To jest mój pierwszy ff. Na razie wstawiam tylko prolog. Nie jest to wybitny tekst, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Akcja fanficka dzieje się po piątym tomie. Postanowiłam wskrzesić Syriusza, a zamiast niego zabić inną postać... Ale w sumie wszystkiego dowiecie się za moment. Nie wiem jeszcze ile rozdziałów będzie posiadał mój ff.
PROLOGUE
Dzień zmierzał ku końcowi. Deszcz nieustannie bębnił w okiennice domu przy Grimmuald Place 12, a uliczne lampy powoli rozgrzewały swoje stare żarówki. W jednym z licznych pokojów rezydencji należącej do rodu Blacków, na dużym, zakurzonym łożu z baldachimem siedział skulony mężczyzna. Długie, splątane, czarne włosy sięgały mu do pasa, a pociagłą, niegdyś przystojną twarz szpecił od kilku dni hodowany zarost. Syriusz wyglądał na zmęczonego i zaniedbanego. W ręku trzymał pogniecioną fotografię przedstawiającą czterech roześmianych chłopaków. Westchnął cicho a po jego policzku spłynęła łza. Od czasu śmierci Remusa był całkowicie przybity, stracił bowiem po raz kolejny najlepszego przyjaciela.
- Już tylko ja ostałem na tym świecie – powiedział sam do siebie.
Minął dokładnie miesiąc od czasu bitwy w Departamencie Tajemnic, podczas której zginął Remus Lupin, najbliższy konfrater Blacka, jego bratnia dusza, powiernik wszystkich sekretów. Choć Syriusz został oczyszczony ze wszelkich zarzutów postawionych mu 15 lat temu i jednocześnie przestał być kryminalistą w oczach Ministerstwa Magii jakoś nie potrafił doświadczać radości z tego powodu. Czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Członkowie Zakonu delikatnie odsunęli się od niego, jak podejrzewał z powodu jego zmiany charakteru. Stał się gburem i ignorantem, ot co. Jego dom nadal był kwaterą główną, on sam przestał angażować się w sprawy Zakonu. W dodatku Dumbledore uznał, że pomysł, jakoby Harry miał zamieszkać ze swoim ojcem chrzestnym jest niezbyt rozsądny, ponieważ na Privet Drive, Potter miał mieć zapewnioną lepszą ochronę.
Syriusz był całkowicie sam.
- Syriuszu, mógłbyś tu zejść na moment? – rozległ się donośny głos Molly Weasley
Black niechętnie zwlókł się z łóżka. Miał na sobie pamiętające jeszcze czasy Hogwartu, sfatygowane jeansy i wymięty, czarny podkoszulek. Czuł od siebie gorzki zapach wódki i woń mentolowych papierosów. Jestem odpychający – pomyślał. Sięgnął po leżący na mahoniowej szafce nocnej klucz i otworzył dębowe drzwi prowadzące na korytarz. Powlókł się w stronę klatki schodowej i zbiegł po stopniach. Jego oczom ukazał się nie kto inny, tylko dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore.
- Witaj Syriuszu – uśmiechnął się dobrodusznie
Black zmarszczył brwi. A ten co tu robi? Przyszedł mnie pocieszać? Żałosne.
- Dzień dobry profe... Albusie. Co sprowadza Cię w moje skromne progi? – zapytał z przekąsem
- Cóż, dzisiaj ma się odbyć spotkanie Zakonu... A przy okazji chciałem z Tobą porozmawiać.
- Chyba nie za bardzo jestem dziś skory do sentymentalnych pogaduszek – mruknął – Chyba nigdy nie będę.
- To nie mają być sentymentalne pogaduszki. Uwierz mi Syriuszu, ja też kiedyś straciłem kogoś ważnego, mogę Ci naprawdę pomóc...
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy – warknął Black – Dlaczego wszyscy na siłę usiłujecie mnie pocieszyć? Chcę być sam.
I z powrotem wspiął się po drewnianych, niemiłosiernie skrzypiących schodach. Wbiegł do pokoju i zamknął go na klucz. Rzucił się na łóżko.
Chcę być sam.
Łzy znów pociekły mu po policzku. Znowu musi to przechodzić. Tak jak 15 lat temu, kiedy zginął James. Zresztą wtedy stracił dwóch przyjaciół.
- Izolowanie się od świata to nie jest sposób na złagodzenie bólu – rozległ się głos Dumbledore'a
Syriusz podniósł głowę. Dyrektor stał na środku jego pokoju i przyglądał mu się zatroskanym wzrokiem.
Black nawet nie miał siły się wykłócać. Opadł z powrotem na poduszkę i zamknął oczy.
- Właściwie to nawet nie przyszedłem się pocieszać, mój drogi. Jest pewna delikatna sprawa i miałem nadzieję, że pomożesz mi się z nią uporać - odrzekł Dumbledore
- Nie sądzę, żebym był osobą zdolną do rozwiązywania Twoich problemów – prychnął Syriusz
- To nie jest mój problem. To jest problem niejakiej Nimfadory.
Co? Tonks? Moja kuzynka? A jakie ona może mieć problemy?
- Ekhm... Tonks? – spytał zdziwionym głosem Łapa
- Nie wiem czy powinienem Ci o tym mówić, ale Tonks łączyły z Remusem pewne głębsze uczucia – zmieszał się Albus – On był jej bardzo bliski.
- Nie wiedziałem o tym nic – stwierdził Syriusz, mrużąc oczy
- Z nią jest teraz gorzej niż z Tobą. Co prawda, sprawia pozory zrównoważonej emocjonalnie, przychodzi na spotkania Zakonu i wypełnia wszystkie zlecane jej zadania, ale w głębi duszy jest złamana.
- Przykro mi – Black wzruszył ramionami – Ale co to ma wspólnego ze mną?
- Pomyślałem sobie – rozpoczął Albus, siadając na brzegu łóżka – Że może Nimfadora mogłaby zamieszkać u Ciebie przez parę miesięcy. Byliśmy o nią spokojniejsi, że nie popełni żadnego głupstwa, jeśli wiesz o czym mówię.
Syriusz doskonale wiedział, bo nieraz takie głupstwo rozważał.
- Poza tym jest Twoją kuzynką i może jeśli oboje spędzilibyście trochę czasu, łatwiej byłoby się Wam otrząsnąć. W końcu przeżywacie to samo – dodał Dumbledore.
Wąchacz zastanawiał się przez moment. Tonks przy Grimmuald Place? Ona pasowała do tego domu jak wół do karety. Ale jest moją kuzynką. Jednym z nielicznych członków mojej rodziny nie mającej tej chorej obsesji na punkcie czystej krwi. Poza tym Remus by tego chciał. Tak, to dobry pomysł, zgodzę się.
- W porządku – mruknął tylko w stronę swojego dawnego profesora i wbił swój wzrok w fantazyjnie udrapowaną, poszarzałą firankę.
Po chwili Dumbledore zniknął, a Syriusz ponownie został sam, ze swoimi nostalgicznymi myślami.
Chcę być sam.
