Od autorki: Cześć :) Przez pierwsze 2-3 rozdziały akcja będzie rozgrywała się bardzo szybko, będzie to jedynie zarys historii, na której będę budowała dalsze losy bohaterów. Nie martwcie się, z następnymi rozdziałami akcja będzie dużo bardziej szczegółowa. W tym rozdziale dowiecie się również, że w mojej historii Bellatriks Lestrange nie została zabita przez Molly. Ten fakt wykorzystam dużo później w moim opowiadaniu. Zaprazsam do czytania i komentowania- komentarze motywują :)


PROLOG

Jeśli sytuację po wojnie rozpatrywać pod kątem osiągnięć, to miała się ona bardziej „dobrze", niż „źle". Mimo czasu, jaki upłynął od walk, nadal brzmi to niemal absurdalnie: „Voldemort został pokonany". Jak ktoś, kogo imienia bał się wymawiać cały czarodziejski świat, mógł zostać pokonany? Jak postać tak potężna mogła ponieść klęskę? Była to jednak najprawdziwsza prawda, wszystko na to wskazywało. Czarny Pan skonał na oczach całego Hogwartu. Śmierciożercy, którzy dotąd panoszyli się po ulicach miasta i korytarzach Ministerstwa czmychnęli, pozostawiając czarodziejskiej społeczności miejsce, na odbudowanie świata od podstaw. Na wprowadzenie nowego porządku.

Przez parę tygodni po zakończeniu wojny wydawało się, że szczęście nie zagości na twarzach weteranów jeszcze przez jakiś czas. Właściwie, żałoba nie była aż tak istotnym czynnikiem wpływającym na nastroje panujące wśród czarodziejów. Liczono się z tym, że każdy może zginąć. To co dotknęło wszystkich, bez wyjątku, był swojego rodzaju szok powojenny. Byli tacy, którzy znosili go całkiem dobrze, jak Harry i Hermiona. Ale byli też i tacy, u których sytuacja przedstawiała się gorzej. Ron nie radził sobie tak dobrze jak jego przyjaciele. Nie, to zbyt duże niedomówienie- Ron nie radził sobie wcale. Wyglądało to tak, jakby wyparowała z niego wola życia. Nie czuł głodu, więc jadł tylko wtedy, kiedy ktoś podłożył mu jedzenie pod nos. Nie potrzebował towarzystwa, więc całymi dniami leżał na łóżku i nie robił dosłownie nic. Wegetował. Nie było nikogo, z jego bliskich, kto nie próbował przywrócić go do życia, nawet Hermiona poniosła sromotną klęskę. Po kilku tygodniach i ona przestała walczyć. W momencie, kiedy wspomnienia nie były już takie żywe w pamięci przyjaciół rudowłosego, kiedy koszmary nie spędzały im już snu z powiek każdej nocy, Ron wciąż krzyczał przez sen, lunatykował i patrzył na wszystko i wszystkich spode łba. Gryfonka nie miała siły, żeby dłużej walczyć. Przynajmniej nie jako ukochana. Może za bardzo ją to bolało, że życie jej chłopaka zostało sprowadzone do stanu wegetacji, może tak było jej wygodnie, a może straciła nadzieję? Sama nie była pewna. Wiedziała tylko, że chce aby Ron wyzdrowiał, ale nie potrafi już myśleć o nim w tak intymny sposób,jak kiedyś. Weasley skutecznie ją od siebie odsunął. Nieraz wypłakiwała się Potterowi w ramię, mówiąc o nadziejach, jakie wiązała z końcem wojny, o tym, że planowała z Ronem przyszłość. Harry nie obwiniał jej za to, że w końcu przestała go kochać, w ten romantyczny sposób. Rozumiał, podobnie jak Ginny i reszta rodziny.

Była też kwestia Severusa Snape'a. Do pewnego momentu mało kto o nim pamiętał, z prostego powodu- było niewielu, którzy wiedzieli o jego heroicznej walce po dobrej stronie. Niewielu też wiedziało, że czarodziej w ogóle przeżył. (Niewielu, a dokładniej tylko Potter i Granger). Jego ciała nie znaleziono, więc oficjalnie był zbiegiem, jednak plotka rozeszła się o tym, że Voldemort go wykończył. Większość była przekonana o jego śmierci. Gdyby jednak Mistrz Eliksirów postanowił wyściubić choć czubek swego dużego nosa za drzwi swojej kryjówki, prawdopodobnie z miejsca zostałby aresztowany i odprowadzony do Azkabanu. Razem z Bellatriks Lestrange byli najbardziej poszukiwanymi śmierciożercami w czarodziejskiej Anglii. Zaszył się więc w nikomu nieznanej kryjówce i prowadził bardzo, ale to bardzo nudne życie odludka. Była to egzystencja tak pusta, że Severus byłby się zabił, gdyby nie resztki dumy, które zachował. Dumy, która wmawiała mu, że obecna imitacja życia, którą wiedzie, jest karą za jego "grzechy". Egzystował więc, przyzwyczajony już do samotności, przyzwyczajony do cowieczornej sesji ze starym, wysłużonym fotelem, trzaskającym w kominku ogniem i butelką Ognistej