżkami Olivandera.
"Kupimy ci jeszcze różdżkę synu" zdecydował kobieta.
"Ale ja przecież mam pierścień po co mi różdżka" zapytał zdziwiony chłopak. Nie specjalnie widziało mu się uczyć od nowa posługiwania się magicznym przedmiotem.
"Posłuchaj mamy synu. Powinieneś mieć możliwość czarowania zarówno poprzez pierścień, jak i za pomocą różdżki. Zawsze lepiej mieć asa w rękawie.
" Ale, że co tato? spojrzał na ojca wielkimi oczami, teraz już naprawdę zdziwiony chłopak.
"Danielowi chodzi o to żebyś nie wyróżniał się za bardzo w tłumie oraz, że w szkole to różdżka jest wymagana. To posługiwanie się właśnie nią będzie oceniane. Powiedziała szybko kobieta nachylając się do syna i biorąc go za rękę wprowadziła do sklepu.
Wewnątrz siedział za ladą sklepu siedział starszy chuderlawy mężczyzna z resztkami w siwych włosów po bokach oraz spiczastym nosem. Za sprzedawcą rozciągała się istna dżungla półek, pudeł, pojemników oraz stosów kartonów poukładanych na podłodze. Czuć było w powietrzu zapach kurzu i starego drewna.
" Witam W czym mogę pomóc. zapytał sprzedawca
"Chcielibyśmy kupić synowi różdżkę". powiedziała kobieta popychając syna w stronę wyschniętego sprzedawcy
"Dobrze chłopcze, jaką różdżkę miałeś wcześniej, bo widzę że pierwsza roczniakiem nie jesteś. "
Jakie wielkie było zdziwienie rzemieślnika, kiedy dowiedział się, iż chłopak nie posiada jeszcze różdżki. Wytłumaczył mu, iż w jego poprzednim kraju używa się pierścieni. Czarodzieje z wschodniej europy, której architektura nie tylko zwykłego, ale i magicznego świata została dotkliwie zniszczona podczas licznych wojen, odeszli od typowych różdżek uznając je za niepraktyczne z powodu ich kruchej konstrukcji. Jedni woleli zostać przy rytualnych ostrzach, używanych do nie wszędzie akceptowalnych czarów, lub przeszli na odporniejsze i łatwiejsze w przechowywaniu pierścienie.
"Proszę, niech pan sam zobaczy."położył swój pierścień z czarnego metalu z ametystem przed starszym człowiekiem, a ten wziął go ostrożnie do ręki i bacznie oglądał. Przyglądał się przykładając wielką lupę spod lady, z zainteresowaniem sprawdzał zdobienia kształcie wężowego smoka trzymającego w pysku kamień, który podtrzymuje ogonem.
"Wspaniały. Dawno czegoś takiego nie widziałem w moim sklepie. Wyczuwam smocze serce, srebro alchemiczne i mroczną stal oraz mithril."
" Prawie. To nie jest mroczna stal i mithril. To darkaris. Stop mrocznej stali z mithrilem w płomieniach występującego w naszych górach gatunku smoka cienia. Tak przynajmniej opowiadał dziadek." westchnął ciężko, po czym dodał. "Widzi pan, jako, że w Hogwarcie uczą magii posługując się różdżką, muszę więc ją mieć. Nawet jak odziedziczyłem magiczny pierścień, który potrafi zmienić się w sztylet rytualny. A dziadek mówił, że to wszystko czego do praktykowania magii potrzebuję."
"Jakie jest słowo klucz" zapytał sprzedawca ciągle wpatrując się w przedmiot.
"Somnium draco". I gdy tylko wypowiedział te słowa ciemnopomarańczowy Runy pojawiły się na pierścieniu. Powtórzył za nim jeszcze dwukrotnie sprzedawca, a pierścień przybrał kształt jednosiecznego sztyletu ze zdobieniami w kształcie smoka oraz kamieniem szlachetnym jako głownią.
" Widzi pan, jakby biegał tak po szkole i wymachiwał tym na lewo i prawo, to komuś może oko wydłubać." Wtrąciła się stanowczo kobieta.
" To kawał dobrej starej magii. Prawdziwie królewski przedmiot. Może być bardzo niebezpieczne w rękach niedoświadczonego czarodzieja." powiedział ostrożnie po zbadaniu artefaktu.
"Nie od razu królewski. Nigdy nie mieliśmy króla w rodzinie, ale w historii naszego kraju był taki moment, gdzie bogactwa wielkich rodów przekraczały to co posiadały niektóre kraje. Wtedy każdy w rodzie miał takie pierścienie, teraz już stają się rzadkością, to prawda." Chłopak dumnie chwalił się swoimi korzeniami, nie bacząc na dezaprobatę w spojrzeniu matki. " Oraz, tak wiem, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Odpowiedział Matthew cytując ze znanej mugolskiej popkultury.
" Dobrze. Tutaj wystarczy jakakolwiek różczka ze smoczym rdzeniem, która będzie kompatybilna z pierścieniem. " powiedział zagłębiając się w zakurzone regały. Jest tak, ponieważ pierścień jest związany z właścicielem. Wpływa on na różdzkę zmuszajac do posłuszeństwa, aczkolwiek ja i tak dobiorę ci odpowiednią. Nie mogę pozwolić by ktoś wyszedł z mojego sklepu z niekompatybilną różdżką.
Wrócił po chwili z pełnym kartonem mniejszych pudełek. Wyciągnął kilka i wypakował z nich różdżki. Oddał pierścień chłopakowi i kazał mu go założyć a następnie przesunąć otwartą ręka nad różdżkami. w połowie w ruchu jedna różdżka zatrzęsła się i wskoczyła chłopakowi do dłoni.
" Dąb i włókno ze smoczego serca. 13 cali." poinformował starzec . " I życzę powodzenia w nowej szkole".
~~*Zmiana*~~
Na peroni ¾ panował istny gwar i szaleństwo niczym na przedświątecznych zakupach w biedronce. Matthew czył się prawie jakby wrócił do kraju. Rodziny spotykały się ze znajomymi i krewnymi zbijając się w duże grupy na środku peronu nie pozwalając uniknąć przeciskania przez tłumy. "Na szczęście wielki i załadowany wózek bagażowy robi swoje." Pomyślał chłopak na wielkiego parszywego szczura, z zadowoleniem słysząc ohydny pisk.
Mat zatrzymał się i nachylił nad wijącym się w bólu zwierzem. Zastanawiał się czy dobić go zawracając wózek raz jeszcze, czy po prostu kopnąć go pod pociąg, by tam zdechł.
" Parszywek. Tu uciekłeś, ty niegrzeczna świnio. " Powiedział rudy piegowaty chłopak, który niespodziewanie wyłonił się z tłumu i z uśmiechem na ustach podniósł niedoszłego trupa. " Wielkie dzięki koleś, za to że go znalazłeś i chciałeś mu pomóc."
" Nie ma sprawy." odpowiedział niewinnie Mat, starając się zachować wyraz zdziwienia.
Chłopak przedstawił się jako Ron Weasley, uczeń trzeciego roku. Mat stwierdził, że warto skorzystać z okazji zdobyć pierwsze znajomości w nowej szkole. Na szczęście szczurołap okazał się być gadatliwy i zawierający łatwo znajomości. Już zaprosił go do swojego przedziału, gdzie siedział ze swoimi znajomymi przed wyruszeniem na poszukiwania szczura. Szczególnie na to nalegał, gdy dowiedział się, iż jest nowy w szkole .
Po pożegnaniu się z rodziną i złożenia wielu obietnic, iż na pewno poszuka zasięgu mimo informacji o niedziałaniu urządzeń niemagicznych w szkole, spakował bagaże do luku bagażowego i udał się w kierunku wagonu, z którego wymachiwał poznany wcześniej rudzielec.
W środku panował chaos. Płacz, śmiech i ujadanie zwierząt. W przedziałach siedzieli uczniowie w różnych proporcjach, ale przeważała tu pewna grupa wiekowa. Od czasu do czasu, ktoś wybiegał jeszcze w pośpiech po coś z pociągu, a jacyś starsi uczniowie próbowali coś bez entuzjazmu nadzorować.
Wreszcie dotarł do przedziału, gdzie Ron oraz dwójka innych studentów w tym samym wieku rozmawiali o czymś zawzięcie, a jakiś mężczyzna w płaszczu spał w kącie z kapeluszem nasuniętym na twarzy. Dziewczyna miała długie brązowe włosy trzymała książkę na kolanach. Chłopak raczej chudy z czarnymi lekko zwietrzonymi włosami oraz okrągłymi okularami na nosie. Wydawał się wręcz przyjmować reprymendę od żywo gestykulującej dziewczyny.
" Hej słuchajcie" wstał Weasley i pokazał na wchodzącego, przykuwając uwagę pozostałej dwójki. " To jest Mat i nie zgadniecie z jakiego domu jest, ten koleś. " Zaprezentował go pewnym głosem chłopak, a para przyglądała się mu. W szczególności dziewczyna.
Uśmiechnąwszy się, przedstawił się i usiadł naprzeciwko rudego, a obok okularnika, który przedstawił się jako Harry Potter. Wydawał się nawet oczekiwać jakiegoś komentarza, więc Mat wydobył z siebie tylko ciche miło mi na odczep. Dziewczyna nadal się w niego wpatrywała gdy wyciągnęła rękę i zapytała czy zmienił fryzurę i nazwisko. Zbity z tropu zaprzeczył.
" Jesteś z Hufflepuff czy tak?" po czym dodała wskazując na siebie. " Ja, Hermiona Granger".
"Nie nie jestem." Odpowiedział ku wielkiemu zdziwieniu dziewczyny. " A przynajmniej na razie to stwierdzenie ciągle jest prawdą.
Hermiona od razu zaskoczyła i wciągając powietrze wydyszała. " Więc jesteś nowy. Dla tego nie mogłam cię rozpoznać. Znam prawie wszystkich ze studentów. Skąd jesteś. Gdzie wcześniej chodziłeś do szkoły. Do magicznej szkoły prawda? Bo jak inaczej mieliby cię dać od razu do trzeciego roku. " Zarzuciła go pytaniami, nie dając czasu na odpowiedź.
Obaj chłopcy wyglądali na wyraźnie zadowolonych ze zmiany tematu, w szczególności Harry. Słuchali więc jak opowiadał jak to przeniósł się tutaj ze wschodniej europy. Gdzie magii uczą tylko w małych grupach na cyklicznych zjazdach oraz w kręgach magicznej rodziny. Towarzysze zadawali często pytania przerywając mu. Odpowiadał starając się nie poruszać tematów, w taki sposób, by mógł im później powiedzieć. że po prostu o to nie pytali. Opowiedział im o swoim pochodzeniu. Jak to jego matka była jedynym dzieckiem starego rodu czarodziejów, jednak urodziła się bez magicznych zdolności, ale jednak moc się w nim objawiła mimo ojca-nie-czarodzieja.
W zamian oni opowiedzieli mu o sobie, chociaż, Potter był trochę powściągliwy w sobie, jednak w końcu wspomniał, że jest sierotą i mieszka z wujostwem. Dalej snuli opowieści o szkole, nauczycielach i innych uczniach. W szczególności kazali mu uważać na Draco Malfoya ze Slytherinu, nazywając go podłym niegodziwcem. Ron ostrzegł go także o swoim starszym rodzeństwie. Bliźniakach Freda i Georga, którzy znani byli jako najwięksi pranksterzy w Hogwarcie.
Podróżowali tak, rozmawiając umacniali znajomość. Mat w duchu dziękował, iż nie zabił tego szczura, bo dzięki temu trafił na chyba najbardziej przyjaznych ludzi w szkole. Ku jego zaskoczeniu, okazało się, iż nie tylko on ma zapasy prowiantu w na całą podróż w dwie strony. Również rudy miał stos kanapek przygotowanych przez matkę. Z ich grupy tylko Harry nie miał nic uszykowanego, więc Mat i Ron zrobili użytek ze swojego nadmiaru. Chłopak odwdzięczył się im później kupując cały stos różnych słodyczy z przejeżdżającego wózka z łakociami.
Na nieszczęście Mata, trafił na smak starej ryby już za pierwszym podejściem. Zmusiło go to do zapoznania się z lokalną łazienką. I tu znów przeżył zaskoczenie. W na całym przebytym odcinku nie zauważył nikogo pijanego, ani pustej butelki po piwie. Zdziwiło go to w jednakowym stopniu, jak i przeraziło. "Albo to kraj czyściochów, albo abstynentów. Nie wiem co gorsze." Chciał jeszcze sprawdzić okolice starszych roczników, jednak zrezygnował, bojąc się spotkać lokalnych łobuzów.
Gdy już znakomita większość pociągu posnęła z wycieńczenia, w ich przedziale siedziała tylko Hermiona czytając książkę, przy unoszącym się nad głową magicznym światełkiem, mimo uciążliwego chrapania Rona.
Noc biegła spokojnie, kiedy to niespodziewanie na szybach pociągu pojawił się szron. Zza okna widać było niewyraźnie zbliżającą się sylwetkę w długim postrzępionym płaszczu. Powoli przez uchylone okno wejrzała do środka i skupiła swoją uwagę na Harrym, zdawała się wręcz zasysać jego obecność. Temperatura stawała się coraz niższa , aż w pewnym momencie obudził ich przerażający krzyk.
"NIE" wykrzyczał Potter z całych sił tracąc przytomność i opadając na fotel.
" Expecto Patronum" rzucił śpiący dotychczas mężczyzna, a z różdżki, którą miał skierowaną w stronę okna wyskoczył jasnobłękitny blask, który momentalnie ogrzał pomieszczenie i odrzucił czarną postać.
Mat i Ron obudzili się wystraszeni spoglądając dookoła. Hermiona pochylała się nad Harym wraz z człowiekiem, który go uratował.
"Harry, Harry jak się czujesz? Słyszysz mnie? " pytał sprawdzają stan chłopaka.
Po uspokojeniu się, gdy okazało się, iż chłopak jednak dojedzie żywy do szkoły przedstawił się jako Remus Lupin, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią.
" To byli dementorzy Harry." wyjaśnił na pytanie Harrego o to, co go zaatakowało. " To stworzenia żywiące się ludzkim cierpieniem, zdolne pożreć duszę swym pocałunkiem. Pilnują one więzienia. Najgorszego ze wszystkich, Azkabanu."
" Ale czemu one tu są?" Zapytał Mat, gdy reszta wymieniła się tylko spojrzeniami.
" Ponieważ Syriusz Black, znany zabójca i szaleniec uciekł z Azkabanu i istnieje szansa, iż się zjawi w Hogwarcie." Odpowiedział nauczyciel.
" On jest zwolennikiem Voldemorta. Chce mnie dorwać" Odpowiedział Harry grobowym tonem.
"Heeh" zaczął Mat, ale szybko przestał gdy dotarło do niego, że nowy kolego nie żartuje" Lol, ty tak na serio. Niby co w tobie jest takiego, że jakiś świr-morderca chce cię sprzątnąć, a rząd wysyła jakieś upiory by cię chronić, co nomen omen prawie cię zabija."
I powiedzieli mu. Stwierdziwszy, iż lepiej powiedzieć mu prawdę, iż zostawić go na pastwę kłamstw Malfoya. Matt więc słuchał i słuchał, licząc na to, iż to tylko jakieś żarty, a legendarni bracia bliźniacy Rona zaraz wyskoczą z ukrytą kamerą. Gdy skończyli żałował, że nie dobił tego głupiego szczura.
To mój pierwszy twór, więc jak coś kogoś bije po oczach to jestem otwarty na konstruktywną krytykę.Yep, zrobiłem parę pierwsze, wyprawka. Czarodzieje nie mają tylu szkół co zwykli "śmiertelnicy", więc co w tym trudnego dojść do jakiegoś porozumienia ze sprzedawcami z ulicy pokątnej by wyjść naprzeciw czarodziejom pierwszej generacji? Szczególnie, że na Pokątnej są dwie księgarnie na krzyż.Po drugie, jak do tego mogło dojść, że wpuścili dementora do szkolnego transportu. Cholernego dementora, który ma za zadanie zabijać i torturować największych zakapiorów ze świata magii, do pociągu bez ochronny jakiegokolwiek wykwalifikowanego personelu. Nawet Lupin wspominał, iż patronus to zaklęcie wykraczające poza powszechny standard umiejętności czarodzieja. Toż, gdyby go tam nie było, to dementor podjadwszy na duszy Harrego przeszedłby do następnych, aż nie zmieniłby pociągu szkolnego w pociąg widmo.
